HFM

artykulylista3

 

Wharfedale Linton

034 037 Hifi 4 5 2020 0006
Pogoń za nowoczesnością może wzbudzać przerażenie. Trendy we wzornictwie przemysłowym opierają się na wymyślaniu coraz to bardziej odlotowej oryginalności. A nachalny marketing wmawia klientowi, że właśnie to powinno mu się podobać najbardziej.

Na szczęście, rynek hi-fi urozmaicają różnej maści konserwatyści, którzy – jakby na przekór – nawiązują do archaicznego stylu lat 70. czy nawet 60. ubiegłego stulecia. A najciekawsze jest to, że akurat w tym przypadku wcale nie trzeba klientowi wmawiać, co powinno mu się podobać najbardziej.


Spuścizna
Do redakcji trafiły podstawkowe zestawy znanej brytyjskiej marki Wharfadale. Stanowią dowód tezy, że celowy brak oryginalności może być bardzo oryginalny. Pierwsze skojarzenie, jakie się nasuwa przy Lintonach, to koncepcja BBC, od lat rewitalizowana przez takie firmy, jak Harbeth, Spendor czy Graham Audio. Ale to tylko pozory, bo Lintony, owszem, nawiązują do tradycji stylistyką, ale w rzeczywistości dziedziczą bezpośrednio… po samych sobie – czyli po zestawach o nazwie Linton, produkowanych przez Wharfedale’a w trzech wersjach w latach 60. i 70. XX wieku.
Wharfedale specjalizuje się w kolumnach budżetowych, a aktualna oferta jest bardzo szeroka – dziewięć serii podstawowych plus modele peryferyjne. Dla potrzeb testu wyróżnimy serię Heritage, do której należą Lintony. Pozostałe tworzące ją modele to również monitory, ale zdecydowanie mniejsze: Denton 80 i Denton 85. One także są potomkami konstrukcji o analogicznych nazwach, produkowanych przez Wharfedale’a kilka dekad wcześniej.
Lintony to monitory o pokaźnym litrażu, wymiarami zbliżone do dobrze u nas znanych „siódemek” Harbetha. Należy ich słuchać z założonymi maskownicami. Kształt ramy, na której rozpięto czarną tkaninę, został zoptymalizowany tak, aby wyeliminować dyfrakcję fal dźwiękowych.

034 037 Hifi 4 5 2020 0001

Odsłuch z maskownicą
– logo powinno być bliżej
zewnętrznej krawędzi bazy.
 
 


Z tyłu zamontowano pojedyncze zaciski oraz wyprowadzono dwa wyloty  bas-refleksu. Nad nimi widnieje ozdobna tabliczka, informująca o 85. rocznicy istnienia firmy.
Ścianki wykonano z MDF-u i płyty wiórowej, a fornir położono starannie. Grubość deski frontowej wynosi 25 mm; boczne są cieńsze – mają około 15 mm. Opukiwanie kolumn skutkuje lekkim rezonowaniem, ale to zamysł celowy. Wnętrze obficie wytłumiono. Dostępne są dwa rodzaje wykończenia – orzech i mahoń. Do testu trafiła ta druga wersja. Forniru nie uświadczymy na płycie frontowej. Skoro jednak maskownic zdejmować nie należy, to oszczędność jest zrozumiała.
Grille zdejmiemy chyba tylko po to, aby obejrzeć głośniki. Od razu widać złamanie linii symetrii – przetwornik wysokotonowy został przesunięty lekko w bok. W ustawieniu zalecanym do odsłuchu kopułki powinny być skierowane do wewnątrz. Oznacza to, że przy fabrycznie założonych maskownicach widniejące na nich logo Wharfedale’a ma się znajdować przy krawędziach zewnętrznych.
Wysokie tony przetwarza 25-mm kopułka tekstylna, osłonięta metalową siateczką. Głośnik niskotonowy ma średnicę 20 cm, a jego membrana została wykonana z plecionki kewlarowej. Nakładka przeciwpyłowa jest wklęsła a nie wypukła, tak samo jak miękkie zawieszenie.
Membranę 13-cm średniotonowca również wykonano z kewlaru, ale zawieszenie i nakładka są już tradycyjnie wypukłe. Głośnik pracuje w wyodrębnionej komorze, która ma kształt walca i biegnie przez całą głębokość obudowy – od przedniej do tylnej ścianki.

034 037 Hifi 4 5 2020 0001

Przy odsłuchu bez maskownicy
tweeter powinien być bliżej środka
bazy. 20-cm kewlarowy woofer,
13-cm kewlarowy średniotonowiec
i 25-mm tekstylna kopułka
z metalową osłoną.
 
 


Zwrotnicę zmontowano na płytce z MDF-u. Dzieli pasmo przy 630 Hz i 2400 Hz. Początkowo może się wydać mocno upakowana, ale biorąc pod uwagę, że mamy do czynienia z konstrukcją trójdrożną, wszystko jest w normie.
W sekcji wysokotonowej znajdziemy cewkę powietrzną oraz kondensator polipropylenowy firmy Bevenbi. Dwie pozostałe drogi obsadzono cewkami rdzeniowymi (łącznie trzy), elektrolitami oraz kondensatorami polipropylenowymi z niewiele mi mówiącym oznaczeniem Spirit.
Lintony dotarły do odsłuchu z przeznaczonymi specjalnie do nich podstawkami. Bardzo ładnie zgrywają się wzorniczo z monitorami i trudno mi sobie wyobrazić, aby ktoś chciał je kupić bez nich.
Na koniec kwestia ceny. Na stronie dystrybutora zobaczyłem 2199, bez oznaczenia waluty. Gdy pomnożyłem tę liczbę przez dwie sztuki i kurs euro, uznałem, że kwota jest na tyle niska, że zapewne musi chodzić o funty. Jednak wejście w szczegółowy opis produktu pokazało, że wszystko jest w złotówkach. Takie monitory za 4400 zł i dodatkowe 1400 zł za stendy? To nawet przed odsłuchem oznacza kuszącą relację jakości do ceny.
Lintony zostały zaprojektowane w Wielkiej Brytanii, a wyprodukowane w należącej do International Audio Group fabryce w Chinach. IAG jest właścicielem marki Wharfedale.

034 037 Hifi 4 5 2020 0001

Dwa wyloty bas-refleksu,
pojedyncze gniazda
oraz tabliczka okolicznościowa.
 
 


Konfiguracja systemu
Monitory zagrały z dwoma wzmacniaczami. Najpierw z preampem lampowym BAT VK3iX SE i tranzystorową końcówką mocy Conrad-Johnson MF2250. W roli źródła wystąpił odtwarzacz Naim 5X z zasilaczem Flatcap 2X. W drugiej części odsłuchu wzmacniacz dzielony został zastąpiony jedną z najlepszych konstrukcji zintegrowanych na świecie: Vitusem SIA-030.
Skuteczność Lintonów to wysokie 90 dB, więc teoretycznie powinny być łatwe do wysterowania. Entuzjazm może nieco studzić nominalna impedancja 6 omów, zwłaszcza że minimum przypada na 3,5 oma. Takie parametry zmartwią jednak chyba tylko posiadaczy wzmacniaczy lampowych o niskiej mocy, bo większość współczesnych konstrukcji półprzewodnikowych bez trudu radzi sobie ze znacznie trudniejszymi zestawami.

034 037 Hifi 4 5 2020 0001

Urocze zdjęcie reklamowe:
bez kabli, bez wzmacniacza,
bez adaptacji akustycznej.
 
 


Wrażenia odsłuchowe
Biorąc pod uwagę gabaryty monitorów, można zakładać, że bas będzie ich mocnym punktem. Istotnie, Lintony grają świetnym dołem. Zupełnie bez wysiłku potrafią zejść bardzo nisko, i to bez oznak spowolnienia. Dysponują imponującą siłą tąpnięć, bez efektu ubocznego w postaci rozlewającego się po całym pomieszczeniu jednostajnego pomruku. Kontrola basu to złoty środek pomiędzy rygorystyczną dyscypliną a nadmiernym poluzowaniem. Dzięki temu niskie tony nadają muzyce żywość, ale i majestat. Dźwięk można określić jako duży, przy czym jego masywność idzie w parze z kulturą.
Lintony należą do głośników, które preferują granie pełne – czyli takie, w którym w ogóle nie odczuwa się niedostatku basu. Muzyka jest dociążona w planie ogólnym, a nie tylko od wielkiego dzwonu. Zdarza się, że taka prezentacja skutkuje mocnym przyciemnieniem dźwięku, ale Lintony nie wpadają w tę pułapkę. Bo bas, choć hojny, nie przykrywa wyższych partii pasma. Przyzwoita kontrola jest tylko wstępem do krainy średnich tonów – prawdziwego królestwa Lintonów.
Średnicę charakteryzuje bogactwo barw, z akcentem na ich pastelową konsystencję oraz napowietrzenie. Ostatnia cecha pozytywnie mnie zaskoczyła, bo monitory sprawiają wrażenie głośników, które zagrają raczej ciężko niż lekko. Okazało się jednak, że proporcje pomiędzy oboma biegunami brzmienia zostały zachowane.
Kontury dźwięków średnicy są zaokrąglone, dzięki czemu muzyka jest łatwo przyswajalna. Jeśli komuś nasuną się w tym miejscu skojarzenia z analogiem, to będzie to właściwa interpretacja.
Napisałem wyżej, że bas, mimo swej masy, nie dominuje. Nie może, gdyż główną rolę konstruktor zarezerwował właśnie dla średnich tonów. To największy atut brytyjskich monitorów, nawiązujący do klasycznej szkoły grania, w której efekt ocieplenia idzie w parze z zachowaniem wyrazistości i przejrzystości. Lintony świetnie sobie radzą z reprodukcją dowolnego repertuaru. Z każdego nagrania potrafią wydobyć piękne barwy i emocje. Ich słuchanie daje dużo radości. Jest w nich zapisana jakaś podprogowa dawka optymizmu.

034 037 Hifi 4 5 2020 0001

Firmowe podstawki
– zakup opcjonalny i… obowiązkowy.
 
 


Czy dźwięk Lintonów jest idealny? W skali absolutnej na pewno, ale w cenie 4400 zł brzmienie tych monitorów rozbija bank! Trudno mi sobie wyobrazić element, który można by skrytykować. Zazwyczaj testuję kolumny kosztujące powyżej (lub znacznie powyżej) 10 tys. zł, więc teoretycznie przy tym teście powinienem obniżyć oczekiwania. A jednak nie musiałem tego robić. Słuchając jubileuszowych Lintonów, ciągle miałem wrażenie, że mogłyby bez problemu rywalizować z konstrukcjami nawet kilkukrotnie od siebie droższymi.
Gdybym cenę rzeczywiście pomnożył przez kurs euro albo funta, to prawdopodobnie napisałbym, że rytmiczność jest zbyt jednostajna. Ale i tu miałbym pewien problem. Bo w odróżnieniu od odsłuchu z BAT-em i Conradem-Johnsonem, po podłączeniu Lintonów do Vitusa SIA-030 tego mankamentu już nie zaobserwowałem. Do czego zmierzam? Ano do tego, że z brytyjskich monitorów można wycisnąć naprawdę wiele, choć pewnie w praktyce nikt nie zbuduje systemu z kolumn za 4 tysiące i wzmacniacza za 150.
Jest jednak jeden element brzmienia Lintonów, który można obiektywnie porównywać z innymi kolumnami w zbliżonej cenie. Chodzi mianowicie o stereofonię. Prezentowana przez nie scena na pierwszy rzut oka może sprawiać wrażenie zawężonej. Te zestawy zwyczajnie nie mają stadionowej duszy. Wolą pokazać więcej i dokładniej w środku bazy, z akcentem na prawidłowe różnicowanie głębokości, niż efektownie rozpychać boczne ściany pomieszczenia. Lubią także scenę nieco podnosić. Element ten producenci kolumn często zaniedbują. Normą jest umieszczenie głosu wokalisty mniej więcej na wysokości uszu słuchacza. Czyli jak gdyby, niezależnie od nagrania, siedział on (lub ona) na bardzo niskim stołku. Zasługą Lintonów jest postawienie go na nogi. Taka scena zdaje się bardziej naturalna.

034 037 Hifi 4 5 2020 0001

Stendy można wykorzystać
jako półkę na winyle
 
 


Wracając do szerokości – to, że scena jest dość wąska, zapisałem sobie już przy pierwszej płycie. Ale potem musiałem opatrzyć tę uwagę znakiem zapytania. Bo to, że monitory nie rozpychają dźwięków na boki, nie oznacza, że w ogóle ich tam nie ma. Kiedy nagranie wymusza przestrzenne efekty specjalne, Lintony dają radę. To po prostu specyficzny sposób grania. Konstruktor wyszedł najpewniej z założenia, że lepiej się skoncentrować na realizmie przekazu, a dodatkowe smaczki serwować oszczędniej – tylko wtedy, gdy są naprawdę niezbędne.
Ci, którzy cenią barwną średnicę, muzykalną analogowość i prężny bas w wykonaniu głośników o specyfice brzmieniowej nawiązującej do standardów retro, bez problemu przyzwyczają się do sceny, odbiegającej nieco od dominujących obecnie tendencji.


Konkluzja
Wharfedale Linton to znakomite monitory w okazyjnej cenie. Jeśli ktoś jest odporny na uporczywy marketing, który zachwala piękne i nowoczesne rozwiązania wzornicze, to nie powinien się długo zastanawiać.

 

 

2020 05 24 13 01 02 034 037 Hifi 4 5 2020.pdf Adobe Reader


Mariusz Malinowski
Źródło: HFM 04-05/2020