HFM

artykulylista3

 

Velodyne Wi-Q 12

2427092016 003


W 1983 roku szczytem audiofilizmu nad Wisłą była duża wieża Technicsa kupiona za potworne pieniądze w peweksie. Podobne atrakcje były dostępne jedynie dla garstki uprzywilejowanych. Przeciętni zjadacze pasztetowej na kartki staczali ciężkie boje pod salonami RTV, do których „rzucali” licencyjne kaseciaki Grundiga. Kino domowe kojarzyło się ze slajdami wyświetlanymi na prześcieradle, a najmajętniejsi wielbiciele ruchomych obrazów szpanowali kamerami na taśmy 8-milimetrowe oraz pancernymi projektorami Ruś. Nieliczne jeszcze magnetowidy VHS kosztowały oczy z głowy, ważyły ponad 20 kilo i spalały tonę koksu na godzinę, a o płytach DVD nikomu się nawet nie śniło.

W tymże 1983 roku niejaki David Hall założył w Kalifornii firmę Velodyne Acoustics, specjalizującą się w produkcji subwooferów. Wariat czy wizjoner, zastanawiali się wszyscy, ale czas pokazał, że w tym szaleństwie jest metoda.
Obecnie w katalogu amerykańskiej firmy znajdziemy kilkadziesiąt modeli wolnostojących oraz przeznaczonych do zabudowy, od maluchów za 2 tysiące z groszami po 15-krotnie droższe potwory. Testowany dziś Wi-Q 12 należy do elitarnej grupy bezprzewodowców z kartą wi-fi. A to nie jedyna atrakcja, jaka czeka na szczęśliwego nabywcę.

 


 



Budowa
Na temat aparycji suba Velodyne nie da się dużo powiedzieć, przynajmmniej na pierwszy rzut oka. Jednak po zdjęciu ramki z maskownicą zaczyna być intrygująco.
Zainteresowanie od razu wzbudza ciekłokrystaliczny wyświetlacz, który informuje o aktualnym poziomie głośności. Obok niego umieszczono duże „oczko” odbiornika zdalnego sterowania, a obrazu dopełnia niewielkie gniazdko opisane jako „mic”. Aha, jest jeszcze 30-cm (12 cali) głośnik z grubą membraną z papierowej pulpy, ale jego raczej trudno przeoczyć.

2427092016 004Do nadajnika można podłączyć
dowolne źródło cyfrowe
lub przedwzmacniacz stereo.

We wspomnianej maskownicy, wyciętej z grubej ramki MDF, pozostawiono strategiczne otwory na wyświetlacz i czujnik podczerwieni, a dzięki masywnym metalowym trzpieniom, wychodzącym z płyty czołowej, nie trzeba będzie jej zdejmować przed finałową bitwą pięciu armii.
O ile front wyglądał niecodziennie, to tył budzi dalsze kontrowersje. Przede wszystkim w oczy rzucają się sprężynkowe (!) gniazda głośnikowe, pasujące tu jak kufajka informatykowi. Na dobrą sprawę producent mógł je sobie darować, bo nikt przytomny nie będzie tego czegoś używał. Poza tym mamy do dyspozycji podwójne wejście i wyjście liniowe, regulator odcięcia częstotliwości, także połączony z wyświetlaczem na froncie, oraz dwa mikroskopijne guziczki, pełniące funkcję potencjometru siły głosu. Dwa ostatnie pstryczki to aktywator trybu czuwania oraz przełącznik kanałów wi-fi. Resztę funkcji umieszczono na pilocie.

2427092016 004Wi-Q 12 w całej okazałości.


Po odkręceniu garści śrub można zajrzeć do wnętrza obudowy, jednak nie znajdziemy tam skarbów Sezamu.
Całą elektronikę rozlokowano na kilku płytkach drukowanych, a w miejscu spodziewanego dużego trafa widnieje zasilacz impulsowy. W końcówce mocy wykorzystano parę tranzystorów Toshiby, przymocowanych do grubej, wygiętej blachy, pełniącej funkcję radiatora. Obok niej znalazła się karta łączności bezprzewodowej wraz z niewielką antenką.
Obudowę sklejono z 18-mm MDF-u i uniesiono nad podłożem na kilkucentymetrowych nóżkach z twardej gumy. Subwoofer Velodyne jest konstrukcją wentylowaną, z dwoma tunelami rezonansowymi skierowanymi w dół. Do wykończenia użyto niezłej okleiny drewnopodobnej w jedynie słusznym kolorze czarnym.

2427092016 004Sprężynkowe zaciski w subie
za pięć tysięcy?! Na szczęście
– nie trzeba z nich korzystać.


Konfiguracja i obsługa
Wraz z subwooferem dostajemy trzy przydatne akcesoria. Zacznijmy od pilota.
Niewielki, płaski ramocik dobrze leży w dłoni. Ma wszystkie funkcje niezbędne oraz kilka dodatkowych. Do tych pierwszych trzeba zaliczyć wybudzanie z czuwania, regulację głośności oraz wybór jednego z czterech trybów pracy: jazz, rock, movies i games. Aktywacja każdego z nich przejawia się nieco innym przetwarzaniem niskich częstotliwości – ich specyficzną barwą i rozciągnięciem.
Funkcjami dodatkowymi są bez wątpienia 4-pozycyjny przełącznik fazy (co 90 stopni) oraz tryb automatycznej korekcji z uwzględnieniem warunków akustycznych pomieszczenia. By proces ten przeprowadzić, należy skorzystać z drugiego gadżetu, czyli mikrofonu. Po wpięciu go w stosowne gniazdko na przedniej ściance i kilkusekundowym przytrzymaniu guzika EQ na pilocie urządzenie emituje tony kontrolne, by na ich podstawie dopasować parametry wbudowanego 5-pozycyjnego korektora. A później nic już nie ma prawa zadudnić ani zabuczeć.
Trzecim i według mnie najciekawszym akcesorium jest moduł komunikacji bezprzewodowej. Małe „coś” przypomina odwróconą mydelniczkę z niebieską diodą i nazwą firmy na denku. Z tyłu znajdziemy tylko trzy złącza RCA – dla standardowego wyjścia z przedwzmacniacza stereo i dedykowanego z odtwarzacza płyt, gniazdko zasilacza wtyczkowego oraz przełącznik kanałów wi-fi.

2427092016 004Elektronika na kilku
płytkach drukowanych


Subwoofer Velodyne pracuje w najbardziej uczęszczanym paśmie 2,4 GHz i gdyby doszło na nim do zakłóceń w transmisji, zmiana kanału powinna rozwiązać problem. Na marginesie dodam, że w ciągu kilku tygodni ani razu nie musiałem z tego korzystać, choć w bezpośrednim sąsiedztwie mojego mieszkania pracuje kilka routerów.
Nadajnik wi-fi można umieścić w dowolnym miejscu. 10-metrowy zasięg anteny powinien wystarczyć w większości normalnych mieszkań.

Wrażenia odsłuchowe
Biorąc pod uwagę fakt, że od jakiegoś czasu kino domowe w formie wielokanałowej jest wyraźnie w odwrocie, subwoofer Velodyne testowałem w konfiguracji 2.1. W odtwarzaczu lądowały zarówno płyty z muzyką, jak i filmami, jednak Wi-Q 12 najlepiej się sprawdził w roli budowniczego basowego fundamentu tam, gdzie audiofilskie monitory stąpały po zbyt cienkim lodzie. Choć brzmienie nabrało masy, niskie tony nawet nie myślały o dobitnym akcentowaniu swojej obecności.
W klasyce, zwłaszcza symfonicznej, pojawiła się potęga i kontrolne wyłączanie Wi-Q 12 tylko podkreślało niedostatki najniższego basu w monitorach Xaviana. Wbrew obawom, niskie tony z subwooferem Velodyne nie były sztucznie napompowane. Odtwarzając fragmenty nagrań organowych, amerykański subwoofer odsłaniał przed słuchaczem dodatkowe herce, poutykane między bitami, a będące poza zasięgiem monitorów. Niski bas oznaczał dodatkowe pomruki i delikatny masaż stóp, zamiast walenia na oślep młotem pneumatycznym.
W muzyce jazzowej obecność subwoofera w systemie nie była aż tak spektakularna, jak w wielkiej symfonice. Owszem, budował solidną podstawę, dodawał brakujące częstotliwości, ale robił to z kulturą i wyczuciem. Dzięki temu nawet na tak spartolonej pod tym względem płycie jak „The Time” tria Możdżer/Danielsson/Fresco kontrabas szwedzkiego instrumentalisty nie przybrał rozmiarów silosa zbożowego, jak to bywało niekiedy w przeszłości. Podobnie sprawy miały się w muzyce rockowej.

2427092016 004Zdalne sterowanie
w subwooferze
to prawdziwa rozpusta.
I wygoda.

Rozciągnięciu pasma w dół nie towarzyszyło spowolnienie rytmu. Przeciwnie, sekcja rytmiczna nabrała wigoru, a ciężkie riffy klasyków gatunku zabrzmiały naprawdę potężnie. Ponowne kontrolne wyłączanie subwoofera odebrałem tak, jakby ze sceny zeszło kilku muzyków, a równowaga w przyrodzie została zachwiana.

Zmiana repertuaru na filmowy nie wniosła dramatycznych zmian w charakterze dźwięku. W połączeniu z monitorami całość brzmiała jak okazałe kolumny wolnostojące za większe pieniądze. Przypuszczam jednak, że gdyby faktycznie stanęły w miejscu Xavianów i Velodyny, z pewnością ugotowałyby się w 20-metrowym pokoju.

2427092016 004Nadajnik wi-fi można schować
nawet
między płytami.


Konkluzja
Jeśli Waszym ukochanym monitorom brakuje najniższego basu, Velodyne Wi-Q 12 skutecznie wybije Wam z głowy wszelkie myśli na temat wymiany sprzętu. Pomijając stratę finansową, wynikającą z tej operacji, takie niskie tony za niespełna pięć tysięcy to prawdziwy ewenement. Pilot, automatyczną kalibrację i łączność bezprzewodową producent dokłada w prezencie.

 

 

    

Velodynewiq12 o



Mariusz Zwoliński
Źródło: HFM 09/2016

Pobierz ten artykuł jako PDF