Dynaudio Contour 20i
- Kategoria: Kolumny
Pierwsza generacja zestawów Dynaudio Contour pojawiła się 38 lat temu. Od tamtej pory Duńczycy poddali je kilku modyfikacjom, ale w przypadku najnowszej, z dopiskiem i, można mówić o małej rewolucji.
Obecna wersja Contourów weszła do sprzedaży w 2020 roku, cztery lata po poprzedniej. Według zapewnień Dynaudio model Anno Domini 2016 miał być skończoną doskonałością, ale najwyraźniej nie wiedzieli o tym pracownicy działu badawczo-rozwojowego. Jak powiedział w jednym z wywiadów Otto Jørgensen, menadżer do spraw szkoleń produktowych duńskiej wytwórni, modernizacja Contourów wynikła z ulepszenia wykorzystywanych w nich przetworników, z którymi… nie bardzo było co zrobić. Rozpatrywano wprawdzie przez chwilę pomysł stworzenia zupełnie nowej serii, ale trudno byłoby znaleźć dla niej miejsce w dość ciasnym katalogu Dynaudio. Natomiast Contoury stały w zasięgu ręki. Nie myśląc wiele, duńscy inżynierowie najpierw wstawili do nich zmodernizowane głośniki, ale wkrótce się okazało, że to kamyk uruchamiający lawinę. Wymiana samych przetworników nie wchodziła w rachubę, trzeba było także przeprojektować zwrotnicę. Co ciekawe, nieco ją uproszczono w porównaniu z poprzednią generacją. Równocześnie z filtrami przebudowano wnętrze kolumn. Niezmienione pozostały jedynie zewnętrzne wymiary, dzięki czemu użytkownicy starszej wersji mogą ją wymienić na nową bez uszczerbku dla aranżacji mieszkania.
Seria Contour i składa się z czterech modeli. Na dole cennika stoi głośnik centralny 25Ci, nad nim mamy monitory 20i, a wyżej – dwie kolumny podłogowe: 30i oraz 60i. Wyżej w cenniku znalazły się topowe zestawy Confidence, więc faktycznie nie byłoby gdzie wcisnąć zupełnie nowej linii.
Budowa wewnętrzna.
Budowa
Nieco rozbudowaną we wcześniejszych odsłonach paletę kolorystyczną tym razem ograniczono do trzech wariantów. Contoury i mogą być wykończone czarnym lakierem fortepianowym, naturalnym fornirem orzechowym oraz okleiną w kolorze „nordyckiego srebra”. Monitory dotarły do testów właśnie w tej ostatniej wersji i muszę przyznać, że wyglądały bardzo stylowo. Inspiracją dla „nordyckiego srebra” miały być leśne krajobrazy zimowej Skandynawii, z bielą i chłodnymi odcieniami szarości, oraz chropowatość kory drzew. Jeśli projektanci Dynaudio chcieli to odwzorować w projekcie, to bez wątpienia im się udało.
Piękną, niespotykaną okleinę wytwarza się z drewna topoli. Najpierw duże pnie, pozyskiwane ze zrównoważonych źródeł, tnie się na arkusze o zmiennej grubości. Następnie płaty drewna są barwione na różne odcienie szarości, po czym skleja się je w duże bloki. Po wyschnięciu można je ciąć na różne sposoby, otrzymując w ten sposób niepowtarzalne wzory. Po nałożeniu na obudowy srebrzysty fornir jest lakierowany tak, by zachować jego wyczuwalną fakturę. Przesuwając palec w poprzek „słojów”, można wyczuć ich subtelne nierówności, dające złudzenie kontaktu z żywym drzewem. Po prostu mistrzostwo przez wielkie „M”, a to tylko fornir.
Kopułka
wysokotonowa
Esotar 2i.
Obudowy wykonano z MDF-u o zróżnicowanej grubości. Boczne ścianki mają 19 mm, wąska tylna aż 38 mm, natomiast front składa się z trzech warstw. Jego najbardziej widoczną część tworzy 14-mm aluminiowy panel, częściowo wpuszczony we wgłębienie w 2,5-cm płycie MDF-u. Pomiędzy nimi umieszczono cienki płat polimeru, który pochłania drgania. Ma to znaczenie o tyle, że przetworniki przykręcono do aluminiowego profilu i nie mają one bezpośredniego kontaktu z drewnopochodnym frontem. Poza tym, według Otto Jørgensena, wszystkie trzy materiały cechują się innymi właściwościami rezonansowymi, które po połączeniu wzajemnie się redukują.
Z tyłu umieszczono wylot tunelu bas-refleksu. Pod nim widać wysokiej jakości pojedyncze terminale WBT, osadzone na aluminiowej płytce. Analogicznie do poprzedniej wersji Contourów, przekrój poprzeczny monitora przypomina lirę lub wyciągniętą literę U. Miało to na celu redukcję fal stojących we wnętrzu skrzynek. Te wytłumiono obficie dwoma materiałami: twardą włókniną przyklejoną do ścianek oraz luźno upchanymi kłębami miękkiej wełny syntetycznej.
Wnętrze przedzielono wstawkami z płyty drewnopochodnej o mniejszej gęstości na trzy otwarte komory. W górnej pracuje 28-mm jedwabna kopułka nasączona silikonem. To zmodernizowany Esotar 2i, który przywędrował do wszystkich Contourów prosto z topowej linii Confidence. Największa modyfikacja w porównaniu z poprzednią wersją polega na umieszczeniu tuż za membraną nieruchomego stożka Hexis. Całość zamyka z tyłu większa obudowa ze zintegrowanym radiatorem. Za kopułką umieszczono długi, 18-cm bas-refleks.
18-cm nisko-średniotonowiec MSP.
Środkową komorę zagospodarowały płytka ze zwrotnicą oraz 18-cm głośnik nisko-średniotonowy. Podobnie jak wszystkie mid-woofery Dynaudio, wyposażono go w membranę z polimeru krzemianowo-magnezowego o nazwie MSP. Udoskonalono dolne zawieszenie, w którym wykorzystano włókna aramidowe. Charakterystyczny pająkowaty kosz odlewany z metali lekkich ma ramiona o zróżnicowanej szerokości. Do napędu użyto podwójnych magnesów ferrytowych.
Wąska przestrzeń na samym dole w zasadzie niczemu nie służy, jednak jej otwarte sklepienie dodatkowo wzmacnia poprzecznie obudowę. Przez otwór w dolnej odgrodzie przeciągnięto przewody biegnące z gniazd do zwrotnicy.
Ta jest filtrem 2. rzędu, zbudowanym ledwie z 15 elementów. Część z nich nosi oznaczenia Dynaudio, zaś w torze głośnika wysokotonowego pracuje kondensator Mundorfa Mcap Evo Aluminium. Częstotliwość podziału ustalono na 2200 herców.
Dołączone w komplecie maskownice trzymają się frontów dzięki ukrytym magnesom. Na co dzień mogą sobie tam wisieć, jednak przed krytycznymi odsłuchami chyba lepiej je zdejmować. Aluminiowe panele czołowe po bokach zaokrąglono, co zapobiega dyfrakcji fal na krawędziach skrzynki. Założenie maskownic mogłoby ten misterny plan zniweczyć.
Do swoich monitorów Dynaudio proponuje firmowe podstawki i warto się poddać tej sugestii. Są solidnie wykonane i pasują pod względem wysokości. Mają też wywiercone otwory służące do zespolenia z obudowami. Odpowiednie gniazda przygotowano w ich dnie.
Aluminiowy panel
z głośnikami.
Konfiguracja
Pomimo w miarę przyjaznych parametrów elektrycznych, przynajmniej na papierze, zestawy Dynaudio zawsze sporo wymagały od towarzyszącej elektroniki. Często widywało się systemy, w których stanowiły najtańszy element, co świadczyło o ich ponadprzeciętnej relacji jakości do ceny. Wiedziałem o tym ja, wiedział też dystrybutor, który niczego nie pozostawił przypadkowi. W rezultacie, wraz z Contourami 20i dostarczył do testów elektronikę Accuphase’a: odtwarzacz SACD DP-570 i zintegrowany wzmacniacz E-650. Monitory stanęły na firmowych podstawkach Stand 20, te zaś wylądowały na platformach antywibracyjnych Base Audio, przeznaczonych do głośników Dynaudio. System spięły przewody Siltecha z serii Classic Legend: sygnałowe XLR 880i i głośnikowe 680L. Wszystkie sieciówki pochodziły z oferty japońskiej wytwórni Oyaide, natomiast listwa to znów polskie Base Audio. Summa summarum, towarzystwo monitorów kosztowało ponad 180 tysięcy złotych, przy ich cenie zaledwie 24 tysięcy. Na pierwszy rzut oka wydaje się to grubą przesadą, miało jednak głęboki sens…
Obudowy zwężają się do tyłu.
Wrażenia odsłuchowe
Nowe Dynaudio potrzebują trochę czasu, zanim osiągną dojrzałość brzmieniową. Z tego względu producent sugeruje, by przez pierwszy tydzień od zakupu traktować je pobłażliwie. Zamiast mało przyjemnego wygrzewania za pomocą specjalnych płyt, można słuchać radia, niezobowiązującego plumkania w tle codziennej krzątaniny albo podłączyć głośniki poprzez DAC i wzmacniacz do telewizora i uprzyjemniać sobie wieczorne seanse filmowe. Na szczęście para dostarczona do testów została wcześniej wygrzana, więc – nie zwlekając – przystąpiłem do dzieła.
Zanim jednak odtworzyłem pierwsze nagranie, sięgnąłem pamięcią do testowanych równo trzy lata temu monitorów Special Forty („HFiM” 3/2021), wyprodukowanych z okazji 40. rocznicy założenia Dynaudio. Jubileuszowy model zrobił na mnie takie wrażenie, że do tej pory biję się z myślami, czy by go nie kupić do recenzenckiego systemu. Powstrzymuje mnie jedynie brak stuprocentowej neutralności. Special Forty miały swoje wyraźnie preferencje repertuarowe i troszkę im brakowało rockowego przytupu. Czy wobec tego niemal dwukrotnie droższe Contoury 20i okażą się bardziej uniwersalne? Bezdyskusyjnie. Zanim jednak dojdziemy do muzyki z prądem, musimy przebrnąć przez nudne piłowanie na skrzypkach. Zaraz, zaraz, jakie nudne?! Contoury w najnowszej odsłonie pokazały w klasyce takie rzeczy, że długo nie mogłem wyjść z podziwu.
Pojedyncze gniazda WBT.
Pierwszą spektakularną cechą jest przepastna scena stereo. W nagraniach realizowanych w dużych salach koncertowych i obiektach sakralnych muzycy zajmowali miejsca daleko za linią głośników. Jeżeli były to kościoły i katedry, a wykonawcy znajdowali się w pewnej odległości od mikrofonów, to wrażenie głębi potęgowała niezbyt duża szerokość odległych planów. Kiedy natomiast występ odbywał się w sali koncertowej, dalekie krańce sceny wachlarzowato rozchodziły się na boki. Po przenosinach do studiów pierwsza linia wykonawców lądowała na wysokości głośników i żadne groźby ni błagania nie były w stanie skłonić ich do przysunięcia się bliżej. Za to pod względem szerokości scena wykraczała na boki dobry metr poza fizyczne ustawienie monitorów, bez względu na rodzaj wykonywanej muzyki. Wyjątek stanowiły rejestracje małych składów jazzowych sprzed kilkudziesięciu lat, ale to raczej oczywiste.
Zdaję sobie sprawę, że nie wszyscy lubią klasykę i nie ma obowiązku delektowania się kompozycjami sprzed trzech stuleci, jednak osoby obojętnie podchodzące do tego gatunku mogą przynajmniej odkryć fascynujący sposób rozlokowania wykonawców. Odległości między pierwszym, drugim i dalszymi planami były tak czytelne, jakby oddzielały je niewidzialne zasieki. Wykonawców otaczały wyraźne kontury i nawet w dużych formach muzycznych nie włazili sobie na głowę. Scena była rozbudowana nie tylko w głąb i na boki, ale także wzwyż, z tylnymi planami łukowato uniesionymi ponad poziom tweeterów. Mówienie o trójwymiarowości panoramy stereo w tym przypadku będzie w pełni uzasadnione. Mam oczywiście świadomość, że duża cześć zasług za powyższe efekty przypadnie kompletowi Accuphase’a, ale fakt, że duńskie monitory, kosztujące ćwierć ceny elektroniki, okazały się dla niej równorzędnym partnerem, dobitnie świadczy o ich potencjale.
Okleina „nordyckie srebro”
– niesamowita.
Muszę przyznać, że sporo czasu zajęło mi zdefiniowanie charakteru Contourów 20i. Z każdą płytą ukazywały nieco inne oblicze i dopiero po przesłuchaniu kilkunastu fragmentów zanotowałem następujące obserwacje: grają plastycznie, detalicznie, ale miękko, bez wbijania szpilek w uszy. W porównaniu z tanimi głośnikami, które podkreślają skraje pasma i są nastawione na nieskomplikowaną rozrywkę, brzmienie Dynaudio może się w pierwszej chwili wydać ciemne i mało efektowne. To jednak kwestia kultury, a nie nonszalanckiego podejścia do naturalnego brzmienia instrumentów. I jeszcze: słuchanie, nawet przez kilka godzin, nie wywołuje zmęczenia. Brzmienie pozostaje relaksujące, melodyjne i angażujące. Aż trudno wyłączyć sprzęt i zająć się innymi sprawami.
To właśnie klucz do zrozumienia wyjątkowości Contourów. A gdybyśmy rozebrali to brzmienie na czynniki pierwsze? Łatwo nie będzie, ponieważ podzakresy płynnie się przenikają.
Charakter plastycznej, delikatnie ocieplonej średnicy oraz wysokich tonów zawarłem w powyższym akapicie, natomiast na osobną uwagę zasługuje bas. Niskie tony Dynaudio należą do najbardziej neutralnych, z jakimi do tej pory miałem do czynienia z monitorów. W nagraniach mistrzów baroku budowały stabilną podstawę, na której rozgrywały się muzyczne wydarzenia, ale nie rywalizowały z nimi o uwagę słuchacza. O jakimkolwiek podbarwieniu nie było nawet mowy. Po przesłuchaniu kilku fragmentów koncertów organowych miałem wręcz zarzucić „dwudziestkom” pewną powściągliwość w najniższym zakresie, ale wtedy trafiłem na płytę ze ścieżką Ennio Morricone do filmu „Koneser”. Wszelkie zastrzeżenia pierzchły niczym spłoszone szpaki. Choć nagranie zrealizowano tylko na instrumentach akustycznych, to iście kinowe basiszcze wydobyte przez kontrabasy w tytułowym utworze mogłoby wpędzić w kompleksy niejedne podłogówki. Później było jeszcze lepiej. Bez zwłoki przesłuchałem kilka soundtracków i powyższe spostrzeżenia w pełni się potwierdziły. Basu było dużo, schodził nisko i cechował się naturalną barwą i świetną kontrolą.
Zwrotnica z pierwszorzędnych
elementów.
Rozochocony, sięgnąłem po muzykę z prądem i zaczęła się prawdziwa jazda bez trzymanki. W takim materiale Contoury 20i ukazały bardziej zadziorne oblicze. Nie żeby nagle porzuciły opisywane powyżej spokój i kulturę, ale podłączenie instrumentów do wzmacniaczy przyjęły z entuzjazmem. Zrzuciły elegancki garnitur i przebrały się w sprane jeansy i t-shirt. Błyszczące lakierki zamieniły na znoszone glany, do których przypięły ostrogi. Ostrogi do glanów, milordzie? Owszem, bo kiedy dźgnęły nimi rockową sekcję rytmiczną, to pognała tak, że nie dało się jej zatrzymać. Amerykański soft rock, hard rock z lat 70. XX wieku, grunge i ciężkie odmiany metalu zabrzmiały wprost wybornie. Należy przy tym podkreślić, że Contoury 20i nie grały wszystkiego na jedno kopyto, lecz wyraźnie różnicowały gatunki i wykonawców. Z jednej strony podkreślały pewną elegancję nagrań Supertramp, Eagles i Electric Light Orchestra; z drugiej zaś ukazały brutalność ołowianych riffów Black Sabbath, Metalliki czy Rammsteinu. Bonusem była spora dawka patosu, obecna w hymnicznych refrenach śpiewanych przez Tilla Lindemanna i delikatne dreszcze, towarzyszące spokojniejszym fragmentom. I pomyśleć, że jeszcze kilka godzin wcześniej lekką ręką prowadziły „Koncerty brandenburskie” J.S. Bacha. Ale w końcu on też był Niemcem.
Sprawca całego
zamieszania
– Hexis.
Konkluzja
Dynaudio Contour 20i to rewelacyjne i uniwersalne głośniki. Dostarczają mnóstwa wrażeń estetycznych i brzmieniowych. Co warto podkreślić na koniec, ich kupno nie musi się wiązać z wymianą gromadzonej latami płytoteki, a to przecież balast części wyniosłych audiofilskich konstrukcji.
Reklama
Mariusz Zwoliński
Źródło: HFiM 02/2024