HFM

artykulylista3

 

Marianne Faithfull Give My Love To London

hifi1314014

Naïve 2014

Muzyka: k4
Realizacja: k2

Jest prawdziwą legendą: aktorką, piosenkarką i autorką tekstów. Jej burzliwy życiorys mógłby być świetnym materiałem na scenariusz filmu. W tym roku mija 50 lat od artystycznego debiutu Marianne Faithfull. Wokalistka przeszła wyboistą sceniczną drogę, pełną wzlotów i upadków; miała też duże wzięcie w roli celebrytki, zwłaszcza w ramionach Micka Jaggera. Choć trzeba jej oddać, że cały czas – z lepszym lub gorszym skutkiem – śpiewała i nagrywała. Napisała nawet (wspólnie z duetem Jagger-Richards) słynną balladę „Sister Morphine”. „Give My Love To London” to ostatni i, trzeba powiedzieć, udany album Faithfull – artystki o głosie mocno „zużytym”, choć chyba właśnie przez to brzmiącym interesująco. Teksty w większości napisała sama. Od strony muzycznej w komponowaniu pomagali jej Nick Cave, Anna Calvi, Steve Earle oraz inni artyści z rockowej czołówki. Jest nawet kompozycja Rogera Watersa – „Sparrows Will Sing”. Bez rewelacji, ale warto posłuchać. Wśród muzyków towarzyszących wokalistce także nie zabrakło gwiazd. Należy wymienić dwóch producentów albumu – Roba Ellisa i Dimitriego Tikovoia – odpowiedzialnych za partie perkusji i basu, a także gitarzystę Adriana Utleya z Portishead, Eda Harcourta (klawisze) oraz Jima Sclavunosa (perkusja) i Warrena Ellisa (skrzypce) z grupy Nick Cave and the Bad Seeds. Skład, jakiego można pozazdrościć. Akompaniatorzy się postarali; Faithfull też. W efekcie mamy finezyjny akompaniament i kilka ładnych piosenek, z „Love Me or Less” na czele.

Grzegorz Walenda
Źródło: HFiM 10/2014

Pobierz ten artykuł jako PDF

 

Eric Clapton & Friends The Breeze

hifi1314013

Surfdog Records 2014

Muzyka: k4
Realizacja: k2

Kolejny album z gatunku „tribute to”, nagrany z inicjatywy Erica Claptona, a dedykowany gitarzyście i wokaliście JJ Cale’owi. Równo rok po jego śmierci Clapton skrzyknął pokaźną ekipę (m.in. Marka Knopflera, Johna Mayera, Willie Nelsona, Toma Petty, Dona White’a, a nawet żonę J.J. Cale’a – Christinę Lakeland), by przypomnieć kilkanaście kawałków autorstwa legendarnego artysty. Lider wydaje się szczególnie predestynowany do realizacji podobnego przedsięwzięcia. Często wykonywał utwory Cale’a („Cocaine”, „After Midnight”) i występował z nim na scenie. Wspólnie zarejestrowali album „The Road To Escondido”, za który Cale otrzymał Grammy w 2007 roku. Zespół Claptona umiejętnie wstrzelił się w klimat muzyki Cale’a. Utwory są zwarte, oszczędne w środkach i utrzymane w różnych stylach – od bluesa, folku i country, do pop-rocka. Sięgając po tę płytę, liczyłem na większy „wkład własny” artystów. Niestety, zarówno Clapton, jak i jego koledzy ograniczyli się do sprawnego skopiowania tego, co dobrze znamy. Odrobinę urozmaicenia wprowadzają partie wokalne, zwłaszcza Knopflera („Someday”) i Petty’ego („The Old Man And Me”), ale to trochę za mało. Albumowi zaszkodziła zbyt zachowawcza postawa wykonawców wobec oryginału i, niestety, rutyna. Mimo wszystko jest to jednak dobry, „samochodowy” album.

Bogdan Chmura
Źródło: HFiM 10/2014

Pobierz ten artykuł jako PDF

 

Bernie Marsden - Shine

cdhfm10r003

Mascot Music 2014

Muzyka: k4
Realizacja: k2

Pozycja dla miłośników rocka z lat 70. XX wieku. Nie może być inaczej, skoro bohaterem płyty jest były gitarzysta Whitesnake i UFO, Bernie Marsden. Na „Shine” Anglik powraca nie tylko do starych brzmień, ale też do legendarnego repertuaru. Na pierwszym planie mamy dobrze znane przeboje, ale w nowej odsłonie. Przykładem chociażby piosenka „Trouble” – dawny hit Whitesnake, tu ponownie z Davidem Coverdale’em w roli wokalisty. Zaczyna się świetnie. Nie elektrycznie – jak w oryginale – ale akustycznymi gitarami, na których muzycy grają techniką slide. Dopiero kiedy odzywa się Coverdale, wchodzi mocna elektrownia. „Trouble” odzyskuje wówczas swój dawny charakter. W programie „Shine” znalazł się też „Dragonfly” z repertuaru Fleetwood Mac. Tu z kolei Marsden zachował klimat oryginału, chociaż wszystko brzmi dynamiczniej niż w pierwotnej wersji. W sesji uczestniczyli znakomici muzycy, przede wszystkim Joe Bonamassa. Jego finezyjną gitarę słyszymy w utworze tytułowym. Grają też dwaj aktualni członkowie Deep Purple – Ian Paice (perkusja) i Don Airey (klawisze). Natomiast piosenkę „Bad Blood” brawurowo śpiewa Cherry Lee Mewis. Króluje energiczny rock, z otwierającym album evergreenem „Linin’ Track” na czele. Ale są też ballady – „Ladyfriend”, z ciekawymi solówkami na harmonijce ustnej, oraz zamykające krążek, instrumentalne nagranie „N.W.8”.

Grzegorz Walenda
Źródło: HFiM 10/2014

Pobierz ten artykuł jako PDF

 

Nikki Yanofsky - Little Secret

cdhfm10r006

A440 Entertainment 2014

Muzyka: k4
Realizacja: k2
Choć kanadyjska piosenkarka ma zaledwie 20 lat, współpracowała już z największymi: Jesse Harrisem czy Ronem Sexsmithem. Nad jej pierwszym albumem – „Nikki” – czuwał Phil Ramone, znany m.in. ze współpracy z Billym Joelem. Produkcję najnowszego albumu „Little Secret” nadzorował sam wielki Quincy Jones. Przypomnę, że to jemu zawdzięczamy najsłynniejsze płyty Michaela Jacksona. Nad krążkiem Nikki pracował cały sztab specjalistów, w tym kilkudziesięciu muzyków. Powstały ciekawie zaaranżowane, popowe kompozycje z akcentami jazzowymi. Większość repertuaru skomponowała Yanofsky z niewielką pomocą zaprzyjaźnionych artystów. W otwierającym „Something New” pojawiają się fragmenty nagrań Quincy Jonesa i Herbie Hancocka. Dalej mamy, na przemian, piosenki skoczne, czasami jakby żywcem wyjęte ze ścieżek filmowych („Bang”) lub zahaczające o klimaty kabaretowe („You Mean The World To Me”), oraz melodyjne, choć zwykle rozkręcające się po pierwszych spokojnych taktach. Chyba najsłabiej wypada w tym zestawie utwór „Necessary Evil”. Zaczyna się jak temat z Bonda, a później siada. Zbędna w tym autorskim zestawie wydaje się też stara kompozycja „Jeepers Creepers”, choć samo nagranie odznacza się zgrabną realizacją, ze śpiewającym w tle Louisem Armstrongiem.

Grzegorz Walenda
Źródło: HFiM 10/2014

Pobierz ten artykuł jako PDF

 

Perfect - Da Da Dam

cdhfm10r007

Perfect Management/Polskie Radio 2014

Muzyka: k4
Realizacja: k2

Edward Lutczyn przygotował okładkę, obok której trudno przejść obojętnie. A muzyka? Też niczego sobie. Zaczyna się łagodnym „Wszystko ma swój czas”, ale zaraz potem przyśpiesza. „Łagodna plaża” to już typowy rock. Na pierwszym planie słychać oczywiście głos Grzegorza Markowskiego, ale równie wyeksponowane – czasami nawet bardziej niż wokal – są partie gitarowe. Dariusz Kozakiewicz tym razem najbardziej w zespole natrudził się nad kompozycjami. Zawdzięczamy mu niemal wszystkie melodie. Markowski podpisał się jedynie pod utworami „Express” i „Dla kogo”. W „Speedy Tune” gitarzysta w ogóle nie dopuścił wokalisty do głosu. Szaleje z gitarą, jak tylko on potrafi. Przypominają się jego inne fantastyczne solówki, jak chociażby te z albumu „Blues” Breakoutów. Pozostali muzycy Perfectu są w dobrej formie, ale przez cały czas pozostają nieco w tle Kozakiewicza. Przy jego „Przebudzance” chyba nikt nie zaśpi do pracy. Świetny kawałek na początek tygodnia. Z kolei „Odnawiam dusze” dowodzi, że gitarzysta czasem potrafi się zadumać. Markowski wtedy umiejętnie mu wtóruje, uderzając w melancholijny ton. Autorami tekstów są Jacek Cygan, Wojciech Waglewski, Andrzej Mogielnicki, Robert Gawliński oraz Bogdan Loebl. Z rockowym klimatem całości trochę kłóci się marszowy „Strażak”, ale na zakończenie może być. Najważniejsze, żeby było z humorem. n

Grzegorz Walenda
Źródło: HFiM 10/2014

Pobierz ten artykuł jako PDF

 

The Killers - Direct Hits

KILLERS

Island 2013

Muzyka: k4
Realizacja: k2

Ile płyt trzeba mieć w dorobku, by wydać składankę typu „The Best of…”? Zdaniem muzyków The Killers lub ich wydawcy: cztery w zupełności wystarczą. Dlatego właśnie do sklepów trafiła ostatnio kompilacja, zatytułowana „Direct Hits”. Tworzą ją cztery piosenki z albumu „Hot Fuss”, po trzy z „Sam’s Town”, „Day & Age” i „Battle Born” oraz dwie kompozycje premierowe. Jak to zwykle w takich sytuacjach bywa, utwory premierowe nie należą do najlepszych w dyskografii grupy. „Shot at the Night” to power-ballada, jakby żywcem wzięta z list przebojów z lat 80., a „Just Another Girl” równie dobrze mogłaby się nazywać „Po prostu kolejną popową piosenką o nieszczęśliwej miłości”. Żaden z tych kawałków nie jest ciekawszy niż choćby „Jenny Was a Friend of Mine”. Ten najwyraźniej został uznany za zbyt posępny, by znaleźć się na kompilacji. Czy więc „Direct Hits” The Killers to kompletny niewypał? Oczywiście, zgodnie z tytułem, zawiera przynajmniej kilka hitów. Ponadto, w jakiś sposób pokazuje muzyczną drogę tej niezwykle popularnej grupy rodem z Las Vegas. To, że piosenki ułożone są w porządku chronologicznym, pozwala samemu ocenić, czy bardziej udany jest początek, czy koniec tej płyty… i samemu odpowiedzieć sobie na pytanie, czy Brandon Flowers i koledzy z każdym kolejnym albumem nagrywają coraz ciekawiej, czy może wręcz przeciwnie

Autor: Bartosz Szurik
Źródło: HFiM 09/2014

Pobierz ten artykuł jako PDF