HFM

artykulylista3

 

RLS Umbriel II

mhfm1030022014001 Na tle coraz bardziej fantazyjnych współczesnych kolumn oferta firmy RLS jawi się niczym ostoja konserwatyzmu. Proste, solidne obudowy w kolorze drewna, żadnych udziwnień, klasyczne głośniki renomowanego producenta i – co dla odbiorcy najważniejsze – nieprzeciętne brzmienie za rozsądne pieniądze. W przypadku recenzowanych przez nas Oberonów II taka filozofia sprawdziła się bez pudła. A tym razem?

Umbriele przenoszą nas w czasie, a konkretnie gdzieś w okolice początku lat 90., kiedy królowały kanciaste, szerokie obudowy z głośnikami basowymi o średnicy sporego garnka. Stopniowo zaczęto zastępować ów garnek większą liczbą wooferów o mniejszej średnicy.

 
Kolumny stały się smuklejsze, co ma podobno niebagatelny wpływ na wrażenia przestrzenne. Umbriele nie poddały się jednak modzie na odchudzanie, dzięki czemu można było pozostawić klasyczny układ: trójdrożna kolumna – trzy głośniki. Masa Umbrieli II jest nieprzeciętna (33 kg sztuka) i mniej więcej o jedną trzecią wyższa niż w przypadku porównywalnych wielkością produktów konkurencji. Składa się na nią głównie solidna obudowa, sklejona z grubych na 2,5 cm płyt MDF i jeszcze grubszych paneli przednich. Wewnątrz zamontowano wzmocnienia i osobną przegrodę, w której pracuje głośnik średniotonowy. Sporo uwagi poświęcono wytłumieniu. W obudowie znajdziemy nie tylko watę mineralną, lecz także kawałki maty bitumicznej, przyklejone do bocznych ścianek oraz podstawy. Zwrotnica mieści się na jednej płytce i jest złożona z układów pierwszego i drugiego rzędu oraz dodatkowych filtrów, wygładzających charakterystykę.

RLS zastosował popularne głośniki renomowanych wytwórców ze Skandynawii. Bas przetwarza 22-cm Seas CD22RN4X, wyposażony w aluminiowy kosz z profilowanymi ramionami. Membranę wykonano z podwójnie powlekanej celulozy. Jest dosyć sztywna
i osadzona na gumowym zawieszeniu. Identyczną technikę i materiały odnajdziemy w średniotonowym Seasie CA12RCY o średnicy 12 cm, który umieszczono nad przetwornikiem wysokotonowym. Ten ostatni to niedrogi Scan Speak (D2608/913000) z cewką
26 mm i jedwabną kopułką.

Nominalna impedancja Umbrieli II wynosi 6 omów i – według deklaracji producenta – ma łagodny przebieg. Warto jednak pamiętać, że efektywność to zaledwie 85 dB. Należy więc się postarać o wydajny wzmacniacz.
Bliższe oględziny obudowy potwierdzają klasę stolarki – wszystko jest tu idealnie spasowane, pedantycznie wykończone i wygładzone. Dziwić mogą tylko ostre jak żyletka krawędzie, które w większości produkowanych obecnie kolumn są specjalnie zaokrąglane lub ścinane, żeby uniknąć niekorzystnych odbić. Chociaż… skoro Harbeth się tym nie przejmuje, to dlaczego RLS powinien? Do spodu obudowy przykręca się kolce, które łatwo wyregulować, nawet kiedy kolumna już stoi. Warto się jednak zawczasu zaopatrzyć w solidne podkładki, ponieważ masa RLS-ów powoduje, że ostry metal z łatwością wbija się nawet w dębowe deski, nie mówiąc o miękkich panelach podłogowych czy wykładzinach.

Tylna ścianka wygląda spartańsko – znajdziemy na niej jedynie tabliczkę znamionową, plastikowy wylot bas-refleksu o niewielkiej średnicy i mikre gniazda głośnikowe, które wystają wprost z obudowy. Choć są w miarę solidne i szeroko rozstawione, to wizualnie zupełnie nie pasują do kolumny
z tego segmentu cenowego. Przy każdym wpinaniu i wypinaniu kabli będą krzyczały: „Kupiono nas w tanim sklepie za rogiem”.

Bartosz Luboń

t1
Zdarzało mi się już słyszeć monitory usiłujące naśladować kolumny podłogowe bądź wielodrożne konstrukcje plumkające niczym rachityczne monitory. Na szczęście, w przypadku Umbrieli wszystko jest na swoim miejscu – to duże kolumny, które grają dużym dźwiękiem. Ba, wręcz monumentalnym. Na fenomenalnej serii albumów Johnny’ego Casha, nagranej dla wytwórni American Recordings, scena tworzona przez trójdrożne RLS-y była ogromna, bas potężny, a wokal stojącego nad grobem artysty tak bezpośredni, że ciarki chodziły po plecach. To najlepszy przykład, że istnieją nagrania, w których kwestia neutralności brzmienia schodzi na dalszy plan. Co z tego, że bas nieco zachodzi na średnicę, skoro najważniejsza jest atmosfera. A tej Umbriele dostarczają z zapasem.

Po solidnej dawce pieśni o sprawach ostatecznych postanowiłem zupełnie zmienić repertuar. W odtwarzaczu wylądowały dzieła klawesynowe C.P.E. Bacha (Liliana Stawarz, CD Accord). Tym razem słynne porównanie brzmienia tego instrumentu do drapania widelcem klatki kanarka nie miało racji bytu. Dzięki Umbrielom klawesyn miał odpowiednią masę, rezonans i wielkość, jak i pewną dozę zadziorności. Wysokie tony nie były przesadnie miękkie, ale też nie kłuły w uszy. Za to wokół instrumentu pojawiało się mnóstwo powietrza i przestrzeni. Papierkiem lakmusowym klasy kolumn są zawsze duże składy akustyczne. Tak było i tym razem. W Bachowskich „Missae breves” (Alpha) mogła się podobać jedwabistość tak głosów, jak i instrumentów. Brzmienie barokowej orkiestry i chóru emanowało spokojem i spójnością, a efektowne tutti nigdy nie przeradzały się w chaos ani krzykliwość. Problemem stawał się natomiast brak głębi, który ujawniał się tym dotkliwiej, im większego składu przyszło mi słuchać. Tu dochodzimy do dość kontrowersyjnej cechy Umbrieli, jaką jest sposób budowania przestrzeni. Niezależnie od gatunku muzyki czy składu, scena tworzona przez RLS-y będzie zawsze mocno rozciągnięta na boki. Przy dobrej realizacji jesteśmy w stanie usłyszeć dźwięki dochodzące dobry metr czy półtora od zewnętrznych ścianek kolumn, co w połączeniu ze wspomnianą monumentalnością brzmienia robi kolosalne wrażenie. Jednocześnie jednak nie byłem w stanie znaleźć takiego ustawienia, w którym kolumny zaczęłyby grać dalszymi planami. Wszystkie wydarzenia były wypychane na pierwszy plan, co akurat w szeroko pojętej muzyce rozrywkowej – od rocka po jazz – wywołuje pożądane wrażenie bezpośredniości. Gorzej w symfonice. Kiedy w świetnie nagranych koncertach Heinichena rogi, umieszczone przez realizatora w bardzo dalekim planie, odzywały się z miejsc pierwszych skrzypiec, brzmiało to wręcz groteskowo – jakby jedni muzycy siedzieli innym na kolanach. Podobnie działo się w większości nagrań symfonicznych – od baroku po muzykę współczesną. Dotkliwy brak głębi połączony z przeciętną rozdzielczością zakresu nisko-średniotonowego sprawia, że akurat wielka symfonika nie jest gatunkiem, w którym Umbriele zabłysną.



mhfm1030022014002



Nie wykluczam, że w innym pomieszczeniu, w innej konfiguracji problem ten może być mniej dotkliwy, ale… miewałem już kolumny, które potrafiły działać pod tym względem cuda, a pracowały w identycznym zestawieniu.
Odnośnie rozdzielczości warto zauważyć, że zmienia się ona wraz z zakresem częstotliwości. Najgorzej jest na dole. Bas schodzi faktycznie nisko i ma odpowiednią masę, jest jednak miękki i przeciągnięty. Zwłaszcza w szybszych przebiegach – czy to organów czy gitary basowej – brakuje mu czytelności i zwrotności. Zdecydowanie lepiej wypada średnica, choć i tu słychać niekiedy „chodzenie na skróty”. Dopiero kiedy docieramy do zakresu wyższej średnicy i tonów wysokich, możemy mówić o prawdziwym wglądzie w nagranie.

mhfm1030022014005


Brak dostatecznej analityczności nie musi być oczywiście wadą, a w przypadku gorzej zrealizowanych nagrań bywa nawet zaletą. Z wielką przyjemnością słuchałem na Umbrielach jazzowych nagrań archiwalnych, które w wersji cyfrowej brzmią nieraz zbyt ostro i plastikowo. Tym razem nic takiego nie nastąpiło. Można nawet powiedzieć, że Umbriele tchnęły analogowego ducha w stare nagrania J.J. Johnsona, Oscara Petersona czy Duke’a Ellingtona. Ostatnia rzecz – dynamika. Ze względu na niską efektywność, RLS-y są dość trudne do wysterowania. Należy o tym pamiętać, jeśli chcemy grać
z poziomem „live”. Jednak przy odpowiedniej dawce prądu kolumny potra fią pokazać pazur, a wtedy wspomniane wrażenie bezpośredniości jeszcze się wzmaga. Choć bas pozostaje lekko ospały, stopa perkusyjna potrafi przyłożyć, a bęben wielki w orkiestrze nabiera realistycznych rozmiarów. Na przeciwległym skraju spektrum dynamiki nie jest już tak różowo, choć nie przypuszczam, żeby ktoś kupił wielkie trójdrożne kolumny z myślą o cichym, nastrojowym słuchaniu. Możliwe jednak, że w połączeniu z wydajnym wzmacniaczem lampowym mikrodynamika znacznie się poprawi.


Choć nowe RLS-y to kolumny, które trudno nazwać uniwersalnymi, mają spore możliwości i z pewnością sprawdzą się w licznych gatunkach muzyki. Miłośnicy jazzu, męskich i kobiecych wokali czy szeroko pojętej muzyki środka z pewnością docenią bezpośredni przekaz, muzykalność i atmosferę tworzoną przez Umbriele. Niejednemu spodoba się też monumentalne brzmienie i ogromna scena. Za dziesięć tysięcy dostajemy perfekcyjnie wykonany, pełnopasmowy zestaw na sprawdzonych przetwornikach. Jeśli ktoś uważa, że to mało, niech zerknie do cenników firm zagranicznych.


Bartosz Luboń

t2
RLS Umbriel to postawne, trójdrożne kolumny wolnostojące. Nie jest im obojętne, jaki wzmacniacz do nich podłączymy. Pomimo przyjaznej impedancji 6 omów, od razu można wykluczyć słabe wzmacniacze lampowe typu SET, na lampach 300B, nie mówiąc już o 2A3. Związane jest to z niską efektywnością 85 dB. Dysponowałem końcówkami lampowymi SET 9-, 12- i 30-watowymi, ale nie dorównały wzmacniaczowi 80-watowemu. Największe wrażenie po podłączeniu Umbrieli robi niczym nieskrępowana energia. Możemy słuchać coraz głośniej i nie stwierdzimy ograniczenia. Umbriele wręcz kipią energią. Takie granie wzbudziło moją sympatię, bo choć nie lubię słuchać zbyt głośno, to wówczas wiem, jakim potencjałem dysponują głośniki. Poza możliwościami dynamicznymi RLS-y zaskakują ilością szczegółów i precyzją ich prezentacji. Słuchowi nic nie umyka, a pomimo bogactwa wybrzmień udaje się uniknąć bałaganu. Scena jest poukładana; wszystko ma na niej swoje miejsce, bynajmniej nie przypadkowe.


 

mhfm1030022014003



Tu dochodzimy do kolejnego atutu polskich kolumn, jakim jest przestrzeń. Wydawać by się mogło, że ze względu na rozmiary obudów RLS-y nie powinny być wzorcem. Może i nie są, ale też niczego im nie bra- kuje. Zachowują poprawne plany. Muzyka symfoniczna nie pozostawia niedosytu; głębia w przedstawie- niu orkiestry zostaje zachowana. Bez problemów rozpoznajemy usytuowanie skrzypiec, wiolonczel, kontrabasów czy instrumentów dętych. O małych składach jazzowych nawet nie wspomnę – to czysta przyjemność słuchania. W brzmieniu kontrabasu więcej jest drgania strun niż rezonansu pu- dła. Schodzi przy tym naprawdę nisko. Wokale, zwłaszcza kobiece, potrafią być ciepłe, angażujące i, co istotne, ze złagodzonymi sybilantami.

mhfm1030022014004



Nawet Patrycja Barber na płycie „Companion”, na której jest ich dużo, zabrzmiała cieplej i przyjaźniej niż zazwyczaj. Zastanawiam się, czy to aby nie zasługa kopułki wysokotonowej z lekką jedwabną membraną. Na charakterystyce widać nieco wyeksponowany kraniec pasma, dzięki czemu szczegóły są wyraźniej zaznaczone. Jej brzmienie przypomina nieco tweetery Dynaudio o ciepłym, a jednocześnie detalicznym dźwięku. Tak też można scharakteryzować wysokie tony Umbrieli. Mistrzostwo świata, serio. Aby jednak do beczki miodu dodać kropelkę dziegciu, należy wspomnieć o średnich tonach. W niższym podzakresie są jakby mniej wypełnione. Powodują, że w muzyce brakuje trochę nasycenia i gęstości, do których przywykłem. Na koniec: Umbriele nie są szczególnie wrażliwe na ustawienie. Nie musimy z nimi biegać po całym pokoju. Najlepsze efekty przestrzenne uzyskałem, doginając je w kierunku słuchacza, tak aby osie wyprowadzone z przetworników krzyżowały się za nim. Moja szczera rekomendacja.

Jerzy Mieszkowski



o1


Źródło: MHFM 02/2014

Pobierz ten artykuł jako PDF