HFM

artykulylista3

 

Avalon Ascendant

70-76 11 2010 01Z Ascendantami miałem do czynienia ponad trzy lata temu. Wówczas był to pierwszy „prawdziwy” Avalon w katalogu. Rozumiem, że ta opinia posiadaczom tańszych Symboli może się wydawać pochopna i krzywdząca, ale trudno mi traktować najtańszy model na równi z innymi dokonaniami Neila Patela. Avalon zawsze się kojarzył z potężnymi, przyciężkawymi skrzyniami. Tymczasem Symbole to zestawy do niewielkich pomieszczeń, przypominające raczej miniaturowe opracowania wielkich firm, kierowane na rynek masowy.

I co z tego, że Symbole grają przyzwoicie, nawet za swoją cenę? Mnie i tak nie przekonają, bo kupując produkt firmy-legendy oczekuję...

No właśnie. W pewnym sensie konserwatyzmu. Jeżeli nie we wzornictwie, to przynajmniej w stereotypach: duża kolumna ma duży bas i gra dużym dźwiękiem. Wielokrotnie się przekonałem, że takie stwierdzenia mają niewiele wspólnego z rzeczywistością, ale jeszcze częściej widziałem, że sprawdzone rozwiązania rzadko zawodzą. Dlatego od razu zwróciłem uwagę na aktualną podstawę cennika Avalona, czyli serię NP. Jest w niej monitor i to zapewne dobra wiadomość dla osób, które los rzucił do mrówkowca, a jednocześnie nie poskąpił grosza. Wiele z nich chciałoby mieć na własność Avalony. Swoje marzenie mogą spełnić za niecałe 10000 zł. Niewiele większy pokój i zasoby gotówkowe pozwolą się zaopatrzyć w NP 2 – małe (89 cm wysokości) podłogówki za niespełna 12000 zł, czyli tyle, ile kosztuje „killer” z naszego rankingu – Audio Physic Tempo VI. Warto porównać. Sam jeszcze tego nie robiłem, ale ciekawość w końcu weźmie górę nad lenistwem.
Dygresja to może nie najlepszy sposób nawiązania do tematu, ale zwracam uwagę, że Ascendanty nie należą do tanich. Ich obecna cena wynosi 46000 zł. Nie każdego stać na taki wydatek, dlatego warto wiedzieć, że bilet na koncert Patela może być tańszy i niekoniecznie zostaniemy posadzeni w ostatnim rzędzie.
Starsza wersja Ascendantów kosztowała 31000 zł. Różnica jest spora, nawet jeżeli przeanalizujemy wszystkie trendy i zjawiska ekonomiczne na przestrzeni ostatnich trzech lat. Niestety, nie możemy patrzeć na ten problem z tej perspektywy. Producenci hi-endu systematycznie zmieniają cenniki, a każda nowa seria jest do tego idealnym pretekstem. Nie jest to jedynie wynikiem chęci mnożenia zysków. Ludzie coraz chętniej płacą za produkty wysokiej klasy, a w segmencie luksusowym rośnie świadomość marki. Zwłaszcza, jeżeli ta nie schodzi na psy.
A to wcale nie rzadkość. Spójrzcie na samochody – tylko producenci wierni swojej tradycji mogą dyktować klientom pozornie absurdalne warunki. Bo ci drudzy się na nie godzą. Nie mają zresztą specjalnie wyjścia, bo do wyboru pozostaje albo dalekowschodnia tandeta, albo dewaluujące się nazwy. Na rynku hi-fi ten trend jest jeszcze wyraźniejszy. Osoby zorientowane zapewne to widzą, a producenci nie mają chyba siły wytaczać kolejnych procesów. Ostatnio spotkałem kolejny klon B&W w wydaniu marki na „M”. W reklamie znalazłem oczywiście hasło, że to „wieloletnia tradycja połączona z najnowszymi osiągnięciami technicznymi”, ale ja ciągle widzę ohydną podróbę, która na dodatek wcale mało nie kosztuje. I czuję, że powtarza się syndrom adidasów z bazaru. Wstyd w nich chodzić. Najciekawsze, że temu wcale nie są winni Chińczycy. To „europejscy inżynierowie” projektują podobne cudaki (a przynajmniej dają wytyczne), a wykonawcy w Shenzen po prostu realizują zamówienia. Sprzedaż obu marek coraz dobitniej wykazuje, jak krótkowzroczna to polityka.
Avalona na razie nikt ostentacyjnie nie podrabia. Nie jest to zresztą wystarczająco znana marka, by oczekiwać kokosów z takiego procederu. Na szczęście jednak nie stara się podrabiać sama siebie i nadal produkuje w USA. Wiąże się to z opłacaniem wygórowanych wymagań tamtejszych pracowników, ale gwarantuje wysoką jakość wykonania i oryginalną myśl techniczną. Przyrost ceny w porównaniu do poprzedniej wersji będzie dla wielu osób nieuzasadniony, ale na to mogę odpowiedzieć tylko: trzeba było kupować wtedy. No, chyba, że nowa okaże się zdecydowanie lepsza.

70-76 11 2010 02     70-76 11 2010 03

Budowa
Niewiele na to wskazuje, bo obudowa wygląda identycznie. Kobietom generalnie Ascendanty się nie podobają, bo przypominają trumny. Położone na plecach wyglądają zupełnie jak M-1 hrabiego Draculi. Dobrze, że Avalon nie oferuje czarnego wykończenia ze srebrnymi okuciami, bo strach byłoby spać w pokoju, w którym stoją. Z kolumn wychodzą różne rzeczy podczas słuchania, czasem aż nadto sugestywnie, więc lepiej nie kusić Złego.
Stolarka jest perfekcyjna, a obudowy przeciwpancerne. Grube płyty MDF tworzą odchylony do tyłu prostopadłościan ze ściętymi kantami. Odchylenie ma na celu wyrównanie czasu, w jakim częstotliwości docierają do naszych uszu. Wyższe rozchodzą się szybciej, a więc kopułkę umieszczono dalej od słuchacza. Promieniowanie do góry zwiększa w widmie ilość fal odbitych od ścian, jest więc także sprytnym zabiegiem, służącym podkreśleniu przestrzenności dźwięku. Nie jest to nic nowego, bo takie rozwiązanie stosuje chociażby Audio Physic, z powodzeniem zresztą. I nic taniego, bo skomplikowany kształt drewnianych pudeł utrudnia ich wykonanie. Avalon współpracuje od początku z tą samą stolarnią.
Z zewnątrz widzimy tylko dobry fornir i precyzyjne łączenia. Tymczasem prawdziwa jakość ukazuje się po striptizie, dokonującym się przy wtórze wkrętarki. Nie ma się co rozwodzić nad frezami czy starannym klejeniem pianki tłumiącej. Warto natomiast wspomnieć, że wewnątrz skrzyń znajdują się solidne kątowniki z MDF-u, osadzone na skomplikowanej konstrukcji, przypominającej ożebrowanie drewnianego okrętu. Na nich, tuż za głośnikami, ulokowano okrągłe płyty, pokryte masą bitumiczną albo czymś w tym rodzaju. Materiał jest miękki, elastyczny i wykończony przylepcem. Dokręcając głośniki do frontu, przyciskamy do niego magnesy, które łączą się z drewnianą „szyną” i tym samym zapewniają membranom doskonałe wytłumienie. Te pracują w idealnych warunkach, oddając pasożytnicze drgania nie tylko koszom, ale także obudowie.
Wewnątrz skrzyń także widać wzmocnienia i dodatkowe listwy, chociaż masa płyt „zewnętrznych” tego nie wymaga.
Okablowanie to sztywne i bardzo solidne druty. Ich nieelastyczność przywodzi na myśl solid core, ale najciekawsze jest ich oplecenie wokół kosza. Ze zwrotnicy nie trafiają bezpośrednio do odczepów z przetworników. Trudno określić, czy ma to wpływ na dźwięk, ale na pewno utrudnia uszkodzenie kolumn po ich rozkręceniu. A to już coś.
A propos zwrotnicy. Producenci mają zawsze jakieś tajemnice, jednak tutaj zachowali się jak NASA w latach zimnej wojny. Albo postanowili ubić trochę „pijarowskiej” piany, zalewając cały układ masą plastyczną. Nikt nic nie zobaczy, nie niszcząc filtra.
Z głośnikami ta sztuka jest już nie do powtórzenia. Na magnesach niskośredniotonowców widać, że to Etony, „Made in Deutschland”. Mają 7-calowe membrany z mieszanki nomeksowo-kewlarowej ze srebrzystą nakładką przeciwpyłową w centrum. Ascendanty to układ dwudrożny, więc oba przetworniki pracują w tym samym zakresie częstotliwości, podobno od 28 Hz. Wątpię, bo akurat bawiłem się programem Nuendo przy postprodukcji kolejnej płyty i oprócz zmierzenia, że w pokoju mam rezonans w okolicach 42-46 Hz, nie zauważyłem sygnałów poniżej 30 Hz, a raczej ewidentny spadek ich witalności. To jednak nie problem, bo jeżeli Wasze „paczki” przenoszą swobodnie 35 Hz, to w zupełności wystarczy. Takie sygnały są zresztą przy słuchaniu muzyki niepotrzebne.
W poprzedniej wersji Ascendantów montowano odwróconą kopułkę. Oczywiście, nie można się było znikąd dowiedzieć „skąd-ona”, bo producent ściemniał, że to własne opracowanie, „hand made” itp. Teraz już się wydało, że pochodziła od Focala. A przecież to żaden wstyd, bo Francuzi robią świetne tweetery. Dlaczego więc ich nie brać?
Avalon teraz bierze od kogoś innego i reproduktor góry jest całkiem inny. Podobno „w rezultacie tony wysokie stały się bardziej aksamitne i gładsze”. Niewykluczone, ale opowieści w stylu: „Avalon sam wykonuje sobie głośnik” można między bajki włożyć. Widziałem fabryki Tonsilu za czasów świetności, B&W oraz kilka innych i wiem, że zbudowanie głośnika od podstaw wymaga stworzenia kombinatu o skali małej huty. Tylko największe firmy potrzebują aż takiego zaplecza, a mniejsze korzystają z wytwarzanych przez nie przetworników albo podzespołów. Nie wiem zresztą, po co ta cała gadanina. Zastosowanie dobrej Vify to nie wstyd, a zaszczyt.
Podobno kopułka to jedyna różnica między starymi a nowymi Ascendantami. Tak przynajmniej utrzymuje złośliwa konkurencja.
Dwudrożny układ pracuje w obudowie bas-refleks. Oba tunele (na kanał) pompują powietrze w podłogę. Rozwiązanie jest najwygodniejsze dla konstruktorów, bo zapewnia powtarzalność efektu w różnych warunkach. Ja jednak lubię dmuchanie do przodu albo jego brak, czyli obudowę zamkniętą. Avalon też zauważył, że skierowanie wylotów w dół może prowadzić do nieprzyjemnego dudnienia, dlatego dołącza do kolumn listwy o grubości około 5 cm. Kolumny na nich stoją, dzięki czemu ich podstawy się nie porysują. To dobrze, ale ważniejszy jest odstęp od podłogi. Ten należy zwiększyć, stawiając skrzynie nafirmowych kolcach. Wtedy dystans wyniesie kilka centymetrów. Trzeba koniecznie wykorzystać ten gadżet, bo dźwięk się zdecydowanie poprawia, zwłaszcza rysunek szczegółów.
Na koniec słowo o gniazdach. Dla normalnego człowieka to konfekcja, a dla każdego ptaka gniazdo to dom, ojczyzna. Z jego lotu piszę: są niewygodne i niezbyt urodziwe. Przyjmują tylko widełki i mają tanie części z plastiku. Wiem, że to najdroższe Cardasy, ale też wiem, że trzy razy tańsze potrafią być bardziej praktyczne i wykonane ze szlachetniejszych materiałów.
Ciekawa jest też maskownica. Jej wnętrze szczelnie wytłumiono filcem, pozostawiając tylko otwory idealnie pasujące do obwodu głośników. Ma to na celu eliminację odbić fal od obudowy i w efekcie poprawę stereofonii. Producent zaleca słuchanie z założonymi osłonami. Zastosowałem się do jego sugestii, ale próbowałem też inaczej. Wybierzecie sami, na podstawie własnych doświadczeń, bo poprawa jakości wcale nie jest jednoznaczna. W niektórych aspektach muzyka brzmi lepiej bez filcu i pończochy. Jak by nie patrzeć, są to przeszkody dla rozchodzących się fal.
Avalony nie są może piękne (a przynajmniej nie dla wszystkich) i trudno je ustawić w pokoju. Ale są też majestatyczne, dobrze zaprojektowane – jako kolumny, nie meble – i świetnie zrobione przez producenta, który nadal działa, szanuje się i w efekcie podnosi ceny. Następne wcielenie Ascendanta będzie już poza Waszym zasięgiem...

70-76 11 2010 04     70-76 11 2010 05

Konfiguracja
Avalony potrzebują prądu. Słabe wzmacniacze lampowe odpadają w przedbiegach. Właściwe wysterowanie zapewni tylko wydajny tranzystor (albo mocna lampa w rodzaju Audio Researcha). Oczywiście, można zastosować monobloki po 500 W na kanał i kolumny nam za to podziękują witalnością i ładunkiem decybeli, ale McIntosh MA7000 okazał się wystarczający. Z nim przeprowadziłem pierwszą część odsłuchu.
W drugiej posłużyłem się przedwzmacniaczem DMC-15 i końcówką mocy DMA-200S Spectrala. Patel poleca takie zestawienie. Nie jest zresztą w swojej sympatii dla Spectrala odosobniony, bo konkurenci, jak choćby Wilson czy Magico, także darzą wzmacniacze tej firmy szacunkiem. Trudno, żeby było inaczej.
Jako źródło pracował Gamut CD3, wymiennie z serwerem muzycznym Musa, dozbrojonym w konwerter dCS Scarlatti i zegar taktujący Antelope Isochrone. W tańszym systemie używałem okablowania Fadel Aphrodite, w droższym – Spectrala (a właściwie MIT-a, bo Spectral sam nie produkuje przewodów).
Nie muszę chyba pisać, która konfiguracja grała lepiej. Spectral to wymarzony partner dla Ascendantów i wyższych modeli Avalona. Mak jest bardziej „oczywisty”, ze względu na cenę. Takie połączenie dla większości osób okaże się zresztą w zupełności wystarczające.

70-76 11 2010 06     70-76 11 2010 07

Wrażenia odsłuchowe
Prawie wszyscy producenci deklarują, że ich kolumny są liniowe. Zaczyna mnie to już bawić. Każda próba dyskusji na ten temat prowadzi do konsternacji. Zarzut, że są jakieś odstępstwa od płaskiego wykresu charakterystyki przenoszenia, jest odbierany jak próba udowodnienia pikantnego romansu zakonnicy. Tymczasem żadne kolumny nie są liniowe, a już na pewno nie te kierowane na rynek amatorski. Gdyby wszystkie chwaliły się stuprocentową liniowością... grałyby tak samo. Wtedy moglibyśmy faktycznie kierować się jedynie tabelą danych technicznych i wybierać większy model, żeby przenosił dodatkowe 5 Hz na dole.
Od razu Was jednak pocieszę. Dźwiękowcy z nutą wyższości w głosie zaznaczają, że ich „odsłuchy” są lepsze, bo... liniowe. Tutaj mamy taką samą prawdę i wyższą jakość wykonania. Reproduktory montowane w studyjnych monitorach to często „wstyd przed Ryśkiem”, a wzmacniacze tkwiące w środku zwykle są jakości znacznie podlejszej od najtańszego NAD-a sprzed 20 lat. Dlatego gdybym wyposażał studio, kupiłbym produkt „amatorski”, bo zyskałbym gwarancję wyższej jakości.
Odwrotnie niż Magico V3, Ascendanty mają skłonność do zaznaczania skrajów pasma. Dotyczy to zwłaszcza góry; średnica zaś jest lekko wycofana. W tej klasie cenowej nie może to być błędem konstrukcyjnym lub niemożnością spowodowaną jadem kieszonkowego węża. To sposób na brzmienie, tworzące wizerunek firmy, o ile jest konsekwentnie realizowane w kolejnych modelach. W przypadku Avalona mogę spokojnie powiedzieć, że Ascendant nie stanowi wypadku przy pracy. Opusy i Eidolony grają w tej samej estetyce, tyle że większym dźwiękiem.
Wspomniana charakterystyka powoduje, że wzmacniacz McIntosha pasuje jak ulał do amerykańskich podłogówek: dodaje trochę środka, ociepla, eksponuje wokale. Za to lubiłem MA6850 (dwie generacje wcześniej). Za brak tej cechy i bezduszność nie darzyłem specjalną sympatią MA6900. MA7000 do zalet MA6850 dodaje dynamikę i nareszcie potrafi zaprezentować szczegóły jak tranzystor z wysokiej półki. Razem tworzy to zbalansowany dźwięk, pozbawiony w dużej mierze charakterystycznych cech obu elementów.
Dobrałbym tylko przejrzyste źródło, jak Gamut czy Accuphase, natomiast stroniłbym od, skądinąd bardzo dobrych, kompaktów Naima czy Ayona. Oba pasowałyby do drugiego systemu, ze wzmacniaczem Spectrala. Ten ma z kolei podobną tendencję co kolumny Avalona (pisząc bardzo w skrócie, bo to byłaby krzywdząca diagnoza). Teoretycznie powinno to prowadzić do klinicznego chłodu i ponadprzejrzystości, jednak klasa elektroniki powoduje, że synergia się pogłębia i następuje uwypukleniezalet głośników. Spectral wycisnął Avalony jak gąbkę i wydobył z nich wszystko, co najlepsze. A ponieważ zrobił niemal to samo z Magico V3, pozostaje mi go określić mianem wzmacniacza wybitnego, jakiego dawno (a może w ogóle?) w domu nie gościłem. Grunt, że Ascendanty nie przeszkodziły w tej obserwacji. Ujmując krótko: dają sobie radę nawet w doborowym towarzystwie. Jeszcze krócej: mają duży potencjał.
Na pewno nie leży on w dynamice ani w basie, bo pod tym względem, jak na swoją cenę, wypadają przeciętnie. Niewielkie Etony nie wytwarzają subsonicznych pomruków ani nie schodzą w muzyce organowej do krańca skali. W ekstremalnych sytuacjach starają się raczej zachować przejrzystość i kontrolę niskiego zakresu niż epatować powietrzem, poruszającym szklankami w kuchni. Nie przeszkadza im to jednak zagrać efektownie, kiedy przyjdzie się zmierzyć z gęsto zaaranżowanym popem lub koncertem rockowym. Ze Spectralami usłyszałem jedną z najbardziej spektakularnych prezentacji płyt Prince’a. Dźwięk był nasycony, uporządkowany, a jednocześnie przejrzysty, jak na dobrych słuchawkach. Pozwalało to bez obawy przekręcać potencjometr głośności w prawo. Dźwięku robiło się coraz więcej, ale nie pojawiały się zniekształcenia. Pozornie oszczędny bas wypełniał pokój coraz szczelniej i, zastanawiając się nad tym, dochodzę do wniosku, że wolę to niż przesadne tąpnięcia, które szybko prowadzą do zmęczenia, a czasem wręcz uniemożliwiają głośne słuchanie. Proporcje się zaburzają i w pewnym momencie słyszymy tylko basowy łomot. Z Avalonami brzmienie pozostaje przejrzyste i wspomniane „niedostatki”, paradoksalnie, stają się zaletą. Dzięki temu kolumny świetnie się nadają do bardzo głośnego odsłuchu. Znacie to uczucie, kiedy na imprezie ogłusza Was cykanie albo bas zmiata wszystko, co napotka po drodze? Tutaj na pewno do tego nie dojdzie. Dźwięk pozostanie kulturalny i aksamitny. To „przyjazne powietrze” otacza nagrania, a gorzej zrealizowane płyty Avalony traktują pobłażliwie. Te starsze też potrafią zabrzmieć świeżo. Z kolei nowsze, z udziałem elektroniki, mogą zaskoczyć. Dawno nie słyszałem tak świetnie zaprezentowanej „szóstki” (mój ulubiony utwór) z płyty „Mutru” Piotra Żaczka. Były tu plany, których nie obserwowałem na monitorach Lipińskiego.
Postprodukcja ustawia źródła w konkretnych miejscach, a dobry system pozwala to wyłowić.
Trochę więcej wysiłku wymaga muzyka symfoniczna. Warto się zmusić, ponieważ tutaj zaczyna się ostra jazda. Osoby, które słuchają przede wszystkim klasyki, powinny w tym miejscu odłożyć kanapkę, wyłączyć telewizor, albo domknąć drzwi do łazienki. To są kolumny dla Was!
W trakcie słuchania symfonii Szostakowicza przestrzeń wybucha, jak nadepnięta mina. Odłamki lądują w kuchni i za oknem. Siła rażenia jest wystarczająca, by zburzyć ściany i za nimi zlokalizować kolejne źródła. Dźwięk jest przy tym... długo się starałem znaleźć odpowiednie określenie i przyszło mi do głowy: szlachetny. Aby taki był, musi zachować chociaż pozory naturalności. Ale jeżeli skrzypce brzmią nadal jak skrzypce, a wiolonczela ma w dole kawał smacznego mięsa, to o co kruszyć kopie? Mamy też lotność, a jednocześnie przejrzystość i w pewnym sensie – skupienie. Ze Spectralem dźwięk przesunął ściany, a głośniki znikły z pokoju. W soundtrackach pojawiły się efekty, które przywodziły na myśl nagrania w 5.1.
Wielki szacunek należy się Patelowi za oddanie wrażeń przestrzennych. Słuchając Ascendantów, można dojść do wniosku, że nie da się lepiej. To mylące, bo miałem akurat w domu Magico V3, w których pojawiła się już prawdziwa magia. Ale spójrzcie do rubryki „cena”. Jeżeli powiem, że Ascendant zapewnia 50 % tego efektu, to przeliczcie procenty na złotówki i śpijcie snem sprawiedliwego.
Każdy z instrumentów orkiestry osobno brzmi pięknie. Nie wszystkie w pełni neutralnie, ale być może właśnie dlatego możemy się zachwycać całokształtem.
Nowy głośnik wysokotonowy nie okazał się niewypałem. Góra lepiej integruje się ze średnicą i nie musi krzyczeć, aby detale pozostały czytelne. To dobrze, bo czasem można odnieść wrażenie, że kolumny wysokich tonów nie żałują. Ale teraz są one bardziej aksamitne i lotne. Ceramiczne kopułki na razie stanowią awangardę. Niewykluczone, że postęp techniczny zapędzi je wkrótce do obejścia bogatego europejskiego rolnika, pompowanego hojnymi dopłatami. Na razie to jednak jakość wyjątkowa, na wyjątkową kieszeń.

Reklama

Konkluzja
Największą zaletą Ascendantów jest, obok przestrzeni, spójność brzmienia. Pomimo obecności góry i dołu te kolumny potrafią zagrać podobnie do głośnika szerokopasmowego. Miłośnicy Goodmansa, zamontowanego w starych drzwiach, będą wiedzieli, o co chodzi.

70-76 11 2010 T

Autor: Maciej Stryjecki
Źródło: HFiM 11/2010

Pobierz ten artykuł jako PDF