Dynaudio Confidence 20
- Kategoria: Kolumny
Kiedyś szefostwo namawiało mnie do wymiany głośników. Ciężka sprawa, bo przywiązuję się do rzeczy. A Dynaudio Contour 1.3 mk II już wtedy były dla mnie czymś w rodzaju najlepszego przyjaciela, na którym zawsze mogłem polegać i który nigdy mnie nie zawiódł.
Na moje pytanie, co byśmy z nimi zrobili, gdybym się zdecydował na coś nowszego, usłyszałem: „No cóż, najwyżej napalimy nimi w piecu”. Ale co? Jak to? Dynaudio? W ogniu?!
Contoury 1.3 mk II od ognia ocaliłem i są ze mną do dziś. Nadal też mogę na nich polegać. Co z tego, że są lepsze głośniki? Zawsze gdzieś będą jakieś lepsze, o czym się zresztą od czasu do czasu przekonuję. Na przykład wtedy, kiedy do testu trafiają nowsze i droższe Dynaudio.
Confidence
Confidence to flagowa seria duńskiej wytwórni. A Confidence 20 jest w niej jedynym monitorem. Przyjmując, że każda kolejna generacja technicznie i brzmieniowo stanowi krok naprzód, mówimy tutaj o najlepszych monitorach w całej historii Dynaudio. Taki status zobowiązuje.
Nie miejsce tu na szczegółowe opisy dziejów duńskiej wytwórni; poprzestańmy na przytoczeniu podstawowych informacji, istotnych dla dzisiejszego testu. Linia Confidence jest obecna w katalogu od początku lat 90. ubiegłego wieku. W tym czasie przeszła kilka transformacji. Obecna wersja należącego do niej monitora jest piątą z kolei. Wszystkie wcześniejsze nosiły oznaczenie C1 (kolejno: C1, C1 II, C1 Signature i C1 Platinum). Tym razem zrezygnowano z niego na rzecz „dwudziestki”. Ta symboliczna zmiana może się wiązać z nowym podejściem do całego projektu. Bo już na pierwszy rzut oka widać dwie istotne cechy, odróżniające Confidence 20 od wszystkich wcześniejszych wcieleń C1.
Kolce z bliska.
Zmiany
Po pierwsze: wyraźnie dotąd wydzielony panel przedni, do którego mocowane są przetworniki, został bardziej wtopiony w obudowę. We wcześniejszych generacjach wystawał znacząco poza krawędzie głównej skrzynki, co wyglądało oryginalnie i odważnie. Teraz co prawda na wysokości kopułki również jest minimalnie szerszy, ale w porównaniu z dotychczasowymi kilkucentymetrowymi uskokami zrobiło się o wiele grzeczniej. Po drugie: porzucono faworyzowaną wcześniej odwróconą konfigurację przetworników (tweeter pod wooferem) na rzecz podejścia klasycznego (tweeter nad wooferem).
Do pierwszej zmiany nie mam uwag, bo wcześniejsze podejście niespecjalnie mnie przekonywało. Co do drugiej – mam trochę mieszane uczucia. Aby je wyjaśnić, zatrzyma się na chwilę przy firmowych podstawkach. Confidence 20 sprzedaje się z nimi w komplecie. Są wliczone w cenę, więc zastępstwo raczej nie wchodzi w rachubę. Jednak cała taka konstrukcja (monitory i stendy), postawiona na cokołach, wznosi się na wysokość aż 119 cm. A centrum kopułki znajduje się 108 cm nad podłogą. Choćbym nie wiem jak się prostował i wyciągał na swoim miejscu odsłuchowym, to nie ma opcji, żeby przetworniki wysokotonowe znalazły się na wysokości moich uszu.
Reklama
Firmowe podstawki są niezastąpione z jeszcze jednego powodu. Otóż Confidence 20 to konstrukcja typu bas-refleks, z wylotem (o niespotykanie dużej średnicy) skierowanym w dół. Noga podstawki stanowi w tym przypadku coś w rodzaju przedłużonego tunelu rezonansowego. Wszystko zostało precyzyjnie wymierzone i spasowane, a mocowanie na śruby poprawia stabilność.
Dystrybutor dostarczył monitory z opcjonalnym trójwarstwowym cokołem. Pomiędzy jego metalowymi płaszczyznami umieszczono warstwę kryształków.
Przetwornik
średnio-niskotonowy.
Budowa
Confidence 20 są konstrukcją dwudrożną. Za wysokie tony odpowiada Esotar 3 – najnowsza generacja kopułek Dynaudio. Średnica tekstylnej membrany wynosi 28 mm. W porównaniu z poprzednikiem Esotar 3 zmienił się gruntownie. Można powiedzieć, że cały głośnik został na bazie wcześniejszych doświadczeń zbudowany od nowa. Inne są system wentylacji i wzmocniony układ magnesów neodymowych, a w domontowanej z tyłu podłużnej komorze znajduje się dodatkowa wewnętrzna kopułka Hexis.
Przetwornik nisko-średniotonowy został wyposażony w membranę MSP (Magnesium Silicate Polymer), czyli wykonaną z polimeru z domieszką krzemianu magnezu. 18-cm stożek napędza aluminiowa cewka, nawinięta na karkasie z włókna szklanego.
Nie otrzymałem licencji na demontaż monitorów, toteż nie opiszę z detalami wyglądu wnętrza. Można zakładać, że ścianki z MDF-u są grube, a skrzynkę usztywniają dodatkowe wieńce. Dynaudio są też zwykle obficie wytłumiane.
Reklama
Obudowa z fornirowanego MDF-u w przekroju poprzecznym ma kształt zbliżony do lutni. Tylnej ścianki jako takiej brak, bo tworzy ją tylko krótkie zaokrąglenie. Na front nałożono wspomniany wcześniej panel z kompozytu o nazwie Compex. Producent dołącza w wyposażeniu maskownice, które jednak do testu nie dotarły.
Do wyboru przewidziano pięć wariantów wykończenia, ale ich nazwy są dość umowne. Widząc takie określenia, jak Blond Wood, Smoke, Ruby, Midnight i Raven, nie wiemy do końca, czego się spodziewać. Żeby trochę uprościć sprawę, wymieniłem je od najjaśniejszego do najciemniejszego. Do testu dostarczono egzemplarze w wersji Ruby. Innych nie widziałem na własne oczy, ale na zdjęciach wszystkie wyglądają obłędnie.
Na koniec tej części dodajmy, że Confidence 20 do nowości nie należą. Są obecne na rynku od ponad trzech lat. W tym czasie zdążyła się jednak zmienić ich cena. Nie, nie miejcie złudzeń – poszła w górę.
Esotar 3.
Konfiguracja systemu
Parametry techniczne Confidence 20 na papierze wyglądają raczej neutralnie. Skuteczność 87 dB oraz nominalna impedancja 6 omów nie powinny stanowić poważniejszego wyzwania dla high-endowych wzmacniaczy. Może poza słabowitymi triodami SE, ale to też wypadałoby sprawdzić. Jednak dane techniczne to jedno, a rzeczywistość – drugie. Na podstawie około 20-letniego pożycia z Contourami 1.3 mk II mogę śmiało stwierdzić, że potencjał brzmieniowy Dynaudio wzrasta powoli wraz z jakością (i ceną) podłączonego wzmacniacza, by od pewnej granicy wystrzelić. Kilka razy (m.in. z integrami Vitusa czy z końcówką mocy Boulder 1160) zdarzyło mi się nie poznać własnych głośników. Warto zatem próbować.
Dynaudio Confidence 20 zagrały w systemie redakcyjnym, złożonym z lampowego przedwzmacniacza PV12 AL i tranzystorowej końcówki mocy MF2250 Conrada-Johnsona. Sygnał odtwarzał Naim 5X z zewnętrznym zasilaczem Flatcap 2X. W czasie testu miałem również przyjemność korzystać z lampowej integry Audio Research I/50. Zainteresowanych szczegółami tego połączenia odsyłam do testu Audio Researcha; dziś skoncentrujemy się na systemie bazowym.
Cewka.
Wrażenia odsłuchowe
Jak wspomniałem, Confidence 20 to w założeniu najlepsze monitory w historii Dynaudio. Taką tezę potwierdza nie tylko ich rodowód i przynależność do topowej serii, ale też już pierwsza minuta słuchania. Od samego początku jest jasne, że mamy do czynienia z dźwiękiem luksusowym, starannie dopracowanym, uniwersalnym i bajecznie muzykalnym.
Efekt pierwszego wrażenia bywa mylący, jednak dotyczy głównie niższych półek cenowych. W high-endzie raczej nie ma miejsca na takie zmyłki. Co prawda zdarza się, i to wcale nierzadko, że w brzmieniu rozsmakowujemy się wraz z upływem czasu, ale nie jest to jedyny scenariusz. Confidence 20 zaprezentowały się świetnie na początku, równie świetnie w środku i tak samo świetnie na końcu kilkutygodniowego testowego odsłuchu.
Reklama
Dolną granicę pasma przenoszenia w danych technicznych określono na dość bezpieczne 42 Hz. Biorąc pod uwagę niemałe gabaryty skrzynek (52 cm wysokości) i woofer o średnicy 18 cm, byłem tą informacją trochę zdziwiony. Nierzadko producenci zdecydowanie mniejszych monitorów deklarują bardziej atrakcyjne marketingowo osiągi. Ale okazuje się po raz nie wiem który, że dane techniczne to jedno, a brzmienie – drugie. Bo podstawa harmoniczna duńskich monitorów pod względem skali nie tylko spełnia wymagania stawiane najlepszym monitorom, ale też mogłaby spokojnie konkurować ze wszystkimi, jakie mi przychodzą na myśl, dwudrożnymi podłogówkami o dowolnych gabarytach.
Dolna
platforma
podstawek.
Skala basu jest na tyle satysfakcjonująca, że trzeba uważać na resztę toru – bo może się okazać, że będzie go nawet za dużo. Bardzo blisko tej granicy dotarło połączenie Confidence 20 z lampową integrą Audio Researcha, która je przyciemniła. Combo Conrada-Johnsona okazało się bardziej wyrównane. W tej konfiguracji można było się cieszyć odpowiednią rozpiętością niskich tonów, bez efektu ich powodzi.
Pod względem charakteru basu Dynaudio stawia raczej na elastyczność niż uderzenie. Kontrola jest bardziej sprężysta niż twarda. Zamiast surowej wojskowej dyscypliny monitory oferują więcej kontrolowanego luzu. To dodaje brzmieniu swobody i podkreśla wrażenie, że wszystko się dzieje łatwo i bez wysiłku. Rozciągnięcie w dół, moim zdaniem, nie ma nic wspólnego z bardzo wstrzemięźliwą wartością 42 Hz. Nie mierzyłem tego, ale z ciekawości sprawdziłem, co usłyszę z płyty testowej „Hi-Fi i Muzyki” z 2003 roku. I na podstawie tego uproszczonego testu mogę powiedzieć, że jeśli w danych technicznych deklarowane pasmo przenoszenia zaczynałoby się od 35 Hz, to nikt by nie miał pretensji. I nie wykluczam, że można byłoby to spokojnie obniżyć jeszcze o jeden lub dwa herce, ale takich częstotliwości na krążku nie ma.
Oczywiście nie namawiam nikogo do odsłuchów płyty testowej. Sam sięgam po nią rzadko – właściwie tylko wtedy, kiedy dane techniczne ewidentnie nie odpowiadają temu, co słyszę. Z tym, że częściej ma miejsce sytuacja, kiedy producent deklaruje parametry zbyt optymistycznie. Dynaudio je zaniżyło, ale potraktujmy to jako ciekawostkę. Bo przecież ostatecznie i tak powinna się liczyć tylko muzyka. A jej serce bije w średnicy.
Platforma, do której
mocujemy skrzynki.
Tony średnie są bardzo uniwersalne. Nierzadko opisując wrażenia odsłuchowe, określam barwy jako olejne lub pastelowe. Dynaudio mają wszystko. W zależności od nagrania, składu instrumentów czy wysokości tonu, barwy mogą być oleiste i nasycone czy nawet miodowe, by w innej sytuacji pokazać różne odcienie matowości czy przydymienia. Niektóre instrumenty są prezentowane konturowo, inne z wyraźnym zmiękczeniem, ale – niezależnie od ich liczby w aranżacji – przejrzyście. Ta przejrzystość średnicy wiąże się nierozerwalnie z czarnym tłem za nią. W wykonaniu Dynaudio jest ono rzeczywiście imponujące. W moim odczuciu zasługuje na miano referencyjnego, niezależnie od ceny. Nie tylko średnicy, ale całemu brzmieniu nadaje aurę czystości. Dodatkowo średnie tony mają jeszcze jedną cechę, którą bardzo cenię. Odczuwamy coś w rodzaju dodatkowej energii, skumulowanej w każdym dźwięku. Tak jakby ów dźwięk był od środka podkręcony – i to w najbardziej pozytywnym znaczeniu.
Powyższy opis średnicy dotyczy warstwy akustycznej, ale nie uwzględnia tego, co najistotniejsze, czyli elementu emocjonalnego. Tutaj przyznaję, że nie dam rady. Bo czym innym jest odtworzenie przepisu na magdalenkę i opis jej smaku, a czym innym oddanie magii skojarzeń i wspomnień, jakie przywołuje jej spożycie. Kto czytał Prousta, ten wie, co mam na myśli. Do przybliżenia emocji towarzyszących odsłuchowi Confidence 20 potrzebny jest talent, którego zwyczajnie mi brakuje. Brzmienie duńskich monitorów tak sugestywnie wpływa na wyobraźnię, że – chcąc nie chcąc – przenosimy się w czasie i miejscu – do mozartowskiego Wiednia, bachowskiego Lipska, Wenecji Vivaldiego czy dusznej speluny Toma Waitsa w Los Angeles. A stamtąd dalej, do najgłębszych zakamarków własnych przeżyć i wspomnień związanych z muzyką lub tą muzyką ilustrowanych.
Wysokie tony zawsze należały do atutów Dynaudio, więc nic dziwnego, że i tym razem imponują. Mają niewymuszoną klasę. Niosą pełną zawartość informacji, ale i świetnie wyważony umiar. Takie soprany mogłyby być wzorem do naśladowania dla wszystkich, gdyby nie fakt, że niektóre firmy oraz całkiem niemała grupa odbiorców opowiada się za bardziej dosadną formułą góry pasma. Niech więc Dynaudio pozostaną wzorcem sopranów superprecyzyjnych, a przy tym bez choćby śladu przerysowania. Takich, które godzą analityczność z osłodzeniem. Które przy pełnej detaliczności potrafią zachować płynność. Wreszcie takich, które opartej na basie potędze brzmienia dodają lekkości i delikatności, masę równoważąc dodatkiem powietrza.
Bez maskownic
W dużej mierze zasługą wysokich tonów jest fascynująca prezentacja cichych dźwięków. W wielu nagraniach, zwłaszcza muzyki klasycznej, forte i piano muszą ze sobą współistnieć w harmonii. Często jednak kiedy ustawimy pokrętło regulacji głośności na komfortowym dla nas poziomie przy forte, to szybko zdajemy sobie sprawę, że ciche dźwięki zaczynają nam trochę uciekać. Czasami, aby niczego nie uronić, musimy się w nie wsłuchiwać z dodatkową uwagą. Confidence 20 nawet przy niskim poziomie wysterowania dostarczą wszystko z należytą atencją i starannością.
Scena tych monitorów jest po prostu zjawiskowa, ale tutaj znów trzeba dodać, że zależy od możliwości elektroniki. Ze wzmacniaczem Audio Researcha miała większą głębię, ale była bardziej skondensowana pod względem szerokości. Z Conradem-Johnsonem proporcje lepiej się równoważyły; na pewno zrobiło się szerzej, przez co cały obraz zyskał więcej oddechu. Jeśli chodzi o efekty stereo, czyli uwielbiane przez audiofilów wyraziste i rozrzucane po całym pokoju lokalizacje wybranych dźwięków, to wydaje się, że konstruktor Confidence 20 jakby celowo chciał je przytłumić – tak, by nie odciągać uwagi słuchacza od esencji muzyki. Uwaga zostaje więc tam, gdzie trzeba, jednak Esotar 3 okazuje się przetwornikiem na tyle znakomitym, że efektów na pewno nie zabraknie. Aż się boję pomyśleć, co by było, gdyby konstruktor za priorytet w strojeniu brzmienia przyjął stereofonię.
Widok
z góry.
Poza wymienionymi cechami Confidence 20 mają jeszcze coś, co nie mieści się w tradycyjnym schemacie opisu brzmienia. Owszem, są wybitnym osiągnięciem współczesnej techniki. Przede wszystkim jednak czuć w nich prawdziwe zaangażowanie ludzi, którzy je stworzyli. A stworzyli je po to, aby jak najwierniej oddać pasję ludzi, którzy skomponowali słuchaną przez nas muzykę. Uwierzcie mi, emocji przy odsłuchu Dynaudio na pewno nie zabraknie. Mało tego, duńskie monitory swoimi emocjami mogłyby obdzielić wielu przedstawicieli współczesnego high-endu. Ich odsłuch obezwładnia! To tak, jakby się zapaść w bardzo głęboki fotel bez zamiaru wstawania. Nigdy.
Z maskownicami
Konkluzja
Zacząłem od tego, że wszystkie elementy audiofilskiej sztuki składają się na nowy wymiar plastyczności, w jaki przenoszą nas Dynaudio. Mam nadzieję, że ich opis choć trochę ten nowy wymiar przybliżył. Bo w pełni oddać się go nie da. Trzeba to po prostu usłyszeć samemu. Należy tylko uważać, żeby nie spłonąć w ogniu namiętności. A zresztą... Nawet jeśli, to co?
Reklama
Mariusz Malinowski
Źródło: HFiM 09/2023