Gradient 1.4
- Kategoria: Kolumny
Na konwencji Audio Engineering Society w 1982 roku Jorma Salmi wygłosił wykład, który dziś nazwano by kontrowersyjnym. Zauważył, że zasadniczo konstrukcja zestawów głośnikowych nie zmieniła się od 50 lat.
Ilu uczestników uraził do żywego, nie wiadomo. Mało kto zwrócił natomiast uwagę na bardziej wywrotowe teorie; choćby tę, że zestawy głośnikowe powinny być dostosowane do domowych pomieszczeń – niekoniecznie zaadaptowanych akustycznie, za to nieprzewidywalnych i w których na dodatek toczy się codzienne życie.
Rzeczywistość w tamtych czasach wyglądała inaczej. Projektanci pracowali w idealnych warunkach, w których testowali i doskonalili prototypy. Tak ich słuchali, a pomiary prowadzili w komorach bezechowych. Skoro nowe modele brzmiały świetnie w fabryce, to nikt nie zawracał sobie głowy tym, jak wypadną u nabywcy. Bo jak to przewidzieć, ustalić i wyciągnąć średnią? Do dzisiaj każda poważna firma dysponuje odpowiednimi wnętrzami i głównie na nich opiera swoje doświadczenia. A jednak Jorma wspomnianym wystąpieniem zmienił tok myślenia zespołów badawczych. Zaczęły brać pod uwagę odbiorcę.
Obecne podejście, zakładające, że ów odbiorca ma być zadowolony z tego, jak mu gra w domu, przyjmowało się opornie. Dla branży wygodniej było zbywać malkontentów i przerzucać odpowiedzialność na niedostosowany pokój. Ktoś mógł też zarobić na upodobnieniu go do studia. Wiadomo, że adaptacja znacząco poprawi efekt, ale proza życia nierzadko nie pozwala na podobne luksusy. Współcześnie sprawa komplikuje się nawet bardziej. Zamożna część społeczeństwa, którą stać na dobre hi-fi, mieszka we wnętrzach starannie zaprojektowanych, ale od strony wizualnej. To sprzęt ma się do nich dostosować, bo o tym, żeby w ogóle dotknąć ściany albo zmienić ustawienie mebli, nie ma mowy. Wygląda na to, że Jorma wyprzedził swoją epokę.
Jednooki robot
Mimo to nie miał z górki, przynajmniej na początku. Firmę Gradient założył dwa lata po wspomnianej konwencji, w 1984 roku. Wszystko zmieniła recenzja jego kolumn w fińskim magazynie, którą przeczytał ktoś decyzyjny. Przyszło rządowe zamówienie, zapewniające przedsiębiorstwu spokój na kilka lat. Historia Gradienta jest barwna. Jeżeli chcecie ja poznać, zachęcamy do zajrzenia na nasz portal internetowy.
Protoplasta recenzowanych dziś kolumn 1.4 powstał w 1989 roku. Jorma zaprojektował także inne przełomowe konstrukcje, a w 2018 przeniósł się do lepszego świata. Jego syn – Atte – kontynuuje sformułowane przed dekadami idee bez wywrotowych pomysłów na nową strategię; zaczynał zresztą od pracy z ojcem. Od niego wszystkiego się nauczył, razem z nim pokonywał przeszkody. Ostatnie ich wspólne dzieło to właśnie opisywany dziś model 1.4. Później Atte pokazał wszystkim, że sam też potrafi – najdroższe R-5 Revolution to jego wyłączna zasługa. Ich test znajdziecie w „Hi-Fi i Muzyce” 3/2023. Najnowsza, ulepszona wersja ma symbol R-5A.
Strona Gradienta pokazuje szacunek do własnej historii. Tak naprawdę jest sklepem, a obszerny dział stanowi komis, w którym można ustrzelić historyczne modele w nienagannym stanie. Aktualna oferta jest skromna. Na podłogę Finowie proponują dwie wersje R-5, a poza tym 1.4 i 6.2, wyglądające, jakby je przywieziono z muzeum. Są też dwa monitory – tańszy BS-1 i droższy 5.2, przypominający głośniki podwieszane pod sufitem 40 lat temu w szkołach i zakładach pracy. Pozory mylą, bo to ponoć jedna z najciekawszych propozycji ostatnich lat. Chciałbym to sprawdzić, zwłaszcza odkąd się dowiedziałem, ile kosztuje.
Współosiowy przetwornik SEAS-a.
Budowa
Kolumny Gradienta prezentują się nietypowo i niepowtarzalnie. Charakterystyczna „głowa” w konstrukcjach R-5 i 1.4 przypomina kulę Cabasse’a. Gdy dodamy podstawę, wyglądają one trochę jak ludziki albo wizja robota ze starych filmów s-f. Zwłaszcza 1.4 przypomina R2-D2 z „Gwiezdnych wojen”.
Gradienty 1.4 są dostępne w dwóch wersjach kolorystycznych: czarnej i białej. Można dokupić maskownice w obu kolorach i wprowadzić element kontrastu. Wykonanie, wykończenie i jakość materiałów to zupełnie zwyczajny, przemysłowy poziom, bez wodotrysków. Gradient wyznaje inną filozofię niż przytłaczająca większość producentów drogiego sprzętu. Traktuje swoje zestawy jak przedmiot użytkowy. Z drugiej strony – nie ma się tu do czego przyczepić, ponieważ nie widać niedoróbek. Zresztą, kiedy ktoś się decyduje na fińskie głośniki, zwraca uwagę na co innego.
Trójdrożny układ podzielono na dwie oddzielne sekcje. W każdej pracuje jeden przetwornik. W kuli z dwuskładnikowego polimeru, takiego samego, jak w modelu 1.3, zamontowano SEAS-a MR18REX/XF. Oryginalnie w centrum tego współosiowego układu znajduje się miękka kopułka, ale Gradient wymienia ją na 25-mm aluminiowo-magnezową. Kosz licuje się do ściętej sfery, a tę dopełnia metalowa maskownica. Można ją zdjąć, ale 1.4 lepiej wyglądają z osłoną, która przykrywa też 17,6-cm powlekany stożek z papieru trzcinowego. Druga siatkowa maskownica znajduje się z tyłu, tym razem osłaniając wylot otworu stratnego. Wnętrze gęsto wyłożono watą.
Współosiowy przetwornik SEAS-a.
Monitor spoczywa na dużej obudowie w kształcie walca. Miejsca styku zabezpieczono gumowymi podkładkami. Na czas transportu oba moduły są pakowane osobno. Połączenie sygnałowe pomiędzy nimi zapewnia przewód z wtykiem XLR.
Walec mieści 22-cm aluminiowy woofer, również pochodzący z oferty SEAS-a. Zamontowano go od spodu, podobnie jak wylot tunelu bas-refleksu, strojonego na 27 Hz. Odległość od podłogi określają dość wysokie, podbite gumą nóżki. Można zastosować kolce, ale kontury basu nie wymagają wyostrzenia. Obudowa sekcji basowej ma objętość 30 litrów i również została wykonana z polimeru. Jej wnętrze wytłumiono perforowaną płytą i watą. Z tyłu zamontowano pojedyncze gniazda.
„Głowami” z sekcją średnio-wysokotonową można kręcić i wpływa to na prezentację przestrzeni. Lepiej jednak obracać całymi kolumnami, zwłaszcza że są lekkie. 1.4 nie wydają się przesadnie wymagające wobec wzmacniacza, ale najważniejsza jest powtarzalność, jaką zapewnią w różnych warunkach akustycznych; mają zagrać tak samo w sklepie, jak i w domu, bez niespodzianek. To oczywiście przesada, ale powiedzmy, że efekt będzie bardziej zbliżony niż w innych przypadkach. Jorma pracował nad tym jeszcze w latach 70. XX wieku, a przez kolejne cztery dekady doskonalił efekty swoich starań.
W instrukcji obsługi firma daje wskazówki dotyczące ustawienia. Kolumny powinny się okazać wyjątkowo wyrozumiałe dla akustyki pomieszczenia. Jaka by nie była, może zostać, jak jest. No chyba, że ktoś ma w pokoju pogłos jak w kościele. Wtedy faktycznie warto coś z tym zrobić.
Aluminiowy woofer – też SEAS
Konfiguracja systemu
Gradienty 1.4 grały z McIntoshem MA12000 i odtwarzaczem C.E.C. CD5. Okablowanie pochodziło z katalogu Hijiri (HCI/HCS/Nagomi), a prąd filtrował Ansae Power Tower. Elektronikę umieściłem na meblu Base Audio 6, a kolumny ustawiłem bezpośrednio na podłodze.
Reklama
Wrażenia odsłuchowe
Do tego testu byłem psychicznie przygotowany. Rok temu słuchałem Gradientów R-5 Revolution i tamto wrażenie pamiętam do dziś. Nie tylko ogólnie, ale i w szczegółach; zwłaszcza to, jak fińskie kolumny zachowywały się w symfonice. Jeżeli chcecie poznać możliwości 1.4, to również posłuchajcie tego gatunku. Wcześniej jednak się przygotujcie. O ile odwiedzacie filharmonię przynajmniej raz, dwa razy do roku, możecie spokojnie rozpoczynać odsłuch. Jeżeli jednak orkiestrę znacie tylko z nagrań, to lepiej sobie odpuśćcie. Skoro bowiem nie traktujecie tej muzyki priorytetowo, to również Gradient powstał dla kogo innego. Z drugiej strony – akustyczny jazz i inne gatunki można spokojnie włożyć do tego samego koszyka. Pod jednym warunkiem: muszą być wykonywane na instrumentach niepodłączonych do gniazdka.
Tak naprawdę tylko one mają swój żywy pierwowzór, który da się skonfrontować z brzmieniem zestawów głośnikowych i na którego podstawie możemy się wypowiadać o neutralności, realizmie, dynamice czy barwie. Orkiestra na systemie hi-fi może mieć rożne oblicza – głośniki potrafią podkręcić bas, zrobić z sola bębna wielkiego spektakl, powiększyć obraz i dodać potęgi. Takie efekty również doceniam, ponieważ potrafią sprawić radość. Jeżeli jednak szukacie samej prawdy, to posłuchajcie Gradienta.
Głośnik i wylot bas-refleksuod spodu.
W pierwszych chwilach stwierdzamy, że jest normalnie. Bez cech dominujących, wychodzących przed szereg i koncentrujących na sobie uwagę. Nawet gdyby zachwycały, Jorma zapewne uznałby to za kompromis. Konfrontacja z wzorcem przechowywanym w pamięci słuchowej robi swoje. Słowo „prawda” padło już wcześniej, ale jeżeli miałbym znaleźć jedno określenie dla symfoniki w wykonaniu 1.4, użyłbym przymiotnika „prawdziwa”.
Reklama
Określenia jasny-ciemny, twardy-miękki czy ciepły-zimny nie pasują. Instrumenty po prostu brzmią tak, jak mają brzmieć. Szybko zauważamy ten realizm, zwłaszcza gdy zechcemy rozebrać fakturę na części. Na przykład obój brzmi takim bogactwem odcieni i ekspresji, że aż trudno uwierzyć, że można je z niego wydobyć. Altówki kojarzą się z matowym, przyciemnionym kolorytem, ale to stereotyp, a Gradient pokazuje, że to po prostu większe skrzypce, głębsze w wyrazie. Blask trąbek, klapki w klarnetach czy lotność fletów 1.4 traktują jak swoje naturalne środowisko. Kontrabasy nie są ani trochę podkreślone. Można pisać więcej, ale wydaje się, że lepiej stwierdzić: w swojej cenie Gradient 1.4 to wzorzec neutralności w muzyce akustycznej.
Gniazda wystają wprostz polimerowej obudowy.
Nie przesadzam. Ostatnio robiłem podsumowanie i doliczyłem się ponad 1000 przesłuchanych głośników – wiem, o czym piszę. Jedyne, co można dodać, to fenomenalna jakość góry pasma. Ale nie postrzegana przez pryzmat aksamitu czy unikania nieprzyjemnych naleciałości. Przeciwnie, te będą się pojawiały, zależnie od nagrań, polecam jednak przyjrzeć się fletom, trąbkom i instrumentom perkusyjnym. Zauważycie złudzenie koncertu na żywo oraz znakomitą rozdzielczość. Gradienty 1.4 separują źródła niemal doskonale, nie pozwalając im nachodzić na siebie. Czytelność jest znów wzorcowa, choć się nie narzuca.
To samo odnosi się do przestrzeni – jest naturalna. Głośniki jej nie ograniczają, ale też nie rozdmuchują. Dopiero w niuansach, jak budowanie pogłosu dostrzeżecie dobitny realizm. Średnica zostaje przekazana 1:1. Nie każdemu się to spodoba, bo przyjemniejsze dla ucha bywa ocieplenie. Jednak tylko realizm daje dostęp do pełnej palety barw i w tym tkwi siła Gradienta.
Reklama
O basie już całkiem nie wiadomo, co napisać. Na pewno jest bardzo szybki i czytelny. A moc i głębia? Kontrabasy są takie, jak trzeba, i jest ich tyle, ile trzeba. Ani pół decybela, ani herca więcej. Spora część audiofilów będzie preferować „pogłębienie” dołu, więc zaznaczam, że to zupełnie inna szkoła. Nie liczy się subiektywna przyjemność, tylko bezwzględna wierność oryginałowi.
Sekcje łączy przewódz wtykiem XLR.
Podobnie jest z dynamiką. Mnóstwo głośników zagra bardziej efektownie. Wytworzą cienienie odczuwalne ciałem, poruszą powietrzem. Gradienty tego nie zrobią, a mimo to dynamika wydaje się przeniesiona wprost z sali koncertowej. Zachowuje tę charakterystyczną swobodę i oddech. Nie słyszymy wysiłku ani napięcia. Odbieramy muzykę tak, jakby została przekazana w pełnej skali. Oczywiście, nie ma o tym mowy, bo to niewielkie głośniki i nawet nie starają się zbudować ściany dźwięku. Potęga orkiestry zostanie przeskalowana, ale to w ogóle nie przeszkadza. Odnoszę wrażenie, że największa w tym zasługa zdumiewającej szybkości. Natychmiastowość kontrastów, brak opóźnień i błyskawiczny atak budują realizm jeszcze bardziej łopatologiczny niż barwa dźwięku, choć wydawało się to niemożliwe. Pomimo rozmiarów obudów i przetworników w kulminacjach wielkich składów nic się nie zlewa. Pozostają płynność, swoboda i wypełnienie sceny powietrzem. Niewykluczone, że 1.4 są najlepsze w tym gatunku i estetyce, jednak pod warunkiem, że nie będą zmuszone grać w dużych pokojach. Może i wypełnią dźwiękiem 40 m², ale dźwięk będzie już zbyt lekki. Proponuję nagłaśniać maksymalnie 30-35 m², a w 20-25 m² będzie zdecydowanie najlepiej.
Jeżeli miałbym szukać porównania, to ostatnio miałem do czynienia z godnym konkurentem: monitorami EgglestonWorks Nico EVOlution. Są jeszcze bardziej precyzyjne. Gradient zaś szybszy, bardziej neutralny i rozdzielczy w basie.
Zwrotnica
Okolice rocka w niewielkich składach pokazują, że prawidłowo zestrojony głośnik wszędzie pokaże zalety. Może to i dźwięk chłodny, twardy, bez koncertowej potęgi. Może też nie zabije głębią basu, ale pokaże jego szybkość i kontrolę. Precyzja pracy perkusji przerasta efekty uzyskiwane z obudów zamkniętych. Dzięki temu pojawiają się przejrzystość i czytelność, zupełnie niepodobne do średniej rynkowej. To też zdecydowanie drugi biegun ciepłego rozleniwienia. Jeżeli stopa nie zgra się z gitarą basową, zauważycie nawet mikroskopijny rozjazd. No i jeszcze zróżnicowanie barw. To jeden z nielicznych głośników, który nic a nic nie uśrednia. Kontakt z taką estetyką jest niekoniecznie miły, ale na pewno pouczający. Inna sprawa, że gdy się przyzwyczaicie, to możecie już nie chcieć słuchać burczybasu ani wracać do potężnych pomruków. Najwyżej dla pocieszenia zaczniecie hodować niedźwiedzia.
Reklama
Po tej dokładności i precyzji dołu idziemy w górę i okazuje się, że te cechy stają się jeszcze bardziej dobitne. Chce się powiedzieć, że przejrzystość i czytelność Gradienta to jakieś szaleństwo. Każdy dźwięk osobno; każdy instrument, ścieżka, partia. Nie ma mowy o miłym graniu, ciepełku ani aksamicie. Przeciwnie, to żyleta, konkret i ciągły atak skoncentrowanej wiązki informacji. Każdy szmer miotełki po talerzu to wielopłaszczyznowy dźwięk. Gradient nie eksponuje wokali – ani ich nie przybliża, ani nie traktuje specjalnie. Zachowuje jednak realizm taki sam, jak w klasyce, bo – w sumie – dlaczego miałoby być inaczej?
Fińskie kolumny są boleśnie prawdziwe. Nie każdemu się to spodoba i nie w każdym repertuarze się sprawdzi. Mocne granie zabrzmi zaś za lekko. W tej muzyce liczy się ściana dźwięku i koncertowy podmuch, a tego 1.4 z siebie nie wykrzeszą; cudów nie ma. Za to mikrodynamika jest już świetna, ponieważ wynika z tego, co Gradientowi udało się najlepiej: z błyskawicznej reakcji na impuls i braku bezwładności. Paradoksalnie, wywindowane w kosmos zalety podkreślają charakter barwy, która może się wydawać jasna i sucha, zwłaszcza w kiepskich realizacjach. Głośniki niczego nie poprawią ani nie zamaskują. Przeciwnie, z niedostatków stworzą nieprzyjemny spektakl.
Czy prezentacja szerzej pojętego rocka będzie się podobać? Jeżeli ktoś szuka głośników z rockową duszą, to i tak nie wybierze fińskich kulek. A skoro tak, to jakie znaczenie ma to pytanie?
Gradienty 1.4 z przodu i z tyłu wyglądają prawie tak samo
Konkluzja
Ma, ale jakie, niech lepiej odpowiedzą właściciele Gradientów. Stwierdzą zapewne, że najważniejsza jest szybkość dźwięku. Tak naprawdę mało kto wie, o co w tym określeniu chodzi. Bo też i trudno to ubrać w słowa. Ale gdy już się to usłyszy, wszystko staje się jasne. W mgnieniu oka.
Reklama
Maciej Stryjecki
Źródło: HFiM 05/2024