HFM

artykulylista3

 

Monitor Audio Monitor M

24-27 10 2010 01Brytyjska firma Monitor Audio jest znana ze znakomitych kolumn głośnikowych, ale też z tego, że jej wyroby cenowo nigdy nie lokowały się w pobliżu barszczu. Z tym większym zaciekawieniem przyjąłem serię Monitor M. Na pierwszy rzut oka to stare, dobre Monitor Audio, tyle że w cenie no name’u z Chin.

Budowa
Seria Monitor M składa się z dwóch modeli podłogowych, dwóch monitorów, głośnika centralnego i subwoofera. Do testów trafiły największe podłogówki M6, pełniące rolę głośników głównych, M1 – pracujące w charakterze satelitek oraz centralny MCenter i subwoofer MSW-10. W sumie: standardowy zestaw 5.1.

M6
Jako że poruszamy się w obrębie jednej serii, do budowy wszystkich modeli użyto bardzo podobnych przetworników. Wysokie tony są domeną najnowszej wersji firmowej kopułki 25 mm. Wykonano ją w technice kanapkowej, z ceramiki powleczonej stopem aluminiowo-magnezowym (C-CAM), a na koniec pokryto cienką warstewką złota. Przed wścibskimi przedszkolakami chroni ją stalowa siateczka.
C-CAM-owe tweetery znajdziemy także w kolumnach kosztujących tyle, co kilka zestawów Monitor M. Nasuwa się więc pytanie: czy Anglicy przypadkiem nie zwariowali? A może renoma złoconych głośników jest jedynie efektem intensywnych zabiegów działu marketingu i ich miejsce faktycznie jest w najtańszych kolumnach? Nic z tych rzeczy. Pierwsze C-CAM-owe tweetery pojawiły się w ofercie angielskiej firmy równo 20 lat temu i przez ten czas ich produkcja na tyle staniała, że opłaca się je montować we wszystkich, nawet najtańszych seriach, nie tracąc przy okazji renomy. Szkoda, że Aston Martin, planując produkcję miejskiego modelu Cygnet, nie konsultował swej decyzji z szefostwem MA.
Schodząc w dół pasma, natrafiamy na grupę nisko-średniotonowców wyposażonych w membrany MMP2. To nic innego, jak polipropylen natryskiwany metalem (Metal Matrix Polymer). Technologię tę Monitor Audio opracowało kilka lat temu, a polipropylenowo-metalowe przetworniki okazały się na tyle udane, że specjalnie z myślą o ich wykorzystaniu zaprojektowano kinowe zestawy Radius. Te, które znajdziemy w serii Monitor M, są drugą wersją MMP. Miejmy nadzieję, że nie gorszą od pierwowzoru.
W podłogowych M6 znajdziemy oba rodzaje głośników. Solidnej postury skrzynie wykonano z 2-cm MDF-u, wzmacniając je wewnątrz trzema wieńcami spinającymi boczne ścianki. Płaty sztucznej wełny tworzą obfite wytłumienie. Obudowy są wentylowane dwoma bas-refleksami – jeden znalazł ujście na froncie, drugi z tyłu. Wnętrza tuneli basowych zostały wyłożone miękką gumą, co ma na celu redukcję szumów powstałych w czasie szybkiego przepływu powietrza. Ewentualny nadmiar niskich tonów łatwo zredukować dołączonymi zatyczkami z gąbki. W dno kolumn należy wkręcić stalowe kolce z nakrętkami kontrującymi. Do wykończenia użyto drewnopodobnej folii winylowej dostępnej w dowolnym kolorze, pod warunkiem, że będzie to czarny.
Dwa 16,5-mm głośniki MMP2 odpowiadają są za reprodukcję średnicy. Trzeci zajął się basem. Jako że M6 przeznaczono do kina domowego, gdzie nieodzownym elementem przekazu jest zdrowe basisko, dół pasma rozciągnięto do 32 Hz, przynajmniej na papierze.
Głośniki zaopatrzono w plastikowe kosze oraz nakładki przeciwpyłowe w kształcie korektora fazy. Kołnierze wpuszczono w wyfrezowane wgłębienia i przykręcono do obudowy ośmioma śrubami. Magnesy zamknięto w ekranujących puszkach. Podwójne złocone i zaskakująco solidne terminale przyjmują wtyczki bananowe, widełki oraz gołe kable.

24-27 10 2010 03     24-27 10 2010 04

M1 i reszta
W monitorach M1, pełniących rolę głośników efektowych, również znajdziemy złocone C-CAM-owe kopułki oraz nisko-średniotonoce z membranami MMP2, z tym, że te ostatnie mają „tylko” 15,5 cm średnicy. Celowo użyłem cudzysłowu, bowiem zaaplikowanie takich przetworników do siedmiolitrowej obudowy stanowi niemały wyczyn. Mimo że M1 są najtańszym modelem w seriiMonitor M, nie dostrzegłem w nich oszczędności. Sklejono je z 20-mm MDF-u, a jakość wykończenia nie odbiega od standardów obowiązujących w MA. Z uwagi na to, że wylot bas-refleksu umieszczono z tyłu, niewskazane jest wciskanie kolumienek pomiędzy książki na regale.
Problemu tego nie będzie w przypadku głośnika centralnego, który jest konstrukcją zamkniętą. Znajdziemy w nim dwa 14,5-cm polipropylenowo-metalowe średniotonowce oraz złocony tweeter. Obudowę również wykonano z 20-mm MDF-u, a wnętrze obficie wytłumiono gąbką.
Subwoofer MSW-10 może się pochwalić 10-calowym głośnikiem napędzanym przez wzmacniacz o mocy 100 watów. Tablica rozdzielcza MSW-10 sprawia wrażenie zdjętej z droższego modelu. Tworzy ją aluminiowa 4-mm płyta, do której przytwierdzono potężny radiator odprowadzający ciepło ze wzmacniacza. Na podkreślenie zasługuje porządne gniazdo zasilające IEC, na tym poziomie cenowym spotykane równie często, jak srebrne okablowanie. Subwoofer z resztą systemu można połączyć jedynie na drodze niskopoziomowej, nie będzie więc mógł wspomóc swym basem kolumn w konfiguracjach stereo. To chyba nie przypadek, ponieważ do tych celów lepiej się nadają droższe subwoofery MA, zaopatrzone w przełącznik film/muzyka.
MSW-10 jest konstrukcją wentylowaną, ale zamiast tradycyjnego tunelu bas-refleksu zastosowano tu wąską pionową szczelinę, umieszczoną z tyłu. W dno obudowy z 18-mm MDF-u można wkręcić, dołączone w standardzie, stalowe kolce.

24-27 10 2010 05     24-27 10 2010 06

Wrażenia odsłuchowe
Zestaw Monitor Audio pracował z kilkoma amplitunerami i tutaj od razu odradzam pozorne oszczędności. Pozorne, bowiem pełnię możliwości kolumny ukazują dopiero po podłączeniu klocka kosztującego niemal tyle, co cały zestaw 5.1. Wszyscy, którzy będą szukać taniej, popełnią błąd. Najważniejszym kryterium doboru powinno być ukazanie potencjału głośników.
Choć kolumny przeznaczono do kina domowego, ich żywiołem jest muzyka. W nagraniach koncertowych, teledyskach i filmach muzycznych sprawiały wrażenie, jakby kolejna płyta dostarczała im coraz więcej przyjemności. Już początek koncertu „Supernatural” Carlosa Santany eksplodował energią, a w miarę rozkręcania się imprezy było jeszcze lepiej. Źródła pozorne swobodnie lewitowały w przestrzeni, bez związku z fizycznym ustawieniem głośników, co na tym poziomie cenowym było sporą niespodzianką. Pulsujący, sprężysty bas zgrabnie podrzucał tempo, a przeszkadzajki dwoiły się i troiły, bym nie miał nic do zarzucenia górze pasma. Czuło się autentyczną radość z grania, tak jakby kolumny chciały odreagować długie tygodnie spędzone w kartonowych pudłach.
Jedyne zastrzeżenia, jakie zanotowałem na tym etapie, dotyczyły efektów surround. W neutralnym ustawieniu amplitunerów okazywały się nieśmiałe, jakby wycofane w stosunku do natłoku wydarzeń rozgrywających się z przodu. Wystarczyło jednak skorygować balans pomiędzy kanałami i wszystko wracało do normy.
Równie imponująco, choć pod innymi względami, wypadł japoński koncert gitarowego duetu Rodrigo y Gabriela z 2008 roku. Monitory M należy pochwalić za precyzję i przejrzystość. Słychać było uderzenia kostek o struny i świst palców przesuwanych po gryfach. Nie umykało nic ze stroboskopowych popisów Rodrigo Sancheza, a rytm wybijany na pudle gitary miał taki basowy fundament, jakby zamiast drobnej damskiej dłoni Gabriela Quintero używała kowalskiego młota. Japońska publiczność na początku była trochę sztywna, ale gdy już się rozkręciła, tak zagrzewała do gry meksykański duet, że w finałowym „Diablo Rojo” z kolumn posypały się iskry. A przecież grał tylko duet gitar akustycznych!
Inną twarz zestaw pokazał w czasie odtwarzania „Pulse” Pink Floydów. Sala koncertowa, w której grał zespół, przybrała rozmiary stadionu Azteca, ale, niestety, na scenę wkradł się bałagan. Prawie wszyscy muzycy siedzieli sobie na kolanach. Jedynym jako tako czytelnym źródłem był pierwszoplanowy głos Davida Gilmoura, ale za nim – turecki bazar w pierwszym dniu wyprzedaży.
Zniesmaczony, zmieniłem płytę na „Growing Up” Petera Gabriela i świat wrócił do równowagi.
W repertuarze filmowym kolumny starały się utrzymać fason, ale X Muza rządzi się innymi prawami. Definicja źródeł pozornych oraz budowa sceny nie pozostawiały pola do krytyki, neutralność głosów aktorów także, jednak w ścieżce dźwiękowej zabrakło porządnego basowego kopniaka. Nie przeszkadzało to zbytnio w filmach gadanych i komediach romantycznych, ale w klasyce kina batalistycznego poczułem się, jakby odwołano Boże Narodzenie. No cóż, trudno wymagać od subwoofera za 1,5 tysiąca, żeby dysponował atomowym ciosem.
Na otarcie łez zapuściłem koncert Joe Bonamassy z Royal Albert Hall i życzę każdemu takiej nagrody pocieszenia. W październiku osobiście sprawdzę, czy nowojorski bluesman faktycznie zatrudnił takiego świetnego akustyka.

Reklama

Konkluzja
Jeśli szukacie udanych głośników do kina, a możecie przeznaczyć na nie tylko pięć tysięcy z groszami, to już je znaleźliście. Trochę trudno w to uwierzyć, ale cuda się zdarzają, przynajmniej w audiofilskim światku.

24-27 10 2010 T

Autor: Mariusz Zwoliński
Źródło: HFiM 10/2010

Pobierz ten artykuł jako PDF