HFM

Gryphon Essence Stereo

062 069 Hifi 11 2021 010Pamiętacie jeszcze coś z lekcji historii? Na przykład czasy Kanuta Wielkiego, kiedy to Dania osiągnęła szczyt swojej potęgi? Było to tysiąc lat temu, a ja mam przemożne wrażenie, że właśnie w tych odległych wiekach Gryphon stworzył swój katalog końcówek mocy. I że od tamtej pory nic się w nim nie zmieniło. Aż do dziś.


Nie, wcale nie przesadzam. O ile firma z Ry zawsze dbała o to, by zwolennicy wzmacniaczy zintegrowanych czuli się dopieszczeni i regularnie prezentowała nowe modele, o tyle końcówki mocy (w wersji mono i stereo) od zarania dziejów były zawsze trzy: Antileon (znany w poprzednich wcieleniach jako DM100), Mephisto oraz Colloseum. Największym wydarzeniem, a zarazem rewolucyjną – jak na Gryphona – zmianą, było wycofanie kilka lat temu Colloseum. Kiedy na polu chwały pozostały już tylko dwa modele, wielbiciele duńskiej wytwórni słusznie podejrzewali, że Duńczycy szykują niespodziankę. Nie pomylili się. W 2020 roku firma przedstawiła zupełnie nową serię, składającą się z końcówki stereo, bliźniaczych monobloków oraz zaprojektowanego specjalnie z myślą o nich przedwzmacniacza z przetwornikiem c/a.
Zaskoczeniem był fakt, że Gryphon tym razem nie zaprezentował wzmacniacza ultra high-endowego, który mógłby zająć miejsce Colloseum. Zamiast tego postanowił zejść pod strzechy i po raz pierwszy w swej historii wycenił końcówkę mocy poniżej 30 tysięcy euro. Jak na standardy tej firmy to taniocha i zapewne niejeden menager w Ry miał poczucie, że równie dobrze można by rozdawać sprzęt za darmo.

062 069 Hifi 11 2021 001

Na taki widok
każdemu audiofilowi
żywiej zabije serce.

 


Czas premiery nie był przypadkowy, ponieważ linia Essence miała uczcić, jak szumnie podają materiały firmowe, „35 lat badań i innowacji”. W rzeczywistości chodzi po prostu o 35. rocznicę powstania Gryphon Audio Designs – skromnej firemki, założonej w 1985 roku przez projektanta przemysłowego Flemminga E. Rasmussena. Już rok po zarejestrowaniu działalności przedsiębiorczy Duńczyk zadziwił świat preampem gramofonowym Head Amp, który okazał się prawdziwym przebojem targów CES w Chicago. Jako że zamówienia posypały się jak z rękawa, właściciel poszedł za ciosem i już wkrótce kierował całkiem sporym i świetnie prosperującym przedsiębiorstwem, które oferowało najwyższej klasy wzmacniacze, źródła, zestawy głośnikowe oraz pomniejsze akcesoria. I choć pan Rasmussen przeszedł obecnie na zasłużoną emeryturę, nadal sprawuje pieczę nad działaniami firmy.
Także wszystkie nowe urządzenia to bez wyjątku jego autorskie projekty plastyczne. Nie inaczej jest w przypadku serii Essence, której wygląd nadał właśnie Flemming E. Rasmussen, a za topologię wnętrza odpowiada Tom Møller – inżynier elektronik i główny projektant Gryphona z dwudziestoletnim stażem.
Jak zatem prezentuje się ich „budżetowe” urządzenie?

062 069 Hifi 11 2021 001

O niedobór mocy można się nie martwić. „Tylko” 50 W,
a zasilacz – jak we wzmacniaczu 200-watowym.

 


Budowa
Jak zwykle w przypadku Gryphona – prosto i elegancko, choć nieco mrocznie. Połączono dwa materiały, które już dawno temu stały się znakiem rozpoznawczym sprzętu z Ry – czarny akryl oraz szczotkowane aluminium w tym samym kolorze. Przedni panel to przykład skandynawskiego minimalizmu, od którego Rasmussen już nie raz odchodził, aby za jakiś czas znów do niego wracać. Kosmicznie wyglądający Antileon bądź wcześniejsze odsłony zintegrowanego Diablo były przykładami niepokojącego, industrialnego designu, który wyróżniał się nietypowymi kształtami, ostro załamującymi się liniami i wielowarstwowością faktur. Linia Essence to powrót do prostoty, czego przykładem jest panel frontowy. W aluminiowy prostokąt wcina się tu odwrócony trójkąt z akrylu. To wystarcza, by przełamać monotonię płaszczyzny, a przy okazji nie przeładować jej nadmiarem ozdób. Jedynym urozmaiceniem jest tu wąski pasek LED. Pełni on ważną funkcję informacyjną, o której za chwilę sobie powiemy.
Po bokach znalazły się pokaźnej wielkości radiatory z aluminium, które, gdy spojrzeć z lotu ptaka, tworzą dwa charakterystyczne półkola.
Z tyłu, jak to w końcówkach mocy, dzieje się niewiele. Znajdziemy tu wyjątkowo solidne, pojedyncze złocone terminale głośnikowe, które firma stosuje obecnie we wszystkich swoich nowych urządzeniach, dwa dodatkowe otwory wentylacyjne oraz pojedyncze wejście XLR. Sygnału niesymetrycznego bez przejściówki podłączyć się nie da, ponieważ w Gryphonie postawili wyłącznie na standard studyjny. Moim zdaniem nie jest to najszczęśliwsze rozwiązanie, ponieważ jeżeli użytkownik nie zdecyduje się na firmowy przedwzmacniacz, brak wejść RCA z góry wyeliminuje sporą grupę preampów wyposażonych tylko w takie wyjścia. Również teza o rzekomej przewadze XLR-ów nad RCA w sprzęcie domowym jest dość dyskusyjna i w branży profesjonalnej ma chyba więcej przeciwników niż zwolenników. Musimy to jednak przyjąć z dobrodziejstwem inwentarza.

062 069 Hifi 11 2021 001

Płytka z właściwym wzmacniaczem mocy. Widać tylko
część tranzystorów. W sumie użyto dziesięciu na kanał.

 


Green Bias
Na tylnej ściance, oprócz 20-amperowego gniazda zasilania i 12-woltowego wyzwalacza, przeznaczonego do łączenia ze sobą kilku urządzeń, znajdziemy tajemnicze przyłącze o nazwie Green Bias. Aby wyjaśnić, na czym polega jego działanie, musimy się cofnąć do przedniej ścianki, a dokładnie – zajrzeć pod jej spód. Umieszczono tam centralnie włącznik zasilania (żeby nie kusił do zbyt częstego używania) i dwa przyciski do regulacji prądu spoczynkowego oraz podświetlenia LED. To ostatnie informuje w jakim trybie pracuje wzmacniacz. Bohater naszego testu – jak wszystkie końcówki mocy Gryphona – pracuje w czystej klasie A i według słów Toma Møllera: „został zoptymalizowany do pracy w takim właśnie trybie”. W języku inżynierskiej dyplomacji oznacza to, że najwyższą jakość dźwięku uzyskamy w klasie A. Kiedy natomiast  przełączymy Essence w AB, musimy się liczyć z delikatnym kompromisem. Producent pozostawia jednak wybór użytkownikowi, który, dzięki przyciskowi Bias może wybrać wysoki bądź niski prąd spoczynkowy.
Jest jeszcze trzecie rozwiązanie, pośrednie, zarezerwowane jednak wyłącznie dla posiadaczy firmowego przedwzmacniacza. Gdy połączymy z nim końcówkę przez złącze Green Bias, wzmacniacz sam obliczy, ile watów powinien w danym momencie oddać w klasie A, a kalkulacji tych dokona na podstawie ustawienia poziomu głośności w preampie. O tym, w którym trybie pracuje końcówka, poinformuje LED-owe podświetlenie. Można je ustawić w jednym z trzech trybów za pomocą przycisku Mode. I tak w pierwszym trybie, ustawionym fabrycznie, pasek jarzy się zawsze na niebiesko, a na przełączenie prądu spoczynkowego zareaguje dziesięciosekundową zmianą koloru – na zielony (prąd niski) lub czerwony (prąd wysoki). W drugim trybie zmiana koloru jest permanentna i wściekła czerwień lub uspokajająca zieleń towarzyszy nam przez cały czas. Natomiast tryb trzeci przynosi wytchnienie dla oczu – LED-owe światło gaśnie, a jedyne, co się delikatnie jarzy, to miniaturowe logo Gryphona.
Daltonistów, do których sam się zaliczam, spieszę uspokoić – wcale nie trzeba się wpatrywać w światełka, żeby wiedzieć, czy Essence gra w klasie A, czy też AB. Bezbłędnie poinformuje nas o tym temperatura urządzenia. W czasie pracy z wysokim prądem spoczynkowym wzmacniacz działa jak stara dobra farelka i wydziela więcej ciepła niż niejeden piec lampowy.

062 069 Hifi 11 2021 001

To najdłuższe przewody, jakie zobaczycie
w całym urządzeniu.

 


Wnętrze
Po odkręceniu górnej płyty naszym oczom ukazuje się ciasno zabudowane i logicznie rozplanowane wnętrze. Jego centralną część zajmuje potężny zasilacz Holmgrena z niezależnymi uzwojeniami dla każdego kanału. Toroidalny transformator ma moc 1350 VA i jest praktycznie jedynym wspólnym elementem całego układu. Resztę podzespołów rozmieszczono symetrycznie, osobno dla każdego kanału. Na poziomej czterowarstwowej płytce drukowanej znalazła się bateria kilkudziesięciu kondensatorów filtrujących, których łączna pojemność wynosi aż 440 tysięcy mikrofaradów. Właściwe płytki z końcówkami ustawiono w pionie i przykręcono do ścianek bocznych śrubami dystansowymi. Bezpośrednio do boków przylegają natomiast bipolarne tranzystory Sankena, po dziesięć na kanał. W stopniu wejściowym jako bufora użyto podwójnych tranzystorów J-FET.
Gryphon deklaruje, że ścieżka sygnałowa jest tak krótka, jak to było możliwe, a połączenia przewodami ograniczono do minimum. I rzeczywiście, najdłuższe odcinki mają zaledwie 15 cm i łączą płytę główną z terminalami głośnikowymi. Znacznie krótszych kabelków użyto do połączenia zasilacza z płytkami końcówek mocy – i to w zasadzie wszystko. Przewodów zasilających podświetlenie nie liczę, ponieważ pozostają one poza torem sygnałowym.
Patrząc na ten gigantyczny rezerwuar mocy i 20-amperowe gniazdo zasilania, aż trudno uwierzyć, że Essence oferuje „jedynie” 50 W/8 Ω. Jednak już wielokrotnie zauważyliśmy, że o sukcesie wzmacniacza decyduje nie tyle deklarowana liczba watów, co wydajność, sposób wykonania i elastyczność jego zasilacza.
Bliższa lektura parametrów Essence utwierdza nas w przekonaniu, że w tym przypadku mocy na pewno nie zabraknie. Końcówka dubluje ją przy każdym spadku impedancji obciążenia o połowę, aż do 2 omów. Essence w wersji mono potrafi jeszcze więcej: startuje od 55 W/8 Ω i dochodzi aż do 220 W/2 Ω. Tradycyjnie już dla Gryphona, cały układ pracuje bez globalnej pętli sprzężenia zwrotnego, a pasmo przenoszenia rozciągnięto w niewiarygodny sposób – od 0,3 Hz do 350 kHz! Przypomnijmy, że nie chodzi tu o koncert dla nietoperzy – tym bardziej, że słuchając muzyki np. z płyt kompaktowych i tak jesteśmy ograniczeni do 20 kHz. Szersze pasmo wpływa na szybkość odwzorowania impulsów, a przede wszystkim sprawia, że w słyszalnym dla nas zakresie akustycznym charakterystyka urządzenia jest idealnie płaska.
Uwierzcie mi, inżynierowie z Ry pomyśleli o wszystkim. A czy ich 35-letnie doświadczenie da wymierne (i słyszalne!) efekty, przekonamy się za chwilę.

062 069 Hifi 11 2021 001

Wprawdzie w duecie
z przedwzmacniaczem
Essence wygląda i gra wybornie,
ale pamiętajmy, żeby na końcówce
mocy niczego nie stawiać.
Grzeje się niemiłosiernie.

 


Konfiguracja
Jeżeli nie macie jakichś nadzwyczaj egzotycznych i prądożernych kolumn w rodzaju wysokich modeli Halesa, Wilson Audio czy Martina Logana, nie przejmujcie się relatywnie niską mocą znamionową. Ze znakomitą większością głośników Essence poradzi sobie śpiewająco, co gwarantuje jego monstrualny zasilacz. Większą uwagę należy zwrócić na wentylację, ponieważ pracująca w klasie A końcówka grzeje się niemiłosiernie i o upchnięciu jej w ciasnej szafce nie ma nawet mowy. Oczywiście, zawsze można użyć „zimniejszego” trybu, ale – z całym szacunkiem dla układu Green Bias – chyba nie po to decydujemy się na bezkompromisowy wzmacniacz w klasie A, żeby go później dławić jakimiś wynalazkami. Ja sam, idąc za radą Toma Møllera, słuchałem Essence wyłącznie w czystej klasie A, choć żar lipcowego słońca nie ułatwiał zadania.
Kolejna rzecz to sprzęt towarzyszący. Mówiąc o „budżetowym” Gryphonie, nie zapominajmy, że mamy do czynienia z urządzeniem najwyższej klasy, tyle że zajmującym niższą pozycję w katalogu high-endowego producenta. Jest ono więc tak budżetowe, jak Porsche Cayman w odniesieniu do słynnej „dziewięćset jedenastki”. Nie ma zatem miejsca na oszczędności. Nie liczmy, że jeśli któryś element toru odstaje poziomem od reszty, to Gryphon w cudowny sposób to zamaskuje. Skoro wzięliśmy już kredyt na kupno Essence, to weźmy jeszcze drugi na kolumny i dla pewności trzeci na źródło i porządne okablowanie. Wieść niesie, że po przekroczeniu pewnej sumy kredyt i tak staje się bardziej problemem banku niż pożyczkobiorcy. Ja na szczęście nie musiałem się o tym przekonywać, ponieważ gros sprzętu towarzyszącego dostarczyli dystrybutorzy.
Duńska końcówka współpracowała z firmowym przedwzmacniaczem z tej samej serii, a zasilała kolumny Dynaudio Confidence 50, tworząc z nimi wyborny duet. Źródła były trzy: tandem Primare CD32 (transport) i Hegel HD 30 (przetwornik), komputer odtwarzający pliki bezstratne oraz serwis Tidal. Przewody głośnikowe to Nordosty Frey 2; jako łączówek użyłem studyjnych Klotzów XLR, natomiast zasilanie doprowadzały sieciówki Siltecha. Całość stanęła w częściowo zaadaptowanym akustycznie pomieszczeniu o powierzchni 38 m².

062 069 Hifi 11 2021 001

Radiatory nie od parady. Są grube
i potężne, bo muszą odprowadzić
mnóstwo ciepła. Kiedy końcówka
pracuje w klasie A, nagrzewa się
także górna płyta.

 


Wrażenia odsłuchowe
Jeżeli kiedykolwiek przyjdzie mi zeznawać w duńskim sądzie rodzinnym w sprawie o ustalenie ojcostwa, to nie będę miał najmniejszych wątpliwości, co mówić: „Wysoki sądzie! Essence jest nieodrodnym dzieckiem Antileona. Proszę się nie sugerować wyglądem – podobieństwo jest uderzające. Słyszałem na własne uszy!”. Mało tego, progenitura tak bardzo poszła w ślady przodka, że nawet początek odsłuchu wyglądał identycznie jak w przypadku Antileona. Podświadomie czekałem, aż testowany Gryphon błyśnie, huknie i zaatakuje mnie stadem decybeli oraz nieokiełznaną dynamiką. Tymczasem przez pierwsze dni napawałem się przede wszystkim niespotykanie piękną, aksamitną barwą dźwięku.
Chyba po raz pierwszy Gryphon nadał swemu urządzeniu tak trafną nazwę – tak, to brzmienie jest wybitnie esencjonalne. Gęste, kremowe, o migotliwej, wielowarstwowej fakturze – zupełnie, jakbym słuchał nie tyle mocnego tranzystora, co delikatnej triody. Zanim odkryjemy w nim jeszcze inne atrakcje – a zapewniam, że jest ich mnóstwo – niemal na pewno naszą uwagę przykuje średnica, i to taka przed wielkie „Ś”. Jej gęste, lekko ocieplone, wręcz przydymione brzmienie łączy się z tradycyjną już dla Gryphona czytelnością i gradacją planów. Wrażenie trójwymiarowości jest tu dojmujące i pojawia się niezależnie od tego, czy słuchamy jazzowych ballad, dużych składów instrumentalnych czy też muzyki chóralnej. Zestawienie nastrojowego ciepła i aksamitnej barwy z ponadprzeciętną detalicznością i precyzją to wielka sztuka, którą opanowało zadziwiająco niewielu producentów sprzętu hi-fi. Piszę to z pełną odpowiedzialnością, ponieważ – choć tej właśnie cechy poszukuję zawsze w dźwięku testowanego sprzętu – znajduję ją nadzwyczaj rzadko. Pamiętam, że w taki właśnie sposób grały referencyjny Audionet Watt, wysokie modele dzielonych wzmacniaczy Moona oraz… Gryphon Antileon. Jak widać, wszystko co najlepsze, zostało w rodzinie.

062 069 Hifi 11 2021 001

Terminale głośnikowe
bardzo wysokiej jakości.
Wejście XLR i złącze Green Bias.
Do pełni szczęścia brakuje
gniazd RCA.

 


Mało tego, w pewnych aspektach młody potomek ewidentnie prześcignął zdolności szacownego przodka! Dotyczy to zwłaszcza niskich rejestrów, które w Antileonie były imponujące pod względem rozciągnięcia, a jednak nie miały aż takiej zamaszystości, precyzji i nie uderzały z tak niespożytą energią. Pod tym względem Essence bardziej nawiązuje do Mephisto, który do dziś pozostaje dla mnie niedoścignionym wzorem dynamiki i punktualnego, konturowego basu. Niskie tony w Essence to – z jednej strony – potężny, stabilny fundament, na którym budowana jest cała muzyczna tkanka; z drugiej – niezwykła ruchliwość i zwinność, która sprawia, że odtwarzana muzyka nabiera niebywałego tempa i wigoru. Wbrew pozorom, służy to nie tylko muzyce z prądem, o silnie zaznaczonym i podkreślonym przez sekcję rytmiczną pulsie. Taka cecha doskonale się sprawdza także w klasyce – zarówno symfonicznej, jak i kameralnej, a nawet w nagraniach a capella, w których głosy nagle zaczynają rozbrzmiewać z niespotykaną wcześniej energią. Co więcej, Essence nie zapomina o wypełnieniu basowych konturów stosowną dla danego instrumentu barwą oraz pogłosem. I tak w brzmieniu kontrabasu słychać nie tylko struny, ale także płytę rezonansową instrumentu, opływające go rozedrgane powietrze i charakterystyczny, miękki dźwięk opuszków palców szarpiących struny. W przypadku niskich oktaw fortepianu, oprócz samych monumentalnych dźwięków kontry i subkontry, możemy dosłownie wysłyszeć faktyczny rozmiar instrumentu, jego masę oraz kubaturę pomieszczenia. To już nie tyle słuchanie samej muzyki, co oglądanie hiperrealistycznego spektaklu, w którym wrażenia chłoniemy wszystkimi zmysłami. Oczywiście składają się na to nie tylko mistrzostwo w odtwarzaniu basu, ale także ponadprzeciętna dynamika, gigantyczna, precyzyjnie wyrysowana przestrzeń oraz wybitna muzykalność najtańszej duńskiej końcówki mocy.

062 069 Hifi 11 2021 001

Terminale głośnikowe
bardzo wysokiej jakości.
Wejście XLR i złącze Green Bias.
Do pełni szczęścia brakuje
gniazd RCA.

 


Posłuchaliśmy niskich pomruków Gryphona, a co się dzieje na ich antypodach? Tutaj znów, podobnie jak w Antileonie, rozciąga się kraina łagodności – tyle że oglądana przez mocne okulary. Wysokie tony pozostają aksamitne, delikatne i mają piękne wykończenie w postaci wyjątkowo długich wybrzmień. Szybko zauważamy jednak, że dźwięki talerzy perkusji, przeszkadzajek czy smyczków zanikają o wiele wolniej, niż kiedy słuchamy ich za pośrednictwem innych urządzeń. Brak nachalności łączy się z niezwykle detalicznym, wręcz dosadnym przekazem, który niesie ze sobą całe multum informacji. Paradoks? Być może, ale posłuchajcie, jak brzmią instrumenty smyczkowe na żywo, najlepiej z pierwszych rzędów pod sceną. Dźwięk skrzypiec i altówek bywa wtedy ostry, tnący i aż nazbyt wyraźny, ale jest jednocześnie nasycony alikwotami i zrównoważony solidną dawką miękkości. Kubatura sali koncertowej robi swoje i sprawia, że nawet najostrzejsze dźwięki rozchodzą się w wielkich masach powietrza i nie narażają uszu na dyskomfort. Dokładnie w ten sposób stara się przekazać górę pasma Essence. Gwarantuję, że jeśli połączymy testowaną końcówkę z godnymi jej klasy kolumnami, wyposażonymi w głośnik wysokotonowy z najwyższej półki (Esotar 3 okazał się w tym przypadku strzałem w dziesiątkę), to nigdy już nie zatęsknimy za mitycznym brzmieniem bezpośrednio żarzonej triody.

062 069 Hifi 11 2021 001

20-amperowe gniazdo
zasilania IEC C19 w 50-watowym
wzmacniaczu!

 


Jak wspominałem, przestrzeń Essence jest ogromna i imponująca. Tym niemniej została zbudowana według firmowego wzorca, który wychwycimy zarówno w brzmieniu zintegrowanego Diablo, jak i w końcówkach mocy Gryphona. Po pierwsze, zarówno sama scena, jak i wypełniające ją dźwięki zostały delikatnie powiększone. Nie ma w tym nic z nachalnej próby „pompowania” dźwięku; chodzi raczej o oddanie naturalnych proporcji między instrumentami, wykonawcami i sceną, a także o przekazanie ich rzeczywistych rozmiarów. Po drugie, o ile pierwszy plan będzie zawsze delikatnie przybliżony do słuchacza, o tyle dalsze i całe ciemne tło znajdą się od nas w sporym oddaleniu. Essence o wiele wyraźniej i bardziej imponująco oddaje głębię sceny niż jej szerokość. Tę ostatnią w dużej mierze będzie determinować rozstaw kolumn oraz odległość między ich zewnętrznymi krawędziami a ścianą. Natomiast jeśli dysponujemy nagraniami, w których realizatorowi udało się zawrzeć liczne, biegnące w głąb sceny plany instrumentalne, to możemy być pewni, że Essence zaprezentuje je z taką precyzją, że będziemy je w stanie dokładnie rozrysować w powietrzu.
Skupiając się na fragmentach pasma czy pojedynczych cechach, chcąc nie chcąc dzielimy włos na czworo. Tymczasem chyba największą wartością duńskiej końcówki mocy jest fenomenalna homogeniczność brzmienia. Essence zachęca do podziwiania muzyki w sposób całościowy i choć nie brakuje mu wybitnych zdolności analitycznych, to nie będzie się z nimi narzucał. Już jakiś czas temu zaobserwowałem, że każdy kolejny zintegrowany wzmacniacz Gryphona coraz bardziej odchodzi od chirurgicznej precyzji i bezwzględnej kontroli na rzecz dopracowanej, nasyconej barwy i spójności dźwięku. Przypadek Essence świadczy, że owa „pełzająca rewolucja” dotarła także do końcówek mocy i można mieć nadzieję, że Duńczycy z Ry utrzymają ten kurs w przyszłości. Ja w każdym razie mocno im kibicuję.

062 069 Hifi 11 2021 001

Skandynawski minimalizm
w pełnej krasie. Mrok przedniej
ścianki rozświetla różnokolorowy
pasek LED.

 


Konkluzja
- Poproszę wzmacniacz. Muzykalny. Na lata. Żeby grał piękną lampową barwą. Ale żeby był też mocny i dynamiczny. I precyzyjny. I żeby nadawał się do każdej muzyki, bo słucham różnej. I żeby był świetnie wykonany, z najlepszych podzespołów. Wyglądać też ma nieprzeciętnie, jak sprzęt z najwyższej półki. Aha, i ma nie kosztować fortuny, bo niektórzy producenci to już tracą kontakt z rzeczywistością. Generalnie powinien mieć wszystko.
- Oczywiście, służę uprzejmie – Gryphon Essence. Pakujemy wersję stereo, czy też łaskawy pan preferuje monobloki? 

 

gryphon essence stereo

 

Bartosz Luboń
Źródło: HFM 11/2021