HFM

artykulylista3

 

Grado RS1e

018 027 Hifi 11 2019 010Joseph Grado zbudował od podstaw markę rozpoznawalną na całym świecie. Jego produkty są dostępne na wszystkich kontynentach. Zyskał międzynarodową popularność i uznanie, ale na szczęście woda sodowa nie uderzyła mu do głowy.
Grado pozostaje firmą rodzinną, wierną założeniom i ideom z początków działalności. Nie wpadła w pułapkę pozornego rozwoju, przejawiającego się wprowadzaniem „rewolucyjnych nowości” co pół roku. Zamiast tego oferuje niepowtarzalny produkt z duszą, wykonywany ręcznie w niewielkim zakładzie na Brooklynie.


W 1996 roku świat hi-fi wyglądał zupełnie inaczej, zwłaszcza w przypadku słuchawek. Cenę 1000 zł uważano za wygórowaną i oczekiwano za nią produktów albo high-endowych, albo dla zamożnych profesjonalistów, bo większość studiów szukała tańszych rozwiązań. Potentaci, jak Sennheiser, Beyerdynamic, AKG czy Shure za tę kwotę oferowali modele flagowe. W kręgach audiofilskich brylowały marki takie jak Sony. Tak zwani „normalni ludzie” nie przeczuwali nawet, że słuchawki wkrótce staną się elementem garderoby noszonym równie często jak rękawiczki. Dzisiaj nauszniki za kilka tysięcy nikogo nie dziwią i jeżeli kogoś na nie stać, to – proszę bardzo – nawet wypada się pochwalić dobrym gustem. Słuchawki Grado pasują tutaj jak ulał. Na ich wizerunek składają się drewno, ręczna robota i magia specjalistycznej marki z najwyższej półki. Oraz fakt, że nie da się ich pomylić z żadnymi innymi.

018 027 Hifi 11 2019 001 Pałąk obszyty skórą.


Historia i oferta
Rok 1996 pojawił się tu nieprzypadkowo – właśnie wtedy Grado wprowadziło do oferty RS1. Nie, to nie pomyłka – ten model ma już ponad 20 lat, a mimo to nie stracił nic ze swojej oryginalności i klasy. W tamtym czasie miały to być pierwsze słuchawki klasy hi-end dla masowego odbiorcy. Grunt pod realizację tego ambitnego zamierzenia firma zaczęła przygotowywać już siedem lat wcześniej, kiedy to powstały legendarne HP1000. Pomimo wysokiej ceny (ponad 1000 dolarów w 1989 to nie były przelewki) cieszyły się powodzeniem wśród profesjonalistów. Miały wówczas tylko jednego konkurenta – Sony MDR-R10 za 2500 USD. Japoński koncern uznawano wtedy za lidera innowacji, więc mógł sobie pozwolić na podobne ekstrawagancje. To ośmieliło także Sennheisera, który w 1991 zaprezentował Orpheusa. Część słuchaczy uznała jednak, że pomimo abstrakcyjnej ceny daleko mu do elektrostatycznego pierwowzoru, czyli Staksa.
Konkurowanie z potentatami o ustabilizowanej pozycji było dla Grado dużym wyzwaniem. Mimo to Joseph poszedł na całość. Miał doświadczenie w konstruowaniu wkładek gramofonowych i ręce nawykłe do zegarmistrzowskiej roboty. Opracował własny przetwornik, na bazie którego najpierw zadebiutowała profesjonalna linia HP, a w 1991 zaatakował budżetowy (jak na Grado) segment linią SR. Rok 1996 przyniósł opisywane RS1, a wkrótce ich nieco tańsze wydanie – RS2. Tamta oferta dziś wygląda identycznie.
Na dole cennika znajdują się SR-y (SR60e – 430 zł, SR80e – 550 zł, SR125e – 790 zł, SR225e – 1030 zł, SR325e – 1490 zł). Wyżej mamy RS-y (RS2e – 2860 zł, RS1e – 3380 zł). Szczytowa obecnie linia „cywilna” to Statement, czyli GS (GS1000 – 4750 zł, GS2000 – 6800 zł), która niedawno wzbogaciła się o flagowy model GS3000. Jego cena w Polsce jeszcze nie jest znana, ale powinien kosztować około 30-40 % więcej niż GS2000.

018 027 Hifi 11 2019 001 Muszle wytoczone z mahoniu.
Mocowanie na aluminiowym
pierścieniu.


Oczko wyżej plasuje się seria profesjonalna, zbudowana na bazie podobnych przetworników, osadzonych na takich samych pałąkach. Podstawową różnicę stanowią metalowe muszle, które powodują, że słuchawki wydają się bardzo ciężkie. Linia PS obejmuje trzy modele: PS500e za 3080 zł, PS1000e za 7990 zł i PS2000e za 12840 zł. Ten ostatni to chyba najlepsze słuchawki, jakie słyszałem (no, może jedne z trzech najlepszych, które stawiam na równi).
Najnowsza oferta to oczywiście słuchawki dokanałowe (iGe3 – 399 zł, GR8e – 1460 zł, GR10e – 1620 zł). Jedyne bezprzewodowe Grado to GW100, na razie niedostępne w Polsce, ale można je sprowadzić na zamówienie, zanim na dobre trafią do cennika importera.
Litera „e” na końcu symboli oznacza najnowszą modyfikację. W przypadku RS1e miała ona miejsce trzy lata temu. Postęp techniczny w przypadku Grado jest powolny. Nie bez przyczyny, skoro poprzednia wersja RS1 przez 20 lat z powodzeniem konkurowała z najlepszymi słuchawkami innych firm.
Ceny wydają się wysokie, ale nie zostały wzięte z sufitu. Wygląda na to, że producentowi zależy na długoterminowym zadowoleniu klienta. Na jakiej podstawie to wydumałem? Kosztu akcesoriów. Zapasowe poduszki to, w zależności od linii, od 35 zł do 75 zł. Kable (jedne z najporządniejszych słuchawkowych na rynku): 160 zł za przedłużacz zakończony złoconymi wtykami.

018 027 Hifi 11 2019 001 Oznaczenia dla krótkowidzów.


Filozofia Josepha Grado do dziś jest obecna w poczynaniach firmy. Dobrym przykładem jest opakowanie RS1e. Na początku, na fali „wielkiego halo” związanego z audiofilskim zejściem pod strzechy, zadbano o didaskalia. Słuchawki dostarczano w pięknej drewnianej skrzynce, jak ma to w zwyczaju konkurencja. Cena RS1 w takim mundurze przekraczała 5000 zł. Trudno powiedzieć, czy pod wpływem krytyki, czy wyrzutów sumienia, Joseph szybko zrezygnował z luksusu i „jedynki” trafiły tam, gdzie reszta oferty: do tekturowego pudełka, niewiele lepszego od kartonu na pizzę. Wyrugowano też inne dodatki, w rodzaju kolorowej instrukcji obsługi. Klient dostaje kartki jakby przed sekundą wyciągnięte z kserokopiarki. Na samym pudełku znajduje się tylko kolorowa naklejka. Koszt opakowania został zbity niemal do zera, za to nie brakuje w nim przedłużacza i przejściówki, tym razem już bez śladu oszczędności. Efekt? Sprawdźcie cenę w tabelce poniżej. A później przypomnijcie sobie, jaką wartość miało pierwotne 5000 zł w 1996 roku, a jaką obecnie. Podoba się? Mnie – tak, ale rozumiem osoby, które będą zawiedzione brakiem pięknego i praktycznego pudełka na cenny przedmiot. Grado nie pozostawia ich samym sobie. Oferuje sztywne piankowe futerały, zapinane na suwak, w cenie około 200 zł, doskonale spełniające swoje zadanie i chroniące słuchawki w czasie transportu. Jeżeli komuś zależy na skrzyneczce z drewna, może ją dokupić za około 800 zł.
W dziale akcesoriów firma oferuje również podstawkę z giętej sklejki, przypominającą kształtem ludzką głowę. Zapewne widzieliście ją na wystawach, albo w salonach sprzedaży; być może żałowaliście, że czegoś podobnego nie można kupić. Otóż można, za 1000 zł. Zaznaczam jednak – to wszystko dla chętnych. Cena „gołych” RS1e obejmuje wszystko, co niezbędne; także przejściówkę i przedłużacz.

018 027 Hifi 11 2019 001 W RS1e wszystko wygląda
na delikatne. A tu „gniotsa
nie łamiotsa”.


Budowa
Bez niego RS1e mogą być partnerem do sprzętu przenośnego. Nie tylko zaawansowanych źródeł, ale też smartfonu, tabletu czy laptopa. W tej roli sprawdzą się nie tylko ze względu na impedancję 32 omów, ale także z uwagi na wielkość, masę, pewne osadzenie na głowie oraz wygląd. Dominuje dyskretna elegancja, z lekkim powiewem retro. Zaryzykuję stwierdzenie, że są to najlepsze (w odniesieniu do brzmienia i ceny) słuchawki, jakie można założyć „na wynos”, nie manifestując przy tym niczego. Sprawdziłem i wierzcie mi, warto je podłączyć do smartfonu, aby obejrzeć film albo koncert. Mimo oczywistych ograniczeń „źródła”, różnicę pomiędzy Grado a dokanałowymi bezprzewodowymi pchełkami za dowolne pieniądze słychać od pierwszej sekundy. I to jak! Niestety, coraz więcej producentów smartfonów rezygnuje z wyjścia 3,5 mm. O ile potrafię to zrozumieć w przypadku sprzętów budżetowych, to we flagowcach jest to trudne do uzasadnienia. Skoro dąży się do wysokiej jakości (a chyba żaden producent nie zaprzeczy, że jego flagowiec musi mieć świetny obraz i dźwięk), to trzeba mieć świadomość, że żadne słuchawki Bluetooth nie dorównają najlepszym konstrukcjom kablowym.
RS1e są kwintesencją słuchawek przewodowych, bo kabel sprawia wrażenie cięższego od nich samych. Grubaśny, nieporęczny, choć – na szczęście – elastyczny i niepodatny na plątanie. Nieprzypadkowo, bo w Grado zdają sobie sprawę, jak ważny jest przewodnik dla ostatecznej jakości brzmienia. W porównaniu z poprzednią wersją (bez „e”) zaszła tu istotna zmiana. Starszy drut był czterożyłowy, z niezbyt czystej miedzi, wykonany z chińskich surowców (swoją drogą, ciekawe, że firma się do tego przyznała). Nowy jest ośmiożyłowy (w najwyższych modelach serii GS i PS nawet dwunastożyłowy), co poprawia przewodzenie i umożliwia symetryzację połączenia. Sploty wykonano z grubszych drucików z czystej miedzi. Ma ona ponoć jednorodną strukturę wewnętrzną, osiągniętą na drodze wyżarzania i rozciągania. Poprawiono też izolację.

018 027 Hifi 11 2019 001 Dyfuzor, a za nim 50-mm
membrana.


Przewód został zamontowany do słuchawek na stałe, co akurat niespecjalnie mi się podoba. Ma długość 1,6 m i wtyk 3,5 mm. Przejściówkę na duży jack dostajemy w solidnym, złoconym wydaniu, a do niej możemy podłączyć 5-metrowy przedłużacz tej samej jakości. Jak widać, wartość samego „okablowania” jest nie do pominięcia.
RS1e to konstrukcja otwarta, nauszna. To oznacza, że poduszki nie otaczają małżowin, tylko do nich przylegają. W czasach debiutu „jedynek” to rozwiązanie było uznawane za niewygodne. Obecnie jest chyba najpopularniejsze, bo daje podobne efekty, jak słuchawki wokółuszne, a pozwala utrzymać niewielkie rozmiary. Problemem jest jedynie przyleganie do uszu. Na szczęście, nie musi być szczelne, jak w konstrukcjach zamkniętych.
Gąbki są chropowate i w pierwszej chwili nie budzą zaufania. Miałem jednak okazję używać RS1e blisko pół roku, w tym bardzo intensywnie w czasie wakacji. Przesłuchałem na nich kilkadziesiąt płyt, obejrzałem kilka sezonów seriali i sporo koncertów, więc jestem pewny swoich obserwacji. Grado są bardzo wygodne, zwłaszcza przy długim słuchaniu. Skóra się nie poci i szybko się przyzwyczajamy do ich obecności. Nie gniotą, nie spadają, a przy tym są głupotoodporne. Zdarzało mi się nawet w nich zasnąć, a mimo to nadal wyglądają tak, jakby dopiero zostały wyjęte z pudełka. Powinny więc przeżyć ze swoim posiadaczem wiele lat.
Jedyną wadą jest to, że poduszki łapią kurz i włosy. Dobrze, że ich wymiana po kilku latach nie będzie kosztowna.

018 027 Hifi 11 2019 001 W czymś takim na głowie
można się pokazać wszędzie


Muszle wytoczono z drewna mahoniowego. Robocizna jest precyzyjna, a słoje – piękne. Wrażenie psują trochę numery seryjne napisane flamastrem. Na szczęście, znajdują się pod poduszkami i widać je dopiero po demontażu. Z zewnątrz komorę akustyczną zakrywa stalowa siatka – plecionka z drucików pomalowanych na czarno. Z drugiej strony mahoniowy pierścień zakończono dyfuzorem. Za nim zamontowano gwóźdź programu, czyli 50-mm przetwornik dynamiczny konstrukcji Grado. Swoją drogą, tak duża membrana w tak małych słuchawkach to nie lada zaskoczenie. Z doświadczenia mogę powiedzieć, że każdy milimetr średnicy jest cenny i wpływa na dynamikę i bas. O membranie i magnesie wiemy niewiele; Grado nie dzieli się szczegółami.
Muszle są mocowane do pałąka w sposób charakterystyczny dla amerykańskiej firmy. Widziałem podobne rozwiązania u innych producentów, ale Grado zastosowało taki patent po raz pierwszy. Aluminiowy (nie plastikowy, jak przeczytałem w recenzjach), wąski pierścień otacza drewniane walce, które są do niego przymocowane za pomocą dwóch osi. U góry wychodzi z niego aluminiowy pręt, zamocowany w plastikowych kostkach. Mocowanie zapewnia regulację w trzech płaszczyznach. Wszystko chodzi lekko, jak na łożyskach. Spotkałem się nawet z narzekaniami, że zbyt lekko, ale z perspektywy kilkuset godzin użytkowania można docenić wygodę i specyficzną miękkość, z jaką Grado dopasowują się do głowy. Oznaczenia kanałów są bardzo wyraźne; nie sposób się pomylić.
Stalowy pałąk to wynik eksperymentów i ponoć korzystanie wpływa na brzmienie. Na pewno jest lekki, obszyty jasną skórą i wygląda świetnie. Wewnątrz nie zastosowano żadnych poduszek ani wypełniaczy. Są zbędne.
O wygodzie już pisałem: nie czuć, że coś siedzi na głowie. O kompatybilności też: 32 omy i 98 dB skuteczności czynią z RS1e słuchawki do wszystkiego. O urodzie: żadne inne tak nie wyglądają. O brzmieniu: żadne inne tak nie grają. Na tym w zasadzie można by zakończyć, bo i tak musicie posłuchać sami. Bez tego wiedza o słuchawkach będzie niepełna.

018 027 Hifi 11 2019 001 Lekkie słuchawki
i ciężki kabel.


Wrażenia odsłuchowe
Grado prezentuje własną estetykę brzmienia, w której się porusza niezależnie od modelu, serii i przeznaczenia słuchawek. Różnice między modelami są ewidentne, ale nawet wydając kilkaset złotych, otrzymuje się przedsmak dźwięku amerykańskiej firmy. RS1e plasują się mniej więcej w połowie stawki, ale można już powiedzieć, że przekraczają umowną granicę high-endu.
Najważniejszą cechą przetwornika Grado jest barwa. W opisach recenzenci podkreślają magiczne wokale i ujmujące pięknem brzmienia instrumenty akustyczne. Nasuwa to skojarzenie z lampą, eksponowaniem centrum pasma, ociepleniem i zaokrągleniem jego skrajów. Tymczasem to zupełnie nie tak. Słuchawki są bardzo szczegółowe, a basu i góry z pewnością im nie brakuje. Są też realistyczne, a ich dźwięk jest namacalny, gęsty i nasycony. Ale nie dociążony ani przesunięty w stronę niższych rejestrów. Zamiast tego okazuje się przejrzysty, czytelny, niosący rozświetloną aurę alikwotów. Coś jednak sprawia, że głosy męskie są bardziej męskie, fortepian większy, a flet poprzeczny to nie fujarka-gwizdawka. Najłatwiej to zauważyć na… filmie z lektorem. Nawet jeżeli założycie na głowę wybitnie analityczne nauszniki, to nie oprzecie się wrażeniu, że tekst jest czytelniejszy w Grado. Sybilanty mniej zaznaczone, dykcja mniej dobitna, a jednak lepiej rozumiemy słowa.
Podejrzewam, że tajemnica leży w pewnej nadnaturalności, dającej w małych składach złudzenie koncertu. Orkiestra w niewielkim pomieszczeniu się nie zmieści, a RS1e nie mają ambicji przekazania jej pełnej skali dynamicznej. Jednak kwartet smyczkowy czy wokalistka z triem brzmią tak, jakbyśmy ich zaprosili do swojego pokoju.
Oprócz zaskakującej neutralności i niechęci do ingerowania w nagranie, jest tu też ujmująca spójność i plastyczność. Chciałoby się powiedzieć: szlachetna dojrzałość, która potrafi się skoncentrować na najważniejszych aspektach muzyki, czyli jej pięknej barwie i emocjach. To wszystko tkwi gdzieś pomiędzy pięcioliniami, hercami i decybelami, w krainie snów. Grado urealniają te byty-niebyty; przenoszą je na jawę. Szybko łapiemy się na myśli, że to w sumie nic nadzwyczajnego i tak po prostu powinno być. Muzyka brzmi „prawidłowo” – ot i cała filozofia. Tak naprawdę owa „zwyczajność” stanowi jednak wielką zaletę RS1e. Tak jak nie czujemy ich na głowie, tak przestajemy zwracać uwagę, kiedy grają. Doskonałe słuchawki high-endowe lubią znienacka o sobie przypomnieć. Spektakularnym skokiem dynamiki, wystrzałem w nadprzestrzeń albo pomrukiem basu. A o RS1e po prostu zapominamy. Zakładamy je, zdejmujemy, traktujemy jak włącznik światła. W tym kontekście trochę mnie dziwi niedoszacowanie Grado przez dźwiękowców. Tłumaczę to brakiem doświadczenia z różnorodnym sprzętem, niestety.

018 027 Hifi 11 2019 001 Wtyk, przejściówka
i solidny rozgałęźnik.


Stereotyp przypisuje Grado preferencje repertuarowe. Tymczasem są to jedne z najbardziej uniwersalnych słuchawek, z jakimi się zetknąłem. Choć może faktycznie w heavy metalu, ciężkim rocku czy przeładowanym elektroniką popie bardziej się sprawdzą konstrukcje stawiające na pierwsze wrażenie? Ale to znowu kwestia preferencji, bo na pewno nie uniwersalności. Jeżeli słuchacie wszystkiego po trochu, na RS1e znakomita większość repertuaru zagra jak z nut. Każda muzyka akustyczna – czy to jazz, klasyka czy folk – stanowi ich żywioł. Świetnie się czują w klasycznym rocku, klimatach progresywnych, a z elektroniki wyciągają nieznane dotąd koloryty. Dzięki temu na albumach Jean Michael Jarre’a albo Vangelisa można odkryć wiele smaczków.
Barwa i jeszcze raz barwa. A co z resztą? Tutaj RS1e zachowują się jak brytyjskie limuzyny z czasów, gdy były brytyjskie i gdy były limuzynami. Parametry silników Rolls-Royce określał jako „wystarczające” i to samo można powiedzieć o dynamice, przestrzeni, basie czy rytmie amerykańskich słuchawek.
Dynamika to poziom piątki z minusem. Grado oddają subtelne różnice poziomów, ale potrafią też przyłożyć. Przestrzeń jest obszerna, znowu na piątkę z minusem. Uwagę przyciąga ostre ogniskowanie źródeł i porządek na scenie. Widać też koncentrację na pierwszym planie. Głębia i szerokość są na poziomie dobrej konkurencji w zbliżonej cenie (Audio-Technica, ale tylko konstrukcje otwarte; elektrostaty, Sennheisery). Bas jest punktualny i mocny. Jego rysunek ostry, choć szybciej będzie się poruszał w Focalach z berylowymi membranami albo zamkniętych Beyerdynamikach czy Neumannach. Tempo – też więcej niż dobre, choć znowu – wspomniane Focale zasuwają szybciej. Jeżeli zatem poszukamy lepszych rozwiązań u utytułowanej konkurencji, to je znajdziemy. Sęk w tym, że ta sztuka raczej się nie uda, kiedy zapragniemy wszystkich tych cech razem na tak wysokim i wyrównanym poziomie. Dostaniemy coś super-hiper, ale w zamian będziemy musieli z czegoś zrezygnować.
W ogóle, na podstawie kilku minut czy nawet kwadransów odsłuchu, RS1e mogą nie wygrać potyczek w sklepie, gdzie decydują wrażenia najbardziej spektakularne i zapadające w pamięć. Dlatego sprzedawcy Grado mają ciężkie życie. Klienci doceniają te słuchawki dopiero po zakupie, po kilkumiesięcznym używaniu. Ale wtedy zwykle wracają – po wyższy model.
Miałem okazje poznać ten proces. Na dwumiesięczne wakacje zabrałem kilka par słuchawek, wstępnie przebranych pod kątem wyboru dla siebie. Przez pierwsze dwa tygodnie sięgałem raz po jedne, raz po drugie, niczym osiołek, któremu w żłoby dano. Po miesiącu przestałem się zastanawiać i instynktownie zakładałem Grado. Po kolejnym tygodniu spakowałem do walizki wszystko inne, a na stoliku pozostały tylko RS1e. Tak się z nimi zaprzyjaźniłem, że kiedy teraz przychodzi czas je oddać, to boli. Postanowiłem więc przeciągnąć wypożyczenie do granic przyzwoitości i porównać je z najwyższymi modelami serii GS i PS. Wynik znam, oczywiście, z góry. Interesuje mnie jednak, jak duża będzie różnica.

018 027 Hifi 11 2019 001 Ładne?


Konkluzja
Lubię słuchawki i pewnie zawsze będę mieć kilka par. Niewykluczone, że do kolekcji dołączą Grado GS albo PS. Niewykluczone jednak, że zostanę przy RS1e. Bo gdybym miał mieć tylko jedne słuchawki, do wszystkiego i na każdą okazję, nie zawracałbym sobie głowy. Ani porównywaniem, ani oddawaniem RS1e. Co najwyżej dokupiłbym do nich futerał i stojak, żeby pięknie się prezentowały i posłużyły jak najdłużej.

 

2019 11 26 19 54 32 018 027 Hifi 11 2019.pdf Adobe Reader

Maciej Stryjecki
Źródło: HFM 11/2019


Pobierz ten artykuł jako PDF