HFM

artykulylista3

 

JBL Club 950NC

012 015 Hifi 09 2020 001
W wakacyjnym numerze „Hi-Fi i Muzyki” („HFiM” 7-8/2020) prezentowaliśmy flagowe słuchawki JBL-a z najnowszej linii Club. W zasadzie temat można by uznać za wyczerpany, gdyby nie trafiły do nas drugie od góry i wyraźnie tańsze Club 950NC. Tańsze, ale nie mniej ciekawe.



Na pierwszy rzut oka Club 950NC niemal się nie różnią od flagowych Club One.

Budowa
Szeroki pałąk i jarzma mocujące muszle wykonano z grubej stalowej blachy, lakierowanej proszkowo. W tym momencie natykamy się na pierwszą różnicę między oboma modelami. Pałąk Club One w całości pokryto naturalną skórą, zaś w Club 950NC zastosowano jej wysokiej jakości syntetyczny odpowiednik. Górna strona pałąka została natomiast wykończona matowym tworzywem sztucznym.
Identyczne są muszle z przetwornikami. Wykonano je z tworzywa ABS, a od zewnątrz dodano ozdobne dekielki oraz eleganckie „chromowane” wstawki. Podobnie jak w Club One, lewy dekielek pełni funkcję przycisku wywołującego asystenta głosowego.
Wewnątrz znajdziemy przetworniki o średnicy 40 mm, chronione przez stalowe płytki dyfuzyjne. W odróżnieniu od flagowca powierzchni membran nie pokrywa cienka warstwa grafenu. Głośniczki zostały maksymalnie przesunięte do przodu i skierowane w stronę słuchacza tak, by w miarę możliwości upodobnić wrażenia przestrzenne do tych towarzyszących słuchaniu muzyki przez kolumny.

012 015 Hifi 09 2020 002

Muszle można złożyć do wewnątrz
bez łamania pałąków.



Obszerne wokółuszne poduszki są identyczne jak w Club One, a dzięki mocowaniu na magnesy łatwo można je wymienić, gdy się zużyją.
Wszystkie przyciski logicznie rozmieszczono na obu muszlach i nakryto wodoszczelnymi membranami. Te zgrupowane na lewej służą do włączenia zasilania, parowania z urządzeniami przenośnymi, aktywacji ANC i wyboru jednego z trybów przezroczystości. Przyciski na prawej muszli sterują pracą odtwarzacza. Pod nimi znalazł się dodatkowy guzik, nieobecny w modelu flagowym. Na razie nazwijmy go „Turbo”.

012 015 Hifi 09 2020 002

Nietypowy sposób składania,
identyczny jak we flagowych Club One.

Wyposażenie i obsługa
W czasie rozpakowywania szczytowych Club One moją niekłamaną radość wzbudził oldskulowy, spiralny przewód sygnałowy. W pudełku z Club 950NC, niestety, go zabrakło, ale reszta jest taka sama. Owa reszta to sztywny wodoszczelny futerał, twardością przypominający skorupę kokosa, 1,2-metrowy kabelek z wtykiem typu mały jack (3,5 mm) oraz przewód zasilający USB-A/C.
Obsługa słuchawek nie nastręczała problemów. Amerykańskie nauszniki bez ociągania dogadały się ze smartfonem. Po sparowaniu uruchomiłem firmową aplikację JBL-a, w której można wybrać jeden z profili dźwiękowych ustawionych przez producenta. Przypomnę, że seria Club powstała w kooperacji z piątką czołowych didżejów sceny klubowej, więc owe profile powinny pozwolić zbliżyć wrażenia odsłuchowe do tych, które towarzyszą ich występom. Takie przynajmniej jest założenie. Więcej na ten temat można przeczytać w teście Club One („HFiM” 7-8/2020).
Poprzez aplikację JBL-a można wybrać jeden z trybów przezroczystości, wzmacniający odgłosy otoczenia przy jednoczesnym wyciszeniu muzyki. Z pozoru jest to bez sensu, ale korzystałem z niego zazwyczaj przy sklepowych kasach, zamiast zdejmować słuchawki z głowy. W Club 950NC znajdziemy też adaptacyjny układ aktywnej redukcji hałasów, reagujący w czasie rzeczywistym na odgłosy otoczenia i skutecznie je tłumiący. Może poza szumem wiatru owiewającego słuchawki w czasie jazdy na rowerze, ale akurat ta cecha jest przypadłością niemal wszystkich słuchawek z ANC. W takim przypadku najlepiej redukcję po prostu wyłączyć.
Wszystkie przyciski ułożono intuicyjnie, a na podkreślenie zasługuje tradycyjna dla JBL-a precyzyjna regulacja głośności. I to jest bardzo dobra, choć świecka tradycja.

012 015 Hifi 09 2020 002

W wodoszczelnym futerale słuchawki
będą bezpieczne jak w sejfie.

Wrażenia odsłuchowe
Z odsłuchów Club One najlepiej zapamiętałem fenomenalną dynamikę w trybie pasywnym. Podłączając Club 950NC przewodowo do stacjonarnego wzmacniacza słuchawkowego, oczekiwałem podobnych atrakcji. I nieco się zawiodłem. Owszem, amerykańskie nauszniki też nie należą do ułomków, ale raczej nie spodziewajcie się eksplozji kieszonkowej bomby atomowej.
Za to jęk zawodu już w zarodku stłumi jakość brzmienia. Wyrównane, dźwięczne, lekkie i przesycone powietrzem, bardzo dobrze pasuje do klasyki, jazzu oraz wszelkich odmian akustycznego grania. Dzięki neutralności instrumenty strunowe grały tak, jak je lutnicy stworzyli, a wyraźne określenie pozycji muzyków na scenie pozwalało śledzić partię każdego z nich na tle reszty zespołu.
A propos sceny: wbrew staraniom konstruktora panorama stereofoniczna nijak nie chciała przypominać tej budowanej przez kolumny. „Ubocznym”, w pozytywnym sensie, efektem jego wysiłków była szeroka scena, wyraźnie oddalona od uszu. Swoimi rozmiarami bardziej przypominała dobre konstrukcje otwarte niż zamknięte i za to twórcy Club 950NC należą się brawa.

012 015 Hifi 09 2020 002

W standardzie
sztywny pokrowiec
oraz przewody sygnałowy
i zasilający.

Nie przerywając słuchania po kablu, włączyłem zasilanie i natychmiast dociążył się bas. Mocny i podkreślony, aż się prosił o skoczniejsze rytmy i w odpowiedzi na te sugestie odtworzyłem z Tidala kilka swingujących standardów w wykonaniu Michaela Bublé. Ależ to był czad! Timing, rytm i pulsujący dół pasma mogłyby rozruszać Statuę Wolności, a szeroka scena strzelająca złocistymi dęciakami dorównywała najlepszym konstrukcjom zamkniętym w zbliżonej cenie. To nic, że całe brzmienie było pewnym odstępstwem od audiofilskiej neutralności. Dostarczało za to autentycznej frajdy ze słuchania. Kontrolne wyłączenie zasilania spuściło z muzyki powietrze, a kipiące do tej pory emocjami nagrania po prostu stały się nudne.
Oczywiście, zdaję sobie sprawę, że to recenzenckie fanaberie, ponieważ przytłaczająca większość użytkowników kupi JBL-e z zamiarem chodzenia w nich po mieście. I to bynajmniej nie z kabelkiem.
Słuchając przez Bluetooth, otrzymujemy coś na podobieństwo złotego środka. Do bardzo dobrej detaliczności trybu pasywnego dołącza mocny bas z aktywnego po kablu. Dzięki mocnemu dociskowi Club 950NC efektywnie izolują od otoczenia, więc większość odsłuchów terenowych prowadziłem bez włączania redukcji hałasów. W tej wersji brzmienie miało więcej cech kablowego trybu pasywnego, natomiast aktywacja ANC nieznacznie, choć zauważalnie dociążała dół. Układy redukcji hałasów w stu procentach wycinają niskie tony oraz większość średnich i wysokich, zakłócających słuchanie muzyki, więc bardzo dobrze sprawdzą się na ruchliwych ulicach i w środkach komunikacji.

012 015 Hifi 09 2020 002

Gruby pałąk i miękkie poduszki
zapewniają komfort odsłuchu.

 

W trybie bezprzewodowym JBL-e świetnie się nadają do muzyki rozrywkowej, czyli tej, która najczęściej towarzyszy nam na spacerach i w dłuższej podróży. Dla amerykańskich słuchawek nie ma zbyt trudnych wyzwań. Czy to rock z połowy lat 60. XX wieku, czy najnowsze produkcje skąpane w elektronicznym sosie, Club 950NC były w swoim żywiole. Wisienką na torcie okazały się nagrania koncertowe, wyróżniające się szeroką sceną, bardziej pasującą do otwartych konstrukcji.
Wreszcie przyszła pora na tytułowe „turbodoładowanie”. W pra- praprzodkach empetrojek, czyli przenośnych odtwarzaczach kasetowych z XX wieku, przełącznik „Turbo” był najbardziej pożądaną funkcją. Bo kiedy wydawało się, że rachityczne rzężenie jest typową cechą tych urządzeń i dołączanych do nich pchełek, do akcji wkraczał włącznik podbijający bas. Sztuczne uwypuklenie niskich tonów znacząco poprawiało brzmienie. Po jego włączeniu nie trzeba się było domyślać istnienia sekcji rytmicznej, a i reszta zespołu grała z większym wigorem.
W przypadku słuchawek JBL-a włączenie przycisku Bass Boost miało nieco inny i nie aż tak pożądany efekt. Krótkie naciśniecie go zmieniało każdy materiał muzyczny w basowe imadło. Karykaturalnie podbite niskie tony mogą się spodobać jedynie osobnikom, którzy na internetowych forach szukają słuchawek grających mocnym „bassem”, koniecznie przez dwa „s”, przy braku innych priorytetów. W przypadku instrumentów akustycznych przynoszą bowiem wynaturzenie, ale… gdy na tapetę trafi muzyka elektroniczna, pewne odchylenia od normy stają się akceptowalne. W tych gatunkach i tak nie ma naturalnych dźwięków, więc każdemu według potrzeb. Jak to mówią: jeden lubi ogórki, drugi ogrodnika córki.

 

Konkluzja
Kolejne bardzo dobre słuchawki JBL-a za bardzo przyzwoite pieniądze. To już się zaczyna robić nudne.


 

 

 

2020 09 22 11 48 00 012 015 Hifi 09 2020.pdf Adobe Acrobat Pro DC

 

Mariusz Zwoliński
Źródło: HFM 09/2020