HFM

artykulylista3

 

Ayre Acoustics CX-8

056 061 Hifi 10 2023 003

Odtwarzacze CD nie mają lekko. Niewielu chce je produkować, niewielu chce kupować. Nie mam pojęcia, jak będzie wyglądał audiofilski rynek za 10 lat. Może znikną zupełnie, a może się jakimś cudem wybronią przed zagładą. Wiem jedynie, że świetnie grają – zwłaszcza te high-endowe.

 

 

 

 

 

 

Ostatni raz Ayre gościło u mnie przed mniej więcej dekadą. Co prawda, tamte niezatarte wspomnienia z odsłuchu flagowych wówczas monobloków MX-R zawiesiły poprzeczkę oczekiwań wobec firmy bardzo wysoko, ale – z drugiej strony – wiadomo: testowany odtwarzacz to, po pierwsze, inny rodzaj urządzenia, a po drugie – inny segment cenowy.
Poprawkę należy wziąć także na uwarunkowania historyczne. Od tamtych testów firma przeszła wiele zawirowań, związanych m.in. z tragiczną śmiercią jej założyciela i szefa, Charlesa Hansena. Na jakiś czas rytm produkcyjny został zakłócony. Obecnie Ayre znów ma się dobrze. Oferta wygląda solidnie, a renoma marki wciąż wiele znaczy w high-endowym świecie.
Aktualny katalog dzieli się na trzy serie o minimalistycznych nazwach: R, 5 i 8 – gdzie R jest flagowa, a 8 podstawowa. CX-8 to jedyny odtwarzacz CD we wszystkich. Nie jest to jakaś gorąca nowość – funkcjonuje na rynku od około dwóch lat.

 

034 037 HFM 06 2024 01

 

Przyciski bez opisów.

   

 


Budowa
Wygląd CX-8 jest zgodny z utrwaloną linią wzorniczą amerykańskiego producenta. Z lewej strony umieszczono dwa przyciski. Pierwszy to dwufunkcyjny prze-łącznik pomiędzy trybem standby (długie naciśnięcie) albo wyciszeniem (przyci-śnięcie krótkie). Drugi to sekwencyjny wybierak źródła cyfrowego. Przyciski nie zostały opisane, co z początku może dezorientować. Obok znalazł się wyświetlacz, a dalej – szuflada transportu i koło sterujące, za pomocą którego można wykonać najważniejsze operacje – choć do takiej ręcznej obsługi też trzeba się przyzwyczaić. Oznaczenia zostały bowiem wygrawerowane i nie są zbyt czytelne, przynajmniej w przypadku dostarczonej do testu czarnej obudowy. Przed naci-śnięciem którejkolwiek opcji trzeba się najpierw chwilę zastanowić, żeby sobie przypomnieć, co i jak – albo przyjrzeć od nowa.
Tylna ścianka wygląda całkiem bogato – pod warunkiem, że mówimy o egzemplarzu wyposażonym we wszystkie opcje dodatkowe. Pierwsze trzy gniazda po lewej są właśnie opcjonalne i pojawią się dopiero po montażu modułu streamera (cena: 5290 zł). Wchodzące w jego skład wejście Ethernet oraz dwa USB-A umożliwiają obsługę plików z zewnętrznych nośników lub serwisów streamingo-wych (Roon Ready) – w połączeniu przewodowym lub Wi-Fi. Obok znajduje się wyjście analogowe w formatach XLR i RCA, a dalej – trzy wyjścia cyfrowe (AES/EBU, koaksjalne RCA i optyczne Toslink) – w przypadku gdybyśmy chcieli wykorzystać przetwornik zewnętrzny. W standardowym wyposażeniu znajduje się jeszcze zestaw gniazd AyreLink do komunikacji systemowej, wejście USB do aktualizacji oprogramowania, gniazdo zasilania z obudową bezpiecznika oraz włącznik główny.
Ayre oferuje jeszcze drugi moduł opcjonalny (widoczne na zdjęciach wejście USB B), służący do odtwarzania plików (dopłata wynosi 4320 zł).

 

034 037 HFM 06 2024 01

 

Elementy sterujące. Trzeba siędo nich przyzwyczaić

   

 


We wnętrzu pozostało sporo wolnego miejsca. Transport to TEAC CD-5010B, obok którego umieszczono średniej wielkości transformator rdzeniowy. Do przedniej ścianki przymocowano wyświetlacz oraz układy odpowiedzialne za aktywację funkcji. Z tyłu natomiast znajdują się obwody kluczowe dla reprodukcji sygnału. Dwie mniejsze płytki mieszczą elektronikę modułów opcjonalnych. W sekcji streamingu rządzi procesor Nexell NXP2120, natomiast w USB widać XMOS 6L6G5.
Sercem CX-8 jest nieco większy laminat, na którym znajdują się kondensatory filtrujące napięcie zasilania oraz przetwornik wraz z analogowym stopniem wyjściowym. Według deklaracji producenta DAC to ESS Technology ES9038Q2M. Po zdjęciu pokrywy takiego elementu jednak nie namierzyłem wzrokowo – za-pewne przylutowano go od spodu. W sekcji cyfrowej widać jedynie bramkę Xi-linx Spartan 6, mikrokontroler PIC32MX470F oraz kość pamięci RAM. Nie wdając się w dalsze podzespołowe szczegóły, dodajmy tylko, że filtr cyfrowy zo-stał dopracowany pod kątem minimalizacji przesunięć fazowych, a zegar taktują-cy to własne rozwiązanie Ayre.

Reklama


Analogową część układu wyposażono w dwa autorskie rozwiązania: EquiLock oraz Diamond. EquiLock, w skrócie, to forma kaskodowego sterowania tranzy-storami za pomocą dodatkowych tranzystorów, co ma zapewniać układowi większą stabilność pracy. EquiLock powstał w czasie prac nad monoblokami MX-R i od tamtego czasu stał się standardem Ayre – nie tylko we wzmacnia-czach, ale, jak widać, również w urządzeniach cyfrowych. Diamond to rozwiąza-nie także pierwotnie opracowane pod kątem wzmacniaczy. Zwiększa efektywność stopnia wyjściowego dzięki określonej konfiguracji sprzęgania tranzystorów. Sam tor sygnałowy jest w pełni zbalansowany i zbudowany z elementów dyskretnych. Nie został objęty globalną pętlą sprzężenia zwrotnego.
Plastikowy pilot nie robi przesadnie high-endowego wrażenia, ale – na szczęście – na brzmienie nie wpływa. CX-8 jest dostępny w wykończeniu srebrnym oraz czarnym. W wyposażeniu znalazłem kilka miłych upominków: przewód USB, sieciówkę, antenkę Wi-Fi na USB oraz drewniane podkładki absorpcyjne jako akcesorium dodatkowe. Nie usłyszałem co prawda ich wpływu na brzmienie, ale nie wykluczam, że w jakichś okolicznościach faktycznie mogą zadziałać.

 

034 037 HFM 06 2024 01

 

Większa płytka mieści DAC i stopień wyjściowy. Po bokach widać oba moduły opcjonalne.

   

 


Konfiguracja systemu
Ayre CX-8 zastąpił w redakcyjnym systemie odtwarzacz Naim 5X/Flatcap 2X. Resztę toru stanowiły dzielony wzmacniacz Conrada-Johnsona (lampowy pre-amp PV-12AL z tranzystorową końcówką MF2250) oraz monitory Dynaudio Contour 1.3 mkII. Wydaje się, że do takiego zestawu amerykańskie źródło świetnie pasuje, należy bowiem do zbliżonego poziomu cenowego co pozostałe urządzenia. Mamy pewność, że nie będzie stanowiło dla toru sygnałowego wąskiego gardła, ale też nie zostanie przez ów tor pokrzywdzone.

 

034 037 HFM 06 2024 01

 

Podkładki absorpcyjne– nie zaszkodzi spróbować.

   

 


Wrażenia odsłuchowe
Gdy rozpoczynałem odsłuch Ayre, naszło mnie kilka refleksji natury ogólnej. Aby je lepiej naświetlić, warto odświeżyć kilka audiofilskich teorii. Do prawd obiektywnych należy zaliczyć stwierdzenie, że testowanie określonego rodzaju urządzeń rządzi się swoimi prawami. Dalsze wnioski będą jednak przedmiotem polemik. Dotyczą bowiem subiektywnie interpretowanego zakresu ich wpływu na brzmienie. Nie będzie herezją stwierdzenie, że największą „moc twórczą” przypisuje się zazwyczaj głośnikom i akustyce pomieszczenia. Drugie w kolejności są wzmacniacze, następne źródła i na końcu okablowanie. Istnieją również koncepcje przypisujące procentowy udział wpływowi danego rodzaju urządzeń na brzmienie, ale jako że takie liczbowe koncepcje trudno poprzeć czymś więcej niż osobistym przekonaniem, nie będę się nimi zajmował.
Na podstawie powyższych teorii można powiedzieć, że rola źródła w systemie jest proporcjonalnie mała względem kolumn i wzmacniacza. Taki pochopny wniosek niewiele oczywiście wnosi, bo przecież źródło ma w systemie znaczenie fundamentalne – i to w sensie jak najbardziej dosłownym. Dlatego że jest źródłem dźwięku właśnie. Jeżeli bas na wyjściu odtwarzacza będzie rozlazły, to ani najbardziej high-endowy wzmacniacz, ani najbardziej wszechmocne kolumny nie zdołają tego naprawić. Jeśli będzie zbyt mało szczegółów, to reszta toru już ich nie wyczaruje. I teraz nadszedł czas na zapowiedzianą na wstępie pierwszą refleksję.
Otóż kiedy mówimy o różnicach w brzmieniu na poziomie makro – czyli takich, które słychać wyraźnie i od razu – to rola odtwarzacza pozostanie skromna. Kie-dy jednak zagłębimy się w zmiany na poziomie mikro, czyli takie w które trzeba się wsłuchać dłużej, okaże się, że źródło może mieć znaczenie największe. Co jest szczególnie istotne w high-endzie, bo – jak głosi inna audiofilska teoria – im wyż-sza półka cenowa, tym przyrost jakości coraz bardziej maleje – właśnie do mikroskali.

 

034 037 HFM 06 2024 01

 

Opcjonalny moduł streamingowyoraz wyjścia analogowe.

   

 


Nieprzypadkowo piszę o tym wszystkim przy okazji testu CX-8. Powód objawił się bowiem już na samym początku odsłuchu. Otóż wymiana odtwarzacza Naima na Ayre w pierwszej chwili nie przyniosła wyraźnego efektu. Ale jak to? Przecież przepaść dziejowa (Naim jest niemal o 20 lat starszy), przepaść technologiczna dzieląca obie epoki oraz fakt, że Naima mimo wszystko należałoby sytuować przynajmniej o jakieś ćwierć półki niżej, powinny wystarczyć do nokautu w pierwszej rundzie. Nokaut jednak nie nastąpił, a pierwsza runda okazała się remi-sowa. I właśnie to potwierdza hipotezę, że odtwarzacz globalnych zmian nie za-pewni, przez co możemy ich nie usłyszeć natychmiast.
W kolejnych rundach, skoro już nalegacie na analogie bokserskie, zaczęła się jednak zarysowywać niewielka przewaga Ayre i koniec końców amerykańskie źró-dło wygrało całą walkę na punkty. Bo wykazało wyższość właśnie w szczegółach. A skoro, jak wiemy, owe szczegóły budują fundament brzmieniowy dla reszty systemu, możemy się w końcu przyjrzeć, co dokładnie producent dla nas przygotował.

Reklama


Największymi atutami amerykańskiego odtwarzacza są: po pierwsze – stereofonia, po drugie – malowniczość średnicy, a po trzecie – przemyślane zrównoważenie całego brzmienia. Bo mimo że nietrudno w odrębnych aspektach wskazać wy-raźne charakterystyki własne, to w ogólnym rozrachunku świetnie się one dopełniają, tworząc brzmienie uniwersalne o świetnie dopasowanych składowych.
Ayre gra bardzo przyjemnym w odbiorze basem. Może nie należy do urządzeń specjalizujących się w odurzaniu słuchacza natężeniem niskich tonów, ale z pewnością zna swoją wartość i wie, co z nią zrobić. Ogólnie niskie tony można uznać za lekko zmiękczone. Nie, nie chodzi o utratę kontroli, lecz bardziej o nadanie jej subtelnego pierwiastka rozkołysania. Ayre nie punktuje twardo. Stawia raczej na tworzenie ogólnej atmosfery, opartej na zawsze obecnej, ale nieprzytłaczającej podstawie niskotonowej.

 

034 037 HFM 06 2024 01

 

Wyjścia cyfrowe zainteresująniewielu. Za to wejście USB– zapewne wszystkich. Dostaniemy jejednak dopiero za dopłatą.

   

 


Bas jest wystarczający, choć na pewno nie rekordowo głęboki. Jego kontrola ma przede wszystkim zapewnić słuchaczowi komfort, a nie bezwzględnie dyktować warunki reszcie brzmienia. Natomiast wyższe rejestry tego zakresu zawierają pierwiastek niezwykłości. Niosą odpowiedni ładunek energii, ale także pięknej rozdzielczości w fakturze barw. Instrumenty operujące w tym zakresie zachowują swoją autonomię. Harmonijne współbrzmienie bez efektu zlewania sprawdza się nawet w dużych składach orkiestrowych. Bo o jazzowych triach z kontrabasem w roli głównej nawet nie ma co wspominać – miłośnicy twórczości Charliego Hade-na będą zachwyceni.
Przy opisie basu warto też wspomnieć o dynamice. Ayre uzyskuje tu coś w rodzaju złotego środka – bas jest świetny w skali mikro i dobry w skali makro. Zapewnia odpowiednie tempo, choć nie aspiruje do grona wyczynowców. Ma na-prawdę niezły współczynnik przytupywania, ale nie dąży do wyeksponowania go bardzie,j niż to konieczne. CX-8, oprócz spokojnego jazzu, doskonale oddaje klimat cięższego grania. Jedyna różnica polega na tym, że specjaliści od dynamiki cięższe brzmienie oddają jeszcze lepiej. Z tym, że nierzadko kosztem innych gatunków. Ayre natomiast w swojej koncepcji okazuje się bardziej pojemny i uniwersalny.
Jak wspomniałem, jest też bardzo muzykalny. Wiemy, że każdy producent ma na to swój własny sposób – bo nie istnieje żadna oficjalna definicja tego pojęcia, a tym bardziej żaden wzorzec, jak idealna muzykalność powinna wglądać. Amerykanie prezentują podejście dość klasyczne – oparte na płynności oraz lekkim ociepleniu. Pozwoliło to, przy neutralnej konturowości, zachować odpowiednią żywiołowość, dyktowaną rytmem, ale bez efektu przytłoczenia. W ten sposób nagrania mocniejsze nie tracą werwy, a klimaty romantyczne rozkwitają niczym kwiaty drzewa wiśni w kwietniu. Jeśli chodzi nasycenie barw średnicy, to Ayre ponad oleistość przedkłada wilgotność – co jest szczególnie słyszalne w górnych rejestrach tego zakresu.

 

034 037 HFM 06 2024 01

 

Pilot niezbyt high-endowy, ale działa.

   

 


Taki sposób odwzorowania średnicy świetnie współgra z sopranami, które CX-8 zaznacza całkiem odważnie. Jest ich dużo, są wolne od zbytecznego ugrzecznienia czy słodyczy i lubią się zapuszczać nawet w rejony kontrolowanej ostrości – oczywiście wszystko w granicach high-endowych standardów. Same w sobie mogłyby się niektórym zwolennikom fizjologiczności wydać nieco przerysowane, ale tutaj pojawia się wspomniana wilgotność górnej średnicy i sprawia, że idealnie wtapiają się w całość brzmienia. Dzięki temu – zamiast o ostrości – możemy mówić o obiektywizmie.
Stereofonia prezentuje poziom bliski referencyjnego w skali absolutnej. Pod tym względem CX-8 mógłby śmiało konkurować ze znacznie droższymi źródłami. Co ciekawe, wymiary sceny okazują się bardzo dobre, ale do stadionowego rozmachu z założenia nie dążą. Niezwykła jest za to precyzja lokalizacji źródeł, idealnie współgrająca z ich delikatnie zaokrąglonymi konturami. Dochodzi do tego nie-ziemska głębia, rozciągająca się od bliskości na wyciągnięcie ręki, do planów rozgrywanych daleko za linią bazy. Od tej sceny trudno oderwać wzrok!

Reklama


Skoro w teorii każdy producent dąży do jak najwierniejszego oddania muzyki na żywo, to w high-endzie, również w teorii, wszystkie urządzenia powinny brzmieć tak samo. Wiemy jednak, że tak nie jest. Niby wszyscy oferują dźwięk neutralny, ale w każdym przypadku jest on, paradoksalnie, neutralny inaczej. Jeden zagra trochę dynamiczniej, inny trochę akustyczniej, a jeszcze inny trochę romantyczniej. Ayre raczej nawiązuje do lampy. „Raczej”, bo z pewnym zastrzeżeniem – niektóre elementy się z tym zgadzają, ale nie wszystkie. Ze schematu wyłamuje się na pewno góra, a także (po części) mikrodynamika.
Jak zatem wszystkie te cechy sytuują CX-8 w stosunku do wspominanego na wstępie Naima? Amerykańskie źródło oferuje więcej miękkości i ocieplenia. Ma lepszą mikrodynamikę. Ma też więcej góry oraz swój mistrzowski przełom basu i średnicy. Ogólnie Naim stawia bardziej na rytm, uzupełniony plastyczną muzy-kalnością, natomiast Ayre – na płynność i pierwiastek lampowy, wzmocnione sprężystym rytmem. Różnica niby subtelna, ale jak zaznaczyłem – właśnie taka miała być.
Wydaje się zresztą, że wyliczanie tego rodzaju różnic nie jest istotne; wnikliwy odsłuch zawsze coś wykaże. Naima przywołałem z innego powodu – po to, aby określić skalę technologicznej przepaści dzielącej oba urządzenia. I okazuje się, że nie jest ona tak głęboka, jak mógłby sugerować upływ czasu, a zmiany zachodzą przede wszystkim na poziomie szczegółów. A może Ayre wydał mi się na dzień dobry tak podobny do Naima, ponieważ oferuje podobną charakterystykę brzmienia? Może niepotrzebny był cały wywód na wstępie, bo inne odtwarzacze z tej samej półki zrobiłyby większą różnicę, ponieważ po prostu grają inaczej?
Ale chwila… jakie inne odtwarzacze? No właśnie – nie zapominajmy, że mówimy o gatunku zagrożonym. Z ciekawości sprawdziłem i okazało się, że w ciągu ostatnich sześciu lat trafiły do mnie zaledwie trzy. Przez to coraz trudniej o punkt od-niesienia.

 

034 037 HFM 06 2024 01

 

Na podkładkach.

   

 


USB
Przyznam, że zdarza mi się pomijać testowanie USB, zwłaszcza gdy w danym urządzeniu jest to opcja. Od czasu do czasu robię jednak wyjątek. Ten grzech za-niechania wynika z jednej podstawowej przesłanki – moja kolekcja muzyczna to płyty CD. Plików bezstratnych używam tylko do testów, i – jak dotąd – nie znalazłem motywacji, by to zmienić. Ponadto z moich dotychczasowych doświadczeń płynął zawsze ten sam wniosek: teoria teorią, ale transport CD nigdy nie zagrał u mnie gorzej niż plik dostarczony przez USB. Owszem zdarzało się, że brzmienie z obu źródeł prezentowało się równie dobrze i nie odważyłbym się wskazać zwycięzcy. I myślę, że tak właśnie remisowo powinno być zawsze. W przypadku Ay-re różnice okazały się jednak wyraźniejsze, niż się spodziewałem. Nie wskazywałbym tu jednak „zwycięzcy”, bo wszystko sprowadza się nie tyle do kwestii jakościowych, co estetycznych.
Po pierwsze, sygnał USB ma wyraźnie niższy poziom i aby uzyskać porównywalne natężenie dźwięku, należało podkręcić głośność. Natomiast różnica estetyczna polegała na złagodzeniu góry pasma przy nieco bardziej konturowym basie. To oczywiście kwestia gustu – jeśli ktoś tak woli, to bardziej spodoba mu się wersja plikowa. Tak czy inaczej, ogólny charakter w założeniach pozostał ten sam. A różnice to taka mikroskala w mikroskali – na pewno mniejsza niż różnica między dwoma high-endowymi łączówkami z tej samej półki cenowej.
Niezależnie jednak od tego, czy mówimy o plikach, czy o płycie CD – w Ayre obowiązuje zasada płynnej harmonii, która tworzy bardzo proporcjonalny i wy-ważony obraz muzyczny. Jakość wszystkich elementów z osobna jest godna klasy nowoczesnego hi-endu, a brzmienie jako całość wyraźnie nawiązuje do klasycznych audiofilskich kanonów.


Konkluzja
Delikatny akcent lampowy, ale z naturalistyczną górą i wyraźnym rytmem oraz bajeczna płynność z rewelacyjną przestrzenią – to właśnie Ayre CX-8. Odtwarzacz uniwersalny, który sprawdzi się w każdym repertuarze.

 

 

 

 

Reklama

 

 

 

 

Zrzut ekranu 2024 03 24 102240

 

Mariusz Malinowski
Źródło: HFiM 06/2024

 

Ta strona korzysta z plików Cookies

Na naszej stronie internetowej używamy plików cookie. Niektóre z nich są niezbędne dla funkcjonowania strony, inne pomagają nam w ulepszaniu tej strony i doświadczeń użytkownika (Tracking Cookies). Możesz sam zdecydować, czy chcesz zezwolić na pliki cookie. Należy pamiętać, że w przypadku odrzucenia, nie wszystkie funkcje strony mogą być dostępne.