HFM

Grado SR125e

016 017 Hifi 10 2020 002
SR125e należą do linii Prestige, która zadebiutowała w 1995 roku. W 2008 ją odświeżono, dodając w symbolu literkę „i”. Wersja „e” pojawiła się w 2014 i poprawiono w niej wszystko, co się dało: materiał na obudowy, okablowanie i przetworniki.


Obudowy wykonuje się teraz z poliwęglanu o specjalnej recepturze, opracowanej z myślą o efektywnym tłumieniu rezonansów. Sam kształt muszli pozostawiono bez zmian. To okrągłe walce, zamocowane na wahaczu, dającym niewielką regulację na osi poziomej. Z zewnątrz widać metalową siatkę, która osłania przetwornik. Od wewnątrz zabezpiecza go dyfuzor z naklejoną plecionką o gęstej strukturze, a całość od strony ucha kończy miękka, piankowa poduszka. Jeżeli z czasem się wytrze albo zdeformuje, można ją wymienić. Zapasowy komplet kosztuje 50 zł.
Muszle są mocowane do kabłąka za pośrednictwem stalowych prętów, montowanych w plastikowych kostkach. Można je wsuwać i wysuwać, dostosowując słuchawki do wielkości głowy, natomiast regulacja w pionie odbywa się automatycznie. Wystarczy słuchawki założyć i kąt dopasuje się sam.
Pałąk do kostek przytwierdzono na sztywno. Jest on cienką metalową sztabą, wykończoną jedynie obszyciem ze sztucznej skóry. Nie wygląda to może najlepiej, ale w zupełności wystarczy, bo SR125e są lekkie.
W odróżnieniu od przewodu, przylutowanego do przetworników na stałe. Nieprzypadkowo jest on gruby i ciężki. Firma z Brooklynu uważa, że istotnie wpływa na brzmienie. W tańszych modelach SR60e i SR80e składał się z czterech plecionek z miedzi beztlenowej. W SR125e – jest aż osiem z bardzo czystej i długokrystalicznej UHPLC (Ultra-High Purity Long Crystal). Grubość kabla to jedyna widziana gołym okiem różnica pomiędzy SR125e i tańszymi modelami. Długość jest już taka sama – 2 m, podobnie jak zakończenie wtykiem minijack. W komplecie znajduje się przejściówka na 6,3 mm.
Ten sam rodzaj drutu zastosowano w cewkach przetworników i to kolejne ulepszenie w porównaniu z SR60e i SR80e.

016 017 Hifi 10 2020 001

Tym razem kabel
może być cięższy od słuchawek.
 


Membrana jest identyczna – polimerowa, podobnie jak połyskujący na czerwono neodymowy magnes, widoczny przez osłonę. Parametry też są takie same, a przetworniki nadal paruje się z dokładnością do 0,1 dB.
I tak jak w tańszych modelach, komfort noszenia pozostał przeciętny. Dzieje się tak głównie z uwagi na spory nacisk na uszy, który powoduje zmęczenie po dwóch godzinach słuchania.
Grado SR125e są pakowane w tekturowe pudełko z kartką, na której wydrukowano historię firmy. Niektórzy mogą się poczuć zawiedzeni tak skromnym opakowaniem, jednak to zabieg celowy. Grado uważa bowiem, że nabywca chce ponosić koszt słuchawek, a dodatki tylko by go niepotrzebnie zwiększały.
Wszystkie modele, nawet najtańsze, produkuje się ręcznie w nowojorskiej siedzibie firmy. Niewykluczone, że stąd ich lekko toporny wygląd – maszyny są dokładniejsze od człowieka. Słuchawki Grado cieszą się za to opinią  bezawaryjnych i niemal niezniszczalnych. Potwierdzają to użytkownicy od 1995 roku.


016 017 Hifi 10 2020 001

Lekka, ale wytrzymała
konstrukcja.
 


Wrażenia odsłuchowe
Przed miesiącem opisywałem tańszy model SR80e, a przed dwoma – SR60e. SR125e prezentują taki sam charakter brzmienia i podejście do akustyki.
To drugie przypomina studyjne monitory bliskiego pola, co oznacza przybliżenie wszystkich planów do słuchacza. Pierwszy go otacza i umieszcza w centrum akcji. Czujemy się tak, jakbyśmy weszli na scenę i uczestniczyli w koncercie jako jeden z wykonawców. Kolejne plany też są nieodległe, jakkolwiek wyraźnie porozdzielane. Zasięg pogłosu sugestywnie zaznacza wielkość pomieszczenia.
Scena nie jest tak efektowna i rozbudowana, jak w udanych konstrukcjach Sennheisera czy Audio-Techniki. Warto jednak pamiętać, że to wynik przyjętej koncepcji i monitorowej precyzji. Nie jest ona ani lepsza, ani gorsza. Inna. Z niej wynika z kolei realizm i bezpośredniość przekazu. Właśnie dzięki nim Grado zdobywają zwolenników. Większość komplementów i tak zbiera jednak barwa dźwięku. Poniekąd słusznie, bo dodatkowo podkreśla efekt, specyficznie przekazując średnicę pasma.
Ta jest masywna i jędrna, jakby dociążona, choć nie ma nic wspólnego z ociepleniem ani mocniejszym oparciem w basie. Powiększone źródła w połączeniu ze świetną przejrzystością i szczegółowością tworzą estetykę odróżniającą Grado od dowolnej konkurencji. Trudno powiedzieć, jak się to udało, bo instrumenty akustyczne brzmią naturalnie; mamy wręcz złudzenie, że grają tuż obok.

016 017 Hifi 10 2020 001

Wnętrze i metalowa kratka
od zewnątrz.
 


Wysokich tonów jest dużo, a mimo to nie hałasują. Wykazują za to spore zróżnicowanie, co dobrze świadczy o przetworniku, opracowanym wiele lat temu przez Josepha Grado.
Na koniec – bas. Wystarczająco mocny, choć jak na słuchawki, nieco powolny. Za to świetnie dopasowany do reszty zakresów. Dynamika może ustępuje najlepszym konstrukcjom w tej cenie, ale tylko w skali makro. Niewielkie kontrasty są już oddawane z aptekarską precyzją.
Czy SR125e są lepsze od SR60e i SR80e? O włos. Ich dźwięk w pierwszej chwili odbiera się jako lżejszy, ale to złudzenie. Jest trochę bardziej uporządkowany, czystszy i z ostrzejszą lokalizacją źródeł. Różnica okazuje się jednak śladowa i wcale nie jest wykluczone, że wynika z zastosowania lepszego przewodu. Ten z kolei czyni używanie słuchawek mniej komfortowym. Czyli coś za coś.


Konkluzja
Pozostaje ostatnie pytanie: czy warto dopłacić do SR60e lub SR80e i zamiast nich kupić SR125e? Nie. Warto natomiast porównać Grado ze słuchawkami, które rozważaliśmy pod kątem zakupu. I tutaj będzie już wszystko jedno, po który z tych trzech modeli sięgniecie.
PS. Oceny są inne niż przed miesiącem, bo to wyższy przedział cenowy, więc  wymagania rosną.

 

 

 

 

2020 10 23 21 03 45 016 017 Hifi 10 2020.pdf Adobe Reader

 

Maciej Stryjecki
Źródło: HFM 10/2020