HFM

artykulylista3

 

Spendor SP100R2

52-57 07 2011 01SP100R2 kończy klasyczną serię Spendora. Jego korzeni można się dopatrywać w konstrukcji BBC LS5/5 B. Zamiast bekstrenowego przetwornika średniotonowego montowano w niej polipropylenowy, a obudowę wykańczano naturalną okleiną z drewna tekowego. Tę samą konstrukcję Alan Shaw wskazuje jako protoplastę topowych Monitorów 40.1, będących w katalogu Harbetha bezpośrednim odpowiednikiem SP100. Trop więc wydaje się dobry.

Wkatalogu Spendora SP100R2 miały kilku poprzedników. Od 1973 roku firma produkowała monitory BC3, które w 1989 ewoluowały do przejściowego modelu S100.

Ten w 1994 roku zastąpiły SP100, które praktycznie w niezmienionej formie pozostawały w ofercie aż do czasów nam współczesnych. Pierwsza oficjalna wzmianka o SP100R2 pojawiła się w styczniu 2010, ale do produkcji monitory weszły dopiero w drugiej połowie ubiegłego roku. Wcześniej była jeszcze dostępna wersja R, ale dość szybko zastąpiono ją R2. Nie dlatego, że była nieudana, bo coś takiego jak nieudane SP100 w przyrodzie nie istnieje, ale po prostu ze względu na ujednolicenie oferty. W całej serii Classic wymieniano kopułki wysokotonowe i nie było powodu, żeby tej zmiany nie wprowadzić również we flagowcu.

Flagowiec
A propos tego określenia, SP100 praktycznie od początku istnienia brytyjskiej wytwórni pełniły rolę modelu topowego. Firmie zdarzały się głośniki większe i droższe, ale to właśnie SP100 przyjęło się uważać za ukoronowanie jej dokonań i wyznacznik kolejnych etapów rozwoju. Nie mogło być zresztą inaczej, skoro ortodoksyjni audiofile kojarzą Spendora głównie z linią Classic.
Bazuje ona na rozwiązaniach i pryncypiach projektowych sformułowanych w latach 60. i 70. przez inżynierów prowadzących badania pod egidą i na koszt BBC. Wtedy właśnie ustalono proporcje i sposób montowania obudów, zwrócono się w stronę miękkich materiałów na membrany i określono metody strojenia filtrów. Przez dekady modyfikacjom ulegały różne detale konstrukcyjne; nie ignorowano także postępu w dziedzinie technologii materiałowej. Zmiany wprowadzano jednak z rozwagą, stroniąc od pogoni za nowinkami. Dość powiedzieć, że o ile w SP100R2 głośniki średnioi wysokotonowy są jak najbardziej współczesne, to bekstrenowy woofer pamięta czasy pierwszej płyty Led Zeppelin. Już na tym prostym przykładzie widać, że opinia o brytyjskim przywiązaniu do tradycji nie wzięła się znikąd. A przecież to dopiero początek związków SP100R2 ze starymi czasami.
Konserwatywne do szpiku kości są proporcje skrzynek. Do tego stopnia, że zupełnie nie pasują do współczesnych standardów estetycznych, a kolumny już w dniu zakupu wyglądają, jakbyśmy je przytargali ze strychu. Czy to źle? Przeciwnie, mają dzięki temu masę archaicznego wdzięku, podobnie jak Jaguar XJS – zupełnie niedzisiejszy, a mimo to wzbudzający zainteresowanie i szczerą sympatię. Stawiając SP100 w salonie, na pewno nie zostaniemy uznani za bezrefleksyjnych niewolników mody. Jeżeli jeszcze rzucimy mimochodem: „nic nie starzeje się szybciej niż nowoczesność”, możemy naprawdę zaintrygować towarzystwo.
W tym kontekście wypada jedynie żałować, że stolarz dostarczający Spendorowi obudowy miał tym razem słabszy dzień. Recenzowane wcześniej SP2/3R2 i SP3/1 wyglądały świetnie. Pierwszorzędnej jakości fornir leżał idealnie, a lakier pięknie podkreślał naturalny rysunek drewna. W opisywanych SP100R2 na przednich ściankach widać delikatne smugi. Na dźwięk, co prawda, nie wpływają, ale i tak wypadało się bardziej postarać. W końcu to model szczytowy i powinien oferować szyk i prezencję nie gorszą od stojących niżej w hierarchii. Prawdopodobne wydaje się wyjaśnienie, że obudowa została polakierowana zgodnie ze sztuką, tyle że zbyt wcześnie założono na nią maskownice. Spendor wyraźnie zaleca słuchać SP100R2 z zamocowanymi „grillami”. Ponoć nie tylko są przeźroczyste dla dźwięku, ale wręcz poprawiają charakterystyki kierunkowe. Nie bez znaczenia jest również fakt, że kolumny lepiej w nich wyglądają. Ścianki otaczające front nieco przed niego wystają, tworząc ramkę. Zamocowane maskownice uzupełniają bryłę, tworząc z obudową jednolitą płaszczyznę. Bez nich monitor wygląda, jakby czegoś w nim brakowało.
Poza drobnym mankamentem w postaci smug opisywanym Spendorom nic nie dolega. Więcej, ciemnoorzechowy fornir (określany mianem rosenut) je wyszczupla, dzięki czemu prezentują się całkiem... Nie, określenie „zgrabnie” mimo wszystko nie będzie adekwatne. Można natomiast powiedzieć, że nie przytłaczają wyglądem. W pomieszczeniu od 25 metrów wzwyż nie powinny stanowić zgrzytu estetycznego. Przy okazji warto wspomnieć, że SP100R2 są wyraźnie mniejsze od swojego odpowiednika w katalogu Harbetha – Monitor 40.1. Przetwornik basowy w jednych i drugich ma 30 cm średnicy, ale skrzynia w Spendorach jest w każdej płaszczyźnie o kilka centymetrów mniejsza. Razem składa się to na całkiem wyraźną różnicę i jeżeli dla kogoś Harbeth okaże się zbyt duży, to nie powinien automatycznie odrzucać Spendora.
Układ głośników również sprzyja estetyce SP100. Wysokotonową kopułkę umieszczono w nich pomiędzy wooferem a średniotonowcem, co wymusza zastosowanie wyższych podstawek. Całość nie jest tak przysadzista jak w M40.1, choć z kolei te drugie wyglądają bardziej rasowo i bezkompromisowo. Co kto lubi. Oba są tak samo śliczne.

52-57 07 2011 02     52-57 07 2011 08     52-57 07 2011 09

Budowa
SP100R2 są konstrukcją trójdrożną, trzygłośnikową, ogromną jak na standardy monitora. Wysokie tony odtwarza 22-mm kopułka Seasa. Ma jedwabną membranę, szeroki resor i neodymowy magnes. Znajdziemy ją we wszystkich pozostałych modelach Classic R2. Średnicę pasma powierzono głośnikowi ep38, będącemu własnym opracowaniem Spendora. Jego membranę wykonano z polipropylenu, a w centrum zamontowano metalowy korektor fazy, który chłodzi cewkę i wygładza charakterystykę fazową i częstotliwościową w pobliżu częstotliwości podziału. Producent podaje, że ep38 ma średnicę 18 cm, ale to nazbyt optymistyczne słowa. Bliższe rzeczywistości będzie stwierdzenie, że to szesnastka, podobna do tej montowanej w niewielkich SP3/1.
Za dół pasma odpowiada 30-cm woofer z membraną zmodyfikowaną w stosunku do poprzednika. Jej przednią część powleczono cienką warstwą celulozy, przez co przestała się błyszczeć i stała się dyskretnie satynowa. Tylną powierzchnię wytłumiono wielowarstwowym elastomerem. Głośnik jest wielki, ciężki i wspiera się na solidnym koszu, na którego front zachodzi górne zawieszenie. Jego wklęsły fałd jest dosyć szeroki, co sugeruje przystosowanie do pracy ze sporym wychyleniem. Nie będzie jednak takiej potrzeby. Tak dużemu głośnikowi wystarczy ledwie drgnąć, żeby wytworzyć basową falę o dużym natężeniu.
W porównaniu z bazowymi SP100 modyfikacjom uległa także zwrotnica. Zmontowano ją na płytce drukowanej, której układ ścieżek poprawiono pod kątem mniejszych strat sygnału. Zmieniono ustawienie cewek, co przeciwdziała niepożądanym modulacjom pola magnetycznego, i zastosowano nowe kondensatory polipropylenowe Clarity Cap. Popracowano też nad liniowością fazy, w efekcie czego filtr ma nie tylko płynniej integrować przetworniki, ale też zapewniać najlepsze z dotychczasowych wrażenia przestrzenne. Ta druga cecha wydaje się tym cenniejsza, że duże obudowy nie będą sprzyjać znikaniu monitorów z pomieszczenia. Nowa zwrotnica ma im w tym pomóc, a przy okazji sprawniej się chłodzić i nie wprowadzać zniekształceń nawet przy wysokich poziomach głośności. Niezakłócony transfer subtelnych detali ma ułatwić wewnętrzne okablowanie ze srebrzonej miedzi o wysokiej czystości.
Inaczej niż w SP100 gniazda umożliwiają tylko bi-wiring. Wcześniej kolumny można było zasilać nawet trzema końcówkami stereo albo sześcioma monoblokami. Podobno byli tacy, którzy nie szczędzili funduszy, by skorzystać z tej opcji. Terminale są złocone i dobrej jakości, choć to nie żadne mecyje w rodzaju WBT Nexgen. Wystają prosto z obudowy, więc kable instaluje się wygodnie, niezależnie od typu końcówek. Mogą być banany, widełki albo gołe druty. Co tam kto akurat ma pod ręką.
SP100R2 są układem typu bas-refleks. Do strojenia wykorzystano dwa formowane ciśnieniowo tunele, których kształt dobrano pod kątem bardziej efektywnego wypychania powietrza na zewnątrz i uniknięcia turbulencji w czasie pracy z dźwiękiem o dużym natężeniu. Ich umieszczenie z przodu powinno ułatwić ustawienie głośników. Teoretycznie powinny być mniej wrażliwe na odległość od tylnej ściany.
Skrzynia jest bardzo nietypowa nie tylko ze względu na proporcje. Zgodnie z wytycznymi BBC złożono ją z płyt o zróżnicowanej grubości i gęstości (MDF i HDF). Góra i spód są cienkie, boki grubsze, a najsolidniejsze front i tył. Warto dodać, że deska frontowa została pogrubiona dopiero w modelu R2. Dzięki temu zabiegowi oraz zoptymalizowanemu rozłożeniu substancji tłumiących poprawie mają ulec kontrola basu i czystość średnicy pasma.
Tak jak pozostałe Spendory z linii klasycznej, SP100R2 są wykończane naturalnymi fornirami. Do wyboru przewidziano orzech, czereśnię i tradycyjną czerń.
Nowy głośnik wysokotonowy oraz szereg mniejszych i większych ulepszeń powinny się przełożyć na efekt brzmieniowy. Niezależnie od tego, szczytowe Spendory pozostają produktem nietuzinkowym, intrygującym i wartym poznania. To w końcu przykład starej szkoły budowania głośników do domu i do studia. W dodatku w najlepszym wydaniu.

52-57 07 2011 03     52-57 07 2011 04

Konfiguracja
Spendor zapewnia, że SP100R2 poprawnie współpracują z każdym wzmacniaczem – od mocnego tranzystora po najbardziej egzotyczną lampę. Te deklaracje znajdują odzwierciedlenie w parametrach. Impedancja nominalna wynosi 8 omów, a minimalna 5,5 oma, co oznacza bardzo wyrównany przebieg. Efektywność to więcej niż przyzwoite 89 dB/W. Rzeczywiście, SP100R2 powinny się okazać wyjątkowo kompatybilne i na pewno trudniejsze od znalezienia dla nich wzmacniacza będzie uzyskanie od żony pozwolenia na zakup. Jeżeli chodzi o charakter brzmienia towarzyszącej elektroniki, to warto sięgać po urządzenia grające neutralnie, przejrzyście, nie nadmiernie miękkie czy rozwleczone w basie. Duży bekstrenowy woofer musi dostać wzmacniacz, który go złapie za membranę i zmusi do posłuszeństwa. Stereotypową lampę i kluskowaty solid state sugeruję sobie darować. Poza tym – żadnych przeciwwskazań.
Spendor zazwyczaj dobrze gra z Naimem i takie zestawienie warto wypróbować na starcie. Na pewno dogada się też z Makiem MA7000 i Accuphase’em E-560. Z mniejszymi modelami obu marek raczej zagra dobrze, ale pewnie nie aż tak. Z Krellem S300i byłbym ostrożny, bo może się zrobić za ciepło. Lepiej sięgnąć po coś bardziej oziębłego ze starszych linii.
W teście SP100R2 pracowały zasilane końcówką mocy ModWright KWA 150 SE z przedwzmacniaczem BAT VK-3iX SE. Źródłem sygnału były odtwarzacze Soulution 540, dCS Puccini i Accuphase DP-500. Monitory stanęły na podstawkach pożyczonych od Harbethów Super HL5; wysokość około 40 cm pasowała jak ulał. Pewne oparcie zapewniały elektronice stoliki Sroka i Stand Art STO MkII. Okablowanie głośnikowe to Fadel Coherence, a sygnałowe – Tara Labs ISM Onboard The 0,8 i Fadel Aphrodite. Prąd filtrował Gigawatt PC-3 SE, a przesyłały sieciówki Harmonix X-DC350 Studio Master, Acrolink PC6100 i Gigawatt LS-1. Całość grała w pokoju o powierzchni 16,5 m2 i choć może nie było idealnie, to dźwięk się pomieścił.

Reklama

Wrażenia odsłuchowe
Charakter Spendora uchwycić dosyć łatwo. Zresztą, już patrząc na miękkie przetworniki, spodziewamy się dźwięku będącego pochodną użytych w nich materiałów. Oczywiście to postrzeganie czysto intuicyjne i wcale nie musi być prawdziwe. Nie jest jednak pozbawione sensu. Producenci nie po to sięgają po polipropylen, żeby uzyskać brzmienie kliniczne, twarde, na granicy ostrości. Spendor nie stanowi w tym względzie wyjątku. Jego monitory grają miękko, ciepło i przyjaźnie. Zanim jednak uzyskamy dobry efekt, warto się uzbroić w cierpliwość i poświęcić trochę czasu na wygrzewanie i prawidłowe ustawienie. Fabrycznie nowe SP100R2 grają tak sobie. Nie najgorzej, bo daje się ich słuchać od razu, ale też nie doprowadzają nas swoim dźwiękiem do ekstazy. Potrzeba przynajmniej trzech tygodni, żeby podzakresy zaczęły się „układać” i dwóch, trzech miesięcy, żeby wszystko zaczęło naprawdę działać. Jeżeli komuś to nie przeszkadza, niech kupuje nowe, ale warto zapytać w sklepie, czy nie mają zadbanej wygrzanej pary. W takim przypadku jeszcze tego samego wieczoru będzie się można cieszyć muzyką. Oczywiście pod warunkiem, że nie pójdziemy na łatwiznę i zadbamy o ustawienie. Mimo ulokowania wylotów bas-refleksu z przodu, SP100R2 okazują się wrażliwe na odległość od tylnej ściany. W niewielkim pomieszczeniu ten parametr staje się krytyczny i decyduje o tym, czy uzyskamy dźwięk zrównoważony i czysty, czy też zdominowany przez niskie tony. W dużym salonie będzie łatwiej, ale odradzam pozostawienie tej kwestii przypadkowi. Duże Spendory grają ładnie w wolnej przestrzeni, czyli minimum metr od każdej ściany. Wsparcie powierzchni odbijającej czy rogu pokoju nie jest potrzebne. W specyficznych warunkach może się to, oczywiście, zmienić, ale generalnie 30-cm woofer do słabowitych nie należy i w większości sytuacji poradzi sobie bez pomocy.
Spendory nie należą za to do głośników wybrednych pod względem repertuarowym. Klasyka, muzyka wokalna czy rockowe koncerty unplugged to ich środowisko naturalne, ale równie dużo frajdy potrafią zapewnić w starym rocku, hip-hopie czy elektrycznym jazzie. Wspomniany Led Zeppelin zagrał przekonująco – mocno i z pewnym oparciem w niskich częstotliwościach.„Heligoland”MassiveAttack – niepokojąco, chwilami szorstko i ciemno, a Eminem rytmicznie i z energią w basie. Niby dało się wyczuć w dźwięku element ciepła, ale nie przeszkadzał on w słuchaniu. Ostrzejszym nagraniom wychodził nawet na zdrowie. Można było dłużej posłuchać i się nie zmęczyć.
Barwa średnicy to tradycyjny atut przetworników na bazie polipropylenu. Jest naturalna, gładka i łatwa w odbiorze. Podejrzewam, że za ocieplenie odpowiada bekstrenowy woofer. Podobny średniotonowy przetwornik w SP3/1 grał neutralnie. We flagowych monitorach brzmienie zostało dociążone, a niskie częstotliwości zaznaczają się wyraźniej. Z jednej strony – wreszcie nie musimy się domyślać, co jeszcze zapisali realizatorzy płyt z muzyką elektroniczną; z drugiej – miękki charakter basu powoduje ocieplenie środka pasma. Efekt będzie z pewnością mniej zauważalny w dużym pokoju. Dźwięk stanie się lżejszy i bardziej klarowny, nie tracąc wypełnienia. 25 – 35 metrów wydaje się w tym przypadku powierzchnią optymalną, chociaż z nagłośnieniem znacznie większych salonów również nie będzie problemu. Na pewno też nie będziecie potrzebować subwoofera, bo Spendor ma bas jak dzwon. Może nie najszybszy, może nie wybitnie konturowy, ale mocny, pewny, a gdy trzeba – dosadny. Co ciekawe, nawet w 16,5 metrach się nie wzbudzał i nie wpadał w niekontrolowane rezonanse, chociaż realizatorzy albumów z elektroniką lubią syntetyczne brzmienia o częstotliwościach bliskich progu słyszalności. Ze Spendorem zabawa jest podwójna, bo nie dosyć, że basisko słychać wyraźnie, to jeszcze odczuwa się je ciałem. SP100R2 potrafią uderzyć perkusyjną stopą, zagrzmieć kotłami w orkiestrze albo pulsować gęstym bitem. Słuchanie na nich audycji „Pozykiwka” nadawanej w sobotnie wieczory w radiu Kampus (prowadzący ma gust i nosa do nowości) to nie tylko odsłuchowo, ale i fizycznie satysfakcjonujące doznanie. Posiadacze smukłych dwudrożnych kolumienek mogą o nim tylko pomarzyć. Okazuje się, że bekstrenowe woofery wcale nie są tak bardzo retro, jak można by się spodziewać. Sprawdzają się z repertuarem, o którym ich projektanci cztery dekady temu nie mieli nawet pojęcia.
Z SP100R2 jest jednak inny kłopot. Jeśli podejść do nich analitycznie i zastosować standardowe kryteria oceny, to wcale nie wypadają rewelacyjnie w każdej kategorii. Już sam fakt, że ocieplają barwę, a bas jest obfity, choć niekoniecznie konturowy, każe je określić jako nie do końca neutralne, mające własny charakter, zmieniające coś w muzyce. Tylko zastanówmy się, czy w ogóle istnieją kolumny całkiem wolne od podbarwień, neutralne i przeźroczyste jak woda? Nie wydaje mi się. Każde coś zmieniają. Różnica sprowadza się do tego, co, w jakim stopniu i czy nam się to podoba. Te szybkie, analityczne, z wyeksponowaną górą mogą popadać w rozjaśnienie. Trzeba je ocieplić wzmacniaczem i kablami, żeby dźwięk odzyskał pełnię. Inne, technologicznie zaawansowane niczym kwantowy komputer, nie zawsze chcą pokazać muzykę. Oszałamiają w pierwszej chwili, robią wrażenie, ale kiedy zabieramy je do domu i chcemy w spokoju posłuchać, okazuje się, że nie jesteśmy godni. Głośnik zamiast po prostu grać, zaczyna nas traktować z góry, wytwarzając dystans, który trudno przełamać. Ale są też głośniki obiektywnie niedoskonałe, z którymi podobnych problemów nie ma. Takie, które sprawiają, że zaraz po przyjściu do domu chcemy włączyć system. Nie stwarzają sztucznej bariery. Nie selekcjonują płytoteki. Przymykają oko na niedoskonałości sprzętu, a eksponują jego zalety. Same niedoskonałe, są bardziej wyrozumiałe dla otoczenia. Takie były niezapomniane Avance Omega 503, takie są Audio Physiki Tempo VI, Harbethy Super HL5 i... znalazłoby się jeszcze wiele innych. Takie też są Spendory SP100 w starych i nowych odsłonach. Trochę starodawne, trochę z innej epoki, ale bezproblemowe i dobre do długiego słuchania. Człowiek przestaje się kręcić i szukać nie wiadomo czego. Siada spokojnie w fotelu z filiżanką herbaty w dłoni, naciska „play” i słucha. Bez nerwowego przełączania ścieżek, bez regulowania głośności. Po prostu zanurza się w muzykę, póki się płyta nie skończy. Testując monitory budowane w oparciu o pryncypia BBC coraz bardziej doceniam to podejście. Wyjątkowo udane SP2/3R2 i SP3/1R2, doskonale jednorodne M 40.1 i wreszcie moje ulubione SHL5. Czy słyszeliście o czynnym recenzencie, który nie zmienił kolumn przez dziewięć lat? Tak właśnie mam z Harbethami. W pewnych aspektach Spendory oferują więcej – bas, dynamikę i precyzję odwzorowania detali przy wysokich poziomach głoś-ności. W innych mniej – barwa radialowej średnicy okazuje się niezastąpiona. To jednak wciąż ta sama szkoła. Naturalna przejrzystość, niewymuszona muzykalność i brak cech, które na dłuższą metę mogłyby zacząć drażnić. Wątpliwe, żeby Spendory zrobiły na Was wrażenie w trakcie pięciominutowego odsłuchu, ale jeżeli poświęcicie im kilka godzin, a najlepiej parę dni, zrozumiecie, o co w nich chodzi. Poza basem, który naprawdę potrafi zaimponować, nie ma tu nic spektakularnego. Niewykluczone nawet, że zamiast usłyszeć zalety, najpierw ocenicie, co można by poprawić. Ale jeśli zostaniecie z nimi dłużej, to istnieje duża szansa, że ten dźwięk się do Was przyklei i będzie rozbrzmiewał w głowie niczym letni przebój. Zapamiętacie go i po jakimś czasie będziecie chcieli wrócić. Jeżeli dysponujecie sporym pokojem i zacną elektroniką, wydaje się to wielce prawdopodobne.
Spendory grają spójnie, ale nie maskują szczegółów. Góra jest wyraźna, bez rozjaśnienia, ale potrafi ugryźć. Płynnie przechodzi w średnicę. Tutaj słyszymy mnóstwo precyzyjnie odwzorowanych detali – bez chodzenia na skróty, bez uśredniania. Polipropylenowy przetwornik nie musi pompować basu, więc może się zająć tym, w czym się sprawdza najlepiej. Barwa jest ciepła i czysta. Nie słychać podkolorowań czy nieprzyjemnej nosowości. Otwarty dźwięk niesie bogactwo informacji i relaksuje. O basie było już wcześniej, więc dodajmy tylko, że w każdej sytuacji i przy dowolnym poziomie głośności zapewnia muzyce stabilne oparcie. Przyjemnie mruczy w cichych pasażach, by zamienić się w grom w kulminacjach. Towarzyszy nagraniom nieustannie; jest wyczuwalny, ale nie stara się zdominować pasma. W niewielkim pomieszczeniu równowaga tonalna delikatnie przesuwa się w stronę niskich rejestrów. W dużych pokojach, do których tak naprawdę SP100R2 są adresowane, balans powinien się wyrównać.
Patrząc na gabaryty skrzynek, można się obawiać o jakość efektów przestrzennych. Przyzwyczailiśmy się myśleć, że jeżeli dobra stereofonia, to tylko z wąskich kolumn. Tymczasem szczytowe Spendory mają 37 cm szerokości, a mimo to potrafią zniknąć z pokoju. Podobny efekt udało się uzyskać z Harbethami Monitor 40.1. Też były wielkie jak szafa i też nic sobie z tego nie robiły.
Plan zaczyna się za bazą i rozciąga dalej, bez specjalnego trudu mieszcząc orkiestrę symfoniczną. Zawsze można by wymagać, żeby scena kończyła się w ogródku sąsiada, ale czy to konieczne? SP100R2 zapewniają muzykom wystarczająco dużo miejsca, żeby co chwila nie stukali się łokciami. Instrumenty otacza sporo powietrza. Nie są rozdęte, ale też nie za małe. Tego by tylko brakowało, żeby wielkie kolumny miniaturyzowały orkiestrę. Wszystko wygląda wiarygodnie, a w dużym salonie może być tylko lepiej.
Jeżeli na coś można narzekać, to znowu na cenę. SP100 można było kiedyś dostać za około 2500 dolarów. To było jednak dawno temu i inflacja zebrała swoje żniwo. Ale jeszcze całkiem niedawno SP100R kosztowały u nas 23500 zł. Gdyby tę cenę utrzymano, Harbeth ze swoimi M40.1 za 36000 zł znalazłby się w opałach. Tymczasem wraz z odsłoną R2 Spendor zarządził podwyżki i dziś za najnowsze SP100 trzeba zapłacić 29900 zł. 6500 zł w krótkim czasie to sporo. Na szczęście produkt jest tak udany, że pozwala łatwiej przełknąć dodatkowy wydatek.

Konkluzja
Posłuchajcie dłużej niż przez pięć minut. To może być początek nowej przyjaźni.

52-57 07 2011 T

Autor:Jacek Kłos
Źródło: HFiM 7-8/2011

Pobierz artykuł jako PDF