HFM

artykulylista3

 

Wharfedale Evo 4.3

024 029 Hifi 02 2022 009
Na tabliczce znamionowej Evo 4.3 powiewa brytyjska flaga, ale marka Wharfedale należy do chińskiej firmy IAG.




 
Musimy się pogodzić z faktem, że czasy taniej chińskiej siły roboczej odeszły w siną dal. Europejska „solidna robota” kontra dalekowschodnia „tandeta”? Wolne żarty. Układ sił się zmienia, co pokazuje chociażby Wharfedale. Zaprezentowane niedawno monitory Linton i Denton pokazały, że firma potrafi zbudować zestawy nie tylko pięknie nawiązujące do brytyjskiej tradycji, ale także świetnie brzmiące. Seria Evo to inna odsłona rzemiosła, intrygująca od pierwszego spojrzenia na zdjęcia.

 

024 029 Hifi 02 2022 001

 

Liczy się każdy drobiazg.
 
 


Budowa
Z ręką na sercu: Evo 4.3 są śliczne. Takiej klasycznej, a zarazem nowoczesnej elegancji, miłych dla oka proporcji, starannego wykończenia i dbałości o detale w cenie około 6000 zł ze świecą szukać. Pamiętam sukces linii Silver Monitor Audio. Kolumny zdobyły popularność, bo świetnie wyglądały i grały. Wharfedale też mają to „coś”, co nie pozwala przejść obok nich obojętnie. Nie widziałem wersji czarnej ani białej, ale orzech urzeka pięknem słojów. Zaokrąglenia, zwężająca się do tyłu bryła, precyzja wykonania – to jedno. Drugie, że wszystko do siebie pasuje. Nawet regulowane metalowe nóżki przyciągają wzrok i trudno sobie wyobrazić inne w tym miejscu. A już podwójne gniazda – wręcz szkoda, że przez cały czas ich nie widać. Oryginalne ułożenie okazuje się praktyczne. Dowolne końcówki podłącza się bajecznie łatwo i wygodnie. Same zaciski manifestują, z jakiej półki je brano. Nawet zworki to solidny kawałek metalu, a nie byle blaszka. Kropkę nad „i” stawiają przetworniki. Schować je pod maskownicą to i grzech, i wstyd. Osłonę mocuje się na magnesy, bo dziurki czy bolce na froncie zaburzyłyby efekt wizualny.

 

024 029 Hifi 02 2022 001

 

Solidne zwory
 
 


A ten jest piorunujący! Kiedy tylko wypakowaliśmy Evo 4.3 z kartonu, kupiłem je oczami. Mają gust ci Chińczycy, bez dwóch zdań. Chociaż trzeba uczciwie powiedzieć, że sam projekt pochodzi z Wielkiej Brytanii, ponieważ to tam powstają wszystkie pomysły i obliczenia. Niech zatem i tak będzie. Jak dla mnie – liczy się finał.
Uroda idzie w parze z solidnością. Obudowy z grubych płyt MDF dodatkowo jeszcze wzmocniono od wewnątrz. Głośniki basowe pracują w osobnej komorze akustycznej, strojonej bas-refleksem. Okrągły wylot tunelu zastąpiono wąską, centymetrową szczeliną pomiędzy obudową a podstawą. To ułatwia ustawienie kolumn w pokoju.

 

024 029 Hifi 02 2022 001

 

Zwrotnica.
 
 


Evo 4.3 to układ trójdrożny, oparty na czterech przetwornikach. Dwa 13-cm nisko-średniotonowe mają membrany z barwionej na czarno plecionki kewlarowej. W ich centrum znajdują się korektory fazy, pokryte srebrzystą, metaliczną powłoką. Kosze od zewnątrz ozdobiono pierścieniami z gumy. Praca tandemu wooferów kończy się przy 1,5 kHz. Wyżej pałeczkę przejmuje ogromna kopułka średnio-wysokotonowa. Miękka, tekstylna, z membraną nasączaną żywicami, potężną cewką i solidnym magnesem. To charakterystyczny i rzadko spotykany głośnik. Mówi się, że duże kopułki brzmią gładko i łagodnie, zachowując przejrzystość i szczegółowość, ale ich specyfika powoduje, że mogą się pojawić niedostatki wyrazistości i dosłowności. I to się sprawdza, bo swój charakter brzmienia Evo 4.3 zawdzięczają w głównej mierze właśnie temu przetwornikowi. O dziwo, nie średnicy, ale temu, co odbieramy już jako wysokie tony, a te teoretycznie „produkuje” Air Motion Transformer. Harmonijkowy przetwornik zaczyna pracę wysoko, bo dopiero od 5 kHz. Jest spory (50 x 80 mm), co dobrze wróży, a przynajmniej takie mam doświadczenia z podobnymi, montowanymi w zestawach innych marek. Do niedawna tego typu przetworniki rezerwowano dla kolumn high-endowych. Skończył się jednak okres ochrony patentowej, dzięki czemu AMT powędrował do budżetowych konstrukcji. I, dziwnym trafem, te zaczęły wywoływać entuzjastyczne reakcje jakością wysokich tonów. Cóż, odkąd usłyszałem AMT w dobrych aplikacjach, utwierdziłem się w przekonaniu, że to najlepszy „gwizdek” na świecie. Evo 4.3 również to potwierdzają.

 

024 029 Hifi 02 2022 001

 

Od 5 kHz w górę.
 
 


Konfiguracja systemu
Evo 4.3 są łatwe do wysterowania. Wystarczy słaba lampa i nawet 30 W z tranzystora. Z tą pierwszą byłbym jednak ostrożny i skupił się na przejrzystych konstrukcjach półprzewodnikowych. W teście padło na Rogue Audio Sphinksa V2 i chyba trudno o lepszego partnera. To wymarzony wzmacniacz dla tych głośników; ma wszystkie atuty, których najbardziej potrzebują. Podobnie C.E.C. CD5 i okablowanie Hijiri (HCI/HCS/Nagomi) – stawiają na klarowność i przejrzystość brzmienia.

 

024 029 Hifi 02 2022 001

 

Od 5 kHz w górę.
 
 


Wrażenia odsłuchowe
Niewiele kolumn zaznacza swój charakter równie mocno, jak Wharfedale Evo 4.3. Muzyka nagrana na płycie to dla nich punkt wyjścia. Jak mąka, woda, drożdże i sól dla chleba. Można jednak dodać inne składniki i otrzymać smaki biegunowo od siebie oddalone. Wharfedale sypie przyprawy hojną ręką, tworząc w ten sposób własny przepis na brzmienie.
Ale czy na pewno własny? Wystarczy kęs ulubionego albumu i staje się jasne, że gdzieś to słyszeliśmy. Nie „coś podobnego”, ale kropka w kropkę to samo. Wharfedale bowiem nie eksperymentuje, ale sięga po sprawdzoną recepturę: kwintesencję „lampowego brzmienia” w wydaniu bezkompromisowym, czyli… pełnym kompromisów.

 

024 029 Hifi 02 2022 001

 

1,5kHz – 5 kHz.
 
 


W przypadku wzmacniaczy – koniecznych, tutaj zastosowanych świadomie, w jednym celu. Ten świat dźwięków stanowi dla części słuchaczy kwintesencję piękna. Jeżeli ktoś kochał kilkunastowatowe piecyki Audio Innovations czy Unison Research, łezka mu się w oku zakręci. Bo faktycznie to estetyka, która dzieli repertuar na urzekający i odpychający. Pokazuje jedne rzeczy w niepowtarzalnej, wręcz magicznej atmosferze, drugie zaś… pomińmy milczeniem.
Dźwięk wypełnia ciepło; można grzać przy nim uszy i dłonie. O ciężkim łojeniu, koncertach rockowych, w ogóle nagraniach, których agresja ma uwalniać w słuchaczu adrenalinę, pisać nie wypada. Ale skoro wymieniliśmy marki wzmacniaczy, to każdy doświadczony audiofil wie, że tylko dziwak będzie na nich słuchać łomotu. Z Wharfedale’ami dzieje się podobnie. Nie to, że zbraknie basu, bo kolumny wprawdzie nie mają go wiele; nie grzeszy też głębią ani szybkością, ale też bez przesady – jego obecność jest w paśmie zaznaczona, a w akustycznym jazzie kontrabas potrafi „pociągnąć”, jak trzeba. Inna sprawa, że przy okazji może wydłużyć wybrzmienie, ale przecież lampa też tak miała. Szybkie i konturowe niskie tony pasowałby więc jak pięść do nosa.

 

024 029 Hifi 02 2022 001

 

1,5kHz – 5 kHz.
 
 


Dynamika też nie jest rockowa ani symfoniczna. Powiedziałbym wręcz, że kameralna, skupiona na małych kontrastach. Gdzie się zatem podziało głośne granie i ściana dźwięku? Głupie pytanie. Przecież mówiłem, że nie wypada pisać.
Wyrazistość – i tu jest zagwozdka, ponieważ nie da się jej ocenić jednoznacznie. Ona „występuje”, a nie jest na stałe przyspawana do tego, co obserwujemy w nagraniu. I tu dochodzimy do sedna. Bo kiedy się już zdecyduje na występ, to daje prawdziwy koncert. Musi jednak przyjść i wena, i ochota. Tutaj dokładnie sprawdzają się przewidywania związane z zastosowanymi przetwornikami. Robią to, co potrafią najlepiej.
Słuchamy muzyki akustycznej, jazzu, klasyki itp. Składów raczej małych, choć można i symfoniki, o ile skupimy się na barwie, a nie dynamicznych eksplozjach, których po prostu nie będzie. Za to barwa – uch… klarnety, saksofony i wiolonczele to samo gęste. Mięsiste, gorące, ale też dźwięczne. Naprawdę urzekające i niezapomniane doświadczenie. W ogóle średnica jest tak lampowa, że lampki w preampie Sphinksa musiały z radości podskakiwać. Poczuły się zapewne ważne, jakby dostały awans. Można lepiej? Nie można. Jest jednak obszar, w którym kopułka pokazuje swój charakter, za który jedni ją pokochają, a inni znienawidzą.

 

024 029 Hifi 02 2022 001

 

Od 1,5 kHz w dół.
 
 

To bardzo wysoka średnica i niska góra, czyli terytorium, na którym królują sybilanty, talerze perkusji, błyszczą dęte blaszane. To szczyty tonów podstawowych, wytwarzanych przez metal i ludzki głos, a także początek alikwotów. Tam w Evo 4.3 pojawia się nosowość, a z artykułowanego „s” robi się „f”. Czyli mamy „kocyk”. Znacie ten efekt z niektórych lamp? Tu udało się go powtórzyć bez pudła. Z tą jednak różnicą, że w pewnym momencie obowiązki przejmuje AMT, który wnosi bogactwo, precyzję, przejrzystość i martwą ciszę tła. Czyli wszystko, co stanowi o jego klasie. To dlatego talerze zabrzmią matowo, a mały dzwoneczek odezwie się z kryształowym blaskiem i wibrującą jędrnością. Paradoks? Gdzie tam.
Czy można było uniknąć nosowości? Jak najbardziej: wystarczyło zestroić AMT niżej, tyle że wtedy diabli by wzięli ten klarnet, co łzy z oczu wyciska.
Jak by pozornych paradoksów było mało, dodajmy przestrzeń. W „niewłaściwym” materiale będzie ściśnięta; we „właściwym” wybuchnie i wypełni pokój po brzegi. Skąd się to bierze? Jedna lampa raczy wiedzieć, bo ma tak samo.

 

024 029 Hifi 02 2022 001

 

Od 1,5 kHz w dół.
 
 


Konkluzja
Z powyższych obserwacji płyną dwa wnioski. Pierwszy: słuchamy tylko „właściwej” muzyki, czyli takiej, dla której kupowaliście wcześniej wzmacniacze Unisona. Drugi: tych kolumn się nie ocenia, bo są dla ludzi, którzy wiedzą, czego poszukują. A jest ich więcej, niż się wydaje i nie mają dla siebie zbyt wielu propozycji.
Punkty wystawię, bo muszę. Choć wiem, że nie wypada.

 

024 029 Hifi 02 2022 001

 

Wharfedale Evo 4.3
 
 

 

wharfadle evo 4.3

 

Maciej Stryjecki
Źródło: HFM 02/2022