HFM

artykulylista3

 

RLS Callisto IV

Mag 04-07 03 2013 01Na Audio Show 2012 RLS zaprezentował czwartą już wersję monitora Callisto. Producent nie ma łatwego życia z tą linią głośników, ale dokłada wszelkich starań, aby zachować w katalogu tę udaną miniaturkę.

Powodem kolejnych modyfikacji był przetwornik średnio-niskotonowy. Problem polegał na tym, że RLS zawsze sięga po głośniki, które dziwnym trafem w niedługim czasie wychodzą z produkcji. W takiej sytuacji konieczne staje się znalezienie następcy, a co za tym idzie – zaprojektowanie nowego modelu. Tak się stało w przypadku Callisto III. Nie inaczej jest też z recenzowanymi dzisiaj Callisto IV.


Może to pech, a może jednak podpowiedź losu, bowiem z modelu na model Callisto grają zdecydowanie lepiej. Z drugiej strony, gdyby trzymać się prawa serii, w przyszłym roku powinniśmy zobaczyć model V... No, ale bez złowróżbnych prognoz.
W nowych Callisto miejsce nomeksowego średnio-niskotonowca Wavecore WF120BD02 zajął WF120BD03 – 12-cm midwoofer z papierową membraną i rozwiązaniem Balanced Drive (zastosowanym również w poprzedniku), redukującym zniekształcenia nieliniowe. Cewka o średnicy 1 cala została osadzona na karkasie z włókna szklanego, zaś kosz wykonano z ażurowego odlewu aluminiowego. Przetwornik wysokotonowy jest ten sam co poprzednio – to pierścieniowy Scan Speak D2604/832000. Zwrotnica, pomimo że 1. rzędu, ma dość skomplikowaną budowę i składa się z 12 elementów łączonych bezpośrednio (nie przez ścieżki na płytce drukowanej).
Wzorniczo IV bardzo przypominają poprzedni model. Mają podobne proporcje, i odwrócony układ głośników – midwoofer znajduje się nad tweeterem. Od modelu II jest to charakterystyczna cecha monitorów Callisto.
Przednią ściankę wykonano z 24-mm płyty MDF, w której zatopiono magnesy do mocowania maskownic. Dzięki temu są one niewidoczne i praktycznie niewyczuwalne pod warstwą forniru. Pozostałe ścianki to również MDF (12 mm). Wnętrze wytłumiono filcowymi matami.
Z tylu znajdziemy nieduży otwór bas-refleksu i parę złoconych zacisków, przyjmujących dowolne końcówki.
Callisto ładnie się prezentują.

Skrzynki pokrywa dobrze położony naturalny fornir, dostępny praktycznie w dowolnym kolorze.

 

Aleksandra Chilińska

Mag 04-07 03 2013 opinia1

Przed dwoma laty opisywałam Callisto III – niewielkie monitory, które zrobiły na mnie duże wrażenie. Brzmienie „czwórek” wydało mi się w pierwszej chwili podobne, jednak po dłuższym odsłuchu okazało się, że różnica jest, i to znaczna.
Nie potrafię wytłumaczyć fenomenu upchnięcia takiego basu w tak małych skrzynkach. Jeżeli ktoś styka się z Callisto po raz pierwszy, można być pewnym, że spyta: „Gdzie jest subwoofer?”.
Tak naprawdę bas nie jest ani tak ogromny, ani nieprzyzwoicie głęboki, jak mogłoby się wydawać. Należałoby raczej stwierdzić, że jest adekwatny do wielkości przetwornika, za to niewiarygodnie dobrze zestrojowy i podany tak, że zapada w pamięć. Ten z Callisto IV różni się jednak nieco od niskich tonów „trójek”. Tam zdarzała się utrata kontroli, zwłaszcza w zestawieniu ze słabszymi wzmacniaczami. Czwórki zachowują się bardziej przewidywalnie. Callisto IV
wydają się łatwiejsze do wysterowania. Nie testowałam ich ze wzmacniaczem lampowym, tak jak poprzedniego modelu, ale miałam okazję je zestawić ze zintegrowanym Music Hallem 25.2. I tak jak poprzednio wrażenia były lekko dramatyczne, tak tym razem byłam naprawdę mile zaskoczona. Nie trzeba posiadać małej elektrowni, by wysterować te monitory. To duża zmiana. „Czwórki” są mniej kapryśne i nie tak wymagające w stosunku do reszty systemu. Odniosłam także wrażenie, że grają jaśniej, a zarazem pełniej od „trójek”.
Sprawdzian z budżetową elektroniką wypadł niespodziewanie dobrze, z czego płynie wniosek, że opracowanie nowej generacji nie było jedynie łataniem dziury powstałej z powodu braku dostępności głośnika. Pociągnęło też za sobą wyższą jakość.

Mag 04-07 03 2013 02     Mag 04-07 03 2013 03

Skoro z tak budżetową konstrukcją jak Music Hall 25.2 obyło się bez dramatu, to połączenie tych monitorów z lepszymi urządzeniami powinno zaowocować jeszcze lepszymi efektami.
Dla odmiany zestawiłam Callisto IV ze Strussem R150. Duży zapas mocy powoduje, że te monitory zaczynają się wyróżniać na tle kolumn w podobnej cenie. Z przyzwoitego brzmienie zmieniło się w nieprzyzwoicie dobre. Tak to już jest z konstrukcjami RLS-u. One po prostu potrzebują prądu.
Dźwięk się otworzył, był czysty, o pełnej średnicy i świetnej górze. Wokale zyskały na płynności, a wyraźna artykulacja pozwoliła usłyszeć wiele niuansów. Bas był dość głęboki, dobrze kontrolowany, a średnica nasycona i czysta.
Callisto zaskakują stereofonią i czytelnością źródeł rozstawionych na scenie. Oddają jej szerokość, głębię, jak i usytuowanie planów, zarówno w kameralistyce, jak i w przypadku dużych składów, z którymi „trójki” nie radziły sobie tak dobrze.

Mag 04-07 03 2013 04     Mag 04-07 03 2013 05

W „Amused to Death” Watersa nie brakowało otwartości i przestrzeni, co pozwoliło oddać złożony charakter aranżacji.
Jak na tak niewielkie kolumny konstruktor uzyskał prawidłowy balans tonalny. Callisto są zestrojone tak, że poszczególne pasma podkreślają wzajemnie swoje zalety i kryją niedoskonałości. Efektem tego zabiegu jest nieoczekiwanie mocny bas, wrażenie przestrzeni i dźwięk przyjemny w odbiorze. Warto dodać, że monitory mają tendencje do „znikania” w pomieszczeniu, co nie wynika z niewielkich rozmiarów, ale raczej z nieprzeciętnej stereofonii.
Callisto IV to kolejny udany model RLS-u. Dobrze wykonany i dobrze grający, bez udziwnień i zbędnych polepszaczy. Świetna propozycja dla tych, którzy mają do dyspozycji niewielkie pomieszczenie, a marzy im się dźwięk rodem z większych konstrukcji. Callisto IV dobrze się słucha, a fakt, że nie są już tak wybredne jak poprzednik, sprawia, że mogą po nie sięgnąć posiadacze bardziej budżetowej elektroniki.
Odsłuch tych maleństw to walka przyjemności z niedowierzaniem, zakończona stwierdzeniem, że nie zawsze duży może więcej…

Aleksandra Chilińska

Mag 04-07 03 2013 opinia2

Monitory RLS Callisto zna każdy, kto choć raz w ciągu ostatnich lat odwiedził Audio Show. Regularnie współtworzą jedną z najbardziej udanych prezentacji. Jak to możliwe, żeby z tak niepozornych skrzynek wydobywał się tak potężny dźwięk?
Kiedy do mnie dotarły, już sama paczka, a może raczej: paczuszka, obudziła starą ciekawość. „Maleństwa”, „kolumienki” – tego typu zdrobnienia, choć zwykle ich nie lubię, same cisnęły się na usta. Stojąc obok wielkich Isophonów, Callisto wywoływały uśmiech u każdego, kto odwiedził mnie w trakcie blisko dwumiesięcznego odsłuchu. Uśmiech zamierał, kiedy się okazywało, że osoby nie znające mojego systemu nie potrafią w pierwszej chwili określić… które zestawy aktualnie grają.
Największe wrażenie robi podstawa basowa. Trzeba się trochę pomęczyć z ustawieniem, ale są to standardowe zabiegi, które przy tej masie i wielkości obudów nie sprawiają trudności. RLS-y okazują się bardzo wrażliwe na odległość od tylnej ściany. W 25-m pomieszczeniu najlepszy wynik uzyskałem, umieszczając je na 90-cm podstawkach, wysunięte w kierunku miejsca odsłuchu na około 1 m.
Dojrzałość projektu kolumn najłatwiej ocenić po tym, czy chce się ich słuchać. Tak po prostu. Brzmi to jak truizm, ale w przypadku tego elementu toru nabiera szczególnego znaczenia. Jeśli system gra poprawnie, a po podłączeniu innych kolumn zaczyna się rozbieranie pasma na drobne i analiza w stylu: „fajna góra, ale…”, to coś jest nie tak. W przypadku RLS-ów żadne zastrzeżenia nie przysłaniają ogólnej przyjemności. Po dłuższym czasie bardziej osłuchanym audiofilom podstawa basowa może się wydać nieco monotonna, ale pamiętajmy, że to tylko monitory w rozsądnej cenie. Oczekiwanie pełnej palety barw w najniższych częstotliwościach od zestawów, które wielkością nie dominują napędzającego je wzmacniacza, byłoby przesadą. Oceniając je w kategoriach bezwzględnych, można tu odczuć pewien niedosyt, jednak rzut oka na ich wielkość i cenę gwarantują szybki powrót na ziemię. Podobnie przyjemnie grające kolumny zagraniczna konkurencja wycenia przynajmniej dwukrotnie wyżej.

Reklama

RLS-y mają swój charakter, ale nietrudno w nim zauważyć celowe starania konstruktora, a nie zbieg okoliczności. W porównaniu z innymi, nawet pełnowymiarowymi zestawami w cenie do 10 tys. zł, RLS-y obronią się otwartością i rzetelnością przekazu. Nie grają chłodno. Raczej szybko w niskich częstotliwościach i szczegółowo w górze pasma. Zdolność Callisto IV do precyzyjnego prowadzenia basu stanowi dla mnie prawdziwe zaskoczenie. Obawiałem się standardowej wady monitorów, czyli napompowania basu. Ciągnie się on wtedy w dużym opóźnieniu za resztą pasma i przy gęstych aranżach powoduje spore obniżenie czytelności prezentacji. W przypadku RLS-ów nic takiego nie miało miejsca. Kolumny, nawet w szybkich pasażach „Holy Wars” Megadeth nie gubiły dźwięków, zaznaczając nawet rytm, wybijany podwójną stopą. Spora część głośników nie psuje tego efektu tylko dlatego, że owej stopy po prostu na nich nie słychać. Tym większe brawa dla RLS-ów.
Callisto IV to kolumny, którym osoby poszukujące wymarzonego systemu koniecznie powinny dać szansę. W naszych realiach metrażowych odnajdą się w większości mieszkań. Podłączone do mocnego i ciepłego wzmacniacza zaspokoją gusta każdego audiofila, niezależnie od poziomu zaawansowania, np. w drugim systemie w gabinecie czy sypialni. Po odsłuchu sam nabrałem na niego ochoty…

Adam Bernacki

Mag 04-07 03 2013 daneTechniczne

Autor: Aleksandra Chilińska i Adam Bernacki
Źródło: MHF 1/2013

Pobierz ten artykuł jako PDF