HFM

artykulylista3

 

Creek Evolution 100CD

014 019 Hifi 10 2019 009

Pod koniec drugiej dekady XXI wieku niewiele firm pozostaje wiernych „audiofilskim ideałom”. Owszem, większość spadkobierców legend chętnie posługuje się hasłami z lat 80. ubiegłego stulecia, ale z ich realizacją bywa różnie.

Przypomnijmy sobie tamte czasy. Ceny sięgające równowartości kawalerek czy rodzinnych samochodów były nie do pomyślenia. Zarezerwowano je dla ekstremalnego high-endu i producentów z ugruntowaną pozycją i długą historią. Większość wytwórców ścigała się po „studenckie portfele”, co nie przeszkadzało im oferować urządzeń naprawdę dobrze zaprojektowanych i grających lepiej niż konkurencja z wielkich koncernów. Priorytetem było brzmienie, więc na komponentach jakoś specjalnie nie oszczędzano. Z czasem księgowi zaczęli ciąć koszty, bo magia marki zapewniała dobrą sprzedaż. Rynek się spolaryzował. Jakość budżetowych klocków spadała, za to dobre stawały się coraz droższe.


Creek oparł się tej tendencji. Jego konserwatyzm jest wręcz modelowy. Można powiedzieć, że urządzenia sprzed 40 lat wyglądają tak samo jak współczesne. Spójrzcie na wzornictwo wzmacniaczy Anno Domini 1989 i 2019 i znajdźcie 10 różniących je szczegółów, jak w zabawie z „Przekroju”. Jeżeli rozkręcicie obudowę, wnioski będą identyczne. Nadal zobaczycie porządne zasilanie, dobre komponenty i proste układy. Malkontenci powiedzą, że ceny wzrosły. Niezupełnie, bo jeżeli porównamy ówczesną siłę nabywczą do dzisiejszej, wyjdzie mniej więcej na to samo.
Firma jest ostrożna w stosowaniu nowinek technicznych. Pozostaje wierna sprawdzonym rozwiązaniom. Niezmienna wydaje się także gwarancja jakości. Jeżeli dysponujecie ograniczonym budżetem, elektronika Creeka często okazuje się najlepszym wyborem. Nasuwa się porównanie z MBL-em. Choćby dlatego, że obu firmom nie zdarzają się wpadki w postaci nieudanych modeli czy dziwnych eksperymentów. Ich sprzęt zawsze trzyma poziom. Kolejne porównanie to McIntosh, tym razem ze względu na odporność urządzeń na upływ czasu. Sprzęt Creeka się nie starzeje dzięki klasycznemu wzornictwu, a bardzo niska awaryjność sprawia, że wzmacniacz może być zakupem na długie lata. Znam posiadaczy urządzeń sprzed trzech dekad, które nadal działają bez zarzutu. Jeżeli więc nie słyszeliście dotąd o Creeku, to koniecznie nadróbcie tę zaległość. Dla „starej gwardii” to jedna z najbardziej rozpoznawalnych legend i obecni posiadacze McIntoshy, Accuphase’ów, Wilsonów i Levinsonów nierzadko zaczynali właśnie od Creeka.

014 019 Hifi 10 2019 001 Creek Evolution 100CD

Budowa
Evolution 100CD wpisuje się w ten kanon. Wprawdzie pod względem użytkowym to nowoczesne urządzenie, skrojone na dzisiejsze potrzeby, ale realizacja idei pozostaje charakterystyczna dla Creeka.
Obudowa jest płaska jak naleśnik. Ze względu na gałkę po prawej stronie odtwarzacz przypomina wzmacniacz. Jeżeli pomyśleliście, że jest do „robienia głośniej”, nie myliliście się. 100CD wyposażono bowiem w przedwzmacniacz. Regulacja głośności jest możliwa na wyjściach analogowych i słuchawkowym. To ostatnie jest zasilane układem, który wysteruje każde nauszniki, od 8 do 2000 omów. Creek poważnie potraktował tę opcję, co widać, słychać i czuć. W czasie testu porównywałem dziurkę z tą w McIntoshu MA9000 i… nie wiedziałbym, co wybrać. A przecież w Maku też nie zastosowano byle scalaka. Jest to poziom przyzwoitego zewnętrznego urządzenia, więc brytyjski odtwarzacz można traktować jako samodzielne źródło dla słuchawek. Przyznam, że właśnie z tego powodu Evolution 100CD mnie zainteresował i zabrałem go na wakacje z kilkoma parami drogich słuchawek, jako zastępczy system stereo. Sprawdził się znakomicie, co niedługo zaowocuje testami.

014 019 Hifi 10 2019 001 Rzadki widok w odtwarzaczu i znak
rozpoznawczy 100CD – duże pokrętło.

Poza regulacją głośności sekcja przedwzmacniacza daje możliwość wyboru źródła sygnału. Najbardziej oczywisty jest wewnętrzny transport CD. Zdecydowano się na mechanizm szczelinowy, przypominający te montowane w samochodach. Nie należy jednak rozpatrywać tego rozwiązania jako tańszej opcji. Creek stosuje go także w innych odtwarzaczach, głównie ze względu na niewielką wysokość obudów. Pasuje do nich, a w dodatku działa szybko i cicho. Evolution 100CD nie „namyśla się” minutę po załadowaniu dysku, jak mają w zwyczaju transporty wieloformatowe, ale startuje niemal natychmiast. Jego użytkowanie jest wygodne i łatwe. Nie musimy się też obawiać o porysowanie płyty, bo brzegi szczeliny wykończono miękką szczotką.

014 019 Hifi 10 2019 001 Szczelina zamiast szuflady.

Puryści będą narzekać, że przedwzmacniacza nie można ominąć ani wyłączyć, na przykład przyciskiem „fixed”. Producent utrzymuje jednak, że w pozycji 0 dB układ działa „tak jakby go nie było”. Tego się nie da sprawdzić; trzeba przyjąć na wiarę.
Montowanie przedwzmacniacza w źródle cyfrowym nie jest nowością. Podobne rozwiązanie znajdziemy w ATC i sprzęcie profesjonalnym. Przez to możemy zmienić koncepcję systemu, czyli podłączyć 100CD bezpośrednio do aktywnych zestawów głośnikowych. Nie są może zbyt popularne wśród audiofilów, ale mają swoje zalety. Dopasowanie wbudowanych wzmacniaczy do wymagań przetworników i niewielka odległość pomiędzy nimi owocuje przeważnie świetną kontrolą basu i „inną” definicją dynamiki. A jako że 99 % zestawów aktywnych można podłączyć jedynie przewodem symetrycznym, to łatwo zrozumieć obecność XLR-ów w Creeku. W materiałach informacyjnych napisano, że XLR-y są dla osób korzystających z długich łączówek. Jest to prawda w ujęciu „góralskim”, bo 100CD nie ma konstrukcji symetrycznej i zastosowanie XLR-ów nie będzie korzystniejsze od RCA ze względu na wymogi techniczne; może być co najwyżej głośniej, bo napięcie nominalne jest na nich dwukrotnie wyższe. Owszem, sama budowa kabla sprawia, że jest odporniejszy na zakłócenia, co można docenić zwłaszcza przy długich odcinkach, ale to raczej efekt uboczny. Najważniejsza jest możliwość podłączenia źródła do monitorów aktywnych. Gorąco polecam sprawdzić to rozwiązanie. Można pozostać przy klasycznym systemie, ale warto przynajmniej posłuchać, zanim go zbudujemy.

014 019 Hifi 10 2019 001 Płytę ładujemy jak w samochodzie.

Creek określa 100CD jako „jeden z najlepiej wyposażonych high-endowych DAC-ów na rynku”. To znowu półprawda, bo skoro mamy transport, to jest pełnoprawny odtwarzacz CD. Chodzi po prostu o to, że obecnie przetworniki lepiej się sprzedają, a CD zaczyna być traktowane jak eksponat muzealny. Szkopuł w tym, że dla 100CD takie określenie jest krzywdzące. Wielu osłuchanych audiofilów jest bowiem przekonanych, że płyta ciągle brzmi lepiej od plików i osoby te są zainteresowane zakupem kompletnego odtwarzacza, a nie samego przetwornika. Nie pozbędą się bowiem kolekcji krążków równie bezmyślnie, jak 30 lat temu winyli. Za bezcen i tylko po to, żeby po kilkunastu latach solidnie puknąć się w głowę. Z kolei ci, którzy już przerzucili się na nośnik w postaci braku nośnika, mogą po prostu nie korzystać ze szparki na froncie, a że jej prawie nie widać, po prostu o niej zapomnieć.
Wypada przyznać, że DAC faktycznie daje spore możliwości, zwłaszcza w wyborze standardu. Do dyspozycji jest aż siedem wejść cyfrowych, w tym USB, koaksjalne i optyczne, a także odbiornik Bluetooth. Wszystkie przyjmują dane o granicznych parametrach 24 bity/192 kHz. Na wszelki wypadek są też dwa wyjścia cyfrowe: koaksjalne i Toslink. O analogowych już wspomniałem: RCA i XLR.

014 019 Hifi 10 2019 001 

Dla osób korzystających z komputera, jako źródła plików ważna jest jeszcze jedna informacja. Użytkownicy iOS-a będą mieli łatwiej – nie muszą instalować sterowników. Dla Windowsa trzeba je ściągnąć ze strony Creeka.
Mimo całej tej nowoczesności w domu i zagrodzie, 100CD prezentuje się bardzo klasycznie i minimalistycznie. Surowe wzornictwo łączy z funkcjonalnością. Dlatego na płycie czołowej znalazły się tylko niezbędne przyciski, podświetlone na zielono. Z lewej rozmieszczono funkcje transportu (start, stop itp.), z prawej – wybierak źródła, odtwarzanie w pętli (drobna niekonsekwencja dla zachowania symetrii) i dwa kolejne, opisane jako info i menu. Info to tak naprawdę odczyt danych z zegara (od początku i do końca ścieżki, płyty), a menu – obsługa wyświetlacza (ustawienie jasności i wyłączenie). W tabeli danych przeczytacie, że to OLED, ale nie spodziewajcie się widoków jak w smartfonie. Działa jak zwykły LED i pokazuje tylko to, co proste displaye w CD: dane z zegara, poziom głośności i wybrane źródło. Obok gałki wylądowały jeszcze: wyjście słuchawkowe (duży jack), wyłącznik zasilania i… tyle.

014 019 Hifi 10 2019 001 

Niestety, pilot nie powtarza tej prostoty. Od ilości przycisków i kolorów można dostać oczopląsu. Do tego akurat jesteśmy już przyzwyczajeni, bo nawet wspomniany McIntosh tak naćkał guzików w sterowniku, że chyba się więcej nie dało. Swoją drogą, to dziwne, że przytłaczająca większość producentów nadal nie zauważa, że elegancki, prosty i wykonany z dobrych materiałów pilot może być dla wielu użytkowników niemal tak samo ważny jak urządzenie. W końcu bierzemy go do ręki i oglądamy na okrągło. Ale powiedzmy, że Creekowi to jeszcze jakoś ujdzie, bo to sprzęt ze średniej półki. McIntoshowi już nie za bardzo…
Po rozkręceniu obudowy widzimy to, co zwykle u Creeka: prosty układ, krótką ścieżkę sygnałową, dobre komponenty i zasilanie. To ostatnie opiera się na 30 W transformatorze toroidalnym z trzema osobnymi uzwojeniami dla obwodów analogowych, cyfrowych i napędu.

014 019 Hifi 10 2019 001 

Transport to zmodyfikowany, szczelinowy mechanizm CDM-1 z osobnym zegarem o „ultra niskim” (jak podaje producent) jitterze. Zaraz obok znajdują się dwa stereofoniczne przetworniki c/a Wolfson WM8742 (24 bity/192 kHz, zegar z możliwością wyboru wielu częstotliwości próbkowania). Pracują one w trybie różnicowym.
Jak na Creeka, Evolution 100CD nie jest tani, ale dzięki wyposażeniu w przedwzmacniacz oferuje rozszerzoną funkcjonalność. Może być częścią systemu wraz ze wzmacniaczem Evolution 100A (7150 zł) albo samą końcówką mocy Evolution 100P (6900 zł), a w rozbudowanej, mocniejszej wersji bi-amping – z oboma urządzeniami. Można skonfigurować system z kolumnami aktywnymi. Sprawdzi się też jako preamp słuchawkowy. Czyli jest to coś więcej niż rozbudowany DAC i odtwarzacz razem wzięte, a wybór opcji będzie zależał od potrzeb i fantazji nabywcy.

014 019 Hifi 10 2019 001 Wnętrze w zbliżeniach.

Konfiguracja
W teście Evolution 100CD grał ze wzmacniaczem McIntosha MA9000, wpięty bezpośrednio do końcówki mocy. Okablowanie firmowało Hijiri, a prąd oczyszczał system Ansae. Kolumny stanowiły, na zmianę, Audio Physiki Tempo VI i Audio Academy Hyperion IV plus.

014 019 Hifi 10 2019 001  .

Wrażenia odsłuchowe
Creek stawia na przejrzystość i bezpośredniość. Brzmi szczegółowo i czysto. Takie wnioski wyciągniemy bez względu na rodzaj słuchanej muzyki. Jeżeli nagranie zawiera odpowiednią dawkę informacji, 100CD będzie się starał donieść całe to bogactwo do naszych uszu. I wyjdzie mu to, o ile nie ograniczy go towarzysząca elektronika. W tym przypadku mogłem być o to spokojny, bo teoretycznie system przerasta wymagania źródła. Ale czy na pewno? Po zastąpieniu Creekiem redakcyjnego Gamuta CD 3 dźwięk okazał się zaskakująco podobny. Oczywiście, Creekowi zabrakło swobody i głębi, ale trzeba pamiętać, że około 10 lat temu Gamut kosztował ponad 20 kzł i był wówczas jednym z najlepszych odtwarzaczy CD, z jakim się zetknąłem w tym segmencie cenowym. Zresztą, nadal trzyma poziom, bo gdyby tak nie było, znalazłbym mu następcę.

014 019 Hifi 10 2019 001 Creek przywiązuje dużą wagę do zasilania.

Creek łączy przejrzystość i szczegółowość z efektowną dynamiką i nasyceniem składowymi. Na albumach Dream Theater pokazuje też mięsistość i mocne oparcie w basie, co nadaje brzmieniu koncertowy charakter. Dobrze, że podaje swoistą kontrę z dolnych rejestrów, bo inaczej można by posądzić 100CD o rozjaśnienie. A tak dostajemy treść energiczną i kaloryczną.

014 019 Hifi 10 2019 001 W pudełku ze słuchawkami
znajdziemy przewody sygnałowy
i zasilający oraz miękki futerał,
schowany pod plastikową wytłoczką.

Wszystkiego jest dużo, a dźwięk odbieramy jako bogaty. Nie brakuje dźwięcznej góry, potężnego basu, pełnej średnicy i wyraźnie odczuwalnego rytmu. Creek nie daje słuchaczowi chwili wytchnienia. Sugestywnie prezentuje solówki gitar elektrycznych czy perkusji, ubarwiając je drobnymi wydarzeniami z drugiego planu. Wprawdzie koncentruje się na pierwszym i mocniej niż głębię zaznacza szerokość sceny, ale nie przeszkadza mu to w prezentacji detali. Rozdzielczość i dokładność na pewno lokują go na wyższej półce, niż wskazywałaby to cena. To akurat nie nowość, bo Creek zwykle konkurował z zawodnikami droższymi od siebie. Tutaj jednak wrażenia są szczególnie dobitne.

014 019 Hifi 10 2019 001 

Rock wywołuje przyspieszone bicie serca. A co z klasyką? W symfonice 100CD potrafi pokazać inną twarz: romantyczną i wrażliwą. Nadal koncentruje się na szczegółach, akcentując artykulację. Uwagę przyciągają smyczki, nasycone alikwotami i otoczone pogłosem. Buduje się też realistyczna przestrzeń. Nie tak duża, jak w Gamucie, ale precyzyjnie poukładana, z ostro zarysowanymi źródłami. Bardzo dobrze brzmi blacha: dźwięcznie i lotnie, co z drugiej strony równoważy okrągłość dętych drewnianych. Dźwięk nie jest ocieplony na lampową modłę, ale płynny i przepełniony barwami w wyższej średnicy. Można się zasłuchać i popaść w rozleniwienie, które jednak potrwa tylko do pierwszego mocniejszego impulsu. Creek potrafi bowiem walnąć tak, że zęby zadzwonią. Być może wynika to z klasy przetwornika albo zasilania – nie wiem.

014 019 Hifi 10 2019 001 W komplecie wyjść nie zabrakło
XLR-ów.

Co by nie było przyczyną, efekt jest zupełnie nie z tego przedziału cenowego. Istnieją wprawdzie źródła, które potrafią przyciągnąć uwagę większą plastycznością, jak chociażby Naim CD 5, ale to inne granie. Creek jest dla tych, którzy poszukują w muzyce detali i nie chcą rezygnować z neutralności.
Największe wrażenie robią jednak albumy, nazywane „audiofilskim plumkaniem”, czyli świetnie zrealizowane małe składy, grające nieskomplikowaną fakturę. Nie trzeba nawet sięgać do katalogów specjalistycznych wytwórni. Wystarczą starocie w rodzaju Cata Stevensa, remastery Dire Straits (te jednak wymagają poprawki) albo pierwsze albumy Mike’a Oldfielda. Na określenie gitary jest tylko jedno słowo: magiczna.

014 019 Hifi 10 2019 001 Rozmiary typowe dla urządzeń
Creeka.


Konkluzja
Niejeden po jej posłuchaniu powie: „poproszę”. I w tym przypadku działanie pod wpływem impulsu wcale nie będzie głupie. Bo dobrych odtwarzaczy coraz mniej, a w przypadku Creeka określenie „dobry” to zdecydowanie za mało.



014 019 Hifi 10 2019 001 Pilot.

 

2019 10 24 19 15 48 014 019 Hifi 10 2019.pdf Adobe Reader

Maciej Stryjecki
Źródło: HFM 10/2019


Pobierz ten artykuł jako PDF