Unitra CSH-801
- Kategoria: Odtwarzacze CD
W wydaniu 10/2023 testowaliśmy wzmacniacz Unitra WSH-805, oparty na pochodzącym z lat 70. XX wieku WSH-205. Teraz przyszła pora na odtwarzacz CD do kompletu, a wkrótce – na kolumny. Serial poświęcony powrotowi polskiej firmy podsumujemy wrażeniami z odsłuchu kompletu.
O ile wzmacniacz WSH-805 był inspirowany historycznym modelem, o tyle odtwarzacz powstawał od zera. Konstruktorom przyświecała idea zbudowania czystego CD.
Budowa
Proste założenie okazało się niełatwe w realizacji. Na rynku masowym odtwarzacze CD podzieliły los dinozaurów. Problem dobrze znają posiadacze starszych maszyn, bo kiedy padnie mechanizm, jego wymiana nierzadko okazuje się niemożliwa. Wiele mechanizmów nie jest już przecież produkowanych, a magazyny świecą pustkami. Z tego względu kupowanie odtwarzaczy z drugiej ręki wiąże się z ryzykiem, zwłaszcza tych mocno przepracowanych i wiekowych. High-endowe wytwórnie już nie bazują na gotowych podzespołach, tylko opracowują własne napędy. W tańszych konstrukcjach stosuje się transporty DVD, optymalizowane do formatu CD oprogramowaniem. Owszem, działają, ale często długo myślą i przeważnie „nie grają”. Wpływ napędu na brzmienie odtwarzacza bywa ogromny. Teoretycznie to tylko odczyt danych cyfrowych, a efekt powinien zależeć głownie od przetwornika i toru analogowego. W praktyce jest inaczej, co warto sprawdzić we własnym systemie.
Teac CD-5020B-AT.
Unitra bazuje na mechanizmie TEAC CD-5020B-AT o dużej kulturze pracy. Warto zwrócić uwagę na stabilność wysuwania szuflady; lepiej działały chyba tylko drogie transporty Pioneera. W porównaniu z DVD ten napęd wygląda jak czołg, a porusza się jak limuzyna. Oprócz opadnięcia dysku na tackę nie słychać nic – ani obrotów silnika, ani gwizdów czy stuków. Gotowość do pracy osiąga w ciągu sekundy z kawałkiem. Odtwarzacz nie myśli, tylko błyskawicznie czyta CD lub CD-R/RW. Szufladę wykończono wąskim paskiem aluminium, nad którym znalazł się wizjer. To wąska szybka, za nią zamontowano lusterko ustawione pod kątem 45 stopni, podglądające brzeg płyty. Przez to CSH-801 wygląda jak pierwsze urządzenia z lat 80. ubiegłego stulecia, w których srebrny krążek obracał się pionowo.
Przetwornik c/a oparto na układach Texas Instruments 5102A (architektura delta sigma). Może on przyjmować sygnały do 32 bitów/384 kHz, ale w Unitrze pracuje „na sztywno” z częstotliwością próbkowania 44,1 kHz. Unitra opisuje CSH-801 jako „CD z DAC i funkcją transportu”. To jednak mylące, ponieważ nie przewidziano wejść cyfrowych i jeżeli ktoś chciałby skorzystać z przetwornika, to… zonk. Są natomiast cyfrowe wyjścia: optyczne i koaksjalne.
Uwzględniając wysoką jakość wykonania i odniesienia do konkurencji, cena CSH-801 wydaje się niemal okazyjna i chyba najbardziej atrakcyjna w całym katalogu Unitry. Skoro tak, to musiała być kalkulowana na podstawie faktycznych kosztów komponentów i produkcji, a nie, jak to się czasem określa, pozycjonowania produktu.
Transformator polskiej produkcji
Zasilacz oparto na całkiem sporym transformatorze toroidalnym polskiej produkcji, który spokojnie mógłby wylądować w niezbyt mocnym wzmacniaczu. Overkill? Nic podobnego, ponieważ solidne zasilanie ma dla jakości brzmienia źródeł dźwięku znaczenie większe, niż można by przypuszczać. Producenci czasem na nim oszczędzają i to, niestety, słychać.
Wzorniczo odtwarzacz CSH-801 dopasowano do wzmacniacza WSH-805. Przednia ścianka to 5-mm płat szlifowanego aluminium, dostępnego w wersji srebrnej albo czarnej. Resztę wykonano ze stali. We wnętrzu umieszcza się jeszcze jedną obudowę, którą wsuwa się w rękaw tworzony przez część zewnętrzną – boki i górę w jednym kawałku. Front jest odizolowany i oddalony od reszty o pół centymetra, choć z zewnątrz tego nie widać. Narzekać można jedynie na nóżki, które są tak niskie, że pod urządzenie nie da się wcisnąć palca. Wyświetlacz wykonano w technologii E Ink, czyli elektronicznego papieru, który powstał z myślą o książkach. Jest czytelny i nie generuje zakłóceń. Po załadowaniu płyty pokazuje dumny napis „Compact Disc”, liczbę ścieżek i czas trwania albumu. W czasie odtwarzania widać numer ścieżki, jej czas, a przesuwający się punkt pod spodem określa miejsce, w którym jesteśmy – czytelnie i obrazowo. Podświetlenie ma cztery stopnie jasności i tryb poświaty z góry. Można je też wyłączyć – wszystko tak samo jak we wzmacniaczu.
Wzorzec pilota.
Obok displayu znalazło się pokrętło z zapadkami, służące do zmiany ścieżek. Można przeskakiwać po kilka, a wciskając i obracając jednocześnie – przewijamy. Kilka prędkości znacznie ułatwia przeszukiwanie zawartości albumu. Pod względem przyjemności i łatwości obsługi testowany przed miesiącem wzmacniacz Unitry był mistrzostwem świata. Jak się okazuje, odtwarzacz również dopracowano do perfekcji. Frajda z używania polskich urządzeń jest niepowtarzalna i chyba nie znajduję u konkurencji nic porównywalnego. Prace nad systemem trwały kilka lat i ten czas nie poszedł na marne. Firma pokazała, że sprzęt można przygotować tak, aby użytkownik natychmiast się do niego przyzwyczaił, następnie przywiązał, ponieważ nic innego nie zapewni mu takich możliwości. Pokrętło wciśnięte pojedynczo otwiera dostęp do skromnego menu. Znajdziemy w nim tylko powtarzanie ścieżki, całego albumu i losową kolejność.
Reklama
Dwa przyciski obok to start, pauza i stop, a na skraju coś specjalnego – włącznik zasilania. W teście wzmacniacza wspominałem, że sterowany pilotem hebelek przeskakuje z góry na dół i z powrotem i nie znajdziecie tego nigdzie indziej. Pomysł opatentowali polscy inżynierowie, a przygotowanie poprzedził rok eksperymentów, bo dopracowywano komfort użytkowania, a nawet… dźwięk przeskoku. Jeżeli chodzi o trwałość, to Unitra ma w biurze coś na kształt „sztucznego tyłka” z Ikei, uginającego fotel. Siedzi w nim przełącznik, a tłoczek włącza i wyłącza hebelek od miesięcy. Kiedy się zepsuje, dowiemy się, ile wytrzyma. Już się nazbierało więcej, niż dożyjemy, a dalej cyka. Firma podkreśla, że jej elektronika i głośniki mają służyć przez wiele lat, a od supermarketowych jednorazówek różnią się jak dzień od nocy. Kto wie… Jest całkiem sporo działających WSH-205, którym wkrótce stuknie pół wieku. Aktualne urządzenia wyglądają na zrobione jeszcze solidniej, więc dlaczego miałoby być inaczej?
Solidne zasilanie i świetny
mechanizm.
Dbałość o wygodę obsługi i jakość detali widać na każdym kroku. Dotyczy to również pilota, wyciętego z bloczka aluminium i wyposażonego tylko w niezbędne przyciski. Wygląda super. W ogóle w produktach Unitry vintage łączy się z wysmakowaną elegancją. Napiszę to po raz drugi: jestem dumny, że te urządzenia powstały w Polsce. Sprawiają, że marka znana jeszcze z czasów żelaznej kurtyny prezentuje się nie gorzej od Luxmana czy klasycznego stereo Yamahy.
Konfiguracja systemu
CSH-801 współpracował z redakcyjnym systemem, złożonym ze wzmacniacza McIntosh MA12000, kolumn Audio Physic Tempo 6, filtra zasilania Ansae Power Tower, okablowania Hijiri (HCI/HCS/Nagomi) oraz stolika Base 6.
Czyste CD.
Wrażenia odsłuchowe
Odtwarzacz Unitry jest znakomity.
W bezpośrednim porównaniu redakcyjny C.E.C. CD5 okazał się bardziej szczegółowy, gęstszy w barwie i zaoferował lepszą dynamikę; w każdym aspekcie szedł o mały krok do przodu. W końcu to nasz punkt odniesienia i jest dwa razy droższy. Wbrew pozorom porównanie obu źródeł ma jednak sens, ponieważ pokazuje ich wspólną cechę. Jest nią cena skalkulowana w taki sposób, jakby czas się zatrzymał. Wystarczy spojrzeć na konstrukcję CD5 i staje się jasne, że takich rzeczy to, panie, dziś tylko w grubym high-endzie szukać. Unitra nie jest równie spektakularna, ale jednak trudno się w jej urządzeniach dopatrzyć oznak cięcia kosztów.
Pojedynek dowodzi, że C.E.C. nie prezentuje ani jednej cechy brzmienia lepiej o dwie klasy. We wszystkich utrzymuje tę samą przewagę i z pewnością nie jest ona miażdżąca. Wystawia to Unitrze możliwie najlepszą ocenę, ponieważ pokazuje jej wyrównany wysoki poziom, który w swojej cenie również zasługuje na miano wzorca. Co więcej, CSH-801 mogę polecić… recenzentom. Jako narzędzie pracy powinni mieć właśnie coś takiego. Unitra spełnia wymogi idealnego źródła.
Odtwarzacz z wizją i wizjerem.
Po pierwsze – cechuje się neutralną barwą dźwięku. Stąd mogę sobie darować opisy, jak brzmiała orkiestra, a jak poszczególne instrumenty. Czy głos Diany Krall był taki, czy owaki. Barwa zależy tutaj od nagrania, ujęcia mikrofonowego i akustyki sali lub studia. Oczywiście, nie jest to poziom odniesienia bez względu na cenę, więc czasem zauważycie ostrzej wyartykułowane sybilanty. No, ale bez przesady. Zawsze trzeba patrzeć, ile co kosztuje i co w zbliżonej cenie oferuje konkurencja. Odstępstwo od wzorca jest jedno: niewielka, ale jednak zauważalna dawka agresji w wysokich tonach.
Reklama
Po drugie – Unitra jest rozdzielcza i szczegółowa. Nie ogranicza przejrzystości i odczytuje z płyty tyle, ile droższe źródła. One mogą się niekiedy okazać mniej rzetelne, bo na przykład konstruktor chciał słuchacza zaczarować barwą średnicy. CSH-801 priorytety ma inne i stawia na obiektywizm.
Po trzecie, wspomniany wyrównany poziom brzmienia sprawia, że żaden jego aspekt nie próbuje sztuczek ani efekciarstwa. Ani przestrzeń, ani dynamika nie porażają pierwszym wrażeniem, ale kiedy się na nich skoncentrujemy, to nie będzie na co narzekać. Jeżeli znajdzie się odtwarzacz, który w jednej kwestii zaoferuje więcej, to niemal na pewno polegnie na innych.
„Interfejs” z pokrętłem
i przełącznikiem.
Czytelnik może się w tym momencie zastanawiać, czy coś mi się nie pokręciło, bo chyba właśnie opisuję „najlepszy odtwarzacz na świecie”. Nic podobnego, ponieważ odnoszę opis do ceny, a w niej Unitra chyba nie ma konkurencji. Oczywiście można spekulować, do jakich sum owa bezkonkurencyjność się utrzyma, ale chyba nie o to chodzi. Jest wiele dobrych urządzeń wycenionych przystępnie, by wspomnieć choćby odtwarzacze Naima. Jednak i one mają swój rys. Natomiast źródła tak wyrównane jak C.E.C. czy Unitra zdarzają się rzadko. I to bez względu na ciężar sakiewki nabywcy.
Reklama
Czy to oznacza, że dźwięk będzie nudny? Skądże. Odnoszę wrażenie, że właśnie taki jest najbardziej słuchalny i uniwersalny. Nie forsuje bowiem własnych preferencji i równie dobrze pasuje do każdego repertuaru. Z drugiej strony, więcej własnego charakteru może powodować, że na przykład na ciężkim metalu inny odtwarzacz wypadnie lepiej. Tyle że znów, stanie się to kosztem czegoś innego.
Może więc nie ma się czym zachwycać? Przeciwnie. Jak zaznaczyłem na początku, polski odtwarzacz prezentuje wyrównany, bardzo wysoki poziom. To stwierdzenie odnosi się i do basu, i do średnicy, i do przejrzystości, i do całej reszty.
Wyświetlacz z e-papieru
pokazuje też CD-tekst.
Konkluzja
Od CSH-801 można spokojnie zaczynać budowanie systemu, nie martwiąc się, jak dopasować resztę.
Reklama
Maciej Stryjecki
Źródło: HFiM 11/2023