HFM

artykulylista3

 

Avalon Acoustics Indra

52-56 06 2010 01Avalon należy do grona firm, wyznaczających obszar ścisłego hi-endu. Razem z Wilsonem i kilkoma innymi markami tworzą arystokrację na polskim rynku. Owszem, są i inni wytwórcy, którzy zapuszczają się w przedziały cenowe swobodnie przekraczające 100000 zł, jednak albo nie zaliczają się do „specjalistów” (oferują także linie budżetowe), albo ich historia jest zbyt krótka, by można było mówić o ugruntowanej pozycji.

Obie wspomniane firmy produkują wyłącznie kolumny. Mają pozycję podobną do Bentleya czy Porsche, a zorientowanym wystarczy sama nazwa, aby wiedzieli, co w trawie (a raczej: w portfelu) piszczy. Wprawdzie znajdą się tańsze modele, tak jak w przypadku sportowych bolidów, ale po jednym spojrzeniu na najtańszego Avalona... wiadomo, że to gorzej niż Boxster.


Indra to już prawdziwy Avalon – potężna trumna, niewiele tańsza od wspomnianego malucha Porsche. Jeżeli chodzi o ilość złotówek, warto wspomnieć, że znacząco wpływa na nią wykończenie. Podstawowe wersje (orzech, wiśnia, klon) to wydatek 91990 zł. Jeżeli jednak doceniamy piękno rzadkich gatunków drewna (mirt i orzech „cluster burl” oraz klon „birds-eye”), trzeba dołożyć równowartość Tempo VI razem z kablami Fadela (108080 zł). W przypadku droższych Eidolonów (155500 zł) i flagowych Isisów (320000 zł) różnica będzie jeszcze większa.

Budowa
Skrzynie Indr nie przypominają dokonań konkurencji. Mają charakterystyczne dla Avalona ścięte kanty i choć na pierwszy rzut oka wydają się obłe, znajdziemy tylko ostre krawędzie (ta ostrość skłoniła mnie do dalszych wynurzeń). Nie ma tu zaokrąglonych brzegów, jak u Audio Physica czy Thiela. Może się wydawać, że to ogranicza koszty produkcji (łatwiej ciąć MDF, niż go wyginać), ale stolarze wykonujący obudowy Avalonów noszą w kieszeniach paszporty USA. Taniej by było, gdyby paszportów nie mieli, ale mimo wszystko wierzę, że potomkowie Europejczyków lepiej wykonują swoją robotę. Pod warunkiem, że im się dobrze zapłaci. A kupując tak ekstremalnie drogie zabawki, powinniśmy zwracać uwagę na szczegóły i nie liczyć kosztów ubezpieczeń społecznych.
Na nóż kuchenny można wydać ponad 1500 zł i warto wtedy zadbać, żeby był wykonany w Japonii, najlepiej ręcznie i przez mistrza sztuki kowalskiej (swoją drogą – ceniona stal jest wytapiana w hucie Hitachi). Prawie robi różnicę w obu przypadkach. „Japan stainless steel” też doskonale kroi cebulę, ale jeżeli weźmiemy w rękę Hattori albo Takedę, zrozumiemy, co to hi-end. A można jeszcze lepiej.
Owoc pracy amerykańskich projektantów jest kontrowersyjny. Jeżeli chodzi o mnie – Indry są wystarczająco ładne, żebym się nad tym nie zastanawiał. Natomiast moja koleżanka określiła je jako „paskudne”. Fakt, przyciężkawe proporcje nie wszystkim muszą się podobać, dlatego przed zakupem warto pokazać je żonie, nawet na fotce z Internetu.
Skrzynie wyglądają, jakby je wyrzeźbiono z jednego pnia. Stolarka Avalona nie jest ani gorsza, ani lepsza od high-endowej konkurencji. Czyli: perfekcyjna, bo za taką cenę nikt nam łaski nie robi. Krzywizny i ścięcia mają redukować fale stojące wewnątrz obudowy, a także rozpraszać odbicia. Avalon usprawiedliwia swoją cenę jeszcze jedną wartością dodaną. Materiał, z którego zrobiono skrzynki, to nie zwykły MDF, ale sklejka z płyt o różnej gęstości. Każdy rodzaj surowca ma właściwości tłumiące w dosyć wąskim zakresie pasma. Tymczasem połączenie różnych materiałów powinno zapewnić działanie w szerszym spektrum częstotliwości. Pozostaje wierzyć, że konstruktorzy nad tym zapanowali. Czyni to kolumny niepodrabialnymi i nikt sobie Indry w domu nie wystruga. Kanapkowa struktura skrzyń jest niezwykle pracochłonna, co również ma tłumaczyć cenę kolumn.
Jeżeli chodzi o materiał tłumiący, firma nie zdradza jego pochodzenia ani składu. Neil Patel wymijająco określa go jako „najlepszy z dostępnych na rynku”. Jeżeli chodzi o opakowanie, wspomnę, że kolumny docierają do klienta w drewnianej skrzyni... obie. Ładunek waży 180 kg, więc bez wózka i silnego kolegi do domu ich nie wniesiecie.

52-56 06 2010 02     52-56 06 2010 03     52-56 06 2010 06

Głośniki to dosyć egzotyczna menażeria. Wklęsłe membrany ceramiczne (calowa i 3,5-calowa) wysokoi średniotonowe pochodzą od niemieckiego Accutona (wcześniej Avalon korzystał z oferty Focala i MBQuarta). Nisko-średniotonowe z mieszanki nomeksowo-kewlarowej ze srebrzystym korektorem fazy w centrum to z kolei Eton, stosowany przez amerykańską firmę od dobrych kilku lat. Głośniki basowe są stosunkowo niewielkie, jak na rozmiary i cenę kolumn. Producent zapewnia jednak, że są szybkie i błyskawicznie reagują na impulsy serwowane przez wzmacniacz. Membrany mają średnicę 7 cali i strukturę Hexacone, podobną do plastra miodu.
Odwróconą kopułkę i ceramiczny talerzyk chroni przed wścibskimi palcami sztywna, metalowa siatka.
Wszystkie przetworniki zakrywa maskownica. Drewnianą formę uzbrojono w płat filcu otaczający głośniki. Dookoła membran mamy materiał tłumiący, ale całe ich drgające obszary nie są już „zabezpieczone”. I słusznie, bo kiedy słyszę, że maskownica ma coś poprawiać (jak utrzymuje konstruktor Indry), to czuję się... trochę zaskoczony. Jeszcze nie stworzono matowego filtra optycznego, który pozwalałby ostrzej widzieć, podobnie, jak nie udało się zaprojektować filcowej zatyczki do nosa, która wzmacniałaby zapachy. Polecam więc zdjąć maskownice i nie przejmować się zaleceniami Avalona.
Natomiast dołączone w komplecie podkładki wykorzystajcie koniecznie, bo to już nie czary, tylko realny świat akustyki. Kolumn nie można postawić na drewnianych postumentach choćby dlatego, że w podstawie umieszczono wylot bas-refleksu. Pod każdą skrzynią należy umieścić trzy kolce i najlepiej to zrobić z pomocą kolegi, ponieważ nie są one w żaden sposób mocowane do spodu. W teście miałem okazję posłuchać, jak Indry radzą sobie na podkładkach Finite Elemente Cerabase (2200 zł/4 szt., więc należy się liczyć z wydatkiem 4400 zł za komplet do dwóch kolumn. Zostaną nam wtedy dwie podkładki na zapas. Finite Elemente proponuje też specjalne nóżki do B&W serii 800; anglojęzyczna prasa zachwyca się ich dobroczynnym wpływem). W porównaniu z firmowymi stożkami brzmienie było trochę inne, choć różnice leżały na granicy percepcji. Z Finite Elemente było trochę cieplej, z wyposażeniem standardowym – bardziej precyzyjnie. Mnie do gustu przypadły akcesoria Avalona, więc dodatkowy wydatek nie jest chyba konieczny. Ale każdy może spróbować i wybrać, co mu się spodoba.
Jeżeli chodzi o zwrotnicę, Patel mówi: „realizacja trójwymiarowości dźwięku odbywa się za pomocą odpowiedniego układu. (...) pod względem topologii moja zwrotnica jest tak naprawdę typowym układem. Jednak odpowiednie filtry to dopiero początek w kwestii kontroli fazy do -60 dB. Zwrotnica musi też kontrolować impedancję oraz pasmo przenoszenia, tak aby było gładkie w całym zakresie częstotliwości. Zapotrzebowanie na moc i zakres przenoszenia muszą być liniowe, aby wyeliminować zniekształcenia i wzbudzenia”. Z bardziej konkretnych deklaracji można się dowiedzieć, że układ filtra jest symetryczny.
Gniazda akceptują tylko widełki. Amerykanie nie przepadają za bananami (nie wszyscy, jak przypuszczam, ale nie chciałbym być posądzony o rasistowskie zapędy), ponieważ cienkie końcówki mogą się złamać, zwłaszcza jeżeli dysponujemy kablami o średnicy węża strażackiego. Same zaciski wyglądają trochę ubogo, ale podobne znajdziemy w drogich Krellach – taki standard. Do dyspozycji mamy jedną parę, a więc Neil Patel, podobnie jak Joachim Gerhard, raczej nie wierzy w zbawienny wpływ bi-wiringu na dźwięk.

52-56 06 2010 04     52-56 06 2010 05

Konfiguracja
Kolumny okazują się bardzo czułe na rodzaj okablowania. W ich przypadku Fadel Aphrodite sprawdził się nieźle, ale lepszy efekt zapewniła Tara Labs Air 1. W odsłuchach wykorzystałem tę drugą.
Skrzynie stały na granitowych płytach o grubości 3 cm. Na nich dźwięk miał bardziej precyzyjny rysunek, niż kiedy postawiłem je bezpośrednio na dębowym parkiecie. Jedna kolumna waży ponad 50 kg i przesuwanie na nóżkach należy sobie od razu wybić z głowy. Aby znaleźć właściwy kąt, trzeba poświęcić trochę czasu. Dystrybutor poleca, aby skrzynki stały równolegle, bez dogięcia osi głośników wysokotonowych w kierunku uszu. Taka pozycja zaowocowała wprawdzie bardziej spektakularną przestrzenią, ale środek bazy trochę się rozmazywał. Najlepsze okazało się rozwiązanie pośrednie, czyli lekkie skierowanie osi do środka, ale nie wprost na słuchacza. Uzyskałem wówczas i precyzyjną lokalizację, i obszerną scenę.
Jeżeli chodzi o wzmacniacze, należy szukać wśród mocnych tranzystorów albo lamp w rodzaju Audio Researcha. Kolumny mają spory apetyt na prąd (skuteczność 87 dB, impedancja 4 omy) i mój McIntosh MA7000 to było absolutne minimum. Myślę jednak, że posiadacze Avalonów powinni się rozejrzeć za droższymi opcjami i jeżeli już to ma być Mak, to co najmniej końcówka 300 W. Avalon podobno lubi wzmacniacze Jeffa Rowlanda, ale akurat takiego nie miałem, więc spróbujcie sami. Myślę też, że sensownym rozwiązaniem będzie mocna końcówka ARC, głównie ze względu na aksamitne brzmienie. To jest największa zaleta Indr i warto ją podkreślić właściwą elektroniką. Dobrze też zadbać o odpowiedni potencjał w basie. Tym kolumnom na pewno jego nadmiar nie zaszkodzi, chociaż znajdą się konstrukcje, których bym z Indrami nie żenił – np. najtańszy Gryphon. Natomiast spróbowałbym z monoblokami MBL-a. Nie są tak muzykalne jak ARC, ale ich przejrzystość i energia powinny zapewnić spektakularne efekty, o ile góry nie będzie za dużo.
Źródło mam ciągle to samo – Gamuta CD 3. Jeżeli możecie zastosować lepsze, nie widzę przeciwwskazań. Sprzęt stał na stolikach StandArt Sto. Używałem także listwy sieciowej Gigawatta oraz kabli sieciowych Neela N14E Gold i Fadela Aphrodite.

52-56 06 2010 07     52-56 06 2010 08

Wrażenia odsłuchowe
Neil Patel uważa, że jego głośniki są najbardziej liniowe na świecie i pokażą jedynie to, co wyprodukuje elektronika, a kable nie zepsują. Jego zdaniem kolumny Avalona pozostają obiektywnym, przezroczystym pośrednikiem i gdybym mu uwierzył, można by było zamknąć recenzję w tych dwóch zdaniach.
Pozwalam sobie jednak nie zgodzić się z tymi deklaracjami. Powiem więcej: brzmienie Avalona jest łatwo rozpoznawalne ze względu na pewien kolor, własny przepis na muzykę. Nie należy tego uznać za wadę, bo nie znam high-endowej firmy, która by nie dążyła do ideału stworzonego na bazie gustu projektanta. W przypadku najdroższych konstrukcji realizacja „firmowego brzmienia” zwykle nabiera znaczenia priorytetu i właśnie dlatego najtrudniej dobrać system, gdy dysponujemy ogromnymi kwotami. Paradoksalnie, łatwiej wybrać kolumny lub wzmacniacz, gdy mamy na ten cel 30000 zł niż 120000 zł. Myślę, że każdy, kto stanął przed podobnym problemem, potwierdzi tę zaskakującą tezę.
Najważniejsze jest więc nie dążenie do całkowitej neutralności, ale konsekwentna realizacja wizji, przeważnie polegająca na skupieniu się na określonych aspektach przekazu. U Avalona postęp jest słyszalny i każdy wyższy model można uznać za lepszy. Nie słyszałem wprawdzie flagowców, ale do tych mam zawsze ostrożny stosunek. Często sam szczyt cennika okazuje się przerysowaniem.
Indry są głośnikami stworzonymi do klasyki. Jeżeli skupimy się na muzyce symfonicznej, czeka nas wręcz oczarowanie. Mnie wystarczyła dosłownie jedna płyta (z VIII symfonią Szostakowicza – Concertgebouw Orchestra/Haitink – Decca 1993, rejestracja w 1982, czyli nagranie już wiekowe, ale świetne), by dojść do wniosku, że to kolumny pod pewnymi względami wybitne. Przestrzenność dźwięku nie wymaga obserwacji i szczegółowej analizy. Jest czymś, co się rzuca w uszy już od pierwszej sekundy i pozostaje z nami aż do wybrzmienia ostatniego akordu. Scena jest ogromna i trójwymiarowa. Dla wielu osób może to być cios, a słuchanie dobrych realizacji stanie się wręcz groźne. Tego się po prostu nie da zapomnieć i potem porównanie z innymi kolumnami będzie nam psuć życie aż do momentu, kiedy albo uzbieramy pieniądze, albo bank udzieli nam faktycznego kredytu. Wtedy możemy spokojnie zacząć udawać Greka, co nie przyjdzie trudno, o ile pokochamy muzykę równie mocno, co mieszkańcy tych pięknych wysp.
Wiele płyt można odkryć na nowo. Walor przestrzenności nabiera dodatkowego znaczenia, bo oprócz samych rozmiarów sceny mamy do czynienia z fenomenalną precyzją i lokalizacją równie ostrą, jak wspomniane noże japońskich kowali. Każda grupa instrumentalna ma swoje miejsce w perfekcyjnie zarysowanym obszarze, którego kontury możemy określić z dokładnością do kilku centymetrów. Zamykając oczy, widzimy więcej. Możemy wskazać miejsce, w którym siedzi flecista grający solo. Osoby z bujną wyobraźnią zobaczą cały skład i jeżeli smyczki zagrają choćby odrobinę „nie razem”, wysłyszą, gdzie siedzi winowajca. To dobre narzędzie dla dyrygentów, którzy lubią wprowadzać rygor w zespole i chcą wyćwiczyć aparat śledczy.
Kolejna zaleta Avalonów to przejrzystość barwy. Podkreśla ją pewne rozjaśnienie brzmienia, jeszcze bardziej zauważalne ze względu na jakość góry. Tak dobrych wysokich tonów nie słyszałem już dawno. Barwa smyczków (zwłaszcza skrzypiec i altówek) oraz dętych drewnianych (obojów i fletów) zapada w pamięć. I znowu porównanie z konkurencją, a jeszcze gorzej – z aktualnie posiadanymi kolumnami – może doprowadzić do załamania domowego budżetu. Kiedy wchodzą werble lub ksylofon – wrażenie się potęguje. I wcale nie pociąga za sobą krzykliwości. W tej części pasma, podobnie jak w wyższej średnicy, słyszymy aksamit. Dźwięk jest w pewnym sensie kremowy, chociaż nie ma to nic wspólnego z ociepleniem średnicy. Indry można by pod tym względem określić jako zdecydowanie „tranzystorowe”, bo ich przejrzystość i czytelność są zachwycające i pomimo wspomnianej „kremowości” tak naprawdę twarde i bezlitosne. Liczy się precyzja i kolumny zachowują się jak dobrej klasy słuchawki. Jeżeli dysponujecie wspomnianym nagraniem „Ósmej” Szostakowicza, rozpocznijcie słuchanie od trzeciej ścieżki w okolicach 3’20, czyli efektownego początku fugato, poprzedzonego długim wstępem perkusji. Wrażenie jest takie, że milkną wszystkie rozmowy, nawet gdy mamy hałaśliwych gości. Jeżeli to zasługa ceramicznych membran, to aż szkoda, że stosuje je tak niewielu producentów.
Schodząc w niższe rejony pasma, obserwujemy nadal taką samą precyzję. Bas jest punktualny i szybki. Nadąża za każdym przebiegiem, a w jazzowych nagraniach – solówką. Kolumny zachowują się tak, jakby były konstrukcją zamkniętą i jest to chyba pierwszy bas-refleks z tunelem skierowanym w dół, w którym nie zauważyłem spowolnienia ani zamazania konturów. Kontrolowanie zakresu nie jest zresztą chyba zbyt trudne, bo Avalony basem gospodarują stosunkowo oszczędnie. Na szczęście, nie oznacza to niedostatku podstawy harmonicznej. W symfonice dołu mogłoby być wprawdzie trochę więcej, ale do narzekania jeszcze daleko. Po prostu, mając na uwadze cenę, spodziewamy się więcej. Oczekiwania rozbudzają konstrukcje konkurencji, jak choćby Audio Physic Caldera, w których bas zmiata wszystko niczym fala uderzeniowa i miło masuje żołądek. Ale, jak wspomniałem, każda firma ma własną estetykę i dąży do innego ideału.
W Indrach potężnego dołu nie znajdziecie, ale obracając kota ogonem – gdzie indziej nie znajdziecie takiej przestrzeni i góry. Jednak dopiero bliskie w czasie porównanie doprowadzi do takich wniosków, bo jeżeli posłuchacie Avalonów, to zapewne stwierdzicie, że tak ma być i koniec. A jak ktoś lubi przesuwanie ścian, to zawsze może dokupić subwoofer.
Dynamikę także określiłbym jako „wystarczającą”. Nie ma tu spektakularnych efektów, przypominających wybuchy petard, więc kolumny nie do końca sprawdzą się w kinie domowym 2.0. Ale do przekazania kontrastów dynamicznych wielkiej orkiestry symfonicznej nie zabraknie im pary. Może tylko przydałoby się trochę więcej mięsa w dole.
Muzyka rozrywkowa, rockowa i pop z dużą zawartością elektroniki to znowu precyzja, czystość i przestrzeń. I wspaniałe wysokie tony – szlachetne, aksamitne i czyste jak kryształ.

Reklama

Konkluzja
Avalon stawia na piękno i przyjemność słuchania. Rozszerza znaczenie pojęcia „muzykalność” o nowy obszar. Nie kojarzący się z ciepłem średnicy ani spowolnionym, pulsującym basem. Przeciwnie – tutaj można, jak się okazuje, połączyć kremową barwę z wzorową przejrzystością i fenomenalną przestrzenią. Jeżeli lubicie koncerty, przygotujcie się na wizytę w filharmonii, włóżcie do słuchania garnitur i weźcie do ręki kieliszek dobrego wina. Poczujecie się tak, jakby orkiestra grała tylko dla Was, w wypełnionej realistycznym pogłosem sali. Macie w dodatku najlepsze miejsce, na samym środku widowni. Jeżeli wolicie szaleństwo w tłumie na koncercie rockowym i dynamikę z basem takim, że plomby z siódemek wypadają, to nie ten adres.

52-56 06 2010 T

Autor: Maciej Stryjecki
Źródło: HFiM 06/2010

Pobierz ten artykuł jako PDF