Rotel DT-6000
- Kategoria: Odtwarzacze CD
Diamentowa seria Rotela to tylko dwa urządzenia tworzące system stereo. Skąd diament? Japońskiej wytwórni stuknęło 60 lat.
W 1961 roku Tomochi Tachikawa (dla przyjaciół: Tac) uruchomił małą fabryczkę w Tokio. Japonia już wtedy koncentrowała się na elektronice i budowie koncernów o światowym zasięgu. Tac poszedł inną drogą – postawił na mniejszą skalę (przynajmniej do czasu), za to najwyższy poziom inżynierii i wykonania. A wszystko to w przystępnych cenach.
Przez całą swoją historię Rotel dbał o jakość sprzętu, a klienci zauważyli to sami, bez górnolotnych haseł w katalogach. Kiedy sięgali po wzmacniacz, tuner czy odtwarzacz CD, zawsze otrzymywali świetne komponenty, precyzyjną robotę oraz przemyślany – zwykle prosty – projekt. Czyli kwintesencję prawdziwego hi-fi. Ponadto Tomochi nie splamił się chciwością i nie zdewaluował marki poprzez firmowanie nią plastikowych samograjów z supermarketu. Nie postawił też na ekstremalnie drogi high-end, który miałyby wywindować jej pozycjonowanie. Rotel tego nie potrzebował. Konsekwentnie trzymał się średniej i niższej półki, oferując nieraz sensacyjną relację jakości do ceny.
Nie leję teraz wody ani nie kadzę nikomu. Tak po prostu było. Odkąd pamiętam, to kiedy dysponowaliśmy ograniczonym budżetem, a – z drugiej strony – mieliśmy już wysokie wymagania, rozbudzone niszowym sprzętem dla entuzjastów, zawsze na horyzoncie pojawiał się Rotel. Sam od niego zaczynałem, a przez mój system przewinęło się w sumie kilkanaście urządzeń tej firmy. Udało jej się bowiem osiągnąć coś wyjątkowego: jej logo stało się gwarancją jakości. Utarło się nawet powiedzenie, że Rotel im tańszy, tym lepszy, potwierdzające wyjątkową relację jakości do ceny. Mimo to wytwórnia nawet na chwilę nie obniżyła standardów. Nie przyszło to do głowy jej kolejnym prezesom: synowi Tomochiego, Robertowi, ani obecnemu – siostrzeńcowi – Peterowi Kao. Jeżeli więc seria 6000 ma podsumować sześć dekad historii, to robi to w punkt. Dzisiaj skoncentrujemy się na odtwarzaczu. Wzmacniacz opiszemy za miesiąc.
Są nawet XLR-y.
Budowa
Wzornictwo Rotela od początku było proste. Jakość projektu podkreślały dobre materiały. Tak samo jest teraz: ostro cięta bryła przyciąga oko starannie obrobionym aluminium, a na froncie panuje symetria. Ożebrowania na bokach przypominające radiatory – jedyny ozdobny detal – idealnie pasują do reszty. Producent oferuje dwie wersje kolorystyczne: czarną albo srebrną. Obie ładne, ale druga, w moim odczuciu, wygląda lepiej.
W centrum widać wąski dwurzędowy wyświetlacz z delikatną czcionką w dyskretnym kolorze przygaszonej bieli, a pod nim szufladę licującą się z frontem. Pracuje powoli, gładko i cicho, co sugeruje wykorzystanie dobrego napędu. Z lewej strony umieszczono wybierak zewnętrznych źródeł cyfrowych, dwa przyciski trybu odtwarzania (repeat, random) i trzeci, zmieniający tryb wyświetlania zegara – funkcja obecnie rzadko spotykana, ale przydatna, bo odlicza czas od początku ścieżki do jej końca i do końca płyty. Mechaniczny włącznik podświetlono błękitem. Aluminiowe guziki z prawej służą do sterowania napędem. Przydałoby się wyjście słuchawkowe, ale ma je wzmacniacz i producent zapewne nie chciał go dublować. Trochę szkoda, jeżeli mamy zamiar pozostać przy samym źródle.
Reklama
Rotel nazywa DT-6000 „przetwornikiem z transportem płyt CD”. To znak czasów – młodzi nabywcy mogą uznać odtwarzacz za przedstawiciela odchodzącego standardu. Tymczasem źródło wyposażono w wejścia koaksjalne i optyczne, które odbiorą sygnał PCM 24 bity/192 kHz oraz asynchroniczne PC-USB, przyjmujące PCM 32 bity/384 kHz, DSD256 i MQA. Odtwarzacz ma certyfikat Roon Tested.
Przetwornik c/a bazuje na kości ESS Technology ES9028PRO – obecnie jednej z najnowocześniejszych tego typu (dynamika 129 dB w trybie ośmiokanałowym i 135 dB w mono). Towarzyszą jej scalaki XMOS i wzmacniacze operacyjne Texas Instruments OPA1641 z serii Sound Plus. Jakość DAC-a producent najwyraźniej uznał za wystarczającą, ponieważ darował sobie wyjścia cyfrowe. Użytkownik raczej nie podłączy do transportu niczego lepszego.
Od strony mechanicznej widać niedzisiejszą robotę. Transport zamontowano na osobnej sztywnej ramie. Wibracje redukują sprężynowe amortyzatory i podkładki tłumiące. Rotel chwali się selekcjonowanymi komponentami uznanych firm; na dużej płytce drukowanej widać chociażby kondensatory foliowe Nichicon ES Muse. Podkreśla też, że technika izolacji płytek drukowanych i metody separacji obwodów elektronicznych przełożyły się na niższy poziom szumów oraz mniejsze zniekształcenia we wrażliwych stopniach analogowych.
Ukłonem w stronę starych, dobrych czasów jest bardzo porządny, liniowy zasilacz oparty na dużym transformatorze toroidalnym, zamkniętym w ekranującej puszce, oraz rozbudowanej stabilizacji napięcia.
Wyjście analogowe zrealizowano na szeroko rozstawionych gniazdach RCA oraz XLR.
Odtwarzacz jest świetnie wykonany. Wykorzystuje dobre materiały i komponenty – widać, że nie oszczędzano. Wrażenie psuje tylko pilot – standardowy, plastikowy, przeładowany przyciskami, z których połowy nawet nie dotkniemy. W dodatku jest tak duży i nieporęczny, że z małej dłoni może wypadać. Jakieś zalety jednak ma: błękitne podświetlenie i duże ważniejsze przyciski.
Konfiguracja systemu
W systemie pracowały wymiennie dwa wzmacniacze: redakcyjny McIntosh MA12000 i sporo tańszy NAD C 3050 LE. Okablowanie pochodziło z katalogu Hijiri (HCI/HCS/Nagomi), a prąd filtrował Ansae Power Tower. Grały kolumny Audio Physic Tempo 6, a gościnnie – najnowsza wersja monitorów Falcon Acoustics LS3/5a. Sprzęt stał na meblu Base 6, a głośniki – na 3-cm płytach z marmuru.
Wersja czarna.
Wrażenia odsłuchowe
Rotel nadaje muzyce pierwiastek analogowy. Nie w każdym repertuarze jest to mile widziane – na przykład w ciężkim graniu, w którym oczekujemy agresji, ponieważ jest wpisana w przekaz. W sumie to nie wiadomo dlaczego, ale tak się już utarło, że analog kojarzy z ciepłem i miękką poduszką, na której aż chciałoby się zasnąć. DT-6000 idzie tą drogą, ale tylko częściowo i z umiarem, dzięki czemu metal brzmi na nim sensownie, a nawet ciekawie. Ocieplenie średnicy pozostaje subtelne. Wysokie tony też nie wpadają w słodycz, choć obserwujemy ich wygładzenie. Delikatne, ponieważ natężenie góry ma równoważyć resztę.
Wysokie tony mają oparcie w dolnym podzakresie i przez to są gęste. Unikają ostrości, syczenia i metaliczności – pojawia się tu powiew wspomnianego analogu. Dźwięk ma szczyptę łagodności. Jest mięsisty i masywny, co po części zawdzięcza prezentacji basu – podkreślonej i dociążonej. Niskie tony mają podobny rys co góra – również są zaokrąglone. Kontrola wprawdzie nie została poluzowana, ale miękkość i głębia były ważniejsze od nadążania za rytmem i punktowania szybkich przebiegów. Rotel potrafi zamruczeć. Jego „poważny” i potężny bas dodaje całemu przekazowi masywności i siły. Dlatego, mimo oczyszczenia z agresji, metal brzmi przekonująco. Odtwarzacz pokazuje potęgę tej muzyki, koncertową ścianę decybeli. Przez to wydaje się ona nawet solidniejsza i bardziej monumentalna niż zwykle. To mocne, męskie granie, choć bez zbytecznego hałasu. Jak najbardziej analogowe.
Reklama
Te wrażenia powtarzają się także w skomplikowanej muzyce granej na instrumentach akustycznych. Na koncertowym „Tutu Revisited” Marcusa Millera nabierają jednak innego znaczenia. Masywność i dociążenie świetnie robią całości – podkreślają rozmach wydarzenia. Zarówno trąbka, jak cała sekcja dęta, saksofon i gitara brzmią gęsto, chciałoby się powiedzieć: bogato. Zostały lekko powiększone, przez co dobitniej zaznaczają obecność w złożonej fakturze, jakby były bardziej realne. Czy to zgodne z akustyczną prawdą? Zapewne nie, ale dobrze się tego słucha, a barwa jest miła w odbiorze. Trąbki nie udało się pozbawić piskliwości, co akurat świadczy, że w wygładzaniu zachowano umiar. Perkusjonalia również brzmią wyraźnie. Podobnie talerze, choć łagodniej i bez wielkiej hojności. Góry przydałoby się czasem więcej. Więcej blasku i lotności zaznaczyłoby realizm oklasków, ale – ogólnie – zakres mieści się w obszarze poprawności. Gęste barwy to atut, ponieważ dzięki nim instrumenty zyskują namacalność i bliskość.
Urządzenie efektowne,
pilot taki sobie.
Tak też jest kształtowana przestrzeń. Rotel nie buduje oszałamiającej głębi. Bezpośredniość podkreśla bliższymi planami, co jednak również robi z umiarem. Gitara basowa solisty jest mocna, sprężysta i kaloryczna. Gęsta i rozwibrowana, podobnie jak stopa. Niektórzy woleliby może szybsze tempo tej drugiej, ale szczypta miękkości lepiej pasuje do ogólnego charakteru prezentacji.
Mniej skomplikowany pop (czyli faktycznie ponad połowa najchętniej słuchanego repertuaru) na Rotelu odżywa. Lekkie ocieplenie, podkreślony miękki i głęboki dół, już nie tak masywna, ale gęsta i nasycona barwa sprawiają, że większość nagrań brzmi po prostu… ładnie. Analogowo? Czemu nie, chociaż lepiej powiedzieć: przyjaźnie dla słuchacza, z audiofilskimi akcentami. Rotel gra zdecydowanie strawniej niż standardowa elektronika ze średniej półki.
Słychać w tym dźwięku szlachetność i spokój, malowanie pastelowymi odcieniami. Osobiście wolę w źródłach większe skupienie na detalach, precyzji i głębi sceny, ale tutaj te cechy zasługują na czwórki w tabelkach i nie zamierzam się ich czepiać. Inne zaś uprzyjemniają kontakt z muzyką. Rotel nie wybrzydza w nagraniach. Te słabsze nawet poprawia.
W klasyce ekspozycja basu staje się niezauważalna. Akustyczne instrumenty, takie jak kontrabas czy kontrafagot nie rosną jak na drożdżach, natomiast wyznaczanie rytmu biorą na siebie wyższe zakresy, w których Rotel okazuje się szybszy i bardziej zdecydowany. Paradoksalnie, informacji jest tutaj więcej, ale odtwarzaczowi łatwiej je przekazać. Znakomicie brzmią blacha i drewno, a smyczki – jeszcze lepiej, bo gładziej i głębiej niż na żywo. To, co stanowi odejście od neutralności, nie przeszkadza, a nawet dodaje kolorytu. No, przestrzeń mogłaby być lepsza, ale to zauważycie dopiero w porównaniu z innymi, równie udanymi źródłami. Sęk w tym, że może im brakować zalet Rotela.
Zasilacz jak we wzmacniaczu.
Konkluzja
Udany, muzykalny odtwarzacz, dający wiele przyjemności ze słuchania. Od strony technicznej – wszechstronny i dopracowany. Po prostu Rotel.
Reklama
Maciej Stryjecki
Źródło: HFiM 06/2023