HFM

artykulylista3

 

Sennheiser PXC 550-II Wireless

010 015 Hifi 02 2020 0002Najostrzejsza rywalizacja w świecie hi-fi rozgrywa się obecnie w segmencie słuchawek. Nauszniki robią dosłownie wszyscy, więc nawet ze skromnymi funduszami można w nich przebierać jak w ulęgałkach. Nie jest więc sztuką kupić słuchawki pierwsze z brzegu, ale wyłowić z ogromnej masy te jedyne, spełniające wszystkie wymagania. I wtedy wkraczamy my…

Dysponując dowolnymi pieniędzmi, poszukujemy najlepszego urządzenia, które mieści się w budżecie. W przypadku kolumn czy wzmacniaczy będą to zakupy na lata, jednak w branży słuchawkowej tempo wprowadzania nowinek technologicznych przypomina najlepsze czasy kina domowego. Fakt, że wymarzone nauszniki, które jeszcze wczoraj były najlepszym modelem na rynku, dziś – jako stary rupieć – lądują w koszu z przecenami, może wywołać prawdziwą frustrację. W zderzeniu z marketingowym bełkotem, towarzyszącym każdemu nowemu modelowi, najlepiej będzie zadać sobie pytanie: czy owe „przełomowe” nowinki techniczne faktycznie są nam niezbędne do życia?


Powyższe refleksje naszły mnie, kiedy otrzymałem do testu jedne z najnowszych bezprzewodowych słuchawek Sennheisera.
Światowa premiera PXC 550-II miała miejsce we wrześniu 2019 na berlińskiej wystawie elektroniki użytkowej IFA. Odświeżona wersja zastąpiła PXC 550 z 2016 roku i pewnie był to już czas najwyższy. W drugiej odsłonie Niemcy zaimplementowali nowe funkcje, nieznane jeszcze w czasach projektowania PXC 550, pozostawiając niezmieniony kształt pierwowzoru.

 

 

010 015 Hifi 02 2020 0001 W tej pozycji automatycznie
włącza się zasilanie i łączność
bezprzewodowa.

 

 


Budowa
„Koń jaki jest, każdy widzi” – rzekł niegdyś autor dzieła „Nowe Ateny albo Akademia wszelkiey scyencyi pełna...”. I to w zasadzie wyczerpuje temat wyglądu. W zasadzie, bowiem PXC 550-II kryją kilka tajemnic, niewidocznych na pierwszy, drugi, a nawet trzeci rzut oka.
Obudowy muszli wykonano z wysokiej jakości tworzywa sztucznego o matowej fakturze, przypominającej gładką gumę. Ma to swoje dobre i złe strony. Do atutów można zaliczyć łatwość sterowania funkcjami słuchawek i odtwarzacza, natomiast matowe wykończenie może się szybciej rysować. Trójkątny kształt muszli i ich lekko skośne ułożenie dopasowano do małżowin usznych. Obszerne wokółuszne poduchy wykończono mięciutką syntetyczną skórą. W razie ich zniszczenia, za nowe w fabrycznym sklepie Sennheisera zapłacimy symboliczne 80 złotych. Ten sam materiał wykorzystano do obicia grubego pałąka, wyłożonego miękką gąbką. Całość jest elegancka, dyskretna i powinna zadowolić osoby stroniące od ostentacji.
W obudowach zamknięto przetworniki dynamiczne o średnicy 32 mm. Wzorem topowych modeli z serii HD, przesunięto je do przodu i lekko skręcono do wewnątrz, tak aby dochodzące do uszu dźwięki przypominały słuchanie muzyki przez kolumny. Od strony głowy przetworniki chronią żebrowane płytki dyfuzyjne oraz kawałki miękkiej tkaniny z naniesionymi oznaczeniami kanałów.
Jarzma obejmujące muszle łamią się i skręcają do wewnątrz, dzięki czemu słuchawki można ciasno złożyć. Zastosowano w nich rozwiązanie znane z pierwszych PX 550.
Otóż w fazie spoczynku muszle powinny być skręcone o 90 stopni w stosunku do pałąka. Obrócenie słuchawek do pozycji roboczej automatycznie włącza zasilanie i transmisję bezprzewodową. Informuje o tym ciche kliknięcie, dochodzące z miejsca łączenia jarzma z elastycznym pałąkiem. Nie wiem, ile takich prób przeprowadzono w fazie projektowania, ale solidność wykonania słuchawek daje nadzieję na bezproblemowe działanie przez wiele lat. Jeśli jednak ktoś będzie się obawiał o żywotność obrotowego przełącznika, to wystarczy wyłączyć Bluetooth w telefonie. W przypadku utraty łączności bezprzewodowej, po pięciu minutach bezczynności słuchawki automatycznie przechodzą do trybu czuwania.
PXC 550-II wyposażono w panel dotykowy, ulokowany na prawej muszli. Tam też zlokalizowano 2,5-mm wejście sygnałowe, złącze micro USB do ładowania oraz dwa przełączniki. Pierwszy z nich służy do wybierania trybu aktywnej redukcji hałasów (całkowita izolacja/tryb adaptacyjny/brak ANC), drugi – do parowania z urządzeniami przenośnymi oraz wywoływania asystenta głosowego. Na obu muszlach dyskretnie rozmieszczono także kilka mikrofonów systemu ANC oraz umożliwiających prowadzenie rozmów telefonicznych.

 

 

010 015 Hifi 02 2020 0001 PXC 550-II można niemal zwinąć w kłębek.

 



Redukcja hałasu
PXC 550-II wyposażono w Bluetooth 5.0 z kodekami SBC, AAC, aptX i aptX Low Latency. Ten ostatni przyda się zwłaszcza w czasie oglądania teledysków i filmów.
Tym jednak, co wyróżnia niemieckie słuchawki wśród setek bezprzewodowych nauszników, jest kilka poziomów aktywnej redukcji hałasu.
Poza kompletnym odcięciem od świata zewnętrznego do dyspozycji jest tryb adaptacyjny. Wyłapuje on wszystkie odgłosy otoczenia i filtruje te, które uzna za konieczne, np. hałas silnika autobusowego, pozostawiając słyszalne rozmowy współpasażerów i zapowiedzi przystanków. Jest wreszcie tryb trzeci, opracowany specjalnie z myślą o eliminowaniu nieprzyjemnych odgłosów wiatru owiewającego muszle. W czasie testowania Sennheiserów w mieście domyślnie ustawiłem tryb całkowitego wyciszenia, a w czasie spacerów na otwartych przestrzeniach i rowerowych wycieczek zmieniałem na „Anty Wind”. W tej pozycji hałaśliwe podmuchy wiatru były eliminowane zdecydowanie skuteczniej niż w trybie adaptacyjnym i przy pełnym odcięciu.
Ostatni wariant pracy PXC 550-II  nazywa się „Transparent Hearing”. Po jego włączeniu muzyka jest zatrzymywana, a odgłosy otoczenia – wzmacniane. Funkcja ta, choć z pozoru wydaje się bez sensu, bardzo się przydaje, na przykład kiedy ktoś niespodziewanie nas o coś zagadnie czy w czasie ogłaszania komunikatów na dworcach i w środkach komunikacji miejskiej.
Systemy ANC w PXC 550-II zdają egzamin celująco. W połączeniu z mocnym dociskiem muszli do głowy i dobrą izolacją pasywną, separują od otoczenia niemal w stu procentach.

 

 

010 015 Hifi 02 2020 0001 W sztywnym etui mieszczą się słuchawki,
przewody zasilający i sygnałowy oraz samolotowa przejściówka.

 



Obsługa i aplikacje
Umieszczony na prawej muszli panel dotykowy jest o niebo wygodniejszy od analogicznego rozwiązania użytego w Audio-Technikach ATH-SR50BT („HFiM” 9/2019). Zmiana utworów oraz precyzyjna regulacja głośności następowała przez pocieranie palcem w pionie i poziomie. Zatrzymywanie i restart muzyki oraz odbieranie połączeń telefonicznych wymagały lekkiego puknięcia w środkową cześć panelu. A propos, w niemieckich słuchawkach zastosowano kolejną ciekawą funkcję. Chodzi o automatyczną pauzę, która zatrzymywała muzykę po zdjęciu ich z głowy i odłożeniu np. na stolik.
Sennheiser przygotował aplikację Smart Control na urządzenia iOS i Android. Dzięki niej można wybrać adaptacyjny lub antywiatrowy tryb ANC, pobawić się szczątkowym korektorem barwy czy też sprawdzić poziom naładowania baterii. Na tym jednak nie koniec atrakcji, bowiem w sklepie Google Play znalazłem jeszcze jedną bezpłatną aplikację do obsługi bezprzewodowych Sennheiserów. CapTune ma nieporównanie większe możliwości korekcji brzmienia i wtyczkę Tidala. Obsługuje także odtwarzacz plików.
Jedynym minusem, jaki dostrzegłem na tym etapie, była niezbyt duży zakres regulacji pałąka. Choć nie dysponuję imponującą mózgoczaszką, nawet bez nakrycia głowy musiałem maksymalnie rozsuwać muszle. Osoby obdarzone obszerniejszymi czerepami mogą mieć problem z dopasowaniem słuchawek.
Ostatnim elementem wyposażenia PXC 550-II jest współpraca z asystentami głosowymi. To – moim zdaniem – nie jest akurat niezbędne do życia, więc funkcję tę potraktuję w kategorii modnego gadżetu.

 

 

010 015 Hifi 02 2020 0001 Firmowa aplikacja
pozwala ustawić
podstawowe
parametry pracy.

 



Akumulatory
Wbudowane akumulatory wystarczają na 20 godzin pracy w trybie bezprzewodowym z aktywnymi układami ANC. W przypadku połączeń kablowych z aktywną redukcją hałasów czas ten wydłuża się do 30 godzin. W materiałach reklamowych producent zapewnia, że wystarczy to do odbycia podróży dookoła świata. Ech, kiedyś okrążenie kuli ziemskiej w 80 dni było nie lada wyczynem.
Wrażenia odsłuchowe
Zanim zaczniecie słuchać PXC 550-II, konieczne będzie ich solidne wygrzanie. 100 godzin nieprzerwanego grania, może być po kablu, powinno jako tako je ułożyć, choć ja podszedłem do nich dopiero po tygodniu. Kiedy moja cierpliwość była już na wyczerpaniu, naładowałem do pełna akumulatory i zabrałem Sennheisery na długi spacer.
Od razu zaskoczył mnie brak różnicy w brzmieniu z aktywnym ANC i bez niego. Po kilkukrotnym porównaniu tych samych fragmentów nagrań dostrzegłem wprawdzie niewielkie rozjaśnienie przy wyłączonej redukcji hałasów, ale w codziennym użytkowaniu nie miało to znaczenia.
W odróżnieniu od niektórych podobnych konstrukcji, przesunięcie przetworników względem kanałów słuchowych przełożyło się na wyjątkową budowę sceny. Szeroka, lekko unosząca się nad głową, wykraczała poza to, czego można się spodziewać po konstrukcjach zamkniętych. W trakcie odtwarzania nagrań gitary akustycznej i jazzowych big bandów faktycznie odnosiłem wrażenie, jakby dźwięki dochodziły lekko z przodu. Do tego liczne odgłosy lewitowały na zewnątrz muszli, także na różnych wysokościach. To naprawdę ciekawy efekt.
Drugą, nomen omen, uderzającą cechą PXC 550-II był potężny bas. Jeśli tylko znalazł się na płycie, sięgał niemal do samych trzewi. W rocku i dużych składach orkiestrowych spokojnie wytrzymywał porównanie z kolumnami podłogowymi, natomiast gdy do głosu doszła muzyka filmowa, zamieniał niemieckie nauszniki w parę nagłownych subwooferów. Wielka klasa! Pod tym względem bezprzewodowe Sennheisery wyznaczają poziom niedostępny dla większości słuchawek w zbliżonej cenie. I – co godne podkreślenia – pomimo nieprzeciętnych możliwości najniższe tony PXC 550-II ani na chwilę nie tracą kontroli.
Poza tym, w nagraniach odnalazłem sporo energii i wigoru. Choć słuchawki dysponują nieprzeciętnym dołem, brzmienie nie zostało dostrojone na kształt litery „V”. Oczywiście, można to zmienić za pomocą korektora, ale ja pozostałem przy ustawieniach fabrycznych. Odpowiednio detaliczna góra w trybie bezprzewodowym odsłaniała sporo szczegółów nagrań. Niekiedy chciałoby się jedynie lepszego doświetlenia dalekich planów, zwłaszcza w muzyce klasycznej.
Generalnie PXC 550-II preferują szeroko pojętą muzykę rozrywkową, choć bardzo skuteczny system ANC pozwala słuchać w podróży nawet klawesynowych miniatur. Operując mocnym, pulsującym basem, dobrą dynamiką i obszerną sceną stereofoniczną, Sennheisery umiejętnie skupiały na sobie niemal całą uwagę. A jeśli trafiłem na efektownie zrealizowany materiał, potrafiły zaskoczyć niejedną realizatorską sztuczką.
Mówimy tu jednak o trybie bezprzewodowym, z licznymi aktywnymi układami elektronicznymi, mniej lub bardziej wpływającymi na brzmienie. A co się stanie, kiedy podłączymy PXC 550-II bezpośrednio do telefonu kabelkiem?

 

 

010 015 Hifi 02 2020 0001 Pod ozdobnymi
pierścieniami
ukryto mikrofony
systemu ANC.

 



Połączenie kablowe
Stanie się ciemność. Może nie dosłowna, ale z muzyki uleci niemal cała witalność. Bas wyraźnie zmniejszy zasięg, wysokie tony podkulą ogon, a ogólny charakter brzmienia upodobni się do chińskich podróbek za kilkadziesiąt złotych.
Jeśli nie jesteście w stanie wyobrazić sobie różnicy, puśćcie dowolną muzykę przez kolumny, wyjdźcie z pokoju zamknąwszy za sobą drzwi i przyłóżcie ucho po drugiej stronie ściany. To będzie właśnie ten efekt. Powyższe spostrzeżenia poddaję pod rozwagę wszystkim, którzy na co dzień podłączają słuchawki bezpośrednio do telefonów. Ja na szczęście miałem na podorędziu przenośny odtwarzacz plików i dopiero w tej konfiguracji PXC 550-II pokazały, na co naprawdę je stać. Świetny w połączeniu bezprzewodowym bas, po kablu zyskał dodatkową moc, szybkość i energię. Z wysokich tonów została zerwana muślinowa zasłona, spowijająca odległe plany, a na te bliższe padły snopy jasnego światła. W rezultacie poprawiła się stereofonia, co w trybie bezprzewodowym wydawało się już niezbyt osiągalne. Poza tym, w porównaniu z połączeniem Bluetooth, całe brzmienie delikatnie się uspokoiło, nabrało większej ogłady i wyrafinowania.
To był TEN Sennheiser. Ale jako że nikt nie kupuje bezprzewodowych słuchawek, by podłączać je do odtwarzacza plików, powyższe doznania dostępne będą tylko nielicznym eksperymentatorom.


Konkluzja
PXC 550-II załatwiają temat wymiany słuchawek na najbliższych kilka lat. Oczywiście, w każdej chwili może się objawić kolejna „rewolucyjna” funkcja, poprawiająca komfort użytkowania, ale nie dajmy się zwariować. Póki co – bez napinki.
Aha, ładowarkę noście i przy pogodzie.

2020 02 19 09 02 25 010 015 Hifi 02 2020.pdf Adobe Reader


Mariusz Zwoliński
Źródło: HFM 02/2020