HFM

artykulylista3

 

Soulution 720

76-80 10 2013 01m

W jednej ze szwajcarskich dolin, nad rzeką Aare, leży niewielkie miasto Dulliken. To siedziba korporacji Spemot, projektującej i produkującej elektronikę i silniki elektryczne, głównie dla branży motoryzacyjnej.

 Jej dyrektorzy – Cyrill Hammer i Roland Manz – postanowili rzucić światu kolejne wyzwanie i stworzyli markę Soulution. Parafrazując firmową dewizę, można powiedzieć, że Szwajcarzy najwyżej wyceniają bilans… zerowy i dźwięk, w którym niczego nie dodano i któremu nic nie brakuje.


W przypadku przedwzmacniacza 720 ów bilans został wyceniony na 130000 zł.

 

 

Budowa

Soulution deklaruje, że w trakcie prac projektowych koncentruje się na efekcie brzmieniowym. By go osiągnąć, nie zważa na koszty i podejrzewam, że stosuje podzespoły z bardzo dużymi zapasami. Ale przynajmniej potem, nawet w krytycznych momentach, wszystko działa. Urządzenia są zamykane w prostych obudowach, w których z kolei nie dodano niczego ponad funkcjonalność.
Obudowę 720 wykonano z grubych płyt najwyższej klasy aluminium. Ścianki przednią, górną i dolną anodowano na kolor srebrny, a boczne i tylną – na czarny. Front jest tak prosty, jak to możliwe, i nawiązuje wyglądem do pozostałych elementów serii 7. Nie naniesiono na nim oznaczenia modelu, a jedynie markę. Po lewej stronie umieszczono dużą płytkę, przykrywającą trójliniowy wyświetlacz oraz czujnik podczerwieni. Górna linia displayu informuje o wybranym źródle sygnału, a po wejściu w menu: o jego kolejnych pozycjach i ustawieniach. Linia środkowa pokazuje głośność, a dolna – załączenie urządzenia oraz przejście w tryb mute.

76-80 10 2013 02mSoulution 710 – terminale
i wentylator


Obok widać trzy przyciski do włączenia, szybkiego wyciszenia oraz wejścia w menu. Dwa duże pokrętła służą do regulacji głośności oraz wyboru źródła. To ostatnie dzięki funkcji przycisku pozwala też wybierać i zatwierdzać opcje w menu. Tych jest sporo – od nadawania wejściom indywidualnych nazw, poprzez załączanie filtrów dla wejść liniowych i analogowego (odgrywa tu rolę filtra subsonicznego), po regulację balansu.

Główny włącznik znalazł się na ściance tylnej, nad gniazdem zasilania. Złącza sygnałowe rozmieszczono w dwóch rzędach, a ich układ odpowiada oddzielnym płytkom każdego kanału. 720 wyposażono w dwa wejścia XLR i trzy RCA (WBT NextGen) dla sygnałów liniowych, wejście RCA z zaciskiem uziemienia dla sygnału z gramofonu z wkładką MC, wysokopoziomowe wyjście RCA oraz wyjścia regulowane (RCA i XLR). Ponadto przewidziano możliwość odłączenia uziemienia (przełączniki nad gniazdami wyjściowymi), a także zainstalowano gniazda komunikacji systemowej oraz złącze serwisowe.
Interesująco wygląda regulacja impedancji wejściowej dla wkładek gramofonowych. Wykorzystano moduły w formie wielopinowych kartridżów (oddzielnie dla każdego kanału), które należy umieścić w odpowiednich gniazdach nad wejściami phono. Zgodnie z opisem w instrukcji, wraz z przedwzmacniaczem producent dostarcza moduły 100 Ω i 1 kΩ. W przypadku innych impedancji trzeba je zamówić dodatkowo. W teście mogłem wypróbować moduły 50, 100 i 300 Ω.

Wnętrze to istne królestwo elektroniki. Bez wątpienia świadczy o potencjale konstruktorów Soulution, a jakość wykonania można porównać tylko do szwajcarskiego… zegarka? Zresztą, nie ma co porównywać. Lepiej po prostu się zachwycać.

Przedwzmacniacz pracuje ze stałym wzmocnieniem, z ograniczonym stopniem sprzężenia zwrotnego i bez przesunięć fazowych. Konstrukcja dual mono (włączając gramofonowy stopień korekcyjny) zapewnia wysoką separację kanałów (> 105 dB). Układy każdego kanału zmontowano na dużych płytkach, ułożonych piętrowo w prawej części obudowy. Ścieżka sygnałowa jest niezbalansowana. Pozwoliło to ograniczyć liczbę elementów w torze, co producent uznaje za zaletę.

Sygnał z wejścia trafia do układów buforujących, oddzielnych dla wejść zbalansowanych, niezbalansowanych i phono. Za tym ostatnim znajduje się przedwzmacniacz i stopień korekcyjny dla wkładek MC, z dwustopniową regulacją wzmocnienia 54 i 60 dB. O regulacji impedancji wspomniałem wyżej. Dalej sygnał płynie do selektora źródeł, zrealizowanego na przekaźnikach. Układy wzmacniające 720 wyposażono w system zabezpieczający przed prądem stałym. W przypadku, kiedy przekracza on wartość 15 mV, w ścieżkę sygnału załączany jest wysokiej klasy kondensator sprzęgający, a na wyświetlaczu pojawia się odpowiedni symbol. Po ustabilizowaniu parametrów kondensator jest odłączany automatycznie (po około 15 sekundach).
Różnice natężenia sygnału pomiędzy źródłami mogą być wyrównane w krokach 3,6 i 9 dB dla każdego wejścia liniowego. Jako że odbywa się to na drodze dodatkowego aktywnego wzmocnienia, trzeba rozważyć, czy warto korzystać z tej opcji.

W torze przewidziano także filtr dolnoprzepustowy, eliminujący zakłócenia wysokoczęstotliwościowe, mogące się pojawiać ze źródeł cyfrowych. Do wyboru są trzy kroki: >20 i 200 kHz oraz >1 MHz (ustawienie w menu, oddzielnie dla każdego z wejść). Producent zaznacza, że korzystanie z filtra będzie negatywnie wpływać na jakość sygnału. Regulacja głośności odbywa się na drodze elektronicznej, z wykorzystaniem rezystorów foliowych Vishay, załączanych przekaźnikami w 80 krokach co 1 dB.

Stopień wyjściowy z tranzystorami bipolarnymi zapewnia ekstremalnie niską impedancję wyjściową (2 Ω), a w związku z tym bardzo dużą wydajność prądową (ograniczoną przez układ zabezpieczeń do 1 A!). Bez problemu poradzi sobie z trudnym obciążeniem, w tym z egzotycznymi łączówkami. Zasilacz umieszczony za ekranem składa się z oddzielnych stabilizowanych układów dla sekcji analogowej oraz cyfrowej (sterowania) i każdego z kanałów. Mechaniczna izolacja za pomocą elementów gumowych zapobiega mikrofonowaniu. Dystrybucja zasilania odbywa się przez miedziane szyny. Za przednią ścianką znalazły się płytki z układami sterowania przedwzmacniacza i obsługi wyświetlacza.

Obok recenzowanego modelu 720 Soulution oferuje także jego wersję liniową 721. Jako że pozbawiono ją modułu phono, jest tańsza o 20000 zł.

Obsługa

Obsługa Soulution 720 wydaje się prostsza, niż jest w rzeczywistości. A to za sprawą elektronicznego systemu sterowania. Zawiera on rozbudowane menu, umożliwiające dostosowanie ustawień do potrzeb systemu oraz szereg zabezpieczeń, mających na celu ochronę przed zakłóceniami/przepięciami w czasie wyboru źródeł. Jego działanie jest skuteczne, chociaż powoduje odczuwalną zwłokę w trakcie obsługi tej funkcji. Bywa też, że komenda wydana przy pomocy pilota lub pokrętła nie jest realizowana, a kolejne jej wydanie powoduje przeskoczenie o dwa kroki, czyli wybór następnego źródła lub stopnia głośności.

 

 

76-80 10 2013 03mTylna ścianka Soulution 721.
W modelu 720 są jeszcze
wejścia phono RCA i liniowe XLR
oraz wyjście rec-out.

 

W czasie odsłuchów LP korzystałem z wbudowanego stopnia korekcyjnego Soulution. Sposób regulacji impedancji wejściowej polega na wymianie elementów na tylnej ściance urządzenia, co wymaga wyłączenia przedwzmacniacza. To rozwiązanie mało funkcjonalne, gdyż utrudnia szybkie  porównania wybranych ustawień. Ponadto dostosowanie parametru do posiadanej lub nowo zakupionej wkładki będzie wymagało zakupu dodatkowych kartridżów. Pocieszające jest to, że zminimalizowano liczbę elementów w torze phono, co powinno się przełożyć na lepszy dźwięk. Właśnie z tego powodu wybaczam Szwajcarom wybór takiego rozwiązania.

Dodam, że w torze gramofonowym nie udało mi się pozbyć delikatnego brumienia. Nie było jednak słyszalne przy odtwarzaniu płyt z akceptowalną głośnością.

Konfiguracja

Tak niebanalny przedwzmacniacz wymagał niebanalnego towarzystwa. Do testu dotarł w komplecie z końcówką mocy Soulution 710 („MHF 1/2012”). Resztę systemu stanowiły: odtwarzacz Audio Research Reference CD 7, gramofon Garrard 401 z ramieniem SME 312 i wkładką Audiotechnica AT-33PTG/2, stopień korekcyjny Amplifikator Pre-Gramofonowy z zasilaniem akumulatorowym oraz kolumny ATC SCM-35. Urządzenia stały na stolikach StandArt SSP i STO.

Do połączeń wykorzystałem przewody Fadela z serii Coherence (listwa, zasilające, łączówki RCA, głośnikowe) oraz AeroFlex Plus (łączówka XLR). Dystrybutor dostarczył także cały zestaw przewodów Jorma Design, których używałem zamiennie. Urządzenia Soulution okazały się wrażliwe na jakość okablowania. Ostatecznie zdecydowałem się na zestaw Fadela. System grał w pomieszczeniu o powierzchni 16 m2, delikatnie zaadaptowanym akustycznie.

 

 

76-80 10 2013 04m

Solution 710...

Wrażenia odsłuchowe

W konfiguracji z firmową końcówką mocy brzmienie trudno określić inaczej niż jako superneutralne. Pod tym recenzenckim pojęciem może się kryć nijakość, jednak mnie chodzi o coś zupełnie innego. Chodzi mi o totalną przezroczystość w stosunku do reszty komponentów, począwszy od jakości nagrania, poprzez klasę źródła i okablowania, a na decydujących o odbiorze brzmienia zestawach głośnikowych kończąc. Jako że ATC uważam za kolumny idealnie dobrane do mojego pomieszczenia i świetne same w sobie, to w tej sytuacji efekt podłączenia amplifikacji Soulution powinien zaskoczyć tylko na plus. I tak było w rzeczywistości.

 

 

76-80 10 2013 05m…i 720 – idealny duet.

Dźwięk otoczył mnie nieskrępowaną dynamiką, błyskawicznym atakiem, świetną definicją i potężnym wolumenem. To było jak efekt wodospadu krystalicznie czystej wody, rozlewającego dookoła muzykę. Soulution oddał nie tylko dźwięki ją tworzące, ale także kunszt jej wykonania i towarzyszące emocje. Czy poprzez niezaangażowanie, rozumiane jako całkowita neutralność, można osiągnąć taki efekt? Skąd wiadomo, że wzmacniacz nie zostawia żadnej sygnatury na barwie systemu? Jak to się dzieje, że różne urządzenia, dobrze znane, dobierane pod kątem systemu jako całości, z wiarą w ich jakość, ale i ze świadomością ich ograniczeń, nagle odzywają się przez Soulution jak komponenty najwyższej klasy? Czy to Soulution zdejmuje z nich tajemnicze okowy, czy też sam w bliżej nieokreślony sposób porządkuje i doprowadza do perfekcji cały system? Czy coś wynika z jego parametrów, poza o kilka rzędów wielkości niższym niż zwykle poziomem zniekształceń?

Pozostawiam te pytania bez odpowiedzi, bo nie ma większego sensu zaprzątać sobie nimi głowy wobec dźwięku tej klasy. Dźwięku, dla którego istotą pozostaje odtwarzana muzyka. Spójność brzmienia i wyrównanie zakresów są wzorowe, żaden nie dominuje, nie podkreśla odmienności własnego charakteru.

 

 

76-80 10 2013 06mSoulution 720 – trudno
nie rozpoznać marki,
łatwo pomylić model.

Za wspomnianą przejrzystością kryje się mikrodynamika niosąca najdrobniejsze muzyczne i okołomuzyczne niuanse, takie jak odrobina wilgoci w ustniku klarnetu czy inaczej trafione uderzenie w talerz perkusji. Jak na dłoni słychać możliwości cichych instrumentów, takich jak gitara akustyczna. Można śledzić technikę gry, trudno zauważalne w innych systemach potknięcia czy nieczyste szarpnięcia strun. Okazuje się, że szelesty zawierają składowe inne niż tylko szum. To mnóstwo informacji i zdarzeń pozostaje jednak wkomponowane w spektakl i nie odciąga uwagi od płynącej muzyki. Wybrzmiewa, ale nie psuje całości. Nadaje jej jedynie prawdziwszy wyraz. Kontrola każdego aspektu dynamiki wpływa także na perfekcyjną stereofonię, w której nie słychać bezpośrednio głośników, a tylko instrumenty rozmieszczone w trójwymiarowej przestrzeni przed słuchaczem.

 

76-80 10 2013 07mDuży, wielofunkcyjny wyświetlacz.

Gramofonowy stopień korekcyjny to high-endowa opcja, pozwalająca w pełni wykorzystać potencjał źródła. O brzmieniu prawdziwie analogowym, czystym, dynamicznym i barwnym. Nie mam wątpliwości, że zaspokoi oczekiwania kupujących urządzenie z tak wysokiej półki cenowej. W tym aspekcie Soulution przebija swego oczywistego rywala – przedwzmacniacz Accuphase C-3800, który jest pozbawiony modułu gramofonowego.

Zmiana wzmacniacza mocy na Ayre V-5 tylko utwierdziła mnie w przekonaniu, że Soulution 720 jest przedwzmacniaczem brzmieniowo idealnym. Różnica w dźwięku sprowadziła się do zmiany klimatu na nieco bardziej relaksujący, mniej napięty do skoku, delikatnie zaokrąglony. Dźwięk pozostał jednak soczysty i szybki.

Po niektóre nagrania sięgam rzadko, ale mając w pamięci tegoroczny warszawski koncert Rogera Watersa, przesłuchałem kilka wersji „The Wall”, w tym koncertowe oraz sztukmistrzowski album „Amused To Death”. Przeżywałem te nagrania na nowo i towarzyszyło mi wrażenie ich pełnej świeżości i aktualności. Mało słuchałem w samotności, bo za każdym razem dołączali domownicy, by nasycić się tym znakomitym brzmieniem.

Co w tej konfiguracji wnosi przedwzmacniacz? Znowu nic? Czy rzeczywiście pozwala tylko w pełni wykorzystać potencjał źródeł i wysterować końcówkę mocy? Obiektywnie, 720 najmniej wpływa na modelowanie brzmienia. Byłoby to trochę smutne podsumowanie. Może jednak działa jakaś magia w świecie hi-endu? Bo…

Konkluzja

… przedwzmacniacz Soulution 720 odkrywa muzyczny mikrokosmos.

Paweł Gołębiewski

Opinia 2

Dzielony wzmacniacz Soulution znam bardzo dobrze. Słuchałem go wielokrotnie z odtwarzaczem 540 tej samej firmy, MSB z poziomu Signature i monitorami Harbeth Monitor 40.1. Okablowanie sygnałowe stanowiła Tara Labs z najwyższej serii The Zero; zasilające – Shunyata Anaconda Helix Alpha i Z-Tron. Do tego kondycjoner Hydra V-Ray i stoliki Andrzeja Sroki.

Z pierwszym odsłuchem wiąże się zabawna historia. Zestawienie Soulution z Harbethami zrobiło na mnie tak piorunujące wrażenie, że postanowiłem niezwłocznie podzielić się tym odkryciem z dystrybutorami obu marek. W końcu synergii szuka się zawsze, a tutaj ponad wszelką wątpliwość udało się ją  uzyskać. Kilka tygodni po tym zdarzeniu jeden z polskich recenzentów nabył Monitor 40.1 do posiadanej już końcówki Soulution 710. Nic w tym dziwnego, ponieważ pomimo dysproporcji cenowej te urządzenia grają razem genialnie. Sam wzmacniacz Soulution to arcydzieło. W ciągu piętnastu lat pracy recenzenta nie słyszałem nic obiektywnie lepszego. Chyba tylko monobloki 700 tej samej manufaktury podnoszą poprzeczkę wyżej. Poza nimi trudno znaleźć wzmacniacz równie neutralny i transparentny.
Na jednym z for internetowych przeczytałem wpis, którego autor trafił w sedno. Soulution to brzmienie w kolorze wody. Jest idealnie przejrzysty i czysty tak, że wszystko przy nim gra jakoś. To punkt odniesienia, wzorzec do porównań i materializacja idei drutu ze wzmocnieniem. Jego barwa jest idealnie neutralna, a temperatura – ani za zimna, ani za ciepła, tylko w sam raz. Zakresy są doskonale wyważone. Wzmacniacz wiernie przekazuje nawet subtelne odcienie muzyki, jej blask i mat. Potrafi pulsować i zarażać energią albo przymarudzić, jeśli zostanie do tego zmuszony. Wszystko zależy od materiału na płycie i reszty systemu. Jeżeli konfiguracja zostanie wykonana ze znawstwem, czeka nas wyjątkowa przyjemność z obcowania z muzyką.

76-80 10 2013 08mGniazda WBT.

Końcówka mocy 710 do osiągnięcia pełnego potencjału wymaga stosowania przedwzmacniacza Soulution 721 (ewentualnie 720, jeżeli korzystamy z gramofonu). Dopiero z nim jest wysterowana jak należy i potrafi pokazać, jak fantastycznie barwnym i głębokim basem dysponuje. Podłączona bezpośrednio do odtwarzacza CD gra na pół gwizdka. Oszczędność finansów jest znacząca, niestety okupiona brzmieniowym kompromisem. Z takich właśnie kompromisowych odsłuchów rodzą się opinie o jej szczupłym czy przesadnie analitycznym brzmieniu. Jeżeli jednak posłuchacie 710 w konfiguracji, do której została przeznaczona, szybko zmienicie zdanie. Alpejska zima zamieni się w ciepłą wiosnę. Barwa dźwięku się nasyci i zyska pełnię. Pojawi się bogactwo niuansów i gra światłocieni tak intrygująca, że trudno się będzie oderwać od słuchania. To jest granie na abstrakcyjnie wysokim poziomie. Niezmiernie wyrafinowane i nie mające odpowiednika w świecie hi-endu.
Paradoksalnie, nie każdemu musi przypaść do gustu. Bezkompromisowe dążenie do prawdy o muzyce bywa mniej atrakcyjne niż ocieplenie średnicy pasma czy zwalisty bas. Soulution nawet w śladowym stopniu nie stara się zrobić na nas wrażenia; nie przymila się słuchaczowi. Wymaga równie dobrego,  choć – jak pokazuje przykład z Harbethami – niekoniecznie kosztownego towarzystwa i doświadczenia w trakcie konfiguracji. Nie przepuści żadnej niedoróbki i każda próba pójścia na skróty zostanie błyskawicznie wykryta i udaremniona. To wymagający wzmacniacz, który nie uznaje kompromisów. Początkujący mogą sobie z nim nie poradzić albo go nie docenić.

Mnie swoim brzmieniem i czystością Soulution olśnił. To dzieło sztuki. Dla części melomanów koniec poszukiwań, dla innych – dłuższy przystanek w fascynującej podróży do monobloków 700. Szwajcarskiego wzmacniacza prawie nie słychać w torze. „Prawie”, ponieważ robi coś takiego, że dźwięk szlachetnieje. To arystokrata hi-endu. Spokojny, niby delikatnie zdystansowany, a jednak fascynujący charyzmą i klasą. Znajdziecie urządzenia grające bardziej efektownie – masywniejszym basem, cieplejszym środkiem czy aksamitną górą. Jeżeli spodobają Wam się bardziej, nie oglądajcie się na 710. Widocznie to nie Wasza estetyka albo nie ten czas. Jeżeli jednak w sprzęcie z najwyższej półki szukacie prawdy o muzyce i braku choćby śladowych podbarwień – Soulution skradnie Wam serce. Ten wzmacniacz się nie nudzi i potrafi zaskakiwać niezależenie od tego, jak długo się z nim przebywa. Fenomenalnie różnicuje jakość nagrań, ale wcale nie te podkręcone, z założenia audiofilskie, grają na nim najlepiej. Słychać bowiem każdą ingerencję realizatora i próbę sfałszowania rzeczywistości. Jeżeli ktoś za mocno majstrował przy masteringu, na pewno się o tym dowiecie.

Przepięknie potrafią natomiast zabrzmieć płyty, po których zupełnie byśmy się tego nie spodziewali. Odtworzenie kompozycji „Avalon” z płyty CD Roxy Music zapamiętam chyba do końca życia. Zagrała fantastycznie gładko, nieskazitelnie, z dużą dozą naturalnego ciepła. Muzyka zmaterializowała się w pokoju. Zyskała realny kształt i trójwymiarowość. Była na wyciągnięcie ręki – namacalna i prawdziwa.
W dzielonej kombinacji Soulution bardziej uniwersalny z użytkowego punktu widzenia jest przedwzmacniacz. Wysteruje każdą końcówkę mocy i nawet się przy tym nie zasapie. Pamiętam próbę z Burmesterem 911 Mk III. Niemiecki piec brzmi świetnie, ale jego impedancja – 2,8 kΩ na wejściu XLR – to dla preampu arcytrudne wyzwanie. Lampy odpadają w przedbiegach. Tranzystory radzą sobie… tak sobie. Przyjęło się, że do końcówek Burmestera podłącza się przedwzmacniacze Burmestera. Nawet jeśli brzmieniowo inny produkt bardziej by nam pasował, to niemiecki preamp daje gwarancję kompatybilności. Od teraz z pełnym spokojem możecie go zastąpić Soulution 721. Nie dosyć, że z 911 Mk III radzi sobie śpiewająco, to jeszcze tworzy ujmująco muzykalny duet. Eva Cassidy z płyty „Live At Blues Alley” zabrzmiała tak spektakularnie, że rozsadziła całą procedurę testową. Pomieszczenie wypełniły magiczne dźwięki, w których obecności nie dało się ot tak zwyczajnie wstać z kanapy i przełączać kabli. Nie chciało się uronić szmeru palców przesuwanych po gryfie, nie mówiąc o jasnym, melancholijnym wokalu gwiazdy wieczoru. Soulution z Burmesterem stworzyły zestawienie, którego potencjał zaskoczyłby najpewniej  projektantów obu firm. Słuchając go, byłem wniebowzięty.

Ten test to wyraz mojego najwyższego uznania dla dokonań Soulution. Dla wiedzy konstruktora Christophera Schürmanna i odwagi inwestorów z, będącej właścicielem marki, firmy Spemot – Cyrilla Hammera i Rolanda Manza, którzy nie bali się sfinansować ryzykownej idei. Egzotycznie drogich wzmacniaczy w samej Szwajcarii znalazłoby się przecież z tuzin, a przecież do tego dochodzą jeszcze Ameryka, Europa i Japonia. A jednak Soulution udało się zaproponować produkt, którego głównym wyróżnikiem nie jest bynajmniej szokująca cena, lecz najwyższej próby brzmienie. Udało się stworzyć to, o czym konkurenci mogą tylko mówić – wzorcowo neutralny i transparentny wzmacniacz, który niczego nie przekłamuje. Czy nowe modele – 711 i 701 – będą równie dobre? Szwajcarzy zdecydowali się na kolejny ryzykowny krok i wymienili zasilane liniowe na impulsowe. Czy słusznie? Wkrótce się przekonamy. Na razie wielkie brawa należą się zestawieniu odchodzącej już powoli z katalogu końcówce mocy 710 i jak najbardziej aktualnemu przedwzmacniaczowi 721. Ta para ma wszelkie dane po temu, by stać się legendą hi-endu i obiektem pożądania majętnych kolekcjonerów. W mojej osobistej ocenie to mistrzostwo świata. Fantastyczny i prawdomówny wzmacniacz, do którego większość z nas może tylko wzdychać.

Jacek Kłos

 

76-80 10 2013 Tm

Autor: Paweł Gołębiewski, Jacek Kłos
Źródło: HFM 10/2013

Pobierz ten artykuł jako PDF