Rotel RCD-1572MKII
- Kategoria: Odtwarzacze CD
Z okazji 60-lecia działalności Rotel odświeżył większość swoich popularnych modeli. Jednym z ostatnich w kolejce po dopisek „MKII” był RCD-1572, stojący najwyżej w hierarchii odtwarzaczy CD japońskiej wytwórni.
Rotel to rodzinna firma z Japonii. W 1957 roku założył ją Tomoki „Tac” Tachikawa, który zrobił świetny interes, importując do Kraju Kwitnącej Wiśni telewizory Sylvania.
Zanim trafiły na rynek, ich zasilanie trzeba było dostosować do lokalnych wymogów. Już wkrótce doświadczenia zdobyte w tej dziedzinie przydały się w nowym obszarze działalności – produkcji elektroniki użytkowej w systemie OEM. Kiedy japońskie firmy same się wzięły za produkcję odbiorników TV, import stał się mało opłacalny, więc pan Tachikawa postanowił się zająć konstruowaniem sprzętu grającego. Warto dodać, że pierwotna nazwa importera brzmiała Roland Electronics. Nazwa Rotel pojawiła się w 1961 roku – dlatego 60. urodziny firmy obchodzono w 2021.
Dbając o dobry projekt i staranność wykonania, Rotel szybko zaskarbił sobie sympatię w Japonii, a następnie w Ameryce i Europie. W 1973 roku jego amplituner RX-402 zyskał świetne recenzje i tytuł „Best Buy” w USA. Ta rekomendacja przysporzyła firmie wielu zadowolonych klientów. Trzeba jednak pamiętać, że swoją potęgę skutecznie budowało w tym czasie kilka innych – większych – japońskich firm.
Rotel wyróżniał się oszczędnym, eleganckim wzornictwem, niewielką liczbą funkcji, a co za tym idzie – niezawodnością i łatwością obsługi. Do tego – co znacznie ważniejsze – oferował wysoką jakość brzmienia za rozsądną cenę. W latach 80. XX wieku do sklepów trafił prawdziwy bestseller – wzmacniacz RA-820B. Dzięki sprawnej dystrybucji i reklamie podbił także Europę, a zwłaszcza trudny rynek brytyjski. W tamtejszej prasie specjalistycznej pojawiły się entuzjastyczne recenzje, które następnie obiegły świat. „What Hi-Fi” przyznało mu tytuł „Product of the Year”.
Pod koniec lat 80. zarząd Rotela przejął wykształcony w USA syn założyciela – Bob Tachikawa. Rozwinął on produkcję amplitunerów AV i dział cyfrowy. Wprowadził też strategię Balanced Design Concept – koncepcję zrównoważonego projektu, której firma hołduje do dziś. Polega ona na poświęcaniu jednakowej uwagi wszystkim elementom konstrukcji, co przekłada się na jakość brzmienia i optymalizuje koszty wytworzenia. W 1993 roku w ofercie pojawiła się high-endowa seria Michi, ciesząca się szczególnym uznaniem w Japonii.
W 1996 do firmy dołączył siostrzeniec Boba – Peter Kao, który skupił się na planowaniu rozwoju. W 1999 roku otworzył biuro Rotela w Hongkongu, a w 2005 uruchomił zakład produkcyjny w Zhuhai, blisko Makau. Nie jest tajemnicą, że wcześniej sprzęt Rotela powstawał przede wszystkim na Tajwanie. W nowym zakładzie przejrzano wcześniejsze projekty, ulepszono je i ponownie wprowadzono na rynek. W 2019 roku w designerskiej odsłonie pojawiła się seria Michi. W tym samym roku Rotel zaprosił do współpracy legendarnego, byłego już wtedy ambasadora marki Marantz, Kena Ishiwatę. Poproszono, by wybrał z oferty kilka modeli i udoskonalił tak, by zasługiwały na jego osobistą rekomendację. Ishiwata wytypował na początek dwa budżetowe urządzenia: wzmacniacz zintegrowany A11 i odtwarzacz CD11 i przystąpił do selekcji komponentów. Niestety, 25 listopada 2019 roku zmarł. Rotel, w porozumieniu z rodziną Kena, dokończył jego projekty i w 2020 wprowadził na rynek modele „Tribute”.
Lata 2020 i 2021 obfitowały w premiery odświeżonych wersji z dopiskiem MKII. Najnowszymi, które trafiły do Polski w 2022 roku, są odtwarzacze CD14 MKII i RCD-1572 MKII oraz wzmacniacz zintegrowany A12 MKII, występujące w wersji czarnej i srebrnej.
Budowa
Zgodnie z firmową tradycją odtwarzacz wygląda tak skromnie, że aż surowo. Uwagę zwraca elegancko szczotkowany front z centralnie umieszczoną szufladą transportu i wyfrezowaną pod nią nazwą Rotel. Po lewej stronie znalazł się duży włącznik zasilania, wokół którego po uruchomieniu roztacza się niebieska poświata. Dwa mniejsze przyciski obok niego służą do wyboru rodzaju odtwarzania płyt, a trzeci – do wyświetlania opcji czasu płyty i utworów. Nad szufladą ulokowano niewielki wyświetlacz, który świeci na tyle jasno, że pozostaje czytelny nawet z odległości 3-4 metrów. Pokazuje CD Text, a więc również tytuły utworów, o ile zostały zapisane na płycie. Przyciski sterowania napędem rozmieszczono po prawej. Opisano je tak małymi literkami, że nabywca urządzenia musi wytężać wzrok, ale kiedy już się nauczy ich funkcji, przestaje to mieć znaczenie.
Narożniki przedniej ścianki ładnie zaokrąglono i wykończono eleganckim błyszczącym lakierem. Szuflada wysuwa się szybko, ale pracuje dość głośno, jak odtwarzacze DVD z dawnych czasów. Po kilku chwilach automatycznie się zamyka, więc nie warto zwlekać z ułożeniem na niej płyty.
Z tyłu znajdują się dwa wyjścia analogowe: XLR i RCA, koaksjalne wyjście cyfrowe, złącze RS232, wejście Rotel Link do połączenia kilku urządzeń Rotela, a także gniazda wyzwalaczy 12 V.
Po zdjęciu pokrywy widać dużą płytkę drukowaną, napęd i niskoszumowy transformator toroidalny, opisany jako zaprojektowany i wyprodukowany przez Rotela. Pod kartonową osłoną umieszczono dalszą część zasilacza, taką samą jak w CD14 MKII, bo tak też jest opisana płytka. Większe kondensatory firmuje Rotel lub Nichicon, układy scalone – Toshiba. 32-bitowy DAC c/a 32 bity/384 kHz dostarcza Texas Instruments.
Sztywna obudowa opiera się na solidnych nóżkach. Do odtwarzacza dołączono plastikowy pilot.
Konfiguracja systemu
Rotel RCD-1572 MKII pracował ze wzmacniaczem Marantz PM-10 oraz kolumnami podłogowymi Tannoy Turnberry SE, wymiennie z podstawkowymi Harbethami Monitor 40.3 XD na stendach Hi-Fi Racks. Odtwarzacz ze wzmacniaczem łączył srebrny Kimber KCAG XLR albo Monster Cable Sigma Retro Gold RCA. Porównanie wykazało, że o jakości dźwięku decyduje klasa przewodów, a nie rodzaj połączenia: RCA czy XLR. Przewody głośnikowe to Monster Cable Sigma Retro Gold.
Wrażenia odsłuchowe
Rotel proponuje wyrazisty i precyzyjny charakter grania, co daje się zauważyć od pierwszych godzin odsłuchu. Brzmienie jest zdecydowane i detaliczne, co oznacza, że muzyczne szczegóły i szczególiki są podane jak na tacy – blisko i bez niedomówień. Na pewno daleko mu do ocieplania; nie przymila się słuchaczowi. Podkreśla rytm i wydobywa z tła detale, na które wcześniej nie zwracaliśmy uwagi. To okazja do zapoznania się z własną kolekcją CD na nowo. Szczególnie ze srebrnym Kimberem było to granie analityczne, choć wolne od ostrości, mogącej zniechęcać do długiego słuchania. Kiedy mamy do czynienia ze słabymi realizacjami, to o przyjemności z odbioru muzyki można zapomnieć.
Jako że testuję sprzęt na dobrze nagranych płytach, nie starałem się przyłapać Rotela na niechęci do jakiejkolwiek muzyki. Ten odtwarzacz lubi każdy styl i podkreśli kunszt wykonania. Zwróci uwagę na niuanse brzmienia i artykulację dźwięków. Zachowuje się przy tym jak szkło powiększające. Pozwala się przyjrzeć detalom na pierwszym planie oraz tym z tyłu rozbudowanej sceny. Za tę zdolność zasługuje w swojej kategorii cenowej na ocenę celującą.
Odsłuch rozpocząłem od składanki „The Very Best of Diana Krall”. Już w pierwszym utworze „’s Wonderful” odtwarzacz z łatwością oddzielił orkiestrę od jazzowego combo Diany, a jej głos wysunął do przodu, blisko słuchacza. Taka separacja sceny może się przydać w gęstych produkcjach, a w przypadku muzyki orkiestrowej jest nie do przecenienia, bowiem zapewnia tak pożądaną przez melomanów głębię. W orkiestrze słychać zarówno wyróżniające się pierwsze skrzypce, jak i kremową gęstość smyczków. Co więcej, sekcje orkiestry pozostają wyraźnie rozplanowane w przestrzeni. Dzięki RCD-1572 MKII bardziej doceniłem wkład reżysera dźwięku Ala Schmidta. Aranżacja i orkiestracja są dziełem mistrza Klausa Ogermana, zaś techniczną zasługą Rotela było zauważenie wszystkich tych aspektów i przekazanie ich słuchaczowi.
Głos Diany nie miał tej atłasowej gładkości, jaką słyszałem z Marantza SA-10. Natomiast podkreślona została jej cenna chrypka, określana jako „miód z odrobiną whisky”. Była chyba nawet nieco bardziej chropawa niż zwykle. Kapitalnie zabrzmiał zespół jazzowy: kontrabas i perkusja mocno wyznaczały rytm, a gitara nadawała muzyce klubowy luz. Każdy akord fortepianu Diany był wyraźnie oddzielony. Dało się też zauważyć zróżnicowanie siły uderzeń w klawiaturę.
W „Peel Me A Grape” słyszymy kameralne trio z gitarzystą Russellem Malone i kontrabasistą Christianem McBride’em. Zwróciłem uwagę na sugestywne najniższe tony kontrabasu. Łącząc je z dokładnością, Rotel uczynił z akordów McBride’a leksykon dla uczniów klas kontrabasu na całej kuli ziemskiej. Zaś kilka dźwięków otwierających utwór „All or Nothing at All” niebezpiecznie szarpnęło membranami wooferów, a te sofą, co odczułem całym ciałem.
Muszę podkreślić, że nawet w tych dobrze znanych mi nagraniach zauważyłem szczegóły, jakie mi zwykle umykały. Nie, żebym ich nigdy nie słyszał; po prostu pojawiły się tak wyraźnie, że nie sposób ich było nie dostrzec. Uderzenia w czynele wybrzmiewały kolorami połyskujących blach. Nawet pojedynczy dzwoneczek zasługiwał na podkreślenie jego roli akurat w tej sekundzie nagrania. Skoro został umieszczony właśnie tutaj, to nie można go było przeoczyć i Rotel znakomicie w tym pomagał.
Kto docenia takie efekty, powinien posłuchać standardu „Empty Glass” w wykonaniu Peggy Lee. Mam chyba najlepsze wydanie na kompilacji „Diamond Voices of the Fifties” holenderskiej wytwórni STS Records. Otwierające piosenkę perliste dźwięki mosiężnych rureczek zabrzmiały tak, jakby muzyk przeciągający po nich metalową pałeczką stał tuż obok głośników w moim pokoju. Ten miły audiofilski efekt nie odwrócił mojej uwagi od zachwycającego głęboką matową barwą głosu Peggy Lee. Jakże zmysłowo ona to zaśpiewała i jak doskonałe, a zarazem oszczędne tło wykreowała orkiestra!
Skoro mówimy o szczegółach i szczególikach, to aż się od nich roi na albumie „Just Jobim” pianisty Manfredo Festa, zrealizowanym przez Toma Junga dla nieistniejącej już jego wytwórni DMP. Szczególnie w utworze „Double Rainbow” pojawia się dużo przeszkadzajek Cyro Baptisty oraz perkusyjnych sztuczek Steve’a Davisa. Pomrukujący w tle kontrabas Davida Fincka również nie pozostaje niezauważony, ale to instrumenty perkusyjne i fortepian lidera konkurują tu o uwagę słuchacza. Dzięki Rotelowi z głośników wysypała się cała lawina uderzeń, potarć, muśnięć, szarpnięć i potrząśnięć. Ich umiejscowienie w przestrzeni ograniczonej zasięgiem ramion obu perkusistów dało się określić z dokładnością do… nie chcę przesadzić, ale może nawet 10 cm. Każdy audiofil ucieszy się z takiej ekspozycji detali.
Jeśli testować skalę brzmienia orkiestry symfonicznej, to świetnie słychać ją na płytach Reference Recordings. Odtwarzacz Rotela odczytywał, co prawda, tylko warstwę CD hybrydowej wersji albumu „Exotic Dances From the Opera”, ale Minnesota Orchestra pod kierunkiem Eijiego Oue i tak zabrzmiała imponująco, nie tylko za sprawą fantastycznej dynamiki, ale także bogatej barwy instrumentów słyszanych tak, jakby grały partie solowe. Scena została perfekcyjnie zagospodarowana. No i to uderzenie w kotły, na które czekam, a które wywołuje gęsią skórkę. Co ważne, również w cichych fragmentach nagranie nie gubiło brzmienia instrumentów w szczególe, a orkiestry – w ogóle.
Jeden z najlepiej zrealizowanych albumów w historii muzyki popularnej – „The Nightfly” Donalda Fagena – świetnie brzmi na specjalnym wydaniu z boksu „Nightfly Trilogy”. W porównaniu z oryginałem ta rejestracja może się wydać „zbyt dokładna”, ale warto choć raz posłuchać, co tak naprawdę trafiło na taśmę w studiu, bo pierwsze wydania płyty na CD gubiły wiele szczegółów i zamazywały scenę. Rotel był tutaj w swoim żywiole. Każdy z instrumentów otrzymał należne mu miejsce na scenie studia, a barwy i wybrzmienia w przestrzeni imponowały precyzją.
Taka prezentacja ma jednak pewną wadę. Otóż po wysłuchaniu tej płyty z Rotela inne odtworzenia zaczynamy traktować jako „oszukane”. Bo gdzie się podziały te niuanse, które przecież tam są, a przynajmniej były?
Japońskie wydanie słynnego albumu „Caravanserai” Santany z 1972 roku na nośniku BSCD2 charakteryzuje się detalami, jakich próżno szukać nawet w wersji SACD Mobile Fidelity. Spodziewałem się, że chmara cykad otwierająca album zabrzmi jak żywa, ale to był niemal huk przytłaczający intensywnością. Rotel skomasował szczegóły i wyrzucił je z siebie niczym głęboka letnia noc nad Adriatykiem (tam usłyszałem cykady po raz pierwszy w ich naturalnym środowisku). Czy taki efekt zachwyci wszystkich? Nie wiem, ale kto by się przejmował nadmiarem dobroci z poczciwej płyty kompaktowej? A że za specjalną wersję BSCD2 czy SHM-CD trzeba zapłacić trzy razy tyle, co za zwykłe wydanie, to już problem tego, który chce usłyszeć więcej.
Konkluzja
Za sprawą RCD-1572 MKII audiofilskie brzmienie ma szansę trafić pod strzechy. Z każdej dobrze zrealizowanej płyty usłyszymy więcej szczegółów niż dotąd. Warto zadbać, by pozostałe elementy zestawu były nawet lepsze, niż sugeruje to cena Rotela, bo japoński odtwarzacz naprawdę zasługuje na dobre towarzystwo.
Janusz Michalski
Źródło: HFM 10/2022