Vincent DAC-700
- Kategoria: Przetworniki C/A
Vincent kojarzy się z hybrydowymi integrami oraz okrągłymi okienkami, przez które zerkają podświetlane lampy. I o ile we wzmacniaczach szklane bańki nie dziwią, o tyle ich obecność w DAC-u świadczy o nieszablonowym podejściu do tematu.
Pierwszy przetwornik c/a Vincenta pojawił się w 2018 roku. DAC-7 powstał w oparciu o układ AKM AK4490 i cechował się ponadprzeciętną wszechstronnością oraz przystępną ceną. O zakończeniu jego produkcji przesądziły niespodziewane okoliczności, a wszystko rozegrało się w fatalnym dla świata roku 2020.
Najpierw wybuch pandemii przerwał łańcuchy dostaw, a następnie dołączył do niego kryzys gospodarczy związany z przestojami fabryk. Kulminacja nastąpiła we wtorek 20 października. Pożar, jaki wybuchł w japońskiej fabryce Asahi Kasei Microsystems, był kamieniem, który poruszył prawdziwą lawinę nieszczęść. Po trzech dobach walki z żywiołem z potentata na rynku chipów cyfrowo-analogowych zostały dymiące zgliszcza, a połowa światowego przemysłu – od telefonów, po samochody – stanęła przed widmem zamrożenia produkcji.
Pożar fabryki AKM dotkliwie odbił się także na branży hi-fi, która w ogromnej części korzystała z komponentów japońskiego dostawcy. Przesiadka na układy scalone innych firm wymagała czasu. W dodatku do kolejki wpychały się tak strategiczne branże, jak motoryzacyjna czy komputerowa.
Reklama
Lista ofiar wspomnianego pożaru jest długa, a wśród nich znalazł się debiutancki DAC Vincenta. Jak gdyby zewnętrznych problemów było mało, w pechowym 2020 roku, po 25 latach kierowania firmą, jej założyciel Uwe Bartel sprzedał Vincenta Stevenowi Weilandowi, znanemu inwestorowi z branży elektronicznej. W samej centrali niby niewiele się zmieniło, jednak w szeregi pracowników wkradł się niepokój. Na szczęście nowy właściciel kipiał entuzjazmem, który szybko im się udzielił. Weiland szybko się otrząsnął z szoku wywołanego katastrofą w AKM i zlecił opracowanie następcy DAC-a 7 z wykorzystaniem istniejących analogowych obwodów wyjściowych. Nowe miało być tylko cyfrowe serce, ale to właśnie ono stanowiło największy problem.
By przyśpieszyć prace, konstruktorzy Vincenta opracowali wstępny projekt sekcji cyfrowej, który wysłali do firmowej fabryki w Chinach. Tam zmontowano funkcjonalny prototyp, który od razu poleciał do Niemiec. Dział badawczo-rozwojowy w centrali w Iffezheim zgłosił do niego swoje uwagi, po czym odesłał urządzenie za Wielki Mur. Miejscowi inżynierowie uwzględnili propozycje i odesłali poprawioną wersję do Niemiec, itd., itd. Po kilku miesiącach od powstania pierwszego prototypu DAC-700 skierowano do produkcji, co – j k na branżę hi-fi – jest wynikiem nieczęsto spotykanym.
Podział na trzy segmenty:zasilanie, sekcję cyfrowąi wyjście analogowe.
Budowa
Na pierwszy rzut oka DAC-700 można pomylić z którymś z hybrydowych wzmacniaczy Vincenta. Odpowiada za to okrągłe okienko, przez które zalotnie zerka lampa prostownicza 6Z4. Zgodnie z firmową tradycją podświetla ją pomarańczowa dioda, którą na czas nocnych sesji muzycznych można przyciemnić albo wygasić.
Po obu stronach okienka rozmieszczono dwa rzędy LED-ów sygnalizujących aktywne wejście. Wybieramy je sekwencyjnym przełącznikiem z lewej strony. Z prawej natomiast znalazły się przycisk zmiany trybu pracy stopnia wyjściowego (lampa/tranzystor) oraz gniazdo słuchawkowe 6,35 mm, z regulacją głośności. Zabrakło natomiast choćby szczątkowego wyświetlacza, bez którego część użytkowników urządzeń cyfrowych nie wyobraża sobie życia.
O ile front DAC-a 700 zdecydowanie odbiega wyglądem od konkurentów, o tyle tył wpisuje się w oczekiwania wywołane ceną i gabarytami. Przyszły użytkownik ma do dyspozycji sześć wejść cyfrowych: dwa optyczne Toslink, dwa koaksjalne RCA i po jednym AES/EBU oraz asynchronicznym USB-B. To ostatnie umożliwia podłączenie komputera. Sygnał analogowy można odebrać z wyjścia XLR (Neutrik) albo złoconego RCA. W kolekcji znajdziemy też przełącznik podświetlenia lampy z przodu oraz automatycznego uśpienia po kwadransie bezczynności, a także wyzwalacz 12 V oraz gniazdo zasilania. DAC-700 pobiera z sieci zaledwie 35 watów.
O tym, że konstruktorzy Vincenta poważnie traktują swoje obowiązki, świadczy masa urządzenia – niemal 7 kg. Są to bodaj najtańsze kilogramy w świecie DAC-ów, choć nikt ich przecież nie kupuje na wagę. Tajemnica wyjaśnia się po zdjęciu pokrywy. Dla czytelników orientujących się w ofercie Vincenta będzie to widok znajomy, natomiast pozostali mogą się mocno zdziwić.
Reklama
Aluminiowy panel przedni ma rozsądne pół centymetra grubości. Skręconą ze stalowych blach obudowę podzielono na trzy komory. Metalowe grodzie, prócz usystematyzowania zawartości, redukują przenikanie promieniowania elektromagnetycznego. Od góry, na styku z pokrywą, naklejono na nie półcentymetrowe paski gąbki, zapobiegające powstawaniu rezonansów. Wszystkie otwory, przez które poprowadzono przewody, zabezpieczono plastikowymi wkładkami. Kable pospinano w estetyczne wiązki i, o ile było to możliwe, pozaginano pod kątem 90 stopni, jak na schemacie ideowym.
W lewej komorze znalazł się zasilacz. Zbudowano go w oparciu o duży toroid, który osadzono na dodatkowej podstawie antywibracyjnej. Vincent wykonuje wszystkie transformatory we własnym zakresie, czym chwali się stosownym napisem na puszce ekranującej. W kontekście zapotrzebowania na energię zasilacz DAC-a 700 wydaje się przewymiarowany, ale pierwsze prawo Zwolińskiego mówi, że nie ma zbyt dużych transformatorów ani bagażników samochodowych.
W lampowym stopniuwyjściowym pracują dwiepodwójne triody 12AU7.
Sekcję cyfrowo-analogową umieszczono w centrum obudowy, tuż za lampą prostowniczą. Przed szkodliwymi czynnikami zewnętrznymi chroni ją stalowy ekran. Pierwsze skrzypce gra tutaj 32-bitowy układ ESS Sabre ES9038Q2M. Cztery lata temu był to niemal ósmy cud świata; dziś też wystarczy z lekkim naddatkiem. Jego nominalne parametry, wynoszące 32 bity/768 kHz dla sygnałów PCM, ograniczono do 32 bitów/384 kHz dla portu USB oraz 24 bitów/192 kHz dla pozostałych wejść. USB-B przyjmuje DSD512, pozostałe maksymalnie DSD64. Przy okazji opracowania nowej sekcji c/a zmodyfikowano interfejs USB oraz przeprojektowano układy sterujące urządzeniem, które wykorzystują procesor Cirrus Logic.
Reklama
O ile lewa komora DAC-a 700 wyróżnia się na tle tego rodzaju sprzętu, o tyle przedział analogowy… wyróżnia się jeszcze bardziej. Znalazły się w nim bowiem dwa niezależne układy wyjściowe, półprzewodnikowy na tranzystorach FET oraz lampowy na dwóch podwójnych triodach 12AU7 (ECC82) produkcji PS Vane. Oba tory analogowe są zbalansowane, więc wyjścia XLR nie wlutowano tylko dla ozdoby. Doliczyłem się też łącznie sześćdziesięciu (!) kondensatorów Wimy, dosmaczonych dwiema garściami audiofilskich Nichiconów – w stopniu tranzystorowym złotych, a w lampowym zielonych.
Na osobnej płytce zmontowano moduł wyjścia słuchawkowego, w którym także nie poskąpiono pierwszorzędnych elementów. Vincent wysteruje nauszniki o impedancji od 32 do 600 omów, czyli praktycznie wszystkie współczesne konstrukcje dynamiczne i planarne.
DAC-700 łatwo pomylićze wzmacniaczem stereo.
Wyjścia XLR i RCA automatycznie rozpoznają sposób podłączenia do wzmacniacza i aktywują się za pośrednictwem przekaźnika Panasonica.
Gdyby oceniać sprzęt hi-fi jedynie pod kątem jakości wykonania, Vincent DAC-700 byłby niekwestionowanym faworytem w swojej kategorii cenowej.
Widać, że w czasie jego projektowania i budowy ograniczanie kosztów nie stanowiło priorytetu. Gdyby taki sprzęt powstał w USA lub Europie, jego cena spokojnie mogłaby być wyższa i nawet wtedy wielu recenzentów okrzyknęłoby go okazją sezonu.
Dołączony w komplecie solidny pilot z aluminium jest tyleż elegancki, co bezużyteczny. Za jego pomocą można zmienić źródło, co robi się rzadko, oraz wyciszyć dźwięk, co robi się jeszcze rzadziej. Nie można natomiast zmienić trybu pracy z tranzystorowego na lampowy, co byłoby pomocne w porównaniach brzmienia. Jasne, zawsze można zwlec z kanapy cztery litery i pofatygować się osobiście, ale w takim razie po co w ogóle jest ten ramocik?
Przełącznikiem „Tube/FET” wybieramy stopień wyjściowy.
Wrażenia odsłuchowe
Mając przed sobą urządzenie oferujące – przynajmniej potencjalnie – dwie sygnatury brzmieniowe, zarezerwowałem na formalny odsłuch więcej czasu. Okazało się jednak, że i to za krótko, by się nasycić dźwiękiem Vincenta.
Zanim przejdę do konkretów, uwaga natury ogólnej. Fakt, że DAC-700 oferuje dwa tryby pracy – tranzystorowy i lampowy – nie oznacza, że we wspólnej obudowie zamknięto dwa odmiennie brzmiące urządzenia. Oba tory mają wiele cech wspólnych i właśnie od nich rozpoczniemy opis wrażeń odsłuchowych.
Vincenta dosłownie rozpiera energia. W każdym utworze słychać radość z grania, nawet jeśli są to koturnowe dzieła mistrzów baroku, wykonywane na instrumentach z epoki. Z witalnością przekazu wiąże się rewelacyjna dynamika, zarówno w skali makro, jak i mikro. Szybkość narastania impulsów można mierzyć w nanosekundach – przetwornikowi nie sprawiają trudności nawet najbardziej bombastyczne fragmenty. Jakby chciał pokreślić zasadność stosowania porządnego zasilania nawet przy umiarkowanym apetycie na prąd. I coś w tym chyba jest, bo jakoś nie wyobrażam sobie podobnej ekspresji z urządzenia napędzanego 12-woltowym zasilaczem wtyczkowym. Owszem, niektóre może i zagrają głośno, ale DAC-700 proponuje zupełnie inną jakość.
Kolejną cechą wspólną obu trybów okazuje się daleko posunięta neutralność. Nawet po aktywacji toru lampowego instrumenty i ludzkie głosy zachowały barwy, które znamy z występów na żywo, co w przypadku szklanych baniek nie jest wcale oczywiste. A różnice?
Tylna ścianka – tym razembez antenek BT/Wi-Fi.
Jeżeli przy ocenie brzmienia kierować się stereotypami – czyli tranzystor to techniczność, zaś lampa ciepełko – to w przypadku DAC-a 700 potwierdzą się one jedynie w niewielkim zakresie. Różnice się oczywiście pojawiają, ale określiłbym je raczej mianem kosmetycznych. Czyżby więc działanie lampowego stopnia wyjściowego sprowadzało się li tylko do podświetlonego okienka na przedniej ściance? Bynajmniej, jednak w czasie słuchania warto się kierować pewnym kluczem. Otóż najlepiej operować okresem, w jakim powstawały nagrania oraz sposobem ich realizacji, a nie konkretnymi gatunkami.
Stopień tranzystorowy pasuje do nowoczesnych kawałków, charakteryzujących się wysoką rozdzielczością i dynamiką. Takich, które zostały nienagannie zmiksowane oraz oferują obszerną, nierzadko podrasowaną stereofonię. DAC-700 ukaże wszystkie atuty takiego materiału, z mocnym i przepastnym basem na czele. Dzięki Vincentowi przeanalizujemy strukturę nagrań, relacje między instrumentami oraz ich ustawienie w wirtualnej przestrzeni. Jeśli realizator naprawdę się przyłożył do roboty i reszta systemu na to pozwoli, to przetwornik wyczaruje przed słuchaczem trójwymiarową scenę. I naprawdę nie będzie miało znaczenia, czy zafundujemy sobie romantyczny wieczór z balladami Rammsteinu, popołudniowy relaks w towarzystwie akustycznej wersji płyty „Love Over Fear” zespołu Pendragon czy też kolejny raz porównamy „jasną” i „ciemną” wersję albumu „I/O” Petera Gabriela.
Reklama
Tryb lampowy wprowadza do muzyki więcej melancholii, kameralności i zadumy. Bas się nieco uspokaja, troszeńkę spowalnia, nabiera koloru i staje bardziej zróżnicowany. Wysokie tony z kolei do znakomitej detaliczności opcji tranzystorowej dodają odrobinę ciepła, analogową fizjologiczność i powab. Ale jeszcze raz podkreślmy: przełączanie trybów nie wywołuje brzmieniowej rewolucji, choć różnice są zauważalne nawet na pierwszy rzut ucha. Triody, jak łatwo się domyślić, pasują do wszelkich odmian muzyki akustycznej, ze szczególnym naciskiem na jazz. Pięknie brzmią na nich klasyczne standardy wykonywane przez big-bandy, spokojne piosenki z towarzyszeniem fortepianu i sekcji rytmicznej, a także… klasyczny rock z lat 70. XX wieku. Choć – z drugiej strony – czemu się tu dziwić? Większość płyt z kanonu heavy i hard rocka powstawała przy udziale lampowych wzmacniaczy gitarowych, więc jeśli nie padły po drodze ofiarą nadgorliwego remasteringu, Vincent umiejętnie przybliży atmosferę towarzyszącą muzykom w momencie rejestracji materiału. Czy można zatem traktować go jako namiastkę wehikułu czasu? A dlaczego tylko namiastkę?
Eleganckipilot.
Konkluzja
Jeżeli ktoś planuje rozpocząć przygodę z plikami, to przetwornik Vincenta bezboleśnie wprowadzi go w świat zdematerializowanej muzyki. Połączenie wysokiej jakości wykonania z dwoma subtelnie różniącymi się charakterem brzmienia sygnaturami sprawia, że w swojej cenie DAC-700 praktycznie nie ma konkurencji.
Moja gorąca rekomendacja!
Reklama
Mariusz Zwoliński
Źródło: HFiM 06/2024