HFM

artykulylista3

 

On the threshold of hope - Chamber music of Mieczysław Weinberg

83-84 06 2011 onTheThresholdOfHope

Richard Margison (tenor)
Arc Ensemble
RCA Red Seal 2011
Dystrybucja: Sony Music Polska

Interpretacja: k5
Realizacja: k3

Kompakt zawierający trzy opusy kameralne (17, 18 i 28 – z lat 1944-45) Mieczysława Weinberga zatytułowano „Na progu nadziei”, lecz w nazwie tej nie ma szantażu emocjonalnego. Dwudziestoparoletni polski Żyd, który, przedzierając się jesienią 1939 na Białoruś, uniknął Holokaustu (zagłada spotkała jego rodziców i siostrę), czyni z muzyki powiernicę przemyśleń, de facto swoją drugą ojczyznę. Nadzieję widzi w tym, że w ogóle przeżył, że może kochać i tworzyć, ale radość jest zmącona żalem po stracie najbliższych, nostalgią, świadomością ceny zwycięstwa nad faszyzmem. Słowem: kosmos uczuć zaklęty w dźwiękach, zwłaszcza w sonacie op. 28 na klarnet (znakomity Joaquin Valdepeñas) i fortepian. Weinberg ewokuje tu klimat sennego koszmaru, obłędu, hektycznego tańca, budzącego skojarzenia i z klezmerskim walczykiem, i z tarantelą.
Pomysłami rytmicznymi i brzmieniowymi (bardzo ciekawe modulacje) skrzy się monumentalny, pięcioczęściowy kwintet fortepianowy op. 18. Największym odkryciem tego albumu wydaje się jednak cykl sześciu pieśni op. 17 do słów Szmula Halkina. Tekst w języku jidysz sprawił, że przez pół wieku utwory te nie były wykonywane ani drukowane. Opowiadają o bezwzględności wojny. Oto matka, czekająca na listy od pięciu synów walczących na froncie, oto pożegnanie żołnierza, oto grób ofiar masowego mordu, być może w Babim Jarze („Tife griber, royte leym”). Interpretacja Richarda Margisona wzrusza i zarazem wstrząsa.

Autor: Hanna i Andrzej Milewscy
Źródło: HFiM 06/2011

Pobierz ten artykuł jako PDF

 

Erwin Schrott - Rojotango

83-84 06 2011 rojotango

Erwin Schrott (bas-baryton)
Pablo Ziegler (fortepian, kierownictwo muzyczne)
Sony Classical 2011
Dystrybucja: Sony Music Polska

Interpretacja: k4
Realizacja: k5

Co prawda ojczyzną tanga jest Argentyna, ale w całej Ameryce Południowej ten taniec czuje się jak u siebie. Erwin Schrott, pochodzący z Paragwaju, zapamiętał z dzieciństwa radiowe audycje muzyczne, od których zaczynał dzień jego ojciec. Jako znany śpiewak, m.in. solista Metropolitan Opera, włącza latynoskie przeboje do recitali, a ciepła reakcja słuchaczy idzie w parze z przyjemnością wykonywania tej muzyki.
Wybrał dwanaście utworów, w tym pięć kompozycji Astora Piazzolli. Porywające aranżacje są dziełem Pabla Zieglera, dawniej najbliższego współpracownika Piazzolli. Na płycie dominują tanga, choć znajdziemy tu też sambę i spokojne ballady. Schrott uważa, że jego ciemny bas-baryton to najwłaściwszy typ głosu do tego repertuaru i trzeba przyznać, że dostarcza wielu argumentów na potwierdzenie tej tezy. Bogata barwa stanowi podstawowe narzędzie sugestywnej interpretacji. Głos Schrotta może brzmieć ostro, chropawo, metalicznie, ale także – łagodnie i miodnie. Równie sprawnie jak liryczną kantyleną i agresywną frazą posługuje się melorecytacją na intymnym półszepcie.
Temperament, poczucie rytmu i uwodzicielski wdzięk to dodatkowe atuty bohatera płyty. Szczególnie udane wokalne kreacje śpiewak stwarza w piosenkach „Saveiros” (w brechtowskim klimacie) i „Bocha” (historia pewnej przyjaźni). Zdaniem Schrotta, w tangu jest „smak życia i zapach śmierci”. Nieco egzaltowana, ale trafna autorecenzja i zachęta do posłuchania.

Autor: Hanna i Andrzej Milewscy
Źródło: HFiM 06/2011

Pobierz ten artykuł jako PDF

 

Tchaikovsky, Kissine - Piano Trios

83-84 06 2011 pianoTrios

Gidon Kremer (skrzypce)
Giedre Dirvanauskaite (wiolonczela)
Khatia Buniatishvili (fortepian)
ECM 2011

Interpretacja: k5
Realizacja: k5

Kreatywność Gidona Kremera podziwiają muzycy całej Europy. Łotewski skrzypek prowadzi orkiestrę krajów bałtyckich. Zaprasza młodych instrumentalistów do współpracy w różnych składach i śmiało sięga po utwory współczesne. Taki też jest najnowszy album, zarejestrowany, podobnie jak kilka poprzednich, dla wytwórni ECM.
Dwie wybrane kompozycje dzieli ponad 120 lat, a łączy obsada wykonawcza – to tria na skrzypce, wiolonczelę i fortepian. W triu op. 50 (1882) Piotr Czajkowski przełamał swoją niechęć do łączenia w kameralistyce brzmienia fortepianu i smyczków i stworzył wielobarwną, skomplikowaną konstrukcję z drugą częścią w formie wariacji. Victor Kissine, kompozytor rosyjski osiadły w Belgii, w triu „Zerkalo” („Zwierciadło”, 2009) nawiązuje do słynnego filmu Tarkowskiego i do cytatu z poezji Achmatowej: „Lustro marzy tylko o lustrze”. W dwudziestominutowym, trudnym rytmicznie i artykulacyjnie utworze, Kissine kieruje się zasadą: im mniej nut, tym większe napięcie, tym silniejszy efekt echa i pauzy. Dodajmy: tym większe znaczenie brzmienia poszczególnych dźwięków. W tej muzyce idealnie sprawdził się fortepian Fazioli oraz krystaliczna akustyka nagrania (skrzypce dobiegają jakby z oddali, z góry). Utalentowane „kremeratki” Giedre Dirvanauskaite (wiolonczela) i Khatia Buniatishvili (fortepian) wraz z mistrzem Gidonem proponują interpretację, której pełnię piękna odsłaniają kolejne odtworzenia płyty.

Autor: Hanna i Andrzej Milewscy
Źródło: HFiM 06/2011

Pobierz ten artykuł jako PDF

 

Sermisy, Janequin, Certon, Passereau, Gentian - Chansons

83-84 06 2011 sermisy

Collegium Vocale Bydgoszcz
Collegium Vocale Bydgoszcz 2010

Interpretacja: k4
Realizacja: k4

Michał Zieliński, kierownik artystyczny Collegium Vocale Bydgoszcz, zadał sobie pytanie o to, czego słuchali uczestnicy biesiad dworskich w czasach renesansu. „Czy [...] będąc na niezłym rauszu, przy stołach uginających się od tłustych baranów [...] wysłuchiwali jedynie [...] wysublimowanych, polifonicznych chansons flamandzkich mistrzów, opiewających miłość doskonałą?” Odpowiedź znalazł, studiując muzykę epoki i dzisiejsze nagrania, z których za największą inspirację posłużyły dokonania Ensemble Clement Janequin. Pijackie, szalone, dowcipne, rubaszne pieśni wymagają interpretacji żywiołowej, uzasadnionej sytuacyjnie. Poświęcenia perfekcji emisji i piękna barwy głosu na rzecz wiarygodności aktorskiej. Wysublimowanie ustępuje „brudowi” życia.
Bydgoski kwartet wokalny czuje się w tej estetyce jak cztery ryby w wodzie. Krzyk, śmiech, szept, parlando – to środki ekspresji używane do osiągnięcia pożądanego efektu. Wymieńmy nasze ulubione punkty programu – „Je ne l’ose dire” Pierre’a Certona i „Mon amy m’avoit promis” Ninota le Petit. Wśród utworów natrafimy też na intymne wyznania miłości śpiewem – jak w cudownym dialogu sopranu i kontratenora „Doulce mémoire” Antoine’a Gardane’a. To przykład, według Zielińskiego, „fuzji galijskiego rozpasania i słowiańskiej melancholii”. Ważnym uczestnikiem recitalu jest lutnia gościa z Kanady, Magdaleny Tomsińskiej – akompaniatora i wykonawcy instrumentalnych interludiów.

Autor: Hanna i Andrzej Milewscy
Źródło: HFiM 06/2011

Pobierz ten artykuł jako PDF

 

Mozart, Mendelssohn, Dębski, Piazzolla - Trio Galant

83-84 06 2011 trioGalant

Agnieszka Makówka (mezzosopran)
Filip Wojciechowski (fortepian)
Dux 2002

Interpretacja: k4
Realizacja: k3

Omawiany tu album jest neutralnie zatytułowaną reedycją kompaktu sprzed kilku lat. „Three Angels for Charity” – tak brzmiała nazwa płyty wydanej przez Dux w 2002. Nagrania dokonano w tymże roku w auli jednego z berlińskich gimnazjów, w czasie koncertu na rzecz dzieci chorych w wyniku katastrofy w Czarnobylu.
Koncert miał formułę „gwiazda plus przyjaciele”. Gwiazda to trio założone przez pianistkę Justynę Galant, a zaproszeni do wspólnego występu przyjaciele to śpiewaczka Agnieszka Makówka i pianista klasyczno-jazzowy Filip Wojciechowski.
Eklektyczny program koncertu odzwierciedla rozrzut zainteresowań artystycznych wykonawców. Znajdziemy tu i fragment tria KV 254 Mozarta, i triowe transkrypcje „Pieśni bez słów” Mendelssohna. Są aranżacje przebojów Piazzolli, kompozycje Krzesimira Dębskiego i Filipa Wojciechowskiego, nie mówiąc o standardzie Dave’a Brubecka i czterech pieśniach Chopina. A na bis... „Oczy czarne” w wersji tanga na trio. Słowem: 53 minuty muzyki ładnej i przyjemnej, ale, szczerze mówiąc, od czapy, bo co w tym zestawie robią pieśni Chopina, skądinąd bardzo dobrze, intonacyjnie i aktorsko zaśpiewane przez Makówkę? Interpretacje klasyki brzmią bez zarzutu, ale i bez rewelacji. Dopiero pojawienie się Wojciechowskiego wnosi trochę ognia, a impreza rozkręca się na dobre w „Take Five” i „Oczach czarnych”. Trochę szkoda, że temu pomysłowemu pianiście nie powierzono kierownictwa muzycznego całego koncertu. Oj, wtedy by się działo.

Autor: Hanna i Andrzej Milewscy
Źródło: HFiM 06/2011

Pobierz ten artykuł jako PDF

 

James Carter - Caribbean Rhapsody Concerto for saxophone and orchestra

85 07 2011 jamesCarter

Roberto Sierra
Universal Music 2011

Interpretacja: k5
Realizacja: k5

Choć w ubiegłym roku minęło 170 lat od wynalezienia saksofonu przez Adolfa Saxa, klasyczny repertuar na ten instrument pozostaje stosunkowo ubogi. Być może wynika to także z faktu, że sami saksofoniści rzadko zapuszczają się w rejony inne niż jazz. Na szczęście są wyjątki. James Carter często powtarza, że wykonawca powinien się odnaleźć w każdej sytuacji, a przenikanie się i łączenie gatunków muzycznych to fascynująca przygoda i morze możliwości.
Na najnowszej płycie Carter zarejestrował dwie kompozycje Roberto Sierry. Twórca był uczniem m.in. Gyorgy Ligetiego w Hamburgu, a jego dzieła zamawiają orkiestry z całego świata. Zachwycony talentem i techniką Cartera napisał dla niego koncert. Dzieło niezbyt długie, ale zróżnicowane stylistycznie – od rytmicznego, figuracyjnego wstępu, przez melodyjny walc w części drugiej, aż po gorący, swingujący finał. Carter zachwyca sprawnością techniczną i mistrzowskim opanowaniem instrumentu w stopniu iście diabelskim. Towarzyszy mu Sinfonia Varsovia, której także należą się brawa za wydobycie rogatej duszy spod fraków i muszek.
Drugą kompozycję saksofonista nagrał w towarzystwie kuzynki, świetnej skrzypaczki Reginy Carter oraz kwintetu smyczkowego Akui Dixon. „Caribbean Rhapsody” rozwija się od leniwego, niemal nostalgicznego klimatu aż po fantastyczny, roztańczony finał. Oba utwory pokazują możliwości instrumentu i wykonawcy, dając przy tym wiele radości każdemu słuchaczowi, nawet takiemu, który zwykle woli Bacha od Basie’go i Mozarta od Marsalisa. Polecam!

Autor: Maciej Łukasz Gołębiowski
Źródło: HFiM 7-8/2011

Pobierz ten artykuł jako PDF