HFM

artykulylista3

 

Pomegranate Tiger - Boundless

cd022016 002

Bieler Bros. Records 2015

Muzyka: k4
Realizacja: k4

Choć scena instrumentalnej progresywy stała się ostatnio niesamowicie płodna, to prawdziwe perełki zdarzają się rzadko. Tym razem jednak mamy z taką do czynienia, ponieważ Pomegranate Tiger nie tyle rzucił konkurencji poważne wyzwanie, co raczej zdeklasował rywali. „Boundless” od samego początku daje do zrozumienia, że nikt tu nie zamierza bawić się w artystyczny minimalizm ani zachowywać umiaru w popisywaniu się umiejętnościami technicznymi. Słuchacze od razu zostają rzuceni w wir szybkich pasaży i ciężkiej, djentowej sekcji rytmicznej, a chwile wytchnienia, choć obecne, są ograniczone do minimum. Dzięki temu wydają się jednak dopracowane i nie przeciągają się niepotrzebnie. Pomimo wszechobecnego szaleństwa twórcom udało się wpleść w kompozycje sporo chwytliwych motywów, co w przypadku płyt pozbawionych wokalu nie jest częste. Kompozycje stanowią zamkniętą całość, do której trudno byłoby dodać cokolwiek. Pozostające na pierwszym planie gitary doskonale sobie radzą w roli instrumentu prowadzącego, natomiast wszelkie dodatki, nawet w wykonaniu najlepszego wokalisty, jedynie zagłuszałyby złożone motywy instrumentalne. „Boundless” imponuje od strony wykonawczej. Przygniata swoim ciężarem. Zapada w pamięć i dzięki złożonym melodiom ani odrobinę nie nudzi. Jest to album stworzony z rozmachem i na pewno nie pasuje do niego nietrafione hasło „mniej znaczy więcej”. n

Karol Wunsch
Źródło: HFiM 02/2016

Pobierz ten artykuł jako PDF

 

SikTh - Opacities

cd022016 001

Bieler Bros. Records 2015

Muzyka: k4
Realizacja: k4

Po dziewięciu latach przerwy SikTh stanął przed nie lada wyzwaniem dorównania swoim wcześniejszym dziełom. Wyszło przyzwoicie i choć „Opacities” nie przebija „Death Of A Dead Day”, to z pewnością jest dobrą pozycją w dyskografii zespołu. Muzyka stała się odrobinę mniej eksperymentalna. I chociaż element zaskoczenia nieco osłabł, to w kwestii unikalności brzmienia oraz niepowtarzalnego charakteru nie zmieniło się nic. Na „Opacities” znajdziemy wszystko, co sprawiało, że ci panowie są nie do podrobienia. Szalone, dynamiczne wokale zaskakują na każdym kroku i choć na nich samych dałoby się zbudować interesujący album, to twórcy nie poszli na łatwiznę. Warstwa instrumentalna jest równie imponująca. Każda partia jest dopracowana i ukazuje umiejętności techniczne muzyków. Dzięki temu kompozycje zyskują głębię, przez co można spokojnie słuchać ich kilka razy pod rząd, nie ryzykując przypływu senności. Również różnice pomiędzy utworami nie pozwalają na utratę skupienia. Poza energicznymi, typowymi dla zespołu kompozycjami znajdziemy tu także recytowany „Tokyo Lights” oraz zamykającą album balladę „Days Are Dreamed”. Upychając tak wiele treści w skromne dwadzieścia siedem minut, twórcy dostarczyli nam skoncentrowaną dawkę metalowej progresywy najwyższej jakości.

Karol Wunsch
Źródło: HFiM 02/2016

Pobierz ten artykuł jako PDF

 

Simo - Let Love Show the Way

cd022016 005

Provogue/Mascot 2016

Muzyka: k4
Realizacja: k4

Wykonywaną przez Simo muzykę można najkrócej określić terminem „psychodeliczny rock”. Trzyosobowe trio pochodzi z Nashville i wydaje się, że czerpie natchnienie z muzyki takich legend, jak Jimi Hendrix czy Cream. Odnajdziemy też sporo brzmień spod znaku The Allman Brothers Band; może nawet The Doors... Mieszanka wybuchowa? Wcale nie. Powiedziałbym raczej, że przygotowana z wyczuciem, a do tego atrakcyjna. Przynosi brzmienia, do których warto siegnąć, zwłaszcza że ostatnio rzadko goszczą na nowych płytach. Liderem Simo jest gitarzysta J. D. Simo, który również zgrabnie radzi sobie z partiami wokalnymi. Towarzyszą mu Adam Abrashoff (perkusja) i Elad Shapiro (bas). Domeną lidera jest jednak gitara. Chwali go nawet Joe Bonamassa. Jeśli ktoś lubi porywające, rockowo-bluesowe improwizacje, to znajdzie ich tutaj sporo. Simo ma na koncie dopiero drugi album, ale niejeden wykonawca o dłuższym stażu mógłby się tu nauczyć paru sztuczek. Krążek nazwano od utworu dodanego na bonus. Dziwny pomysł, ale jak się gra tak dobrze, to można sobie pozwolić na rozmaite ekstrawagancje.

Grzegorz Walenda
Źródło: HFiM 02/2016

Pobierz ten artykuł jako PDF

 

Villagers - Where Have You Been All My Life?

cd022016 007

Domino 2016

Muzyka: k4
Realizacja: k4

Villagers to grupa z Dublina. Pod wodzą frontmana, Conora O’Briena, na swojej czwartej płycie pozostaje w kręgu folkowych rytmów z elementami country. Swoje zamiłowanie do tego ostatniego stylu wyrażają poprzez cover utworu z repertuaru amerykańskiego piosenkarza Glena Campbella, „Wichita Lineman”. Pół wieku temu ta piosenka była za Atlantykiem wielkim przebojem. Interpretacja Villagers wypada zgrabnie, podobnie jak reszta repertuaru – bezpretensjonalna, akustyczna zaduma. Piosenki nie są jednak nowe. Debiutowały na wcześniejszych albumach Villagers, a teraz zostały na nowo zinterpretowane i zyskały „żywą” oprawę. Muzycy zarejestrowali je za jednym podejściem, jak w czasie koncertu, tyle że w studiu. Ciekawy pomysł. Instrumenty akustyczne brzmią przyjemnie i tylko jeden element obniża ostateczną wartość materiału. Wszystkim utworom towarzyszy jednostajne, ledwie słyszalne elektroniczne tło. Całkowicie zbyteczne. Piskliwy akompaniament powoduje, że tracimy zainteresowanie melodiami, czekając aż wreszcie zamilknie. Niestety, wciąż jest. Przynajmniej mi nie pozwolił wysłuchać albumu za jednym podejściem. Bez niepotrzebnej elektronicznej „poświaty” byłaby to naprawdę przyjemna płyta. Ale cóż, stało się. Jeśli komuś nie przeszkodzi buczenie w tle, to może posłuchać. .

Grzegorz Walenda
Źródło: HFiM 02/2016

Pobierz ten artykuł jako PDF

 

Charlie Puth - Nine Track Mind

cd022016 008

Atlantic 2016

Muzyka: k4
Realizacja: k4

Charlie Puth to gruntownie wykształcony pianista z New Jersey. Zna się na klasycznych brzmieniach i na repertuarze współczesnym, w tym również na jazzie; ukończył Berklee College of Music. Swój debiutancki album poświęcił stylowi pop. Wszystkie piosenki napisał z pomocą innych muzyków. Na krążku zmieściło się 13 kompozycji. Ładnych, melodyjnych, ale nie takich, które na dłużej przyciągają uwagę. Owszem, jest wśród nich telewizyjny przebój „See You Again” (z serialu „Furious 7”), ale wyróżnia się tu przede wszystkim raper Wiz Khalifa, zaś Charlie Puth dorzuca od siebie parę melodyjnych wstawek wokalnych. Inni znani goście na płycie to Selena Gomez w „We Don’t Talk Anymore” i Shy Carter w „As You Are”. Puth ciekawie operuje głosem, często śpiewając falsetem, ale nie przekonał mnie do swojego repertuaru, mimo że, jak wspomniałem, ma wszelkie kwalifikacje, aby być utalentowanym wykonawcą. Musi jednak trochę popracować nad piosenkami, aby nie były jedynie dodatkami do dyskotekowych drinków, ale żeby chciało się ich również posłuchać poza parkietem. Polecam nagranie „Marvin Gaye”, w którym Puthowi towarzyszy Meghan Trainor. Wykonawca wraca w nim do klasyki rhythm and bluesa. Bardzo dobrze, bo to jeden z ciekawszych utworów na „Nine Track Mind”.

Grzegorz Walenda
Źródło: HFiM 02/2016

Pobierz ten artykuł jako PDF

 

Baroness - Purple

cd022016 011

Abraxan Hymns 2015

Muzyka: k4
Realizacja: k4

Mimo że „Yellow & Green” nie było złą płytą, to nie dorównało dwóm pierwszym, fenomenalnym wydawnictwom zespołu Baroness. Szczęśliwie ich najnowszy album to powrót w wielkim stylu, choć nie bez dość poważnego potknięcia. „Purple” nie jest jednak powrotem do korzeni, którego mogliby oczekiwać konserwatywni fani grupy. Połączono tu progresywno-melodyjną naturę poprzedniego albumu z ciężarem wcześniejszych dzieł, stawiając jednak mocniej na ten pierwszy aspekt. Poza typowym rdzeniem w postaci solidnych riffów, interesujących partii perkusyjnych oraz chwytliwych wokali, znajdziemy tu wiele brzmień klawiszowo- elektronicznych, które urozmaicają całość. Kompozycje unikają banalnych schematów i często dorzucają nastrojowe przerywniki lub wprowadzają nowe motywy. Niestety, wszystkie te zalety podkreślają również największą wadę albumu – niezbyt przejrzystą produkcję. Zdarza się, że niezwykle interesujące partie instrumentalne giną w tle, choć to właśnie na nich słuchacz powinien skupić swoją uwagę. „Purple” to świetny album z mnóstwem kawałków, do których chce się wracać. Jeśli uda nam się przejść do porządku dziennego nad surową realizacją, odnajdziemy tu także interesujące i złożone partie instrumentalne.

Karol Wunsch
Źródło: HFiM 02/2016

Pobierz ten artykuł jako PDF