HFM

artykulylista3

 

EgglestonWorks Emma EVOlution

056 061 Hifi 10 2023 003

Spotkania z EgglestonWorks rozpoczęliśmy w numerze 4/2024 „Hi-Fi i Muzyki” od najtańszego modelu i jednocześnie jedynego monitora w ofercie manufaktury z Memphis. Znajdziecie tam krótki opis firmy, chociaż ze względu na jej rangę i historię należałaby się jej solidna monografia.

 

 

 

 

 

 

Skoro mieliśmy trzęsienie ziemi, to – jak zalecił Alferd Hitchcock – niech napięcie rośnie. Dziś przyjrzymy się i przysłuchamy Emmie EVOlution – najmniejszej kolumnie wolnostojącej amerykańskiej wytwórni.
Jeżeli Nico EVO wpisuje się w wasze preferencje, to mam dobrą wiadomość: Emma EVO jest jego rozwinięciem, a obie konstrukcje powstały na bazie rozwiązań opracowanych pierwotnie na potrzeby stojącego w firmowej hierarchii znacznie wyżej modelu Viginti Limited Edition. Większa obudowa podłogówki nie wpływa na funkcjonalność – Emma zajmie w pokoju tyle samo miejsca co Nico z podstawkami. Ceny również pozostają na tyle zbliżone, aby można było wybrać któryś z modeli, kierując się tylko dopasowaniem do pomieszczenia i brzmieniem. Ze względu na dodatkowe litry objętości i drugi woofer z Emmą poniżej 20 m² chyba lepiej nie schodzić. Za to w znacznie większych salonach lepiej sprawdzi się Oso, z 10-calowym wooferem na bocznej ściance.

 

034 037 HFM 06 2024 01

 

Woofer.

   

 


Budowa
Emma to spory zestaw, ale gabaryty kolumn dobrze zamaskowano – dzięki wąskiej przedniej ściance nie przytłaczają wizualnie. Bardzo głębokie, są o niecałe 2 cm węższe od Nico, dzięki czemu wyglądają zgrabniej. Opierają się na regulowanych kolcach, również wąsko rozstawionych, ponieważ nie przewidziano podstawy, która rozszerzyłaby punkty podparcia. Dlatego lepiej je od razu starannie wypoziomować, a później nic nie zmieniać.
Do wykończenia używa się lakierów samochodowych, a kolor wybieramy z palety RAL. Powłokę położono starannie, co dobrze świadczy o umiejętnościach pracownika. Producent z Memphis zatrudnia zaledwie osiem osób, które każdą z produkowanych w ciągu roku 250 par kolumn wykonują ręcznie. Poszczególne etapy wymagają określonego czasu, więc limit ilościowy ma zapewnić utrzymanie wysokiej jakości. Pomimo ograniczeń produkty Egglestona są dostępne w blisko 40 krajach na całym świecie.
Obudowy w formie kanapki wykonuje się z MDF-u i HDF-u, scalonych klejem na bazie poliestru, a następnie prasowanych na zimno. Sandwich ma grubość od 25 do 38 mm i jest wolny od wewnętrznych naprężeń. Każda warstwa ma efektywnie tłumić inny zakres rezonansów. Eggleston stosuje to rozwiązanie we wszystkich swoich modelach, choć zapewne zwykły MDF sprawiłby, że te podstawowe mogłyby być tańsze albo dać lepiej zarobić. Na szczęście nie zdecydowano się na kompromis.

Reklama


Elementy wycina obrabiarka CNC. Boczne ścianki są następnie gięte, a na górze widać eleganckie łukowate zwężenie. Równoległe płaszczyzny wyeliminowano, oprócz zaokrągleń stosując też skosy. Miało to na celu redukcję fal stojących we wnętrzu. Dla usztywnienia w skrzynkach zastosowano dodatkowe wstawki.
W wyposażeniu, prócz regulowanych kolców, przewidziano gumowe stopki. Oba warianty wpływają na brzmienie – różnice da się zauważyć zwłaszcza w definicji basu. Jeżeli ktoś nie wierzy, pozostaje pragmatyczna ochrona parkietu.
Z tyłu, na płytce z włókna węglowego, zamontowano pojedyncze rodowane terminale Cardasa. Pod nimi znalazł się wąski i szeroki wylot tunelu bas-refleksu. W poprzedniej wersji Emmy był to standardowy, okrągły kanał. Nowy kształt ma ponoć lepsze „parametry dmuchania”.
Filtr Linkwitza-Rileya czwartego rzędu dzieli pasmo przy 2,1 kHz, czyli nieco niżej niż w przypadku Nico EVO. Dwudrożny układ powstał w oparciu o takie same przetworniki. Eggleston zleca ich wykonanie Morelowi, według własnej specyfikacji. Górę pasma odtwarza 25-mm jedwabna kopułka, a bas i średnicę – dwa 15-cm stożki z polipropylenu, zawieszone na wąskich i miękkich resorach. Wszystkie mają przewymiarowane magnesy. Kosze przykręca się do frontu za pośrednictwem aluminiowej płytki – srebrzystej albo anodowanej na czarno, zależnie od koloru obudowy. Powtarzające jej kształt maskownice trzymają się na magnesach. Materiał rozpięto na cienkiej, ale ciężkiej ramie ze stali.

 

034 037 HFM 06 2024 01

 

Tweeter

   

 


Konfiguracja systemu
Emma nie powinna sprawiać wzmacniaczom problemów. Czułość wynosi 88 dB, a impedancja nominalna – 6 omów, z minimum przy 4,1 oma w okolicach 150 Hz. Producent nie określa maksymalnej mocy współpracującej elektroniki, mając świadomość, że te wysokiej jakości nie uszkodzą głośników, wbrew głoszonym tu i ówdzie „mądrościom”. Lepiej się skupić na zapewnieniu minimum 80 W z dobrego tranzystora w klasie AB. Klasa A i lampy rządzą się trochę innymi prawami.
W teście sygnał dostarczał odtwarzacz C.E.C. CD5, a wzmacniał zintegrowany McIntosh MA12000 na zmianę z monoblokami PS Audio BHK Mono 600. Okablowanie pochodziło z katalogu Hijiri (HCI/HCS/Nagomi), a prąd filtrował Ansae Power Tower. Elektronika stała na pięknym meblu Base Audio 6, a kolumny umieściłem na 3-cm kamiennych podstawach podklejonych filcem.

 

034 037 HFM 06 2024 01

 

 Symboliczna osłona.

   

 


Wrażenia odsłuchowe
Jeżeli nie czytaliście testu Nico EVO, to zajrzyjcie do przywołanego we wstępie wydania „Hi-Fi i Muzyki” 4/2024. Większość opisu można bowiem powtórzyć. W skrócie: monitory są tak przejrzyste i szczegółowe, że w pięciocyfrowej cenie bardziej chyba się nie da. Dochodzi do tego fenomenalna przestrzeń i jej organizacja. To wymarzony głośnik do klasyki, zwłaszcza dla osób, które chcą słyszeć każdy instrument osobno. A także do… studia. Tę opinię najwyraźniej podziela Bob Ludwig, jeden z najlepszych specjalistów od masteringu na świecie, który pracuje na najdroższych Egglestonach Ivy i chwali się tym tak samo, jak firma z Memphis jego poparciem.
Emmy dodały do brzmienia Nico to, czego można się było spodziewać. Niewykluczone, że wiele osób zdecyduje się właśnie na ten model, chociaż polecam zastanowienie. Obie opcje są tak samo dobre, ale każda ma swoje przewagi. Tę różnicę najprościej ująć następująco: Nico jest kwintesencją studyjnego monitora; Emma jego cywilną wersją.

Reklama


Zacząłem od symfoniki. Przejrzystość pozostaje wariacka. To, jak zgrabne podłogówki wyświetlają wykonywaną partyturę, nadaje się do zastosowań profesjonalnych. Przychodzą mi na myśl zajęcia dla dyrygentów uczących się dzieła, które mają poprowadzić. Muszą wiedzieć, gdzie się zaczyna solo fagotu, jakie zadanie w tle mają altówki i czy waltornie grają idealnie razem. Emma EVO poda to wszystko na srebrnej tacy; zaaplikuje pojedyncze ścieżki i grupy instrumentalne wprost do ucha. Można się spodziewać striptizu. Ona to lubi. Selektywność jest tym bardziej dobitna, że prezentowana na czarnym tle. Dzięki temu głośniki grają czysto w momentach, kiedy inne przeważnie kapitulują. Czyli w kulminacjach, kiedy wszystkie instrumenty grają razem, w dodatku głośno.
Kolejnym dopalaczem przejrzystości są wysokie tony. Błyszczące, rozświetlające wszystko wokół, niczym latarnia ulicę. Flety, klarnety i trąbki w wydaniu Emmy EVO to pokaz kryształowego blasku. Ale zaznaczam – tej góry jest bardzo dużo i ani myśli otaczać się aksamitem. Jeżeli w nagraniu pojawia się metaliczność czy ziarno, to zostaną nie tylko przekazane, ale wręcz podkreślone, co przy tak bezpośredniej prezentacji nieraz ukłuje uszy. Nico EVO też to robiły, podkreślając realizm. U Emmy EVO on pozostał, jakkolwiek na pewno monitory są bliżej prawdy o brzmieniu i akustyce sali. Taka sama pozostała umiejętność różnicowania barw. Porównując dalej, Nico są jeszcze bardziej szczegółowe i budują jeszcze większą i bardziej uporządkowaną przestrzeń.

 

034 037 HFM 06 2024 01

 

Pojedyncze gniazda.

   

 


Teraz wchodzimy w obszar, w którym to Emma pokazuje młodszemu bratu, kto tu rządzi. A więc bas. Zabrzmiało to podobnie do „a więc wojna” i przypadkiem oddaje jej zdolności, zupełnie nieoczekiwane w odniesieniu do dwóch niewielkich membran. Zgrabne podłogówki potrafią zejść głęboko, w dodatku z mocą małego subwoofera. Nie robią tego nachalnie, ponieważ generalnie firma z Memphis stawia na dojrzałość bez młodzieńczych popisów. Jednak kontrabasy zachowują się soundtrackowo, tworząc mocną i pewną podstawę. Jasne, że mamy do czynienia z ekspozycją, ale znakomita większość odbiorców to lubi i wydaje ciężkie pieniądze po to, żeby mieć bas. W symfonice nie wychodzi on poza obszar ogólnie pojętej poprawności. Dodaje natomiast brzmieniu rozmiarów i powagi. Kolejny aspekt to dynamika. Nico dysponował w tym obszarze zaskakującym potencjałem, ale to Emma rozwala system. Głośne granie, wysokie ciśnienia akustyczne, uderzanie impulsem? Dla niej to dobra zabawa. Rozpiętość kontrastów, rozmach są zupełnie inne, choć trzeba przyznać, że w skali mikro Nico EVO lepiej rozróżniał niuanse. Eggleston wie, co robi. Tylko pamiętajcie: obie opcje to granie jasne, niekiedy na granicy ostrości, więc warto rozważnie dobrać wzmacniacz, który zachowa wszystkie wspomniane zalety, ale też przyhamuje zapędy, kiedy będzie trzeba.
O basie można powiedzieć więcej, przechodząc do rocka. Jest mocny i zdecydowany. Pompuje rytm energicznymi uderzeniami, pozostając przy tym szybkim i skoncentrowanym. W Nico EVO był twardszy i jeszcze szybszy; tutaj pozwala sobie na odrobinę miękkości, co akurat czyni słuchanie przyjemniejszym. Znów, w odniesieniu do rozmiaru membran, jego rozciągnięcie i siła okazują się imponujące. Emma zasługuje na tytuł basowego mistrza w swojej cenie, a przecież kosztuje niemało i ma liczną konkurencję. Znajdą się nawet dwukrotnie większe skrzynie, ale również z takich pojedynków może wyjść bez szwanku. Poza tym jest to bas świetnie trzymany w ryzach, bez śladu poluzowania, ponieważ nawet wspomniana miękkość opiera się na sprężynie i odczuwalnym zaburzeniu ciśnienia w pokoju przy każdym mocniejszym impulsie.

Reklama


Kolejny atut stanowi dynamika, iście rockowa i koncertowa. Rytm i puls wysuwają się naprzód. Tak samo jak w symfonice doświadczamy studyjnej przejrzystości, poukładanych planów i separacji ścieżek, których nie powstydziłyby się słuchawki. Czasem wręcz odnosi się wrażenie, że to przesada, ale przecież głośniki nie produkują nowych sygnałów, ani nie dodają od siebie informacji, których nie zapisano na płycie. Mogą jedynie coś ograniczyć. Eggleston tego nie robi i po spotkaniu z dwoma modelami tej firmy mogę chyba powiedzieć, że to specjalność zakładu. Analityczna prezentacja to ich żywioł, a wyświetlanie detali, jakby nie były zagęszczone, osiąga poziom, na którym już myślimy, że więcej już nie trzeba.
Wszystko to odbywa się w atmosferze żywego i radosnego grania z pazurem. Jeżeli szukacie miękkości, ciepła i płynnej narracji, to nie tutaj. W ogólnym ujęciu Emma EVO brzmi twardo, jasno i czysto. Pokazuje mnóstwo góry, którą można utemperować na przykład lampą (dobrym partnerem przypuszczalnie będzie Air Tight). Z tranzystorów idealne okazały się monobloki PS Audio BHK Mono 600; to przeciwwaga, a jednocześnie dopełnienie charakteru Egglestonów.
Góra jest ostra, ale krystalicznie czysta i błyszcząca, a tego się nie da uzupełnić elektroniką. Tutaj znów objawia się studyjny charakter i dążenie do przekazania jak największej ilości informacji. Dream Theater buduje ścianę dźwięku. Nieduży pokój wypełnia gęste basisko. Słychać tempo, uderzenia, no i coś, co stanowi rzadkość w podobnym repertuarze: selektywność ścieżek. Jest agresywnie, twardo i brutalnie – dokładnie tak, jak ma być.

 

034 037 HFM 06 2024 01

 

EgglestonWorksEmma EVOlution

   

 


Konkluzja
Nawet gdybym był kompletnym laikiem, słuchającym na co dzień kuchennego radyjka, to i tak opisałbym Emmę EVO jednym zdaniem: to kolumny, na których słychać wszystko.

 

 

 

Reklama

 

 

 

 

 

Maciej Stryjecki
Źródło: HFiM 06/2024

 

Ta strona korzysta z plików Cookies

Na naszej stronie internetowej używamy plików cookie. Niektóre z nich są niezbędne dla funkcjonowania strony, inne pomagają nam w ulepszaniu tej strony i doświadczeń użytkownika (Tracking Cookies). Możesz sam zdecydować, czy chcesz zezwolić na pliki cookie. Należy pamiętać, że w przypadku odrzucenia, nie wszystkie funkcje strony mogą być dostępne.