HFM

artykulylista3

 

Arcam FMJ CD 17

21-41 02 2010 ArcamFMJCD17 01Arcam istnieje od 1976 roku i zalicza się do wąskiej grupy brytyjskich legend, które przewróciły świat hi-fi do góry nogami.

Choć może lepiej będzie powiedzieć, że sprowadziły go pod strzechy. Arcam, NAD czy Cambridge Audio zdobywały klientów „studenckimi” cenami i wysoką jakością. Skąpi Anglicy przewracają się w grobach albo na zabytkowych kozetkach, bo obecnie ich produkty są zaliczane do klasy średniej. „Budżetówkę” obsadzili Chińczycy, ale renoma zdobyta przez dziesięciolecia pozwala patrzeć na nich z góry.

Budowa
CD 17 jest najtańszym źródłem z linii Full Metal Jacket. Obudowy są w całości metalowe i od lat takie same. Wzornictwo „siedemnastki” niczym się nie różni od tego z odtwarzaczy, jakie testowałem w zeszłym tysiącleciu (jak to brzmi!). Zmieniają się tylko symbole. Ważne, że kompakt ciągle wygląda świeżo, a ergonomii trudno cokolwiek zarzucić.
Na froncie znalazły się tylko: szuflada, wyświetlacz i osiem przycisków, sterujących podstawowymi funkcjami. Obok nich umieszczono mechaniczny włącznik sieciowy i diodę sygnalizującą, że urządzenie działa.

21-41 02 2010 ArcamFMJCD17 02     21-41 02 2010 ArcamFMJCD17 05

Z tyłu mamy dwa komplety wyjść analogowych (niegłupie rozwiązanie: do jednego podpinamy wzmacniacz, do drugiego rejestrator lub serwer), cyfrowe: koaksjalne i optyczne oraz gniazdo sieciowe, do którego można podłączyć lepszy kabel. Jest też przełącznik napięcia. Jeżeli zechcecie się przeprowadzić do USA alboJaponii, możecie Arcama spakować w ramach mienia przesiedleńczego. Szkoda jedynie, że na zewnątrz nie wyprowadzono głównego bezpiecznika, ale to pewnie dlatego, że... w ogóle go nie ma. Podobnie jak gniazda słuchawkowego.
Wewnątrz znalazł się mechanizm Sony, który, co ciekawe, nie czyta CD-tekstu. Opisy płyt i tytuły będą niedostępne. Ale dla mnie to nie przeszkoda, bo i tak lubię wyświetlacz zgasić.
Zasilacz oparto na niewielkim transformatorze toroidalnym, przykręconym do dna śrubą i wytłumionym elastyczną podkładką. Arcam podkreśla, że transport, serwo i sekcja analogowa mają do dyspozycji oddzielne linie. Podobnie jak trafo, kondensatory i układy scalone także oklejono materiałem tłumiącym wibracje. Elektronika zmieściła się na jednej płytce drukowanej. Konwerter oparto na układach Wolfsona (8741), pracujących w rozdzielczości 24-bitowej. Pilot jest – niestety – dosyć skomplikowany i niezbyt intuicyjny w obsłudze.

21-41 02 2010 ArcamFMJCD17 04     21-41 02 2010 ArcamFMJCD17 03

Wrażenia odsłuchowe
Po odsłuchu muzyki fortepianowej na Creeku trudno mi było uwierzyć, że znajdę w tej grupie odtwarzacz, który wywoła u mnie podobną sympatię i wiarę w to, że ze standardu CD można jeszcze coś wycisnąć. Na początku Arcam nie wzbudził takiego entuzjazmu, ale z każdą minutą doceniałem go coraz bardziej. A potem zacząłem się zastanawiać nad powiązaniem muzykalności z neutralnością. Obie cechy bez siebie nie istnieją, bo nawet najpiękniejsza barwa nie przykuje naszej uwagi, jeżeli jest nieprawdziwa. Dlatego czułem, że Creek grał odrobinę ładniej, eksponując emocjonalny pierwiastek muzyki. Arcam pozostał chłodniejszy, ale za to czułem, że fortepian, który słyszę, jest bliższy oryginałowi. Jeszcze bardziej precyzyjny i wyrównany w rejestrach. Nie otaczała go aż tak pięknie zarysowana scena, ale analiza kolejnych utworów z „Grand Piano” sprawiła, że gdybym miał wybierać, to stanąłbym jak przysłowiowy osiołek między dwoma żłobami. Creek miał bardziej nośną górę, a Arcam prawdziwszą średnicę. Na szczęście dół skali instrumentu był porównywalny i przynajmniej tutaj nie żałowałbym żadnej decyzji.
Podobnie w muzyce symfonicznej. O ile w kategoriach precyzji szczegółów, czystości i przejrzystości można by postawić między tymi źródłami znak równości, to sam charakter brzmienia nieco się różnił. FMJ mniej podkreślał górę, co jednak nie przeszkadzało w zachowaniu tej samej lotności i dźwięczności. Średnica, choć trochę bardziej sucha, pozostawała tak samo klarowna i doskonale przekazywała informacje o barwie instrumentów. Obserwując każdy z osobna, trudno było mieć zastrzeżenia do neutralności. Podobny poziom jeszcze kilka lat temu był zarezerwowany dla urządzeń ze znacznie wyższej półki. To mnie akurat specjalnie nie dziwi, bo Arcam zawsze był uznawany za specjalistę w dziedzinie odtwarzaczy. Jak widać, nic się w tej kwestii nie zmieniło.
I na koniec jeszcze jedno – głęboki i kontrolowany bas. W akustycznym materiale mocniejszy niż u Creeka i równie zebrany. Na samym skraju pasma bardziej spektakularny, nasycony energią i niemal fizycznie odczuwalną dynamiką. Czyli znowu – klasa, a w dodatku niższa cena.
Co ciekawe, w muzyce rockowej Arcam zagrał ostrzej od Creeka, dawkując wysokie tony z obfitością, której się nie spodziewałem. Ale precyzja i dynamika pozostały, jak na tę cenę, imponujące.
Chwilami można się było poczuć jak na koncercie. W przypadku Prince’a to rzadkie uczucie, dostępne tylko wybrańcom. Od jakiegoś czasu artysta występuje publicznie tylko w swojej prywatnej sali koncertowej. Z tego, co wiem, bilety na taki spektakl są droższe od opisywanego odtwarzacza.

Reklama

Konkluzja
Wzornictwo serii FMJ niektórym pewnie się już opatrzyło. Jeżeli jednak chodzi o brzmienie, jest zdecydowanie świeże. Takie, jakiego można by oczekiwać od specjalistycznej wytwórni u szczytu możliwości technologii. W rubryce jakość/cena do piątki dostawcie sobie plusik.

21-41 02 2010 ArcamFMJCD17 T

Autor: Maciej Stryjecki
Źródło: HFiM 02/2010

Pobierz ten artykuł jako PDF