02.01.2023
min czytania
Udostępnij
Aktualny cennik Chario startuje od serii Constellation II. Krótkiej, bo obejmującej zaledwie cztery modele. Większe – podłogówki Pegasus (15900 zł) i monitory Delphinus (6900 zł) – już opisaliśmy. Pozostały dwa mniejsze: wolnostojące Cygnus (12900 zł) i podstawkowe Lynx (5900 zł). Wyższa linia jest skonstruowana podobnie: dwa monitory i trzy kolumny wolnostojące, ale wszystkie za kwoty pięciocyfrowe. Mimo to kalkulacja Chario wydaje się rozsądna. Wystarczy się przyjrzeć skrzynkom, najlepiej na żywo, bo zdjęcia nie oddają ich urody.
Zwrotnica z dobrych komponentów.
Siedziba Chario znajduje się w Vimercate, 30 km na północny wschód od Mediolanu. Niedaleko działa zakład produkcyjny. Obudowy powstają z litego drewna orzecha rosnącego w północnych Włoszech, w lasach hodowlanych. Ścinane są drzewa co najmniej 20-letnie, a pozyskany surowiec – sezonowany przez trzy miesiące na wolnym powietrzu i tyle samo w kontrolowanych warunkach – w zamkniętych magazynach. To dość krótko, ale podobno wystarcza do ustabilizowania wilgotności. Lite deski nawet po kilku latach mogłyby pracować, więc Chario stosuje tę samą metodę, co Xavian, a wcześniej Sonus Faber: tnie je na klepki, a potem składa i skleja, jak parkiet. Tak spreparowane płyty trafiają na boki obudów. Fronty i resztę wykonuje się z HDF-u, tutaj pokrytego miękkim gumowatym tworzywem. Proporcje są nieregularne, co ułatwia redukcję fal stojących. Front pozostaje wąski. Z boku widać natomiast, że skrzynki zaprojektowano na podstawie trapezu, zwężającego się ku górze.
Pojedyncze zaciski.
Odchylenie przedniej ścianki w tył wyrównuje centra akustyczne przetworników, poprawiając czasową spójność promieniowanych przez nie pasm. Całość opiera się na zintegrowanym cokole, również pokrytym miękką gumowatą okleiną. Jest wysoki, obły i wyposażony w regulowane kolce, dzięki czemu kolumny można precyzyjnie wypoziomować. Wystają z niego cztery okrągłe nogi – przednie są dłuższe, więc płaszczyzny nie są równoległe. To celowe, nie tylko z uwagi na odchylenie frontu. W dno skrzynki wkręcono głośnik basowy, promieniujący w podłogę. Membranę ulokowano bliżej frontu. Za nią dmuchają dwa bliźniacze porty bas-refleksu, kończące długie na 16 cm tunele. Obudowę podzielono przegrodą w proporcji 40 do 60%. Dolna jest wentylowana, natomiast górna – zamknięta i mieści niewielki dwudrożny monitor. Chario ten układ stosowało nawet w… monitorach, dzięki czemu mogło upchnąć trójdrożny układ w relatywnie niskiej obudowie. Dzięki takiej architekturze łatwiej ustawić głośniki w niewielkich pokojach (odległość od tylnej ściany może być mniejsza), a efekt brzmieniowy staje się bardziej powtarzalny w różnych warunkach akustycznych. Można też niżej ustawić częstotliwość podziału między głośnikiem basowym a średniotonowym. To nawet konieczne, ze względu na propagację fal: w wysokich częstotliwościach jest bardziej kierunkowa, w niskich zaś (podobno) mniej. Woofer przejmuje faktycznie sam bas, bez najniższej średnicy. Średniotonowiec zajmuje się całym centrum pasma.
Regulowane kolce.
Chario zdecydowało się na pojedyncze gniazda. To solidne zaciski, zamontowane w eleganckiej, błyszczącej płytce z opisami modelu i numerem seryjnym. Przednia ścianka ma zaokrąglenia zapobiegające załamaniom fal na krawędziach. Montaż maskownic jest archaiczny lub, jak kto woli, tradycyjny: dziurki i bolce. Trójdrożny układ powstał w oparciu o trzy przetworniki. Miękka kopułka tekstylna T38 ma średnicę aż 38 mm i jest osadzona w płytkim falowodzie. To może być największa wysokotonowa kopułka na rynku. Chario stosuje ją niemal we wszystkich swoich modelach, ponieważ zapewnia niepowtarzalną sygnaturę brzmieniową. Pozwala też niżej dzielić pasmo bez obawy o przeciążenie głośnika. Średnicę i bas odtwarzają takie same stożki o średnicy 15 cm (producent podaje 13 – zaskakująca skromność). Ich kosze są odlewane i ażurowe, a napęd zapewnia średniej wielkości magnes. Częstotliwość podziału pomiędzy nimi ustalono na 200 Hz. Dostępna jest tylko jedna wersja kolorystyczna – czarny front z litego drewna w matowym wykończeniu. Trudno powiedzieć, czy to lakier; obstawiałbym raczej olejowanie lub woskowanie. Czyli: natura w bezkompromisowym wydaniu. Aż miło popatrzeć i dotknąć.
Wysokotonowa „kopuła” 38 mm.
Impedancja 4 omy i skuteczność 87 dB może nie zapowiadają wybitnej kompatybilności, ale w praktyce Cygnusy nie stawiają wzmacniaczom wygórowanych wymagań. W teście kolumnom towarzyszyły wzmacniacz McIntosh MA12000 i odtwarzacz C.E.C. CD 5. Sygnał płynął przewodami Hijiri (HCI/HCS), a prąd oczyszczał filtr Power Tower Ansae. Elektronika stała na stoliku Base Audio, a głośniki – na kamiennych płytach o wysokości 3 cm.
Wysokotonowa „kopuła” 38 mm.
W popowo-rockowym materiale, wykonywanym przez niewielki skład wszystkie modele z serii Constellation MkII mają wspólną metodę na zjednanie sobie słuchacza – podkreślają urodę wokali. Nie to, że je eksponują, bo wolą zaznaczyć skaje pasma, ale na swój sposób wydobywają z tła. Miękkość łączą ze zrozumiałością tekstu i zaznaczeniem szczegółów emisji. Tak samo oparcie w dolnych rejestrach znajduje kontrast w wyrazistym przekazie sybilantów. Podobne zjawisko obserwujemy w instrumentach akustycznych. Trąbka, saksofon czy gitara są nasycone i oparte w niższych rejestrach, ale i tak uwagę zwracamy na wyższe. Razem to realistyczna prezentacja, przybliżająca nas do sceny i zdejmująca kotarę z alikwotów. Zwrócimy też uwagą na przejrzystość, w tej cenie rzadko spotykaną. Kolumny są szczegółowe i przekazują dużą ilość informacji. Robią to z kulturą i wyrafinowaniem, za które chyba najbardziej cenię włoską firmę.
Do basu i średnicy – dwie „piętnastki”.
Kiedy przyjrzymy się uważniej, dostrzeżemy, że to zasługa dużej kopułki. Wrażenie czystości i starannego wykończenia dźwięków zawdzięczamy wysokim tonom, a ściślej: przełomowi średnicy i góry. To krytyczny zakres, w którym pojawia się ryzyko metaliczności, twardej szorstkości i piasku albo – zdrugiej strony – przytłumienia i nosowego nalotu. Chario ten zakres traktuje priorytetowo i chyba ze wszystkich znanych mi konstrukcji tego segmentu – najbardziej przekonująco. Tam, gdzie inne kolumny ujednolicają barwy, duża kopułka prezentuje jakość niedostępną typowym przetwornikom. Dźwięki talerzy, werbla i innych perkusjonaliów to przeważnie monotonne cykanie. W Chario czujemy wibracje metalu i bezbłędnie rozróżniamy mniejsze i większe w zestawie. Rozpoznajemy też drewniany charakter pałek, uderzających w ranty bębnów. Zróżnicowaniu barw towarzyszy jędrność i otwartość. Sybilanty przestają syczeć. Okazuje się, że głoski mogą brzmieć jak na żywo, wypowiadane z dobrą dykcją. Można to nazwać neutralnością czy muzykalnością, ale technika przynosi najlepsze wytłumaczenie: duża kopułka z naturalną łatwością operuje w zakresie, w którym klasyczne stożki nie dają już rady. Stąd zresztą wywodzi się głębia i mięsistość góry pasma, raczej poza zasięgiem konkurencji.
Do basu i średnicy – dwie „piętnastki”.
Podsumowując, góra Chario jest fenomenalna i kto raz ją usłyszy, będzie jej podświadomie szukał gdzie indziej. Podobną klasę znajdzie dopiero w przetwornikach AMT. Chario lubią muzykę akustyczną. Mimo niewielkich rozmiarów świetnie sobie radzą z symfoniką – zachowują przejrzystość i otwarcie, podkreślone głębią sceny. Potrafią zniknąć z pokoju i pokazać odległe plany. Pięknie też oddają pogłos, który sprawia, że całość oddycha głębiej. Kolumny nie tracą swobody w tutti ani w gęstych fakturach, gdzie zachowują się, jakby były większe. Naturalna barwa zyskuje niewymuszoną wyrazistość, zwłaszcza we wspomnianym zakresie przełomu średnicy i góry. Tam, gdzie inne głośniki się poddają, Chario czarują bogactwem kolorów i realizmem.
Woofer dmucha w dół.
Rozmiary skrzynek sugerują ograniczenia, tymczasem odnoszę wrażenie, że za podobne pieniądze trudno będzie znaleźć małe podłogówki prezentujące symfonikę z porównywalnym rozmachem. Gabaryty dźwięku niekiedy wręcz imponują, ale nie mylmy tego ze zdolnością budowania ściany dźwięku. W materiale akustycznym makrodynamiki jednak nie brakuje. Podobnie jak basu. Jest miękki i równocześnie sprężysty, choć nie należy wymagać od niego najniższych pomruków. Instrumenty akustyczne zachowują naturalne „pasmo przenoszenia” i zakres pokrywany przez włoskie podłogówki powinien wystarczyć. Dream Theater brzmi grubo i ciężko. Kolumny częstują mocnym, ogromnym basem. To całkowite zaskoczenie, bo spodziewałem się raczej wycofania i skupienia na tym, co potrafią najlepiej. Tymczasem ktoś postanowił walczyć z naturą i zaproponował erzac. Na pewno nie naturalny, choć efektowny. To się może podobać, jednak ograniczenia są nadrabiane szpachlą w postaci wysokiego basu. Sama barwa pasuje do tej muzyki, ale nie niesie oczekiwanej agresji. Miękkość pozostaje miła dla ucha, ale nie jest chyba sprzymierzeńcem tam, gdzie liczy się tempo i rytm. Ściana dźwięku? W pewnym sensie, ale jeżeli to Wasz priorytet, to znajdziecie wiele innych kolumn, które koncertową atmosferę oddają lepiej.
„Cygnus” to po łacinie „łabędź”.
Cygnusy (choć lepiej powiedzieć: Chario Constellation MkII) oferują chyba najlepsze wysokie tony, jakie znajdziecie w tej cenie. To jest jakość, obok której nie sposób przejść obojętnie. Kto raz usłyszy, będzie je mieć w głowie jako wzorzec. Otwartość, przejrzystość i przestrzeń przykuwają do fotela. Realizm muzyki akustycznej imponuje. Musicie jednak pamiętać, że kolumny mają też oczywiste ograniczenia. Pozostaje odpowiedzieć na pytanie: czy mogę je polecić? Tak, ale pod warunkiem, że koniecznie chcecie małe podłogówki, dużo dźwięku w małym pokoju i charakter brzmienia Chario, który jest nie do podrobienia. Czy bym je kupił na własny użytek? Nie wiem, ponieważ mają zbyt mocną konkurencję w postaci… dwóch innych modeli Chario z linii Constellation MkII. Większe Pegasusy są droższe o 3000 zł, ale też bardziej uniwersalne, a bas i dynamika to już całkiem inne rozdanie. W żadnym materiale nie muszą się wysilać. Z kolei w małych pokojach Delphinus to killer – brzmi czyściej, jeszcze bardziej realistycznie i mocniej podkreśla wszystkie atuty. W dodatku cena… Trzeba jedynie doliczyć podstawki i zrozumieć, że monitor naprawdę może być w pewnych okolicznościach lepszy od podłogówki. I tylko jedno burzy mój spokój, choć nie jestem pewny, czy pamięć mnie nie zawodzi. W dziedzinie budowania przestrzeni Cygnusy robią coś, czego możemy szukać w kilkukrotnie droższych konstrukcjach, a i tak bez gwarancji powodzenia. Tutaj faktycznie mogą być o włosek lepsze od Delphinusa. Porównajcie sami, bo rozsądek i doświadczenie podpowiadają co innego. Gdyby Włosi nie stworzyli sami sobie tak silnych rywali, nie miałbym dylematów.
Przeczytaj także