HFM

artykulylista3

 

Wilson Audio Sabrina

5261052016 001

Dave Wilson zaczynał od młodzieńczej fascynacji głośnikami sąsiada, ale szybko przeszedł na zawodowstwo. Firma Wilson Audio debiutowała w 1974 roku jako studio nagraniowe. Dalej było typowo: właściciel zauważył, że na rynku nie ma monitorów, które by go satysfakcjonowały, więc postanowił zrobić je sam.

Decyzja o rozpoczęciu dłubaniny z lutownicą w ręku zapoczątkowała „okres garażowy”, którego wynikiem były pełnopasmowe, modułowe odsłuchy kontrolne WAMM. System, złożony z czterech obudów i 20 głośników z zewnętrznym korektorem, był konstrukcją skomplikowaną, rozbudowaną i, jak na tamte czasy (rok 1981), bardzo kosztowną (28000 USD).

 


 



Już rok później zadebiutował na CES-ie i wywołał entuzjastyczne reakcje. Wkrótce w prasie branżowej ukazały się pierwsze recenzje, a wiele czasopism uznało WAMM-y za najlepsze kolumny na świecie. Wprawdzie Wilson sprzedał ich mniej niż 100 par, ale warto przyjrzeć się ewolucji cen tego modelu. Ostatnie oferowane pary kosztowały już… 225000 dolarów, co obrazuje nie tylko wzrost prestiżu marki i inflację, ale także pozycję hi-endu na liście dóbr luksusowych. Zapewne za dwie dekady dojdziemy do sytuacji, w której najdroższe systemy będą kosztować tyle, co pełnomorskie jachty, ale na tym tle polityka Wilsona wydaje się dość ostrożna. Firma mogłaby spokojnie pozwolić sobie dzisiaj na zaproponowanie flagowca za okrągły milion baksów, ale od jakiegoś czasu wykazuje największą aktywność w „budżetówce”. Dość powiedzieć, że ostatnie trzy premiery to coraz tańsze konstrukcje, a obecna to podstawowy model w katalogu.

5261052016 002Całość opiera się na nóżkach.
Nowe kolumny okleja się folią.




Budowa
Wilsony zawsze wyglądały kontrowersyjnie. Producenci w tym segmencie cenowym przyzwyczaili nas do egzotycznych fornirów, czasem wymyślnych kształtów i, co by nie mówić, mebli, które już na pierwszy rzut oka epatują luksusem. Tak, znam powiedzenie: „Nieważne jak wygląda, ważne jak gra”, ale w praktyce się ono nie sprawdza. Sprzedawcy są w tej kwestii jednomyślni: klienci wydający na zestawy głośnikowe ponad 10000 zł przeważnie oczekują naturalnego forniru, a już na pewno nie akceptują sytuacji, w której będą one wyglądały na budżetówkę.
Na tym tle Wilsony są przykładem, nazwijmy to, odwagi producenta. Jak dla mnie, są po prostu brzydkie. Przysadziste, ciężkie optycznie, mają archaiczne proporcje i urodę złych kosmitów z „Doktora Who”. Wyglądają, jakby je ktoś skopiował z komiksu science-fiction z lat 70. XX wieku. Nie wierzę, by jakiś projektant wnętrz nie skrzywił się na polecenie klienta, że takie mają być i koniec.

5261052016 002Wentylacja komory kopułki



Wilson zawsze traktował kolumny jak przedmiot, którego formę określa przeznaczenie. Ich bryła i użyte materiały są wynikiem założeń przyjętych przed dekadami. Kształt pozostał taki jak na początku lat 80, ponieważ idealnie spełnia swoje zadanie. Bas ma dużą komorę, ścianki są nierównoległe, a zwężający się do góry front ułatwia „znikanie” z pomieszczenia. Bryła nie jest wynikiem pracy plastyka, tylko inżyniera, stąd jej techniczna uroda.
Kształt obudowy to wynik dążenia do czasowego wyrównania przetworników i ograniczenia rezonansów. Równie ważny jest materiał, z którego wykonano skrzynki. Już na samym początku działalności Wilson zrezygnował z MDF-u na rzecz żywic fenolowych, laminatów i sporadycznie HDF-u. Skład dwóch pierwszych jest objęty tajemnicą. Amerykanie stosują kompozyty, oznaczone literami X i S. Mają one gęstą strukturę i znakomite właściwości tłumiące. Są też ponoć ośmiokrotnie droższe od najlepszego surowca stolarskiego. Poddają się precyzyjnej obróbce, a to niezbędne, zważywszy na konieczność dokładnego łączenia i skomplikowaną architekturę wewnętrzną. Zbliżone właściwości mają płyty HDF, gęstsze od MDF-u. Od Sophii w górę, skrzynki są zrobione w całości z laminatów i żywic. W Sabrinie zdecydowano się na pewne oszczędności. Szlachetny materiał zastosowano na froncie i w podstawie. Reszta to HDF.

5261052016 002Bas-refleks z tyłu.



Wyższe modele Wilsona są modułowe – to monitory postawione na subwooferze. Opisywane Sabriny mają wspólną komorę dla basu i średnicy oraz drugą – dla kopułki wysokotonowej. Komora nisko-średniotonowa jest strojona bas-refleksem wyprowadzonym do tyłu.
Zwrotnice zaprojektowano przy pomocy własnego oprogramowania Wilsona, a tolerancja parametrów wynosi zaledwie +/- 0,2 %.
Sabriny są trójdrożne. Jeżeli chodzi o przetworniki, trudno określić ich pochodzenie, ponieważ firma trzyma to w tajemnicy. O ile mi wiadomo, Amerykanie współpracują ze Scan-Speakiem. Ale czy drivery są wykonywane według zadanych specyfikacji, czy montowane w Stanach z dostarczonych podzespołów (a jeżeli tak – to w jakim zakresie) – tego się od Wilsona nie dowiecie.

5261052016 002Bez maskownic
Sabriny wyglądają lepiej.



Wysokie tony obsługuje jedwabny Convergent Synergy Tweeter. Oprócz odchylenia obudowy cofnięto go dodatkowo, montując we wgłębieniu. Średnicę odtwarza 14,6-cm membrana z pulpy papierowej, pracująca również w zakresie niskiej góry – zachowuje liniowość powyżej 3,5 kHz. Basowiec ma średnicę 20 cm i był stosowany w Alexiach. Modyfikacjami przystosowano go do pracy w mniejszej objętości. Front jest pokryty filcem, tłumiącym odbicia fal, i przykrywany maskownicami. Najlepiej od razu je zdjąć i schować za szafą, bo z nimi Sabriny wyglądają jak trumny.
Całość opiera się na regulowanych kolcach. Ciężkie kolumny najlepiej postawić na granitowych płytach – inaczej szpikulce podziurawią parkiet. Do dyspozycji jest jedną para wąsko rozstawionych terminali. Podłączenie widełek (sprawdzają się najlepiej) nie jest zbyt wygodne. Na szczęście, „cywilny” użytkownik robi to raz.

5261052016 00240 lat minęło jak jeden dzień.



W komplecie z kolumnami otrzymujemy zestaw kluczy do rozkręcenia wszystkiego, co się da, oraz podbite filcem aluminiowe podkładki pod kolce. Instrukcja obsługi też nie wypadła sroce spod ogona. Oprawiono ją w skórzaną teczkę, żeby klient nie miał wątpliwości, że kupił luksusowy produkt.

Konfiguracja
W teście Wilsony pracowały z integrą McIntosha MA8000 i było to trafione połączenie. Sygnał dostarczał Gamut CD 3, a okablowanie pochodziło od Albedo (nowe wersje Monolitha Reference: łączówka RCA i głośnikowy zakończony widełkami), wymiennie z sygnałowym Hijiri (XLR). Prąd oczyszczał topowy system Ansae (listwa i trzy sieciówki).

5261052016 002Obudowy wykończone
na wysoki połysk.



Dodatkowo, w systemie znalazły się jeszcze trzy wzmacniacze i na tej podstawie można określić oczekiwania Sabrin. Nie są jeszcze bardzo trudnym obciążeniem, ale lubią prąd (87 dB skuteczności, nominalna impedancja 4 omy, minimalna – 2,53 oma przy 139 Hz). Dlatego szukałbym dla nich raczej partnerów wśród mocnych tranzystorów. Nie oznacza to, że z 50 watami nie zagra, ale może się okazać, że stracimy tempo basu i rozmach.
Kolumny wymagają trochę pracy przy ustawieniu. Nie są tak kłopotliwe, jak większe modele, ale potrzebują sporo luzu wokół siebie. Warto też popracować nad kątem dogięcia i szerokością bazy. Nie jestem w stanie przekazać gotowej recepty, bo każdy pokój jest inny, ale efekt jest na tyle ewidentny, że od razu będzie wiadomo, kiedy jest dobrze. Na szczęście, importer zapewnia pomoc w tych zmaganiach. Warto skorzystać, jeżeli nie poradzicie sobie sami.

5261052016 002Wygodne te gniazda nie są.
Wąski rozstaw to wyzwanie
dla grubych palców.




Wrażenia odsłuchowe
Na jesieni 2011 roku w moim mieszkaniu wylądowały Sophie III. Zrobiły ogromne wrażenie, zarówno na mnie, jak i na wszystkich, którym udało się je zaprezentować. To najlepsze kolumny, jakie miałem w domu. Do dzisiaj niewiele się zmieniło. Owszem, usłyszałem konstrukcje strojone inaczej, prezentujące odmienne pomysły na dźwięk, jednak Sophie III pozostają poza zasięgiem konkurencji.
Od tamtego spotkania upłynęło sporo wody w Wiśle, ale tamten dźwięk nadal mam w głowie. Sabriny to kropka w kropkę to samo. Oczywiście, większe obudowy zapewniały szerszy zakres dynamiki i kilka dodatkowych herców, ale trzeba ich słuchać w pomieszczeniach o powierzchni ponad 25 m². W mniejszych Sophie mogą się dusić, natomiast Sabriny pokażą jakość, zaryzykuję: identyczną. Nie wiem nawet, czy można mówić, które z nich są lepsze. Bardziej wypada zapytać: gdzie mają stanąć.

5261052016 002Wygodne te gniazda nie są.
Wąski rozstaw to wyzwanie
dla grubych palców.



Pierwszy raz słyszę tak konsekwentną realizację modelu brzmienia. Niewykluczone, że skrojono go dla wszystkich głośników firmy. Flagowce grają lepiej, ale dźwięk Sabriny, Sofii i Saszy pozwala ustalić wspólny mianownik. Wszystkie zachowują się tak, jakby odtwarzały tę samą ścieżkę, a rozmiar obudowy i przetworników stanowił szkło powiększające. Pierwsza soczewka to, dajmy na to: 5x, druga – 7x, a trzecia 9x. Poza tym – jest tak samo. Oczywiście, większe pomieszczenie i większy przetwornik dają mocniejsze „dmuchnięcie”. Dźwięk ma się gdzie rozpędzić i od czego odbić, a odległości potęgują wrażenie przestrzennego grania. Ale to nadal nie obiektywna wyższość jednej kolumny nad drugą, tylko jej interakcja z pomieszczeniem.

5261052016 002Wilsony rzucają się w oczy
w każdym wnętrzu.
Taka ich uroda.




Relacja jakości do ceny również układa się logicznie: im tańszy model, tym bardziej korzystny. I w drugą stronę – jeżeli stać Cię na wielki salon, to dodatkowe 50 % ceny też Cię nie zaboli. Projektanci Wilsona to najwyższa liga. Nie zdolniachy z wybitną intuicją, tylko naukowcy pracujący w świetnie wyposażonym laboratorium. Nie chodzi już bowiem o sam efekt, ale o jego powtarzalność. I to nie w ramach pojedynczego projektu, ale trzy jego wdrożenia w trzech skalach. To nie przypadek, tylko ścisły wzorzec matematyczny. Najwyraźniej księgowi Wilsona zajmują się rozliczaniem podatków, a nie doborem komponentów do kolumn (chociaż w myśl tej zasady mogliby się szarpnąć na kompozyty).

5261052016 002Wilsony rzucają się w oczy
w każdym wnętrzu.
Taka ich uroda.



Skoro tak, dalsze wywody można by sobie darować i odesłać Was do opisu Sophii III. Co zresztą uczynię: znajdziecie go w „Hi-Fi i Muzyce” 12/2011 oraz dodatkowo w jubileuszowym wydaniu na nasze 20-lecie (5/2015), wśród 60 testów najlepszych urządzeń, z jakimi się zetknęliśmy w naszej dotychczasowej działalności. Każde słowo pasuje jak ulał także do Sabrin i można by skopiować całe wrażenia odsłuchowe. Leniwym postaram się nakreślić swoje obserwacje jeszcze raz. Tym bardziej, że zrobię to z przyjemnością.
Opis brzmienia wypadałoby zacząć od obszaru, w którym prezentują się najlepiej, ale tu: zagwozdka. Bo po pierwsze, Wilsony nie mają słabych punktów; po drugie zaś, jest przynajmniej kilka cech, które przyciągają uwagę.
Jak grają Sabriny, wiemy po kilkunastu sekundach. Dalsze godziny nie zmieniają diagnozy: czytelnie, efektownie, mięsiście i obszernie. Jak na amerykański hi-end przystało.

5261052016 002Zestaw dla pomysłowego Dobromira.
Instrukcja oprawiona w skórę.



Odsłuchy rozpocząłem od „Tutu Revisited” Marcusa Millera (wydanie trzypłytowe). Gorąco polecam ten album, bo realizacja jest świetna, pełna tempa, dynamiki, z ogromną sceną. Dół w wykonaniu Sabrin to jakość sama dla siebie, choć trzeba powiedzieć, że jest lekko „zrobiony”. Gwarantuję Wam jednak, że tego „oszustwa” poszukuje 99 % audiofilów i kiedy posłuchacie, będziecie zadowoleni. Efekt przypomina dobry subwoofer, płynnie zestrojony z parą świetnych monitorów. W większych modelach Wilsona to oczywiste, bo mają modułową obudowę, ale tutaj z jednej skrzynki udało się uzyskać to samo. Gitara lidera to wulkan energii. Atakuje błyskawicznie, ma sprężystość resorów w sportowym Subaru, moc jego silnika i potęgę bez śladu rozwleczenia. Znajdzie się też odrobina miękkości, mięsistość i masa. Ta ostatnia to wynik oparcia w najniższych częstotliwościach. Woofer lubi sobie mruknąć gardłem dinozaura, przykleić żołądek do kręgosłupa (maksymalny poziom głośności ogranicza w zasadzie tylko wytrzymałość naszych bębenków) i wysłać falę uderzeniową o zachwycającej głębi. W Saszach była bardziej kaloryczna, ale w moim pokoju nie miała się gdzie rozpędzić. Sabriny pracowały w sprzyjającej im kubaturze i pokazały, na co je stać.

5261052016 002Wytłumienie to starannie
przyklejona pianka.



Jeżeli staniecie się ich szczęśliwymi posiadaczami, możecie sobie darować kino domowe. Obejrzałem kilka filmów i wizyta w kinie w porównaniu z tym, co miałem w domu, to strata czasu, o ile wybieracie się tam dla dobrego dźwięku. Po prostu nie ma porównania. Wilsony deklasują najlepsze sale w multipleksach.

Ze względu na ich „efekciarstwo” wspaniale zabrzmią koncerty (z towarzyszącym obrazem lub bez), ale warto wspomnieć, jak się zachowają w muzyce organowej. Jeżeli nie mieliście okazji posłuchać najlepszych, a zarazem największych instrumentów, musicie to nadrobić. Po koncercie warto wejść na chór i porozmawiać z organistą, na przykład przy okazji prośby o autograf na płycie, bo to zawsze mile widziane. Choćby o registrowaniu i możliwościach instrumentu. Najniższe głosy kojarzą się Wam zapewne z trzęsieniem Ziemi. Nic podobnego. Czasem ich w ogóle nie słychać. Odbieramy coś w rodzaju „frrrrrr”, cichutko, i czujemy wewnętrzny niepokój, jakby powiedział charyzmatyczny kapłan: „Wiedz, że coś się dzieje”.

5261052016 002Front oklejony filcem.


Tak to właśnie działa. Dopiero po wyciągnięciu kolejnych wajch, dołączenie „zasmażki” do wyższych pryncypałów czy trombonów powoduje reakcję: widmo dostaje ton podstawowy. Nasz umysł jest tak skonstruowany, że możemy ze stoickim spokojem słuchać fortepianu na murarskim radyjku, wieszanym na drabinie do malowania. Dodaje to, czego nie ma i „słyszymy” bas, choć nie czujemy. Wilson, zapewne przez subwooferowe kombinacje, ma te najniższe częstotliwości. Tu jest ta głębia, potęga i ściana dźwięku oparta na fundamencie wkopanym w skałę. I to się będzie powtarzać. W symfonice, piosenkach Diany Krall, elektronicznych eksperymentach Massive Attack czy nawet pozornych archaizmach, w rodzaju „Oxygene” czy „Equinoxe” Jarre’a.
Energiczny i żywy bas dodaje brzmieniu tempa i koloru całości. Podrasować to można dodatkowo, wycofując wyższy podzakres. W pierwszej chwili myślałem, że Wilson poszedł na łatwiznę, ale partie basklarnetów, fagotów, oktawa wielka w fortepianie, kontrabasy i kotły też mają moc płynącą z głębi. To pokazuje, że woofer i jego dwaj mniejsi koledzy nie przeszkadzają sobie. Każdy jest odpowiedzialny za swój plan i realizuje go perfekcyjnie.

5261052016 002Trzej muszkieterowie.



Średnica nie jest ani chłodna, ani zimna. Zależy od wszystkiego... oprócz niej samej: realizacji, aranżacji, towarzyszącej elektroniki, okablowania, ale nie od kolumn. Słabe nagranie zmęczy zamuleniem; zbyt ostre sprawi ból. Wilson niczego nie poprawi. To raczej McIntosh ociepli, ale miałem też inne dobre wzmacniacze na podorędziu i udało się zaobserwować różnicę. Nie wartościującą, tylko działającą jak rozsądnie dodane przyprawy. Można słuchać pojedynczych głosów w chórku, skupiać się na solach w jazzowych starociach. Wszystko słychać tak wyraźnie, że nie ma miejsca na domysły.

Kontrą dla basu są wysokie tony. Jest ich dużo. W tym zakresie nie ma ostrożności ani dozowania. Przeciwnie, kolumny prędzej przesadzą niż czegoś nie dopowiedzą. Raczej mają tendencję do eksponowania talerzy i perkusjonaliów, a ze szczegółów emisji u śpiewaków robią równie ważny element przekazu, jak z głównego planu. Poszukiwacze skrzypiących krzeseł powinni być zachwyceni, a ostrożnych uspokajam – góra jest pierwszorzędna. Dźwięczna, krystalicznie czysta i oddychająca alikwotami. Słychać to w muzyce symfonicznej: z jednej strony ostre brzmienie fletów piccolo; z drugiej – aksamit dętych drewnianych i altówek. Kopułka nie ma problemów z oddaniem wszystkich kolorów. Potrafi je różnicować, dostrzega subtelne odcienie. Małe Wilsony prezentują jedne z najlepszych wysokich tonów, jakie słyszałem. Konkurentów mogę policzyć na palcach jednej ręki, ale będzie drożej.

5261052016 002Góra



Wilson buduje ogromną scenę, zarówno w aspekcie głębi, jak i szerokości. Mamy wrażenie, że ściany pokoju się oddalają, a w muzyce wokalnej dostrzegamy, że śpiewacy są różnego wzrostu. Ułatwia to dokładna lokalizacja źródeł, wyraźnie od siebie odseparowanych. To kolejny aspekt, podkreślający czytelność dźwięku. Sabriny są przezroczyste, przez co trafiają w mój gust. Nie przepadam za głośnikami, które zamazują obraz, aby osiągnąć efekt „ciepłego grania”. Pod tym względem Amerykanie postawili na przeciwległy biegun. Kolumny nadają się więc nie tylko do słuchania w domu, ale też do pracy w studiu.

5261052016 002Góra.



Największymi atutami Sabrin są przejrzystość, przestrzeń i precyzja. No, może dodałbym do tego jeszcze rozpiętość i głębię basu. Dla wielu osób ważniejsza będzie jednak dynamika, bo tutaj także mamy do czynienia z zaskakującym potencjałem. By go docenić, wystarczy kilka sekund. Nie ma problemu ani ze stworzeniem ściany dźwięku, ani z oddaniem kontrastów, ani… z niczym. W dodatku nie trzeba grać głośno. Wiele kolumn, jak chociażby ATC SCM 40, musi zagrać głośniej, aby dźwięk się otworzył, nabrał kolorów. Poniżej tego poziomu zabrzmią matowo i bez polotu. Kręcąc gałką w prawo, łatwo wyłapujemy ten „punkt otwarcia”. Wilsony w zasadzie już od progu słyszalności grają pełną skalą barw i dynamiki. Oczywiście, nadal lepiej na średnich poziomach, ale poniżej dźwięk ciągle jest atrakcyjny.

5261052016 002Bas



Czy Sabriny mają jakąś wadę? Nie dla mnie. Można im zarzucić, że charakterystyka nie jest w pełni wyrównana, a skraje pasma wyeksponowane. To jednak przemyślana koncepcja, bo dźwięk jest nie tylko bardziej efektowny i „słuchalny”, ale zyskuje na tym przejrzystość, całość dostaje rumieńców, a za bas można oddać ostatnią koszulę. Przysłuchiwałem się długo brzmieniu instrumentów: fortepianu, smyczkowych, dętych i nie znalazłem odstępstwa od neutralności. A że niemal w każdym przypadku (nawet kontrabasu) dostajemy dodatkową porcję alikwotów, które podkreślają czytelność artykulacji i uwydatniają aurę pogłosową, to chyba dobrze? Ja wolę taką prezentację, niż suchą obiektywność studyjnego monitora.

5261052016 002Średnica



Konkluzja
Jeżeli chcecie kupić kolumny za blisko 100000 zł i nie dysponujecie salonem jak sala konferencyjna w Hiltonie, nie możecie obok małych Wilsonów przejść obojętnie. To pozycja obowiązkowa na liście odsłuchów. Doskonale zrozumiem osoby, które po krótkim romansie stwierdzą, że nie ma po co szukać dalej. Sabrina to materiał na żonę.



 

 

WilsonAudiosabrina o




Maciej Stryjecki
Źródło: HFM 05/2016

Pobierz ten artykuł jako PDF