HFM

artykulylista3

 

Fear Factory - Genexus

cd092015 04

Nuclear Blast 2015

Muzyka: k4
Realizacja: k4

„Jak brzmi nowy album Fear Factory?” – to pytanie w rozmowach pojawia się najczęściej jako żart. Zespół znalazł sobie formułę, którą co kilka lat wkłada w nowe opakowanie i ani myśli jej zmieniać. Powoli to zaczyna być męczące. Piosenki podążają utartym schematem: ciężka zwrotka – melodyjny refren. Większych innowacji brak. Na mocniejszych fragmentach riffy nie są szczególnie interesujące i zbyt często ograniczają się do zapętlenia banalnego motywu. Perkusja w tym czasie podą- ża za rytmem gitar, nie wnosząc wiele do kompozycji. Tu i ówdzie można znaleźć wstawki elektroniczne, lecz pojawiają się zbyt rzadko, bądź są wycofane na dalszy plan, przez co nie przycią- gają uwagi. Największym problemem melodyjnych refrenów są wokale Burtona Bella. O ile do krzyku wokalisty nie moż- na zgłosić zastrzeżeń, to jego śpiew do najpiękniejszych nie należy. To, w czym ogranicza go niewielka skala, stara się nadrobić natężeniem dźwięku. Trzeba jednak przyznać, że muzykom udało się przemycić kilka ciekawych melodii, solidnych riffów oraz interesujących elektronicznych motywów. „Genexus” nie jest zatem złym albumem i zapisuje się w pamięci lepiej niż kilka poprzednich wydawnictw zespołu.

Karol Wunsch
Źródło: HFiM 09/2015

Pobierz ten artykuł jako PDF

 

Giorgio Moroder - Deja Vu

cd092015 07

Inside Out Music 2015

Muzyka: k4
Realizacja: k4

Któż nie nucił kiedyś hitu „The Never Ending Story”, rozsławionego przez Limahla? Komu ciarki nie przeszły po plecach, kiedy akcji filmu „Top Gun” towarzyszył utwór „Take My Breath Away” grupy Berlin? Piosenki te wyszły spod pióra Giorgio Morodera – urodzonego w 1940 roku Włocha, który uchodzi za pomysłodawcę elektronicznej muzyki tanecznej. Jego twórczość objęła cały świat, kiedy założył w Monachium kompleks fonograficzny „Musicland Studios” i zaczął produkować nagrania popularnej w latach 70. ubiegłego wieku amerykańskiej piosenkarki Donny Summer. Moroder współpracował z wieloma artystami i pomagał im dotrzeć do milionów odbiorców. Album „Deja vu” przypomina brzmienia, które królowały w dyskotekach przed trzema dekadami. Dominuje elektronika. Automaty perkusyjne wystukują rytm, a syntezatory wyczarowują akompaniamenty. Autorem większości repertuaru jest bohater płyty, choć pojawiają się też covery. Czasem nawet w całkiem oryginalnej interpretacji. Kompozycję „Tom’s Diner” Suzanne Vegi śpiewa Britney Spears. Wśród gości są również Marlene, Kelis oraz Kylie Minogue. Na albumie nie znajdziemy materiału na takie hity, jak „Bad Girls” czy „No More Tears (Enough Is Enough)”, ale wpisuje się on w brzmienia znane ze współczesnych nocnych klubów. Nazwa „dyskoteka” wprawdzie wyszła z mody, ale proste rytmy do tańca zawsze będą na czasie

Grzegorz Walenda
Źródło: HFiM 09/2015

Pobierz ten artykuł jako PDF

 

Leprous - The Congregation

cd092015 11

Inside Out Music 2015

Muzyka: k4
Realizacja: k4

„The Congregation” kontynuuje podróż w bardziej klimatycznym i nieco lżejszym kierunku, wyznaczonym przez „Coal”. Muzycy stawiają na mniej standardowe konstrukcje i starają się jak najczęściej zaskakiwać słuchaczy zwrotami akcji. Dzięki kompozytorskiemu kunsztowi grupy nawet najspokojniejsze kawałki na płycie nie brzmią ubogo. Charakterystyczny głos Soldberga pasuje do wszystkich kompozycji, a napisane przez niego melodie łatwo wpadają w ucho. Chociaż gitary zostały odsunięte na dalszy plan, to wykonawcy wciąż mają pole do popisu dzięki szalonym rytmom utworów. Gitarzyści często sięgają po dysonanse, przez co riffom zdarza się ugryźć w ucho. To jednak świetnie współgra z niecodziennym rozłożeniem akcentów. Mimo że gitara basowa również usunęła się odrobinę w cień, to nie została potraktowana po macoszemu. Partie klawiszy oraz elektronika są bezbłędne. Idealnie budują nastój, utrzymując uwagę słuchacza. Partie bębnów są tak niesamowite, że w większości już one same mogłyby uczynić piosenki interesującymi. Sekwencje uderzeń są zróż- nicowane, rytmy intrygujące, a akcenty padają w najmniej oczekiwanych momentach. Nie jest to muzyka prosta w odbiorze i z pewnością nie przemówi do wszystkich, lecz koneserzy progresywnego metalu będą nią zachwyceni.

Kamil wunsch
Źródło: HFiM 09/2015

Pobierz ten artykuł jako PDF

 

Paradise Lost - The Plague Within

cd 2015 078 06

Century Media Records 2015

Muzyka: k4
Realizacja: k4

Na najnowszym albumie Paradise Lost kilmaty death-doomowe powracają w dobrym stylu. „The Plague Within” stylistycznie stanowi połączenie brzmienia znanego z kilku poprzednich albumów grupy oraz tego z najwcześniejszych, ekstremalnych wydań. Twórcy nie szukali jednak kompromisów i nie pisali piosenek, stojących gdzieś pośrodku, lecz wymieszali kompozycje łagodniejsze oraz bardziej agresywne. Oczywiście kreatywność zespołu nie ograniczyła się do sięgnięcia po stare brzmienia, dzięki czemu nieraz zaskakują nas wpływami gatunków, których niekoniecznie by- śmy się po nich spodziewali. Riffy gitarowe zostały skomponowane solidnie. Zapadają w pamięć i kreują atmosferę charakterystyczną dla gatunku. Brzmienie gitar, niestety, jest spłycone i trochę zbyt mocno przesterowane. Wokale Holmesa natomiast brzmią świetnie; zarówno te czyste, jak i growl. Jego głos idealnie pasuje do konwencji gotycko-doomowej. Sekcja rytmiczna również potrafi zwrócić na siebie uwagę. Perkusista pokazuje swój talent zwłaszcza w szybszych kompozycjach. Basistę, z powodu mało przejrzystej produkcji, można natomiast usłyszeć jedynie w kilku momentach. Tym wydaniem zespół podjął duże ryzyko, które się opłaciło. Otrzymali- śmy ciężki, mroczny, a zarazem zróżnicowany album.

Karol Wunsch
Źródło: HFiM 07-08/2015

Pobierz ten artykuł jako PDF

 

Nightwish - Endless Forms Most Beautiful

cd 2015 078 07

Nuclear Blast 2015

Muzyka: k4
Realizacja: k4

Ostatniej zmianie wokalistki Nightwisha towarzyszyły spore kontrowersje oraz drobna zmiana stylistyczna, która w oczach fanów urosła do rangi wielkiej rewolucji. Również tym razem, z Floor Jansen przy mikrofonie, zespół nie zdecydował się na kompletną przebudowę swojego brzmienia. „Endless Forms Most Beautiful” nie oferuje żadnych większych niespodzianek. Tuomas Holopainen położył w kompozycjach nacisk na elementy orkiestrowe oraz chwytliwe wokale. Chociaż nie jestem wielkim fanem traktowania gitar wyłącznie jako akompaniamentu, muszę przyznać, że Nightwish sobie z tym poradził. Problem doskwiera czasem tylko w spokojniejszych piosenkach, które ze względu na niedobór ciężkich riffów wydają mi się przesłodzone. Fani Tarji Turunen będą zawiedzeni słysząc, że nowa wokalistka nie włączy- ła do muzyki Nightwisha śpiewu operowego. Wprawdzie wolałbym, żeby zespół wykorzystał pełen wachlarz umiejętno- ści Floor Jansen, ale i bez tego jej partie stoją na wysokim poziomie. Przydałoby się więcej niesamowitego głosu Marco Heitali, który pojawia się od czasu do czasu. Natomiast popisy na instrumentach dętych nowego członka zespołu – Troya Donckleya – dodają całości interesującego, folkowego charakteru. Jeśli szukacie symfonicznego metalu z dawką chwytliwych wokali, właśnie go znaleźliście.

Karol Wunsch
Źródło: HFiM 07-08/2015

Pobierz ten artykuł jako PDF

 

Pete Townshend - Quadrophenia

cd 2015 078 08

Eel Pie Recording Productions Ltd. 2015

Muzyka: k4
Realizacja: k4

Album legenda. Tworząc w 1973 roku pierwszą wersję, grupa The Who była u szczytu sławy. Jej lider, a zarazem autor całego materiału – Pete Townshend – powrócił w dwupłytowym wydawnictwie do lat 60. ubiegłego wieku, do czasów, kiedy w Anglii bandy modsów i rockersów rywalizowały o prymat w młodzieżowej subkulturze. „Quadrophenia” okazała się artystycznym i kasowym sukcesem. Nakrę- cono na jej podstawie film i wystawiono na scenie. Townshend marzył również o symfonicznej wersji i stało się. Partyturę opracowała Rachel Fuller, a orkiestrę poprowadził Robert Ziegler. Zamiast Daltreya – znakomitego wokalisty The Who – słyszymy tenora operowego, Alfiego Boe. Okazjonalnie przy mikrofonie stają Billy Idol i Phil Daniels. Autor również śpiewa i w paru utworach gra na gitarze. Efekt jest poprawny, bo tak wspaniałych kompozycji można słuchać w różnych aranżacjach i pewnie zawsze będą intrygować. Czy jednak potrzeba było aż takich zmian? Czy nie lepiej, gdyby nadal śpiewał Daltrey, a orkiestra jedynie wzbogaciła brzmienie? Jakoś trudno przełknąć modsów i rockersów słuchających opery. To trochę, jakby „Ojca chrzestnego” przerobić na musical. Trudno sobie wyobrazić scenę, w której Vito Corleone śpiewa: „Mam dla ciebie propozycję nie do odrzucenia”.

Grzegorz Walenda
Źródło: HFiM 07-08/2015

Pobierz ten artykuł jako PDF