HFM

artykulylista3

 

ProAc Response D40R

image002proacd40

Angielska firma ProAc często kojarzona jest z lekko konserwatywnym podejściem do świata. Sporo w tym racji. W prostopadłościennych skrzynkach próżno szukać fikuśnych frezów, agresywnego wzornictwa czy kosmicznych technologii. Z drugiej strony, klasyka starzeje się powoli, zwłaszcza w przypadku kolumn.




Stewart Tyler – założyciel i główny konstruktor ProAca – wychodzi z założenia, że… bogatych nie stać na tanie rzeczy. Dlatego ceny podstawowych modeli zaczynają się tam, gdzie producenci masówki lokują modele flagowe.

Tyler ma niesamowitego nosa do dobrego brzmienia. Konstruując proste, zdawałoby się, kolumny, uzyskuje nieosiągalne dla konkurentów brzmienie. Dzięki temu może produkować długie serie bez konieczności wprowadzania ciągłych poprawek. Najlepszym przykładem są monitory Tablette, wytwarzane nieprzerwanie od 30 lat i nadal cieszące się uznaniem użytkowników.
Seria Response, która swego czasu była świadectwem możliwości ProAca, teraz stanowi trzon jego oferty. Znajdziemy w niej dwa monitory, subwoofer, głośnik centralny i cztery podłogówki. Model D40R jest wśród nich najokazalszy.

Budowa
Mimo że pokaźne (120 cm wysokości), w warunkach bojowych angielskie kolumny nie sprawiają wrażenia przytłaczających. Przyczyniają się do tego 5-cm klocki dystansowe, oddzielające skrzynię od cokołów. Ich obecność, poza walorami wizualnymi, wynika z umieszczenia wylotu bas-refleksu w dnie obudowy. Dzięki temu zabiegowi kolumny są mniej wrażliwe na odległość od tylnej ściany, choć jeśli będzie ona zbyt mała, to może negatywnie wpłynąć na stereofonię. Ja w każdym razie zachowałem zwyczajowy metr. W cokoły należy wkręcić dołączone kolce.
Na temat klasy wykonania nie ma sensu się rozwodzić – jest prawdziwie mistrzowska. Połączenia spasowano idealnie i nawet z niewielkiej odległości kolumny sprawiają wrażenie wyciosanych z litego drewna. Małym zgrzytem są czarne gniazda mocujące maskownice. W przyszłości warto by pomyśleć o magnesach schowanych pod fornirem.
Obudowę zrobiono z 25-mm MDF-u. Ścianki wyklejono matami bitumicznymi o grubości 5 mm, a następnie wyłożono 2-cm gąbką. Co charakterystyczne dla ProAca, wewnątrz nie zastosowano klinów, wieńców czy wymyślnych kratownic. Zdaniem konstruktora, mogą one mieć niepożądany wpływ na rezonans ścianek obudowy.

image004

Otwór bas-refleksu widoczny dopiero po odkręceniu cokołu.


Wpuszczone w niewielkie zagłębienie terminale mogą sprawiać kłopoty w przypadku próby podłączenia gołych kabli, ale przy końcówkach bananowych nie było problemu. Gniazda znajdują się wysoko, co może skutkować nadwerężaniem ich przez ekstremalnie grube i ciężkie kable. Pozycja ta wynika z przykręcenia zacisków bezpośrednio do płytki zwrotnicy, umieszczonej na poziomie przetworników.
W D40R zastosowano filtr trzeciego rzędu z podziałem w okolicach 3 kHz. Trzy cewki i trzy kondensatory obsługują parę nisko-średniotonowców, natomiast wysokotonowiec jest tłumiony przez jedyny w układzie opornik. Okablowanie wewnętrzne poprowadzono grubymi przewodami z miedzi beztlenowej, sygnowanymi przez ProAca.

image003

Zwrotnica trzeciego rzędu.


Mimo że w R40D pracują trzy przetworniki, pozostaje on konstrukcją dwudrożną. Przetwarzanie góry pasma powierzono pokaźnej wstędze, sięgającej 30 kHz. ProAc oferuje także model D40 (bez dopisku „R” w nazwie) z tradycyjną miękką kopułką, nieznacznie tańszy od wersji „Ribbon”. Na ostateczną cenę wpływa także wybrany przez nabywcę rodzaj wykończenia.
Środek pasma i bas przetwarza para 16,5-cm głośników z membranami z włókna węglowego. Każdy splot skręcono z tysiąca niteczek, a całość powleczono warstwą impregnatu. Dzięki temu zabiegowi membrany zyskały pożądaną sztywność przy zachowaniu niewielkiej masy. Przetworniki przywędrowały do D40R wprost z topowych serii K i Carbon Pro, w których najtańsze modele kosztują dwa razy więcej.
Dawniej ProAc chętnie korzystał z głośników Scan-Speaka, co prowokowało naśladowców do klonowania jego konstrukcji. Przeważnie z marnym skutkiem, przez co cierpiało dobre imię firmy. Głośniki do D40R prawdopodobnie również powstały we współpracy ze Scan-Speakiem (świadczy o tym choćby kształt odlewanego kosza), ale mam wrażenie, że na hobbystycznym rynku trudno będzie znaleźć ich zamienniki.
Konfiguracja

image005

Zaciski głośnikowe.


Do sterowania ProAców użyłem wzmacniacza Devialet 170. Po kilku tygodniach spędzonych z D40R uważam, że był ich bardzo dobrym partnerem, zwłaszcza pod względem dynamiki i kontroli basu. W roli źródła pracował wieloformatowy odtwarzacz Oppo BDP-103D, podłączony kablem koaksjalnym Nordost Blue Heaven. Amerykańska maszyna, poza fizycznymi krążkami, radziła sobie z plikami hi-res, zgromadzonymi na zewnętrznym dysku. Muzyka pochodziła z CD i plików wysokiej rozdzielczości w formacie DSD oraz FLAC.

Dygresja…
Uważni czytelnicy mogą w tym miejscu powziąć podejrzenie, że nagle zmieniłem front i z pozycji sceptyka przeistoczyłem się w entuzjastę zdematerializowanej muzyki, ale na razie mi to nie grozi. Jeśli miałem do wyboru fizyczny nośnik CD i jego odpowiednik w postaci FLAC, zawsze wybierałem ten pierwszy.

image006

Kolumny ProAca to klasyka gatunku. Jedyna ekstrawagancja to wstęgowe tweetery.

W przypadku plików o wysokiej rozdzielczości dopisek „hi-res” nie czyni z nich automatycznie hi-endu. Średniutko nagrane płyty po zwiększeniu rozdzielczości brzmiały tragicznie (koronnym przykładem może tu być debiutancki album grupy Boston, który daje się słuchać jedynie z amerykańskiego winylu), zaś wzorcowo zrealizowane kompakty nierzadko biły na głowę przeciętne pliki hi-res. Natomiast „gęste” nagrania z audiofilskich wytwórni brzmiały naprawdę świetnie i głównie takie brały udział w teście.
„Życie jest za krótkie na słuchanie byle czego” – głosi stare audiofilskie przysłowie. Idealnie pasowało do sytuacji.

… i powrót do konfiguracji
Kolumny ze wzmacniaczem połączyły kable Audioquest Rock Castle zakończone podwójnymi bananami. System stanął w pokoju o powierzchni 20 m? zaadaptowanym akustycznie tak, by nie komplikować normalnego użytkowania.

Wrażenia odsłuchowe
Od tak pokaźnych zestawów można oczekiwać potęgi brzmienia i pod tym względem Anglicy nie pozostawili cienia niedosytu. Choć nie od pierwszego kopa.
W klasyce D40R czarowały budową sceny. Soliści ulokowali się wyraźnie przed linią głośników, a kilka kroków za nimi, szerokim półkolem, stanęli instrumentaliści, chór oraz reszta menażerii. Separacja instrumentów była godna monitorów. W czasie słuchania dużych form muzycznych przenosiłem się do pierwszych rzędów w filharmonii, a sprzyjała temu nadzwyczajna szerokość sceny, znacznie przekraczająca fizyczne rozstawienie kolumn. Z nagrań biła energia i prawdziwa radość grania, podkreślana zdecydowanym i mocnym basem. Dość powiedzieć, że kontrabasy w „Planetach” Holsta rżnęły dziarsko, niczym basetle w góralskiej kapeli.

Wysokie tony skrzyły się niczym żywe srebro. Dzięki rewelacyjnej przejrzystości mogłem spokojnie wyizolować dowolny instrument i śledzić jego partię na tle pozostałych. Jeśli dodać do tego rzadko spotykaną muzykalność, to test zapowiadał się na wyjątkowo długi.
D40R mają jeszcze jedną szczególną cechę. Pomimo ewidentnego angażowania się w wykonywaną pracę, starają się nie upiększać nagrań. „Potrójny” koncert C-dur Beethovena, będący swego czasu wzorcem realizacji, odtwarzany z płyty CD, delikatnie zalatywał naftaliną i nawet poddany remasteringowi do 24 bitów/96 kHz, nie oparł się działaniu czasu. Natomiast prawdziwą szybkością i mikrodynamiką kolumny pochwaliły się w trakcie odtwarzania „Suite Espa?ola” Albeniza. Głośniki niemal wyrywały się z trzymających je koszy.
Na koniec tej części uraczyłem najbliższą okolicę toccatą i fugą d-moll J.S. Bacha, zagranymi przez Zsigmoda Szathmáryego. W finale wreszcie doszedł do głosu „bass” (obowiązkowo przez dwa s). No i obudziłem bestię. Choć kolumny stały na 3-cm granitowych płytach, ziemia zadrżała jak w czasie ataku czołgów. 16-stopowe organy z kościoła Michaëlskerk w holenderskim Zwolle huknęły całą mocą, ale kolumny trzymane w ryzach przez wzmacniacz ani na chwilę nie straciły kontroli. Nic nie zadudniło, nie załomotało, a wściekły bulgot unoszący się nad podłogą nie wywołał nawet gwałtownej reakcji współmieszkańców.

image001

Bardzo grube kable lepiej położyć na specjalnych podstawkach. Miny imieninowych gości – bezcenne.


Odsłuch jazzu ugruntował dotychczasowe obserwacje dotyczące stereofonii. Genialnie nagrany album „Traveling Miles” Cassandry Wilson nieraz już zaskakiwał mnie prezentacją sceny, która w przypadku ProAców wspięła się na wyżyny. Co ciekawe, kolejny album – „Another Country” – w wersji 24/96 pod względem stereofonii nie odbiegał znacząco od poprzednika. Muzyczne 3D przeżyłem w trakcie słuchania fragmentów „Amused to Death” Rogera Watersa, gdzie odgłosy telewizora gadającego w lewym kanale dochodziły z odległości około 1,5 metra od kolumny; na zewnątrz, ma się rozumieć. Skuszony floydowymi klimatami, sięgnąłem po kilka nagrań rockowych, ale przy odtwarzaniu płyt CD niskie tony stanęły tuż przed cienką czerwoną linią. W tej kwestii zdecydowanie lepiej wypadły pliki hi-res (np. świetnie zremasterowany album „Gaucho” grupy Steely Dan). Granicę dzielącą rozsądek od szaleństwa D40R przekroczyły tylko raz, przy próbie odtworzenia płyty „Reise, Reise” Rammsteinu. Tego było już za wiele nawet dla mojej tolerancyjnej rodziny. Odnoszę jednak nieodparte wrażenie, że użytkownicy kolumn ProAca o tanzmetalu nawet nie słyszeli.

Konkluzja
Trzydzieści trzy tysiące złotych z okładem to sporo pieniędzy, bez dwóch zdań. W ProAcu płaci się za dźwięk. Z pewnością da się zbudować tańsze klony, które mogą być nawet podobne do D40R, ale nie ma szans, by osiągnęły zbliżony efekt brzmieniowy. W końcu Stewart Tyler pierwsze kolumny skonstruował ponad 40 lat temu i już wtedy robiły one piorunujące wrażenie na słuchaczach.

t

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 
Autor: Mariusz Zwoliński
Źródło: HFiM 03/2014

Pobierz ten artykuł jako PDF