HFM

artykulylista3

 

JBL Studio Monitor 4309

024 029 Hifi 12 2021 008Miłośnicy dobrego brzmienia systematycznie wymieniają systemy na coraz lepsze i droższe. A dlaczego prawie nikt nie decyduje się na prawdziwie radykalne posunięcie i kupno sprzętu profesjonalnego?

Przecież słuchanie muzyki na urządzeniach, których używano w studiu, powinno być prostą drogą do osiągnięcia audiofilskiego ideału. Dlaczego więc omijamy sprzęt profesjonalny szerokim łukiem?

 


Przyczyn może być kilka, ale – moim zdaniem – po prostu lubimy być… oszukiwani. Większość ludzi bezkrytycznie przyjmuje obietnice polityków w trakcie kampanii wyborczych. Wierzy w reklamy i w nierzadko sprzeczne informacje serwowane przez media, w tym społecznościowe. Otaczająca nas rzeczywistość jest przez nie w znacznym stopniu kreowana i faktycznie trudno się zorientować, co jest prawdą, a co jej daleko idącą „interpretacją”. Wróćmy jednak na nasze podwórko.
Audiofile i melomani lubią drobne przekłamania. Szczególnym powodzeniem cieszą się wzmacniacze lampowe, które jak wiadomo, generują sporo zniekształceń. Ciepło średnicy i słodycz wysokich tonów tak się mają do prawdziwego brzmienia instrumentów, jak amerykański donut do nadwiślańskiego pączka. Każdy z nas kieruje się własnymi upodobaniami i pod ich kątem dobiera sprzęt grający. Prawdopodobnie stąd się właśnie bierze niechęć do urządzeń profesjonalnych. Po prostu boimy się usłyszeć prawdę o ulubionych wykonawcach i nagraniach. Zamiast niej wolimy żyć swoimi wyobrażeniami, a słuchanie muzyki ma przede wszystkim sprawiać przyjemność. I nie ma w tym nic złego.
Uniwersalny wzorzec idealnego brzmienia nie istnieje i trzeba się z tym pogodzić. Nawet muzyka wykonywana na żywo nie spełnia jego kryteriów. Zupełnie inaczej na przykład będziemy słyszeli orkiestrę, siedząc w operze na wysokości sceny, a inaczej na wyższych balkonach. A przecież to to samo pomieszczenie. To może koncerty plenerowe? Niedawno byłem świadkiem występu artystycznego w mojej dzielnicy i po pierwszych minutach z krzykiem uciekłem od tego dudnienia. Nie ma chyba na świecie zestawu stereo, który brzmiałby równie dramatycznie źle, więc z tą muzyką na żywo też trzeba uważać. A nagrania studyjne?
Tutaj wkraczamy na nieco stabilniejszy grunt, choć i na tym terenie można trafić na minę. Niby sprzęt nagraniowy powinien się cechować absolutną przezroczystością, ale gdyby tak było, to wszystkie monitory bliskiego pola brzmiałyby identycznie, a tak przecież nie jest. Poza tym większość zestawów studyjnych to konstrukcje aktywne, a tych rasowy audiofil unika. Gdyby jednak ktoś się odważył poznać prawdę o ulubionych nagraniach, nie będzie skazany wyłącznie na sprzęt dla realizatorów dźwięku i drogie high-endowe wynalazki.
Pomostem łączącym sprzęt profesjonalny z amatorskim jest seria Studio Monitor JBL-a. Kalifornijski gigant w ciągu kilku dekad odcisnął swoje piętno na każdym etapie tworzenia i odtwarzania muzyki, od studiów nagraniowych po koncerty na stadionach. Skoro zatem Amerykanie twierdzą, że zestawy wzorowane na studyjnych nadają się do stosowania w warunkach domowych, to chyba nie ma podstaw im nie wierzyć.

 

 

024 029 Hifi 12 2021 001

 

Podwójne terminale przyjmą
każdy rodzaj końcówek.

 
  

   

 

Budowa
Studio Monitor 4309 jest pomniejszoną i zdecydowanie tańszą wersją modelu 4349. Poza nimi w serii znajdziemy cztery inne konstrukcje, utrzymane w stylistyce „złotych lat stereo”.
Zaraz odezwą się gromkie głosy wytykające, że Studio Monitor 4309 jest konstrukcją pasywną, czyli z zastosowaniami profesjonalnymi ma niewiele wspólnego. Niby racja, jednak na Abbey Road pod numerem 3 na co dzień pracują B&W 800, a lokatorów tego lokalu trudno nazwać amatorami.
O ile większe modele Studio Monitor są dość wymagające w odniesieniu do sprzętu towarzyszącego i portfela, to 4309 spełniają już kryteria „głośników dla ludu”.
Pod względem stylistycznym monitory JBL-a wpisują się w aktualnie obowiązującą modę retro. Za lekko niedzisiejszym wzornictwem kryją się jednak względy praktyczne.
Skrzynie zbudowano z 18-mm płyt MDF i wykończono fornirem. Do wyboru jest naturalny orzech amerykański albo czerń. Do spodu przyklejono jeszcze jeden panel, dodający monitorom lekkości.
Wnętrza wzmocniono w miejscach łączenia płyt, a front i tył dodatkowo spięto sztywną belką. Wszystkie płaskie powierzchnie wytłumiono grubymi płatami watoliny.
Do jasnej wersji producent dołącza maskownice granatowe; do ciemnej – smoliście czarne. Co prawda, do testów trafiła wersja czarna, ale ze zdjęć wynika, że jasny fornir bardziej pasuje do estetyki zestawu. Znakiem rozpoznawczym obu wersji jest natomiast niebieska płyta czołowa, do której przymocowano mid-woofery. To wyraźny ukłon w stronę profesjonalnych monitorów JBL-a, pracujących w studiach kilka dekad temu. Bez względu na kolor obudowy, maskownice osadzono w sześciu ciasnych gniazdach i jeśli miłe Wam paznokcie, pozostawcie je w spokoju. Tym bardziej że grille są neutralne akustycznie, więc nie ma sensu się z nimi szarpać.

 

 

024 029 Hifi 12 2021 001

 

Regulacja wysokich tonów
rodem z lat 70. XX wieku.

 
  

   

 

W górnej części obudowy zieje krater tuby HDI. To autorskie rozwiązanie JBL-a o nazwie High-Definition Imaging. Jego rola polega na kontroli kierunkowości oraz powiększeniu panoramy stereofonicznej do 100 stopni w poziomie i 80 w pionie. Jak deklaruje producent, dzięki temu zabiegowi muzyki będzie mogło słuchać kilka osób jednocześnie, nie tracąc przy tym komfortu odbioru. Jeszcze do tego wrócę.
Na dnie HDI delikatnie połyskuje membrana wysokotonowego przetwornika kompresyjnego 2410H-2 Teonex. Wyposażono go w bardzo lekką polimerową membranę o przekroju w kształcie litery „V”. Powierzchnia drgająca ma średnicę 25 mm, a do napędu wykorzystano silny magnes neodymowy. Cały układ zaprojektowano w ośrodku inżynierii akustycznej w Northridge i można go znaleźć także w kilku innych zestawach JBL-a.
Na wąskim pasku oddzielającym tubę HDI od nisko-średniotonowca umieszczono pokrętło regulacji wysokich tonów w zakresie +/- 1 dB. To rozwiązanie nieczęsto widywane w domowych kolumnach, choć dla wintydżowych monitorów JBL-a stało się niemal znakiem rozpoznawczym. Użycie owego pokrętła nie wpływa dramatycznie na jakość brzmienia, choć może mieć zastosowanie w zbyt jasnym albo nadmiernie wytłumionym pomieszczeniu. W moim przypadku pozostawało w pozycji zerowej.
Pod maskownicą pracuje 16,5-cm przetwornik nisko-średniotonowy JW165P-4. Sztywną membranę z czystej pulpy celulozowej uformowano w charakterystyczne koncentryczne fałdy. Głośnik opiera się na odlewanym koszu, przykręconym do obudowy czterema śrubami wpuszczanymi w nagwintowane tuleje. Układ drgający napędza potężny magnes o średnicy 11 cm.
W dolnych rogach przedniej ścianki wyprowadzono wyloty dwóch tuneli bas- refleksu. Z uwagi na niewielką głębokość obudów, wewnątrz wygięto je do góry na podobieństwo fajkowych cybuchów.
Rozbudowaną zwrotnicę ulokowano bezpośrednio za głośnikiem wysokotonowym. Jako że nie znalazłem bezinwazyjnego sposobu na oderwanie go od obudowy, zamiast zwyczajowego opisu musicie się zadowolić zdjęciem dostarczonym przez producenta. Z udostępnionych informacji wiadomo, że pasmo jest dzielone dość nisko, bo przy 1600 Hz.
Zanim przejdziemy do opisu wrażeń odsłuchowych, garść uwag natury użytkowej.

 

 

024 029 Hifi 12 2021 001

 

Zwrotnica.
 
  

   

 

Ustawienie
Pomimo kompaktowych gabarytów JBL-e 4309 są dość ciężkie. Niewielka głębokość obudowy i wyloty bas-refleksu z przodu mogą skłaniać do postawienia ich na regale między książkami, ale to nie najlepszy pomysł. Monitory potrzebują wokół siebie sporo miejsca, a to może zapewnić tylko ustawienie na podstawkach. Zresztą, producent wyraźnie zaleca użycie do 4309 60-cm stendów, o meblościance z kryształami nie wspominając nawet mimochodem.
Warto rozwiać ewentualne wątpliwości, dotyczące szerokiego „sweet spotu”. Poszukując w internecie informacji na temat głośników JBL-a, można się natknąć na opinie, że równocześnie dwie, a nawet trzy osoby mogą usiąść obok siebie i będą tak samo odbierały muzykę. Autorzy powyższych stwierdzeń 4309 oglądali zapewne tylko na zdjęciach, ponieważ w rzeczywistości sprawy wyglądają zgoła inaczej. Duże kąty promieniowania oznaczają szeroką i wysoką scenę, odbieraną w punkcie najlepszego odsłuchu, a nie możliwość zajmowania dowolnego miejsca w trakcie słuchania muzyki. Innymi słowy, zewnętrzne krawędzie panoramy stereofonicznej sięgają daleko poza fizyczne ustawienie monitorów, a wiele instrumentów odzywa się wysoko nad linią łączącą głośniki. Czyli w zasadzie trzy osoby faktycznie mogą słuchać JBL-i jednocześnie, ale muszą sobie siedzieć na kolanach.
A jak brzmienie amerykańskich monitorów ma się do sprzętu studyjnego?
Jak wspomniałem, monitory profesjonalne powinny być maksymalnie neutralne i przezroczyste. Taki właśnie stara się być JBL 4309 i znakomicie mu to wychodzi.

 

 

024 029 Hifi 12 2021 001

 

Wyloty bas-refleksu z przodu
ułatwią ustawienie w mniejszym
pomieszczeniu.
 
  

   

 

Wrażenia odsłuchowe
Ogólny charakter amerykańskich monitorów leży dokładnie pośrodku wirtualnego miernika barw. Brzmienie nie jest ani ocieplone, ani odczuwalnie schłodzone. Kompresyjny przetwornik w tubie HDI udało się płynnie zintegrować z nisko-średniotonowym, a całe pasmo jest wolne od podbarwień. Monitor ciągnie równo od samego dołu aż do górnej granicy słyszalności, a pewnie jeszcze wyżej. Warto dodać, że 4309 z wdzięcznością przyjmą impulsy płynące z mocnego wzmacniacza, ale większość informacji jest dostępna  już przy normalnych poziomach głośności. Podkręcanie potencjometru nie wydobywa nowych szczegółów z tła, lecz podkreśla te istniejące. Zobaczmy zatem, jak amerykańskie monitory sprawdzą się z zestawem płyt testowych.
A może raczej: jak testowe nagrania sprawdzą się w konfrontacji z monitorami JBL-a. I już na wstępie czeka nas pierwsze zaskoczenie.
W klasyce 4309 okazują się dalekie od piętnowania technicznej strony albumów. Być może wynika to z ich wysokiego poziomu, ale umieszczając w odtwarzaczu kolejne krążki, nie robiłem tego jedynie z obowiązku. W muzyce słychać nawet detale zwyczajowo pochowane na trzecich planach, choć monitory serwują je bez ostentacji. Budowa sceny zmienia się wraz ze zmianami pomieszczeń, w których rejestrowano materiał, a na głośnikach wyraźnie „słychać” ich gabaryty. Bez trudu można wyczuć wysokie sklepienia kościołów i obecność bocznych ścian odbijających dźwięki. W realizacjach studyjnych muzycy lokowali się szeroko na linii bazy, z drugimi i trzecimi planami wyraźnie z tyłu i na podwyższeniu. Czyli tak, jak w trakcie wykonywania utworów.

 

 

024 029 Hifi 12 2021 001

 

W czarnym wykończeniu
i z założonymi maskownicami monitory
wyglądają trochę tajemniczo.

 
  

   

 

Przejście do repertuaru jazzowego nie wniosło istotnych zmian do tego obrazu, poza różnicą w budowie sceny. Z uwagi na fakt, że przeważnie grały składy kilkuosobowe, separacja instrumentów oraz ich lokalizacja odznaczały się wysoką precyzją; bez grania plamami ani przenikania konturów. Natomiast prawdziwą niespodziankę sprawił mi krążek „The Time” tria Możdżer, Danielsson, Fresco. Pod względem muzycznym trudno tej płycie cokolwiek zarzucić, natomiast brzmieniowo jest dziwnie wynaturzona. O ile średnica i góra pasma trzymają wysoki poziom, to efekt psuje kontrabas wielkości lokomotywy. Sięgam po ten krążek rzadko i w zasadzie tylko po to, by się utwierdzić w przekonaniu o jego felerze, jednak na JBL-ach zabrzmiał bardzo dobrze, bez strun grubości lin okrętowych. Hm, może faktycznie nagranie jest poprawne, a ja do tej pory miałem do czynienia z przekłamanym dźwiękiem? Trzeba się będzie pochylić nad tym zagadnieniem.
Kolejny etap muzycznej podróży powinien wzmóc czujność miłośników rocka. JBL-a są znane z sympatii do tego repertuaru i model 4309 nie stanowi wśród nich wyjątku. Pod jednym wszakże warunkiem. Potrafi zachwycić pełnym, rasowym brzmieniem tylko, jeśli wcześniej realizator przyłożył się do swoich obowiązków. Pink Floyd razem i osobno, Peter Gabriel czy Yes potwierdzili umiejętności mistrzów konsolety, ale kiedy sięgnąłem po kilka albumów spoza testowego kanonu, przypominało to spacer po kruchym lodzie. A już prawdziwą katastrofę wywołały nagrania koncertowe.

 

 

024 029 Hifi 12 2021 001

 

JBL Studio Monitor 4309
 
  

   

 

O ile występy gigantów jazzu – rejestrowane w klubach i dużych salach – broniły honoru gatunku, o tyle w przypadku zespołów rockowych wyglądało to wręcz dramatycznie. Weźmy na przykład słynny album „Made In Japan” Deep Purple. Ostro, jazgotliwie, a na scenie bałagan. Słowem: masakra. Jeżeli dodać to tego kompresję dynamiki, to po prostu nie da się tego słuchać. Zbita dźwiękowa klucha z gwoździami. I nie myślcie, że nie lubię Purpli. Tej płyty mogę słuchać w kółko, a riff otwierający „Smoke on the Water” mam ustawiony jako dzwonek w telefonie. I zażyczę sobie zagrania tego numeru w całości na pogrzebie.
To może honor obroni „Alchemy” Dire Straits? Nic z tego. Zamiast porywającego grania, jakieś smętne brzdąkanie z wycofanym dołem i środkiem ciężkości przesuniętym w stronę wysokich tonów. A jeszcze przed chwilą był to album zajmujący szczególne miejsce w mojej płytotece i jedna z dziesięciu płyt, które zabrałbym na bezludną wyspę.
I tak dalej, i tak dalej… Nieco optymizmu tchnął koncertowy album Phila Collinsa, ale to zbyt mało, jak na określenie brzmienia rockowych występów mianem „akceptowalnego”.
Skoro na ten temat można spuścić zasłonę milczenia, to czy wszystkie współczesne płyty live brzmią równie źle? Otóż nie, a dowodem było podwójne wydawnictwo z filmową muzyką Hansa Zimmera, zarejestrowane w maju 2016 roku w praskiej O₂ Arenie. Zupełnie inna muzyka, zupełnie inny skład i zupełnie inna jakość brzmienia. Dźwięk był świetny, a w porównaniu z poprzednikami była to istna przepaść. Szeroka scena bez trudu pomieściła wieloosobową orkiestrę i chór, zaś przestrzeń, detaliczność i dynamika nie ustępowały najlepszym produkcjom z audiofilskich wytwórni. Można za taką muzyką nie przepadać, ale tę płytę trzeba mieć choćby po to, żeby otwierać uszy niedowiarkom.

 

 

024 029 Hifi 12 2021 001

 

Orzechowa okleina wygląda bardzo stylowo.
 
  

   

 

Konkluzja
Monitor Studio 4309 nie są idealnymi głośnikami dla każdego, bo ideały nie istnieją. Są to jednak jedne z najbardziej wartościowych zestawów w swoim segmencie cenowym. Zmanierowani audiofile będą kręcić nosem, że to „tylko JBL”, a nie produkt którejś z niszowych manufaktur, ale skoro wolą żyć w świecie iluzji, ich wybór. Jeżeli chodzi o mnie, to w pełni się do 4309 przekonałem.
 

 

 

jbl studiomonitor4309

 

Mariusz Zwoliński
Źródło: HFM 12/2021