07.06.2023
min czytania
Udostępnij
Producent dzieli okleiny na cztery grupy. Wybór jest szeroki i warto go przemyśleć, bo kolumny mają przeważnie pokaźne gabaryty. Nie znikną w pokoju, więc dobrze by było, gdyby go zdobiły. Z najtańszą serią Fun jest najmniejszy „kłopot”, bo to jeszcze niezbyt duże podłogówki. Z całej oferty Blumenhofera wyróżnia się zastosowaniem konwencjonalnych przetworników. Składa się z dwóch modeli, a droższy Fun 17 opisywaliśmy przed miesiącem. Linia Tempesta otwiera nowy rozdział: za wysokie tony odpowiada przetwornik kompresyjny, umieszczony w tubie. Znajdziemy tutaj jeden monitor i dwie podłogówki: 17 i 20, a liczba w symbolu określa wielkość głośnika nisko-średniotonowego. Seria Genuin składa się już wyłącznie z kolumn podłogowych – dużych i ciężkich, z sekcją wysokotonową w osobnej obudowie. Linie Corona i Gioia to już ekstremalny hi-end. W przepięknych tubowych skrzyniach można się zakochać od pierwszego wejrzenia, o ile ktoś gustuje w stylistyce retro. Od razu widać, że to majątek ulokowany w sprzęcie. Słychać też: prezentacja modelu Gran Gioia MK2 na Audio Show 2022 była jedną z najbardziej zapadających w pamięć.
O ile droższe Blumenhofery są przysadziste i wizualnie ciężkie, o tyle Tempesty to kolumny wysokie i smukłe. Można je postawić w niezbyt dużym pokoju; nie są też wymagające w doborze elektroniki. Producent podkreśla ich uniwersalność: nadają się do kina domowego, a w stereo zadowolą się sygnałem z niezbyt mocnego tranzystora. Konfiguracje z lampą również są wskazane, z uwagi na wysoką skuteczność (92 dB). Kompatybilność poprawia także impedancja nominalna 8 omów oraz układ wyrównujący jej przebieg w zakresie basu. Uruchamiamy go wtyczką pasującą do dwóch otworów, tuż przy gniazdach. Można to zrobić w locie i efekty są ponoć zauważalne, chociaż tylko w wypadku wzmacniaczy o niewielkiej mocy. Z wydajnymi tranzystorami staje się zbędny. Układ zacisków do kabli jest nietypowy. To dwie pary porządnych gniazd miedzianych z dodatkiem telluru, ustawione pionowo. Od strony technicznej nie ma to znaczenia, ale trzeba uważać przy podłączaniu i trzymać się oznaczeń. Mimo słusznego wzrostu kolumny okazują się stabilne – trzy punkty podparcia rozstawiono szeroko. Z przodu znajduje się jeden kolec, z tyłu dwa, na wystających szynach. Wszystkie są regulowane, dzięki czemu skrzynie da się bez problemu wypoziomować.
Tempesty są łatwe do ustawienia. Tolerują niewielkie odległości od ściany tylnej i bocznych, oczywiście w granicach rozsądku. Bas-refleks dmucha w podłogę i nie przypomina typowej rury: to szeroka szczelina z wylotem blisko frontu. Zwrotnica składa się z elementów sygnowanych przez niemiecką firmę Intertechnik. Dzieli pasmo przy 1,2 kHz, a więc o oktawę niżej niż zwykle. Tempesty to dwudrożny układ, oparty na dwóch głośnikach. Oba pracują we wspólnej komorze akustycznej. Bas i średnicę obsługuje 20-cm stożek P2F z kanapkową membraną z papieru i lekkiej pianki, nakładką przeciwpyłową i miękkim gumowym resorem. Wysokie tony powierzono głośnikowi z płaskiej folii mylarowej o średnicy 2,5 cm, umieszczonemu w falowodzie. Wygląda intrygująco i niewykluczone, że ze względu na niego Blumenhofer zrezygnował z maskownic. Być może chciał również wyeksponować forniry. W podstawowej wersji to orzech, klon i brzoza. Za dopłatą około 2000 zł dostaniemy dąb i zebrano, a dodając kolejne 1500 zł: drewno oliwkowe, jabłoń i heban, także w odmianie makasar.
Same obudowy są bardzo porządne; producent nie zdecydował się na standardową płytę MDF. Zamiast niej użył sklejki brzozowej o grubości 2,5 cm. Powszechnie uważa się, że to najlepszy „okołodrewniany” materiał na skrzynki zestawów głośnikowych. Niestety, ostatnio coraz rzadziej spotykany, bo droższy i trudniejszy w obróbce. Blumenhofer radzi sobie z nim koncertowo. Tempesty 20 V2 są wyjątkowo kompatybilne i starannie wykonane z najlepszych materiałów. Wykorzystują ciekawe przetworniki i autorski projekt obudowy. Na tle konkurencji wyróżniają się niemal wszystkim. W dodatku ceny nie są wygórowane, nawet jeśli weźmiemy pod uwagę wysokie, europejskie koszty pracy. Coraz mniej jest takich produktów: z charakterem i pomysłem nie powielającym powszechnie stosowanych rozwiązań. Pomimo oryginalności kolumny wydają się też uniwersalne i strawne dla oka; trudno mi sobie wyobrazić, by kogoś zniechęciły wyglądem. Niemiecka firma zdobywa rynek powoli, ale konsekwentnie. Jakość postrzegana okiem idzie w parze z rosnącą liczbą pozytywnych opinii o brzmieniu. Miłe jest również to, że mimo sukcesów w segmencie high-endu nie przestaje się starać w przystępniejszych przedziałach cenowych.
Połączenia Tempesty 20 z lampą o mocy kilku watów są podobno bardzo interesujące. Tym razem jednak przyszło jej pracować z mocną hybrydą: McIntoshem MA12000. Sygnał z japońskiego top loadera C.E.C. CD5, płynął przewodami Hijiri (HCI/HCS). Kolumny stały na 3-cm granitowych płytach, a elektronika – na stoliku Base 6. Prąd oczyszczał filtr Ansae Power Tower.
Wystarczyło dosłownie kilka sekund i stało się jasne, że to jest coś intrygującego. Z mocno zaznaczonym charakterem, bez starania się, by trafić do jak najszerszej grupy odbiorców. Od razu wiadomo, że to głośnik skrojony pod konkretny gust i nie każdemu się spodoba. Ja akurat lubię tego typu granie i nie miałbym oporów przed postawieniem go w domu. Jeżeli lubicie lampową miękkość, ciepłą średnicę i cofnięte wysokie tony, to omijajcie Tempestę z daleka. Jeżeli natomiast chcecie wszystko słyszeć bez domyślania się, cenicie szczegółowość i wyrazistą górę podaną obficie, to przedstawiam wam głośnik wybitny. Przetwornik wysokotonowy jest nietuzinkowy i wzbudza ciekawość jeszcze przed słuchaniem, ale to, jak gra, przerasta oczekiwania. Nie ma wprawdzie tej barwności co AMT ani gładkości elektrostatu, falowód zaś delikatnie, choć odczuwalnie dorzuca swoje zabarwienie, ale czytelność, szybkość i rozdzielczość mylarowej membrany okazują się zdumiewające. Najgorzej, jeżeli wam się to spodoba, bo później trudno będzie wrócić do innych kolumn. Dochodzi jeszcze niesłychana precyzja. Po przesłuchaniu albumu Cata Stevensa można dojść do wniosku, że tak właśnie powinien się zachowywać studyjny monitor wysokiej klasy.
To dobre porównanie, ponieważ dźwięk Tempesty jest właśnie monitorowy. Z bogactwem góry trzeba się oswoić, bo w pierwszej chwili sprawia nie lada niespodziankę. Wydaje się, że kolumny grają ostro, a środek ciężkości prezentacji został przesunięty wzwyż. Szybko to jednak akceptujemy, ponieważ zauważamy, że taka sama szczegółowość cechuje średnicę. W efekcie otrzymujemy przejrzystość porównywalną z dobrymi słuchawkami. Sybilanty i talerze perkusyjne wychodzą naprzód; nigdy nie chowają się za resztą składu. W mocniejszym repertuarze wrażenia stają się jeszcze bardziej dobitne. Prezentacja jest nastawiona na przejrzystość i szczegółowość. Głośniki wręcz prześwietlają fakturę nagrań. Każde uderzenie pałeczki, każdą głoskę wokalu dostajemy na srebrnym półmisku, wprost do ucha. Dźwięk jest bezpośredni, ale też otoczony jasną, rozświetloną aurą. Duży potencjał dynamiczny jest realizowany nietypowo. Znajdzie się wiele kolumn, które zbudują masywniejszą ścianę decybeli. Blumenhofery oferują oddech i swobodę nawet tam, gdzie obawialiśmy się bałaganu.
Bas również potrafi zaciekawić. Wydaje się lekki, nakierowany na szybkość i precyzję impulsu, ale dotyczy to jego wyższego podzakresu. Niższy pojawia się sporadycznie, nie ma zwyczaju towarzyszyć muzyce na okrągło. Kiedy jednak już się odezwie, to może zaskoczyć głębią. 40 Hz w tabeli danych technicznych jest jak najbardziej realne. Poza tym jego charakter zdecydowanie różni się od typowego bas-refleksu i kojarzy się bardziej z obudową zamkniętą. W symfonice zachwyca lotność blachy i klarowność dętych drewnianych. Flety i oboje po prostu błyszczą. Docenimy też „nasłonecznienie” smyczków i separację grup instrumentów. Przestrzeń między nimi wypełnia dużo powietrza, a całość oddycha. Ale zaznaczam, niektórym może zabraknąć wypełnienia i okrągłości. Ostrości zostaną podkreślone, za to takiego ksylofonu nie usłyszycie chyba nigdzie indziej w tej cenie. Natomiast absolutnie fenomenalnie brzmi na Tempestach 20 V2 muzyka operowa i dawna. Chóry to mistrzostwo świata! Czytelność tekstu i niuanse emisji tworzą prawdziwy spektakl.
Ciekawie wygląda przestrzeń. W klasyce otrzymujemy świetną głębię, a już szeroko pojęta rozrywka wydaje się przysunięta do słuchacza, z nadrealnym pierwszym planem. Tak jakby głośnik potrafił się zmieniać, dostosowywać do repertuaru, a nie kształtować go na własną modłę. Przyznam, że to interesujące i rzadko spotykane. Nie słuchałem Tempesty z lampą, a szkoda. Przez 30 lat kontaktu ze sprzętem można jednak sobie wyrobić wyobraźnię, pozwalającą przewidzieć wiele zjawisk. Rzadko jestem tak pewien „jasnowidzenia” jak teraz: te głośniki muszą zabrzmieć fenomenalnie. Są stworzone do takiego zastosowania, bo wszystko, co chciałbym dodać do tego brzmienia, to właśnie zbiór cech charakterystycznych niezbyt mocnej i stereotypowo brzmiącej lampy. Jednocześnie atuty Blumenhoferów mogą jej dodać skrzydeł. Wszędzie tam, gdzie wzmacniacz zacznie okazywać słabość, kolumny go skorygują i podciągną. On natomiast doda im szlachetności i romantycznej płynności. Jeżeli macie albo dopiero chcecie kupić lampę, zwłaszcza niezbyt mocną, zacznijcie od podłączenia jej do tych właśnie głośników. Po co marnować czas?
Szkoda, że mamy marzec, a nie grudzień, bo jak nic dorzucilibyśmy Tempesty 20 V2 do nagród roku. Ale, jak mawiają: co się odwlecze, to nie uciecze.
Maciej Stryjecki
Hi-Fi i Muzyka 03/2023
Przeczytaj także