Blumenhofer Genuin FS 2 MK2
- Kategoria: Kolumny
Z ekstremalnym wydaniem kolumnThomasa Blumenhofera zetknęliśmy się przy okazji testu w „Hi-Fi i Muzyce” 10/2023. Potężne skrzynie z ogromnymi tubami robią piorunujące wrażenie, zarówno brzmieniem, jak i wyglądem. Są też kwintesencją idei niemieckiego konstruktora: idealny głośnik musi być tubowy i dwudrożny.
Seria Gioia to szczyt katalogu. Zawiera tylko dwa modele. Większy pokazuje potencjał firmy. Opisywane Gran Gioie 2 x 10’ „ucywilizowano” na tyle, by zmieściły się w mniejszych pomieszczeniach. Smuklejsze proporcje czynią je strawniejszymi dla oka, ale i tak zdominują otoczenie. Swoją drogą, ich kompatybilność z wnętrzami okazuje się zdumiewająca. W pokoju nieco powyżej 20 m² nie wywołały niepokojących efektów, co przy tych gabarytach zdarza się rzadko.
Seria Corona, plasująca się w cenniku oczko niżej, do złudzenia przypomina flagową. Wydaje się jej tańszym wydaniem, choć oszczędności niespecjalnie widać (no, może poza tym, że Gran Gioie są ładniejsze). Na ich tle modele z linii Genuin wyglądają już całkiem zwyczajnie, choć i tak przyciągają uwagę. Najtańszy FS 3 MK2 opisywaliśmy w „Hi-Fi i Muzyce” 3/2016. Oprócz niego jest jeszcze największy – FS 1 MK2, z 38-cm wooferem, i FS 2 MK2. Ponoć właśnie ten ostatni prezentuje najlepszą relację jakości do ceny.
Reklama
Koncepcje Blumenhofera zawierają się w kilku punktach. Najważniejszy to przeniesienie wrażeń z sali koncertowej do domu bez utraty skali dynamiki; stąd wybór tub wydaje się sensowny. Ale już drugi punkt może budzić kontrowersje, ponieważ dźwięk ma być wolny od podbarwień, a je akurat tuby generują chyba mocniej niż jakikolwiek inny przetwornik. W tej sytuacji Thomas najwięcej uwagi poświęca walce z naturą. Buduje przetwornikom własne komory rezonansowe. Modyfikuje kształt tub. Dobiera materiały do każdego głośnika z osobna. Zajmuje to wiele czasu i wymaga licznych prób, a efekt? Ujmijmy to tak: o „nietubowości” swoich rozwiązań zapewniają chyba wszyscy producenci, nie wyłączając arystokracji, jak na przykład Avantgarde Acoustic. Tyle że zupełnie nie wiem, po co. Przecież nabywcy wybierają ich głośniki z pełną świadomością zalet, wad i cech szczególnych. Chcą dokładnie takiego brzmienia. Zachwyca ich właśnie tuba. Gdyby było inaczej, szukaliby szczęścia gdzie indziej. Natomiast przeciwników tub nie przekonają żadne deklaracje. Zresztą – znowu – po co? Sprzęt hi-fi rzadko realizuje ideę wysokiej wierności, a w high-endzie podążanie w stronę konkretnych estetyk czy szkół brzmienia jest jeszcze bardziej widoczne. Każda ma też swój wierny fanklub.
Tweeter na rusztowaniu.
Budowa
Przysadziste skrzynie zaprojektowano tak, aby wycisnąć z woofera wszystko, co się da, zachowując przy tym prawidłową barwę basu i jego tempo. Wbrew pozorom, nie jest to obudowa zamknięta, tylko bas-refleks wentylowany od spodu. Producent podkreśla, że mocniej niż w wersji MK 1 dmucha w podłogę i z tego względu wylot jest szeroki. Rozwiązanie ogranicza wpływ tylnej ściany pokoju na charakter basu i zapewnia daleko idącą dowolność ustawienia. Kolumny nie reagują też przesadnie na różnice w szerokości bazy czy kącie dogięcia. Aby ograniczyć ryzyko powstawania fal stojących, ścianki są nierównoległe. Front odchylono do tyłu, boki zaokrąglono, a tył jest węższy od deski głośnikowej i ustawiony bardziej prostopadle. Zwykle tak zbudowane kolumny stają się lżejsze optycznie, ale Genuinom FS 2 MK2 niewiele to pomaga, z uwagi na szerokość frontu.
Woofer – potęga.
Nie mogło być zresztą inaczej, ponieważ bas odtwarza 30-cm papierowy woofer z potężnym magnesem AlNiCo, plisowanym obrzeżem i koszem odlewanym z aluminium. Papierowy stożek o tej średnicy to w opinii wielu osób recepta na koncertowy dół pasma. Częstotliwość podziału ustalono na 1150 Hz, a całą obudowę dostrojono do współpracy z tym przetwornikiem. Wykonano ją z brzozowej sklejki. To najlepszy materiał drewnopochodny, wykorzystywany dość rzadko z uwagi na pracochłonną obróbkę. Głównie ręczną, ponieważ maszyny przeważnie nie radzą sobie z odpryskami na krawędziach. Co ciekawe, w środku skrzyni nie rozmieszczono materiałów tłumiących. Konstruktor uważa, że rezonansów nie należy gasić, tylko je umiejętnie rozprowadzić na elementy obudowy, gdzie zostaną wygaszone.
Powyżej 1150 Hz pracuje głośnik kompresyjny z 35-mm membraną i dużym magnesem neodymowym. Można go podziwiać w całej okazałości, ponieważ został przymocowany do metalowego ożebrowania, przypominającego most. Ten element jest niezależny i montuje się go na wierzchu skrzyni za pomocą dużej śruby, wchodzącej w prowadnicę. Zapewnia ona możliwość przesuwania stelaża wraz z tweeterem. Zmiany wyraźnie wpływają na budowę sceny. Można eksperymentować bez obawy o zużycie ruchomych elementów. Tuba przetwornika kompresyjnego to oczywiście dzieło Thomasa Blumenhofera.
Woofer – potęga.
Głośnik ze zwrotnicą łączą grube izolowane przewody. Od strony przetwornika są mocowane na wsuwkę, zaś w obudowie widać gniazda bananowe i takie zakończenia mają kable. Można je więc odpiąć, odkręcić śrubę i zdemontować stelaż, co ułatwia transport.
Genuiny FS 2 MK2 są dostępne w wielu wariantach wykończenia naturalnymi fornirami. Warto się dobrze zastanowić i nawet dopłacić, jeżeli jakiś gatunek szczególnie nam się spodoba. Forniry standardowe, czyli orzech, wiśnia, klon i brzoza, kosztują 83250 zł, a specjalne – zebrano i dąb – to wydatek 87840 zł. Poziom premium obejmuje: jabłoń, oliwkę, heban i makassar. Zapłacimy za nie 90720 zł. To duże różnice, choć niektórzy producenci potrafią jeszcze boleśniej uderzyć po kieszeni.
Podłączenie tweetera.
Konfiguracja systemu
Genuiny mają znakomite podwójne terminale tellurowe połączone zworkami. Ponoć ich rodzaj wpływa na brzmienie. Polski importer proponuje kilka opcji. Ja stosowałem rozwiązanie firmowe i zworki Camino. Te drugie zapewniały chyba lepszą przejrzystość, a na pewno ułatwiały podłączenie do wzmacniacza, zarówno przewodami z bananami, jak i z widełkami. Dlatego je polecam.
Skuteczność jest wysoka, ale nie ekstremalna i wynosi 94 dB. Genuiny FS 2 MK2 można podłączyć do dowolnego wzmacniacza. Odradzam jednak mocne tranzystory w klasie AB. Nie to, że nie zagra – z redakcyjnym McIntoshem MA12000 efekt okazał się co najmniej dobry. Warto jednak pomyśleć o klasie A, zwłaszcza że wystarczy 15-20 W, a i charakter bardziej pasuje do Genuinów. Braku dynamiki nie trzeba się obawiać, ponieważ kolumny potrafią w tym aspekcie ukręcić bat z piasku. Deklarację producenta, że FS 2 MK 2 lubią się z lampami, potraktujcie poważnie. W czasie testu używałem integry polskiej firmy Sisound o mocy… 8 watów. Żałuję, że jej nie miałem, recenzując Gran Gioie 2 x 10’.
Podwójne gniazda.
Wrażenia odsłuchowe
Szukacie w brzmieniu koncertowej dynamiki, jazdy bez trzymanki i wiatru we włosach? Czytacie test, bo zobaczyliście papierowy woofer wielkości miednicy i tweeter, który przypomina miotacz zabójczych promieni? Uszami wyobraźni słyszycie czad rockowego buntu i potęgę ostrego grania? Nie zawiedziecie się.
Oczywiście, może być tak, że wcześniej słyszeliście Gran Gioie, które wystrzeliły oczekiwania w stratosferę. Porównywać łeb w łeb nie polecam, ale i tak można powiedzieć, że to podobne granie, z tymi samymi atutami. Najważniejszą różnicą będzie niebywała bezpośredniość i nadrealizm flagowej serii. Genuiny wytwarzają większy dystans, ale z oczekiwanym przez miłośników tub koncertowym podmuchem radzą sobie prawie tak samo dobrze.
Reklama
Ten dźwięk działa jak podwójne espresso. Albo jak tabletka amfetaminy, którą w latach 50. XX wieku sprzedawano w Ameryce kierowcom ciężarówek, żeby nie usypiali na trasach liczonych w setkach mil. Najlepiej wystartować od mocnego repertuaru, choć w innym materiale odnajdziemy te same cechy. Genuin FS 2 MK2 w stu procentach spełnia oczekiwania zwolenników hornów.
Imponujący widok.
Zdolność głośnego grania wydaje się oczywista. Kolumny chcą, lubią i potrafią serwować decybele w dużych dawkach. Budowanie kontrastów przychodzi im łatwo. Potrafią też zbudować ścianę dźwięku, choć nieco inaczej, niż ją sobie wyobrażamy. Zwykle kojarzy się z graniem gęstym, ciężkim i posągowym. Tuba stawia jednak na tempo i natychmiastowość ataku, dzięki czemu nawet w masie decybeli zachowuje swoistą lekkość. Nie rezonuje basem ani nie przeciąga wybrzmień. Dostarcza tę samą dawkę mocy co kolumny, które imponują potęgą, ale wszystko się dzieje w krótszych odcinkach czasu.
Tak samo zachowuje się bas. Moc i głębia są takie, jakich oczekujemy od dużego papierowego woofera, jednak głównym atutem pozostaje błyskawiczny atak i odczuwalne ciałem ciśnienie akustyczne. Wybrzmienie potrafi mile zawibrować, ale dźwięk zachowuje szybkość i kontrolę. Praca stopy pozostaje klarowna. Uderzenia się zlewają, ale są uporządkowane w serie. Jeżeli perkusista potrafi operować dynamiką, Genuiny za nim nadążą. Taki rodzaj grania sprawdzi się idealne, gdy zechcemy prześledzić partię kontrabasu w akustycznym jazzie. Papierowy stożek pokazuje tu swoją wyższość nad membranami z polipropylenu. Ich dźwięk jest wprawdzie miły dla ucha i dla brzucha, ale to Blumenhofer mówi prawdę. Przyzna to każdy, kto bywał w jazzowych klubach.
Wentylacja w podstawie.
Bas przechodzi w neutralną barwowo średnicę. Nie doszukujcie się w niej ciepła ani miękkości, bo najważniejsze pozostają precyzja, tempo i czytelność. Szybkość ataku jest doprawdy imponująca; tu już daje o sobie znać tuba, wypracowana w pocie czoła przez konstruktora. Wnosi element bezlitosnej klarowności, nie rozjaśniając barwy. Owszem, jest jasno, bywa też ostro, ale nie są to cechy dominujące. Szarpnięcia strun gitar – czy to akustycznych, czy podłączonych do prądu – pozostają dokładne i punktowe.
To samo można powiedzieć o talerzach, operujących w górze pasma. Ta jest uśredniona, jak w każdej tubie, bo nie ma cudów, ale zdolność różnicowania barw okazuje się zauważalnie lepsza niż w konstrukcjach z niższej półki. Nadal słychać, że gra horn, ale udało się go ucywilizować bez uszczerbku na szybkości czy zdolności wytwarzania wysokich ciśnień w mgnieniu oka. Warto dodać, że pomimo wyrazistego rysunku góra pozostaje wolna od agresywnego, metalicznego nalotu i nosowości. Akurat tej przypadłości Genuiny są pozbawione całkowicie; nie cierpią też na efekt starego telefonu. Otwartością i swobodą nie dorównują najlepszym kopułkom, za to oferują nieosiągalną dla nich energię. Z pewnością nie są ugrzecznione i daleko im do „ładnego” grania, ale też trzeba przyznać, że słychać staranność i – jednak – okiełznanie estradowej maniery.
Tweeter na rusztowaniu.
Rzadsza faktura staroci Cata Stevensa pozwala Blumenhoferom zabrzmieć wręcz – uwaga – subtelnie. Ale w żadnym razie miękko czy słodko; w końcu to skrajnie odmienna charakterystyka. Brzmieniu nie zarzucimy jednak kwadratowości, uproszczenia ani wyzucia z emocji. Jest tak przezroczyste i „słoneczne”, że trudno się skupić na czym innym niż na szczegółach, a szarpnięcia strun są „dzwoneczkowe” aż do przesady. Wokal potrafi sypnąć ostrym „s”, ponieważ sybilanty pozostają tubowe, podobnie jak cykanie perkusjonaliów. Nie niosą jednak natarczywej dosadności. Szybkość góry nadaje konturowość dźwiękom znacznie niższym, na przykład partiom gitary basowej czy dużych bębnów. To tylko pozorny paradoks, bo przecież alikwoty sięgają bardzo wysoko i to właśnie one podkreślają punktowość ataku. Przejrzystość i czystość naprawdę uderzają, i to chyba właśnie one stanowią kwintesencję tego, czego szukamy w dobrych tubach.
Symfonika także brzmi jasno i przejrzyście. Może i przydałoby się więcej mięsa i gęstości w średnicy. Jest to jednak granie wystarczająco naturalne, żeby nie odczuwać dyskomfortu. Tym bardziej że dobierając wzmacniacz lampowy umiejętnie eksponujący te walory, jesteśmy w stanie wiele ukształtować i poprawić. Nie zniwelujemy oczywiście ostrzejszych zapędów góry, ani pewnej twardości uderzeń pałek w membrany kotłów, ale tego chyba nie chce nikt, kto wybiera tubę. Przeciwnie, dla osób poszukujących jej atutów to zaleta, bo atak jest tak błyskawiczny, że zmiękczenie na pewno nie wyszłoby mu na dobre. Ma być spektakularnie i jest. Określenie „spektakularny” pasuje również do obszernej, oddychającej przestrzeni. W dobrych realizacjach FS 2 MK2 potrafią zaimponować głębią. Przypuszczam, że z triodą może pojawić się magia. Nie miałem jej jednak pod ręką. Ale miałem coś równie ciekawego, a niewykluczone, że akurat w tym przypadku lepszego. O tym w ramce obok.
Reklama
Ze wzmacniaczem Sisound PSE S
Zintegrowany wzmacniacz Sisound PSE S powstał w oparciu o cztery lampy EL84 i oferuje 8 W na kanał. Zaprojektowano go specjalnie do pracy z głośnikami tubowymi i szerokopasmowymi o wysokiej skuteczności. Okazał się też wymarzonym partnerem Genuinów FS 2 MK2.
To, co z nimi robił, było trudne do uwierzenia. Efekt na pewno nie był dziełem przypadku. Miałem porównanie z McIntoshem MA12000, który dla tuby jest niekoniecznie najlepszym wyborem, ale wśród mocnych tranzystorów ma opinię muzykalnego. Z Sisoundem owa muzykalność poszła znacznie do przodu, a kontury nabrały krągłości. Szczegółowość nie ucierpiała, a równocześnie wysokie tony zyskały aksamitne wykończenie, średnica zaś – nieco ciepła i ciała. Bas trochę zwolnił, ale wyraźniej zarysował głębię. Jego twarda, rytmiczna praca stała się całkowicie strawna.
Najwięcej zyskała muzyka symfoniczna i ogólnie akustyczna. Brzmienie miało większy realizm i… liniowość. Jestem przekonany, że McIntoshowi bliżej do równej jak stół charakterystyki przenoszenia, ale w przypadku podłączenia kolumn o tak wyraźnym charakterze okazuje się, że to z Sisoundem jesteśmy bliżej prawdy. Najwyraźniej nastąpiła synergia. Jeżeli zdecydujecie się na Genuiny albo Gran Gioie, koniecznie posłuchajcie ich z PSE S. Jego cena do nich „nie pasuje”, ale nie zawsze należy się nią kierować.
Tweeter na rusztowaniu.
Konkluzja
Blumenhofer konsekwentnie realizuje estetykę tuby, a jego wysiłki nadają jej rys szlachetności. Genuin FS 2 MK2 to jedna z najlepszych tego rodzaju konstrukcji, dodajmy: w swojej cenie. Bo gdy pomnożymy ją przez trzy, to na horyzoncie pojawią się Gran Gioie. Jeszcze bardziej spektakularne, a czy mniej tubowe? Ani trochę, na szczęście.
Reklama
Maciej Stryjecki
Źródło: HFiM 02/2024