HFM

artykulylista3

 

Bladelius Loke

056 061 Hifi 06 2021 005Mike Bladelius projektował urządzenia dla tak uznanych firm, jak: Treshold, Pass Labs, Classe Audio czy Ultra Analog. Od 1997 roku pod własnym nazwiskiem oferuje elektronikę z wysokiej półki, głównie wzmacniacze.

Stanowią one trzon katalogu szwedzkiej Bladelius Design Group, a nazwy modeli zaczerpnięto z germańskiej i nordyckiej mitologii. Konstrukcja cennika jest ciekawa, bo zdążyliśmy się już przyzwyczaić do tego, że wzmacniacze zintegrowane kieruje się do mniej zamożnej klienteli, natomiast dzielone – do odbiorców lepiej sytuowanych i najbardziej wymagających. Bladelius tylko częściowo wpisuje się w ten schemat. Owszem, monobloki Loke to szczyt w kategorii końcówek mocy, ale nawet z przedwzmacniaczem Saga nie dorównują ceną zintegrowanemu Odenowi („HFiM” 9/2020), który jak dotąd pozostaje opus magnum Mike’a.



Końcówek mocy w ofercie Bladeliusa naliczymy aż siedem, a każda z nich stanowi popis wszechstronności konstruktora. Pracują w klasach A, AB i D, choć wszystkie realizują te same założenia: prostotę oraz przejrzystość układu i są zbudowane z komponentów wysokiej jakości. Można więc powiedzieć, że to klasyczne hi-fi ze starych dobrych czasów, a na wyobraźnię działają zwłaszcza układy w klasie A. Do tych ostatnich należą właśnie monobloki Loke.


Budowa
Oden wyłamuje się z wzorniczego kanonu szwedzkiej firmy oryginalnym i chyba nie do końca przemyślanym frontem, ale już reszta wzmacniaczy wygląda jak wykrojona z jednego szablonu. Jeżeli uznamy, że ich wspólną cechą jest wspomniana prostota, to w Loke znajdujemy ją w wydaniu ekstremalnym. To aluminiowe, zgrabne pudełka pozbawione ozdób. Za jedyny akcent wzorniczy można uznać głęboko frezowane logo firmy. Poza nim na froncie znajduje się tylko mały przycisk standby i mikroskopijna niebieska dioda. Zresztą, po co więcej? Wystarczy, że wzmacniacze można wyłączyć i że wiadomo, kiedy pracują. Znacznie ważniejsze są jakość materiałów i klasa montażu. Szlifowane aluminium wygląda pięknie. Przednia płyta ma grubość centymetra. Do frontu przykręcono wygiętą blachę, która jest jednocześnie podstawą obudowy. Tył to osobna ścianka, natomiast góra i boki stanowią całość, a przejście płaszczyzn łagodnie zaokrąglono. Dzięki temu skrzynki wyglądają jak jednolity blok. Monolit przełamują tylko otwory wentylacyjne. Z jednej strony, trudno się zachwycać czymś tak prostym; z drugiej – taka uroda nie powinna się znudzić ani stać się przedmiotem krytyki, bez względu na panującą modę.

056 061 Hifi 06 2021 001

 

Logo to jedyna ozdoba frontu.
Przednia płyta ma 8 mm grubości.
  

 

 

Na tylnej ściance zamontowano po jednym wejściu RCA i XLR oraz hebelkowy przełącznik, służący do wyboru pomiędzy nimi. Wzmocnienie na obu jest identyczne. Główny włącznik zasilania zintegrowano z gniazdem IEC. Zaciski dla kolumn wyglądają, jakby je zrobiono w całości z plastiku (na jakość nie można narzekać, bo to WBT). Bardziej jednak zastanawia, dlaczego rozstawiono je tak wąsko, skoro do dyspozycji pozostało mnóstwo miejsca. Wprawne oko zauważy jeszcze, że tył pochodzi z innego urządzenia, prawdopodobnie stereofonicznej końcówki mocy. Świadczą o tym zaślepki w miejscach, w których mogłyby się znaleźć gniazda: dla jeszcze jednej pary głośników, XLR dla drugiego kanału oraz RCA, z tym, że otworu na to ostatnie nie widać, ponieważ został zamaskowany naklejką z numerem seryjnym. Mike Bladelius nieraz wspominał, że jeden typ obudowy wykorzystuje w kilku modelach. To żadna sensacja, bo taką samą politykę stosuje wielu producentów, chociażby Emotiva. Może jedynie stara się to sprytniej maskować, natomiast Szwedzi się nie pieszczą. Nawet opisy pozostawili bez zmian. Oszczędność wynika z faktu, że obudowa bywa najdroższym elementem urządzenia, zwłaszcza w przypadku krótkich serii; na wspomnianej naklejce widnieje numer 11. Nabywcy, przynajmniej teoretycznie, mają taniej, więc nie wypada marudzić. Poza tym, kto zagląda za wzmacniacz, kiedy już go podłączy? Mimo to Mike znalazł sposób, jak ze słabości zrobić atut. Na zamówienie Loke można wyposażyć w dodatkową parę terminali i ułatwić sobie podłączenie kolumn w bi-wiringu. Przewidziano także opcjonalne gniazda sygnałowe, tym razem w roli wyjść do podłączenia kolejnej pary monobloków i zasilenia głośników w bi-ampingu. Przeróbka jednak wymaga dopłaty.

056 061 Hifi 06 2021 001

 

Przejrzysta konstrukcja,
dobre komponenty.
  

 

 

Loke są konstrukcją w pełni zbalansowaną, więc sygnał z wejścia RCA jest symetryzowany. Układ objęto płytką pętlą sprzężenia zwrotnego. Nominalną moc oddawaną w klasie A producent określa na 90 W. Ostatnia informacja oznacza, że radiatory będą się mocno nagrzewać oraz że nie należy ustawiać monobloków na sobie ani przykrywać ich preampem. Najlepiej kiedy każdy znajdzie się na osobnej półce. A i wtedy dobrze będzie zostawić przynajmniej kilka centymetrów nad otworami wentylacyjnymi. W teście Bladeliusy ogrzewały pokój nie gorzej od kominka. Wzmacniacz wstawiony na próbę tuż pod półkę niemal parzył w palce.
Po odkręceniu 12 śrub i zdjęciu pokrywy widać przejrzysty układ, zbudowany z komponentów wysokiej jakości. Połowę miejsca zajmuje ogromny transformator toroidalny Noratela, położony na gumowej przekładce i przykręcony do podstawy. Guma tłumi wibracje, podobnie jak żywica epoksydowa, którą zalano rdzeń. Za trafem znajduje się duży radiator, który przy okazji osłania obwody elektroniczne przed wpływem zakłóceń elektromagnetycznych. Z transformatora wychodzi pęk przewodów, dla porządku spiętych trytytkami. Odczepów naliczyliśmy siedem, ale niewykluczone, że jakiś przegapiliśmy. To dużo jak na jeden kanał końcówki mocy. Z osobnego zasilania korzysta sekcja prądowa, wejście oraz układy zabezpieczające. Całość zmieściła się na jednej płytce drukowanej.

056 061 Hifi 06 2021 001

 

Stąd się bierze moc.
  

 

 

W zasilaczu mamy sześć kondensatorów Split Foil Kemeta o łącznej pojemności 60000 µF. Dalej znajdziemy jeszcze cztery Epcosy po 4700 µF każdy. Na wejściu zastosowano tranzystory JFET, zaś w końcówce mocy – cztery komplementarne pary bipolarnych Sankenów (2SA2223A + 2SC6145A), przyklejone pastą termoprzewodzącą i dociśnięte śrubami do radiatora.
Jak widać, konstruktor największy nacisk położył na zasilanie i 90 W w klasie A nie bierze się znikąd. Być może szwedzki rząd go za to nie lubi, ale nic na to nie poradzimy. Muzyka odtwarzana z najwyższą jakością nie ma zielonego koloru.

056 061 Hifi 06 2021 001

 

Wejść i wyjść może być więcej.
  

 

 

Konfiguracja systemu
Monobloki pracowały w systemie złożonym z odtwarzacza C.E.C. CD 5, kolumn Audio Physic Tempo VI, okablowania Hijiri (HCI, HCS, Nagomi) i zasilania Ansae (Power Tower/Supreme). Przedwzmacniacz także pochodził z katalogu Bladeliusa. W porównaniach wykorzystałem także sekcję preampu w McIntoshu MA9000, tak aby jedyną zmienną w systemie stanowiły monobloki.
Wyraźnie słychać przewagę połączenia XLR, w związku z czym warto, aby reszta elektroniki także była zbalansowana. 90 W w przypadku klasy AB nie jest wartością przyspieszającą bicie serca, ale w klasie A to naprawdę nie przelewki. Loke wysterują większość kolumn, nawet te wymagające, jak elektro- czy magnetostaty.

056 061 Hifi 06 2021 001

 

Zaślepki dowodzą, że te same
obudowy stosuje się w różnych
modelach.
  

 

 

Wrażenia odsłuchowe
Opisy brzmienia zwykle sugerują, że wzmacniacz, kolumny czy źródło „coś robią”. Na tej bazie tworzymy sobie w głowie obraz muzyki. Proponuję zatem umówić się na jedno. Opiszę, co usłyszałem, ale abyście nie zaczęli malować w głowie kolejnego obrazu, na samym początku zaznaczę: Loki-monobloki grają prawidłowo. Do tego stopnia, że opisywanie brzmienia instrumentów akustycznych nie ma sensu. Znamy ich barwę z doświadczeń na żywo i taka jest tym razem. Większe aparaty wykonawcze wpisują się w średnią wyciągniętą z wizyt w filharmonii czy operze. Klub jazzowy także nie przynosi niespodzianek, o ile sam nie wprowadza na przykład nietypowej akustyki. Muzyka z prądem to inna bajka, ponieważ przybiera różne formy, zależnie od specyfiki systemu. Ale tutaj też nie przesadzajmy – średnio wyrobione ucho wyłowi, kiedy elektronika coś kombinuje. Mike Bladelius nie kombinuje, i na tym wypada krótki wstęp zakończyć.
Czyli mamy spełnione pierwsze i najważniejsze założenie dotyczące dobrego sprzętu: ma grać „jak na żywo”. Chociaż spotkałem się też z opinią, że sprzęt jest wart tyle, ile jego charakter. Inaczej przecież wszystko by grało tak samo. Mogę śmiało stwierdzić, że według pierwszego kryterium Loke są warte zdecydowanie więcej, niż kosztują. To sprzęt zarówno dla audiofila, jak i recenzenta, a nawet do studia. W drugim ujęciu są warte niewiele, bo niewiele wnoszą. Teraz każdy wybierze opcję, do której mu bliżej, a ja dodam jedynie, że wzmacniacze dokładają swoje trzy grosze w sposób dyskretny, ale zauważalny. I jeśli już coś robią, to z umiarem i wdziękiem. Tak, żeby w żadnym razie niczego nie zepsuć. I trzeba przyznać – w pełni im się to udaje.

056 061 Hifi 06 2021 001

 

Gniazda „light”, czyli
z obniżoną zawartością metalu.
  

 

 

Po wzmacniaczu w klasie A spodziewamy się ocieplenia, uwypuklenia średnicy, atrakcje związane z dynamiką pozostawiając mocnym konstrukcjom w klasie AB. Tymczasem Loke pięknie oddają energię nagrań. Podkreślają puls, zaznaczają rytm, wydatnie ożywiając dowolny repertuar. Czy to symfonika, czy monodia akompaniowana, czy kwartety smyczkowe Haydna – czujemy ładunek emocji ukryty w mikrodynamice. Zrozumiałe, że w akustycznym jazzie efekt się potęguje, bo dochodzi sekcja, a w nasyconej elektroniką rozrywce rytm i energia stają się jeszcze bardziej dosadne. Wiele też zależy od samego materiału, który Bladelius nie tylko rozróżnia, ale też nasącza coraz większymi dawkami prądu. Przetworniki są trzymane krótko, bo rytmiczne uzdolnienia monobloków idą w parze z precyzją odwzorowania impulsów. I właśnie one stanowią fundament, na którym Loke budują swój przekaz.
W tym momencie znów włącza się malowanie w głowie. Jeżeli wyobrażacie sobie potwora i wielką moc zaklętą w niewielkich skrzynkach, to nie tak. A przynajmniej nie do końca. Rytm bowiem nie dominuje. Nie odsuwa innych aspektów w cień. Przeciwnie, pozwala im zabłysnąć.

056 061 Hifi 06 2021 001

 

Manifestacja prostoty.
  

 

 

Spodziewane ocieplenie się pojawia, ale na pewno odczuwa się je mniej niż w przypadku końcówki MA9000. Mimo to dostrzeżemy atrakcje lub – jak kto woli – efekty uboczne: swoistą gęstość dźwięku, jego nasycenie i pełną, jędrną barwę. Pozostaje tylko pytanie, czy to specyficzna cecha Bladeliusa, czy odwzorowanie rzeczywistości? W miarę słuchania okazuje się, że jednak mamy tej gęstości odrobinę więcej i na pewno sprawia ona, że słucha się przyjemniej. Brzmienie jednoznacznie na tym zyskuje i gdybyśmy mieli wrócić do punktu „pełnej neutralności” to zapewne z żalem. Wypada jednak podkreślić, że zjawisko ma wymiar delikatnego dodatku, odmierzonego w ilości wystarczającej do jego zauważenia, ale zbyt małej, by mówić o ingerencji w charakter nagrań. Masywna, nasycona średnica i podobny do niej bas sugerują jeżeli nie ciepłe, to przynajmniej lekko przyciemnione granie. Ulubioną przez wielu „lampowość” z okrasą w postaci zaokrąglonej, lekko nosowej góry. I znowu czeka nas zaskoczenie, bo dzieje się odwrotnie. Dźwięk ma blask, który po części zawdzięcza jasnym i dźwięcznym wysokim tonom. Zauważamy je najpierw, ale szybko się orientujemy, że w niższych partiach pasma wzmacniacz pozostaje konsekwentny, stawiając niezmiennie na przejrzystość i przekaz jak największej ilości informacji.

056 061 Hifi 06 2021 001

 

Manifestacja prostoty.
  

 

 

Loke są bardzo rozdzielcze. Co prawda, nie w takim stopniu jak Oden, który zahacza o poziom końcówek D’Agostino, ale blisko. Da się to obserwować bez względu na repertuar i zagęszczenie faktury, a rytmiczny fundament, zaznaczany przez impulsy energii podkreśla przejrzystość prezentowanych nagrań. Słuchanie krążków JVC XRCD może być niezapomnianym przeżyciem i myślę, że Loke prezentują już wystarczającą klasę, żeby docenić realizacje wytwórni.
O jednym warto wspomnieć na koniec. Dźwięk ma rozmach i skalę, przywodzącą na myśl moce rzędu połowy kilowata. Jest przez to efektowny, choć na pewno nie stanowiło to priorytetu konstruktora. Wyszło przy okazji, podobnie jak wrażenia przestrzenne. Pozorna koncentracja na pierwszym planie ucieka natychmiast, jak tylko przyjrzymy się głębi.
I tak można by w kółko, aż dojdziemy do konkluzji, że monoblokom-Lokom nie da się niczego zarzucić, choćbyśmy czuli wewnętrzną potrzebę, że musimy coś koniecznie znaleźć „dla dobra” i wiarygodności recenzji. Każda cecha rozpatrywana osobno to poziom odniesienia w tym segmencie cenowym. Najbardziej ujmujący jest jednak całokształt – jednolity i pozbawiony słabego punktu. Jeżeli gdzieś znajdujemy własny charakter, to wszystko do siebie pasuje, wręcz się uzupełnia. Najbardziej doświadczonych i osłuchanych powinna ująć właśnie ta spójność, nie tylko zakresów pasma, ale wszystkiego, co dotrze do ucha.

 

Oferta Bladeliusa jest zbudowana z zadziwiającą konsekwencją. Punktem wyjścia jest w niej prawidłowość i „wysoka wierność”, a przecież właśnie na tym polega hi-fi. Już najtańsze modele to mają. W przybliżeniu można uznać, że wraz ze wzrostem ceny te cechy się nie zmieniają. W przybliżeniu, bo jednak pozostałe także decydują o realizmie przekazu. Wobec tego, co przyrasta? Do pewnego progu szczegółowość, precyzja i w konsekwencji – specyficzne „otwarcie”, wynoszące tenże realizm na jeszcze wyższe piętro. Dosypujemy złotówek i zaczyna się różnicowanie energii, rozpatrywanej nie tylko przez pryzmat dynamiki, ale także innego spojrzenia na rytm. Dwa ostatnie modele, czyli Loke i Oden, stawiają kropkę nad „i”. Równocześnie robią siedmiomilowy krok i przenoszą nas z Szuflandii do Kingsajzu.

056 061 Hifi 06 2021 001

 

Przełącznik aktywnego wejścia.
  

 

 

Konkluzja
Czy istnieje wzmacniacz doskonały? Na szczęście nie, bo smutno byłoby żyć ze świadomością, że przyszłość już niczym nas nie zaskoczy. Istnieją jednak takie, w których nic nie trzeba poprawiać i nawet odczucie, że można lepiej, nie przeszkadza. Jest ich niewiele, dlatego każdy kolejny na liście to skarb. Jeden możecie do niej dopisać. Choć tak właściwie, to ściślej będzie powiedzieć: dwa.

 

2021 06 27 17 47 18 056 061 Hifi 06 2021.pdf Adobe Reader

 

Bartosz Luboń
Źródło: HFM 06/2021