HFM

Focal Celestee

014 018042021 001Kiedy w 2012 roku Focal zaprezentował skromne Spirit One, nikt się nie spodziewał, że w ciągu kilku lat Francuzi zajmą miejsce wśród najbardziej uznanych producentów słuchawek. A jednak nowoczesna technologia, fantastyczna jakość i oryginalne wzornictwo sprawiły, że dziś to firma z Saint-Etienne rozdaje karty, a prezentacja każdego nowego modelu jest prawdziwym wydarzeniem.








Zaryzykuję stwierdzenie, że Francuzi w dużej mierze zmienili rynek na lepsze. Jeszcze dekadę temu można było z czystym sumieniem oferować za duże pieniądze słuchawki, których zgrzebny wygląd kojarzył się prędzej ze służbą w czołgu niż z audiofilskim luksusem. Bo słuchawki muszą przede wszystkim grać, prawda? Ewentualnie, jeśli pracują w studiu, to powinny być jeszcze odporne na nadepnięcie i zalanie napojem wyskokowym. Reszta to kwestie drugorzędne.
Pojawienie się takich modeli Focala, jak Clear czy Elegia, dowiodło, że słuchawki za kilka tysięcy złotych mogą wyglądać jak… słuchawki za kilkanaście tysięcy. Owszem, wciąż nie brakuje producentów, którzy wciskają nam szare skrzypiące plastiki, twarde nauszniki i sztywne kable, ale Francuzi wytrącili im z ręki argument, że inaczej się nie da. Pokazali, że połączenie świetnego dźwięku, ponadprzeciętnego komfortu i niezwykłego projektu plastycznego jest wykonalne. W dodatku – choć mówimy o produktach z wysokiej i bardzo wysokiej półki – wcale nie musi kosztować oczu z głowy. Nic nie pokazuje tego równie dobitnie, jak model, który dziś testujemy. Wprowadzone z początkiem roku 2021 Celestee mają zastąpić nieprodukowane już Elegie. To najtańszy z sześciu modeli francuskiej firmy, ale w żadnym razie nie wygląda jak okrojona wersja trzykrotnie droższych Stellii, z których konstrukcyjnie się wywodzi. Przyjrzyjmy się im bliżej, bo naprawdę jest co podziwiać.

014 018042021 002

 

Kopułka w kształcie „M”,
mocny magnes i dyfuzor.
Kawał solidnej inżynierii.

 

 


Budowa
Oczywiście, zanim weźmiemy do ręki same nauszniki, musimy odprawić rytuał znany już z poprzednich testów, czyli wyjąć Celestee z najpiękniejszego etui, jakie kiedykolwiek powstało z myślą o przechowywaniu i przenoszeniu słuchawek. Swojego czasu pisałem, że profilowane termicznie, wyściełane materiałem i zapinane na suwak pudełko kojarzy mi się z damską torebką. Moja lepsza połowa wyprowadziła mnie z błędu – to nie żadna torebka, tylko kuferek. W przeciwieństwie do torebki jest sztywny i nosi się go inaczej. O pozostałe szczegóły nie dopytywałem, ale warto zapamiętać to cenne rozróżnienie, by móc później zabłysnąć w towarzystwie pań.
Same nauszniki są wykonane jak Rolls-Royce, a podkreślmy raz jeszcze – chodzi o najtańszy model w ofercie, nie licząc bezprzewodowych. Co więcej, mamy tu przykład tzw. projektu z kluczem, czyli nieprzypadkowego zestawienia nazwy i kolorów, które odnoszą się do rzeczywistości pozasłuchawkowej.

014 018042021 002

 

Miedziane kapsle skrywają
otwór stratny, elegancko
wkomponowany w logo.

 

 


„Celestee” to nawiązanie do francuskiego przymiotnika „celesté” (niebiański), który z kolei pochodzi od rzeczownika „le ciel” (niebo). Jak wyjaśnia projektantka Doris Bölck, niebieskografitowy kolor, złamany delikatnymi złotymi wstawkami, ma się kojarzyć właśnie z rozgwieżdżonym niebem, a z drugiej strony – nawiązywać do branży zegarmistrzowskiej, gdzie takie zestawienie jest często stosowane w czasomierzach z górnej półki.
W etui znajdziemy jeszcze dobrej jakości odłączany przewód z wtykiem 3,5 mm oraz nakręcaną, pozłacaną przejściówkę na duży jack 6,35 mm. Niestety, sam kabel, podobnie jak w innych modelach Focala, ma raptem metr dwadzieścia długości, co w moim odczuciu balansuje na granicy niezbędnego minimum. Taka długość sprawdzi się może ze sprzętem przenośnym, ale na pewno nie ze wzmacniaczem stacjonarnym, umieszczonym na ogół w pewnym oddaleniu od miejsca, w którym siedzimy. Konieczny będzie przedłużacz, a tego, niestety, w zestawie nie dostarczono. Wróćmy jednak do samych słuchawek.

014 018042021 002

 

Masywne, ale wygodne.
Ciężaru Celestee nie czuje się na głowie,
a skórzane pady
zapewniają skuteczną
wentylację.

 

 


Z punktu widzenia użytkownika, najważniejszym elementem są oczywiście same nauszniki, które przesądzają o komforcie bądź jego braku. W tym przypadku nie ma na co narzekać. Obszerne pady wykonano z pianki termokształtnej, która dopasowuje się do kształtu głowy, i obszyto barwioną, miękką skórą półanilinową – bardziej odporną na zniszczenie i oddychającą. Same muszle są potężne i mają ponad 5 cm głębokości, z czego 2,5 cm przypada na komorę wewnętrzną, znajdującą się pomiędzy uchem a przetwornikami. Te ostatnie to – znane już z Elegii – pełnozakresowe kopułki o średnicy 40 mm, wykonane ze stopu aluminium i magnezu i zaprojektowane specjalnie z myślą o stosowaniu w słuchawkach zamkniętych. Membrany mają przekrój litery M (stąd często podawana nazwa „M-cone” albo „M-driver”), dzięki czemu powinny zapewniać bardziej kontrolowane drgania, ponadprzeciętną dynamikę przy większym ciśnieniu wewnątrz muszli oraz liniową odpowiedź częstotliwościową aż do 23 kHz. Częścią przetwornika jest nawinięta bez karkasu miedziana cewka o długości 4 mm. Od strony ucha kopułkę chroni metalowa siateczka, ponacinana w sześciokątne wzory o dwóch wielkościach. Oprócz tego, że osłania delikatną membranę, ma także odpowiednio rozpraszać i „modelować” docierającą do ucha falę akustyczną.

 

Przetworniki, podobnie jak w innych Focalach, nie są ustawione na wprost, lecz pod niewielkim kątem, co ma imitować skręcone do środka kolumny i w podobny sposób prezentować wrażenia przestrzenne. Ciekawe rzeczy dzieją się także za samym przetwornikiem. Po wewnętrznej stronie muszli, co wyraźnie widać na przekroju, umieszczono minidyfuzor – dokładnie taki, jaki znajdziemy na tylnej ścianie wielu pokoi odsłuchowych. Na wklęsłych miedzianych kapslach, które zamykają muszle od zewnątrz, wycięto logo firmy, pokryte od wewnątrz delikatną siateczką. To nic innego jak pomysłowo zaprojektowany otwór stratny, który powinien zapewniać stałe ciśnienie za przetwornikiem, co także ma się przekładać na liniowość brzmienia. Ciekawe tylko, co na to techniczni puryści?
Słuchawki z otworem stratnym należałoby w zasadzie zakwalifikować jako półotwarte, choć oczywiście w firmowej nomenklaturze zarówno Celestee, jak i Stellia, są określane mianem zamkniętych. Ale co tam technikalia, grunt to wygoda – a tej Celestee nie skąpią. Elastyczny aluminiowy pałąk obejmie bez problemu każdą, nawet największą głowę. Z materiałów reklamowych, zapewne tłumaczonych przez Google Translate, dowiemy się, że ta akurat część to: „jarzmo, które dopasuje się do twarzy”. Pałąk został obszyty tym samym rodzajem skóry, który zastosowano w padach. Różnica polega na tym, że w dolnej części użyto miękkiej i transpirującej mikrofibry. No i sprawa kluczowa – słuchawki leżą na głowie wprost fenomenalnie. Są duże, masywne i dość ciężkie (440 gramów z kablem), a mimo to ich masa jest rozłożona tak równomiernie, że po krótkim czasie zapominamy, że je nosimy. Pady przylegają szczelnie i trzymają pewnie (ucisk jest chyba minimalnie większy niż w przypadku wyższych modeli), a jednak miękka pianka i dobrej jakości skóra sprawiają, że małżowina w ogóle się nie męczy ani nie poci. Obiecuje to długie godziny przyjemnego słuchania, co w przypadku dużych konstrukcji zamkniętych wcale nie jest oczywiste.

 

 


Jedyną wadą eleganckich francuzek są mało czytelne oznaczenia kanałów, tak na muszlach, jak i na wtykach przewodu. Nie będę się jednak czepiał, ponieważ widzę, że wśród producentów słuchawek na całym świecie trwa obecnie jakieś chore współzawodnictwo: kto oznaczy gorzej, kto da mniejsze literki i kto bardziej utrudni życie użytkownikowi, który próbuje nie pomylić lewego kanału z prawym. Focal nie stanowi pod tym względem wyjątku. Nie psuje to jednak ogólnego wrażenia, które jest więcej niż pozytywne. Najtańsze słuchawki w katalogu francuskiej firmy to wzór elegancji, ergonomii i punkt odniesienia dla licznej konkurencji.

014 018042021 002

 

Jedne z najładniejszych
słuchawek na rynku.

 

 


Konfiguracja
Tak, wiem, że gros powstających obecnie słuchawek to konstrukcje niskoomowe, bo smartfony i tablety rządzą niepodzielnie, a pokazanie się na spacerze z nausznikami wielkości sporych wiader nikogo nie dziwi. Nie dajmy się jednak zwariować. Celestee to słuchawki zamknięte, a te muszą wytworzyć nieco większe ciśnienie niż konstrukcje otwarte, by zagrać pełnym głosem. I wcale nie jest do tego konieczny wielki i ciężki stacjonarny wzmacniacz. Można wybierać spośród mnóstwa zgrabnych miniaturowych DAC-ów, które bez problemu wysterują francuskie słuchawki, a nam zapewnią jakość dźwięku o niebo lepszą od tej, którą oferują rachityczne układy scalone w smartfonie.
Na potrzeby testu Celestee pracowały ze wzmacniaczami słuchawkowymi Q-Audio (tranzystorowy) oraz Skorpion HV-1 (trioda), podłączonymi do odtwarzacza Rotel 991 AE. Kiedy sygnał poprzez komputer dostarczał serwis Tidal, Focale pracowały z zewnętrznym przetwornikiem Chord Mojo. Bezpośrednim punktem odniesienia były słuchawki Beyerdynamic T5p, także o konstrukcji zamkniętej i zbliżonej cenie.

 

 


Wrażenia odsłuchowe
Gdyby nie to, że nazwa skłania do stosowania „niebiańskiej” metaforyki, można by powiedzieć, że dźwięk Celestee wyskoczył jak diabeł z pudełka.
Testując zarówno Elegie, jak i Cleary, wielokrotnie podkreślałem, że mimo różnicy w cenie i konstrukcji, nie wyprą się one wspólnej proweniencji. Oba modele brzmiały bowiem wyjątkowo eufonicznie i przyjemnie dla ucha, prezentując brzmienie delikatnie ocieplone i złagodzone na skrajach pasma. Jednym słowem: grały może nie do końca neutralnie, ale nadzwyczaj muzykalnie – zupełnie jak topowe kolumny Focala. Biorąc do ręki Celestee, spodziewałem się kontynuacji tamtej firmowej szkoły; może jedynie w nieco uproszczonej formie, wynikającej z pozycjonowania modelu. A tutaj – wielka niespodzianka!

Od pierwszych dźwięków zorientowałem się, że mam do czynienia z najbardziej neutralnymi i najbardziej liniowymi słuchawkami, jakich dane mi było w ostatnim czasie słuchać. Nie wiem wprawdzie, jak brzmią słuchawki Focala z linii profesjonalnej, przeznaczonej dla realizatorów dźwięku, jednak obstawiam, że w ślepym teście większość zawodowców sięgnęłaby właśnie po Celestee jako te, które najpełniej ucieleśniają studyjny ideał słuchawek „przezroczystych”. Ich wybitna neutralność realizuje się przede wszystkim w kapitalnej liniowości całego pasma. Choć producent nie zamieszcza wykresu charakterystyki częstotliwościowej, to podejrzewam, że przynajmniej w najbardziej newralgicznym zakresie jest on płaski jak deska. Konstruktorzy zrobili wszystko, by uzyskać idealną spójność brzmienia, tak pod względem natężenia, jak i nasycenia barwami. Nic tu nie wychodzi przed szereg. Skraje pasma nie epatują bez potrzeby, a średnica nie jest sztucznie wypchnięta ani nienaturalnie schowana. Jeżeli coś faktycznie zacznie nam mocniej bądź słabiej pobrzmiewać, to możemy być pewni, że odpowiedzialność za to ponosi sprzęt towarzyszący, a nie słuchawki. Tym ważniejszy jest dobór tego pierwszego, ponieważ szkoda byłoby psuć tak idealnie zrównoważony dźwięk.

Malkontenci powiedzą zapewne, że wiele jest na rynku słuchawek typu „monitorującego”, grających dźwiękiem przejrzystym i szczegółowym, ale odbiór muzyki za ich pośrednictwem trudno uznać za przyjemny. Święta racja! Dowcip polega na tym, że w przypadku Celstee neutralność i liniowość wcale nie oznaczają brzmienia beznamiętnego. Składa się na to kilka elementów.
Po pierwsze, nasycenie barw. Dźwięk jest soczysty, pięknie wykończony i pomimo swej przejrzystości nigdy nie wpada w nieprzyjemną krzykliwość. Po drugie – szczegółowość. Focal nie poszedł na skróty jak część innych producentów, którzy eksponują detale poprzez rozjaśnienie całości. Swą ponadprzeciętną detaliczność Celestee zawdzięczają przetwornikowi, który osiąga imponującą rozdzielczość bez zachwiania równowagi tonalnej. Doskonale znamy to zjawisko z high-endowych kolumn, które czasem potrafią zagrać wręcz ciepło, ale jakimś cudem pokazują więcej szczegółów i kreślą dokładniejszy rysunek niż rozjaśnione tańsze zestawy.

014 018042021 002

 

Najpiękniejsze etui na słuchawki
na świecie.

 

 


I wreszcie – po trzecie – budowanie przestrzeni. Celestee potrafią rewelacyjnie różnicować plany dźwiękowe i przekazywać informacje na temat akustyki oraz kubatury pomieszczenia, choć samą scenę ukazują w pewnym oddaleniu. Tutaj zaznaczyła się największa różnica pomiędzy nimi a używanymi do porównań Beyerdynamikami T5p. Te drugie wyraźnie przybliżają obraz dźwiękowy, zwłaszcza w zakresie średnicy, przez co głosy oraz instrumenty solowe nabierają nieco bardziej kameralnego charakteru. Focale chcą nam ukazać całość muzycznego wydarzenia z dalszej perspektywy, co – zwłaszcza po przesiadce ze słuchawek o „dopalonym” środku – może się wydać mniej atrakcyjne. Zróbmy jednak eksperyment – posłuchajmy przez dłuższy czas „chłodnych” Celestee, a potem powtórzmy ten sam repertuar na słuchawkach o wyeksponowanej średnicy. Prawda, że te ostatnie wydają się teraz sztuczne i nachalnie podbijają pasmo? No tak, ale słychać to dopiero, gdy ucho się przyzwyczai do równej jak stół charakterystyki.
Górny zakres to kolejny dowód, że Focal jest światowej klasy specjalistą od wysokich tonów i wcale nie potrzebuje drogiego berylu, żeby rozwinąć skrzydła. Wysokie tony są dokładne i błyszczące, ale nigdy nie wpadają w przejaskrawienie. Zdawać by się mogło, że przymiotnik „nasycony” nie stosuje się do efemerycznych sopranów – a jednak! Góra jest tutaj doświetlona, a przy tym treściwa, dzięki czemu dźwięki skrzypiec, fletu bądź najwyższe rejestry głosu są zawsze przekazywane z odpowiednią dawką alikwotów, nie dopuszczającą do wyostrzenia.
Przeciwległy skraj pasma będzie zapewne przyczynkiem do dyskusji o tym, co inżynierowie Focala mogli zrobić, żeby Celestee były idealne. Mogli na przykład – bez szkody dla brzmieniowej kompozycji – poszerzyć pasmo przenoszenia w dół. W klasyce dołu nigdy nie brakuje. Należy jednak pamiętać, że poza muzyką organową czy symfoniami Mahlera, bas w tym repertuarze nigdy nie schodzi tak nisko, jak w repertuarze „z prądem”: jazzie, rocku czy popie. W tych ostatnich gatunkach Celestee pokazują niskie tony jako piękne dopełnienie całości, ale nie wypychają ich na pierwszy plan, nawet jeśli wymaga tego dramaturgia utworu. Gdy słuchałem tradycyjnego jazzu i bluesa, nieco brakowało mi tego charakterystycznego „umph” na samym dole – nawet, gdyby miało być nieco przerysowane, jak w Beyerdynamikach T5p. Bas Celestee jest kontrolowany, szybki i zwrotny, ale w pewnym momencie po prostu się urywa. Przyznam, że bywały momenty, choć nieliczne, kiedy trochę mi go brakowało – zwłaszcza że mówimy o słuchawkach zamkniętych, w których wygenerowanie niskich tonów nie jest aż takim problemem, jak w ażurowych otwartych. Jednak nie marudźmy. O zaletach nowych konstrukcji z Francji można by napisać książkę, a nieliczne niedociągnięcia i tak nie popsują obrazu całości. W końcu mamy do czynienia – pozwólcie, że powtórzę raz jeszcze – z produktem z samego dołu oferty.

014 018042021 002

 

Pan musi się kulić, kiedy słucha.
Gdyby się wyprostował,
mogłoby mu nie wystarczyć kabla.

 

 


Konkluzja
Rok 2021 ledwie się rozpoczął. Nie wiadomo, co przyniesie i trudno nawet spekulować o podsumowaniach. Ja jednak myślę perspektywicznie i już teraz wpisuję Celestee na listę pewniaków do nagrody. Obok takich słuchawek po prostu nie sposób przejść obojętnie, a biorąc pod uwagę ich cenę, trudno będzie im znaleźć godnego konkurenta.
No chyba że… Francuzi mają w zanadrzu coś jeszcze.

 

2021 04 10 14 32 42 014 018 Hifi 04 2021.pdf Adobe Acrobat Pro DC

 

Bartosz Luboń
Źródło: HFM 04/2021