CD Accord 2011
Dystrybucja: Universal Music Polska i Naxos
Dwudziestotrzyletni Michał Szymanowski pochodzi z rodziny muzycznej, ma muzyczne nazwisko i drugie imię – Karol. Dostał od losu zdolności i, co nie mniej ważne, spotkał już na swojej drodze ludzi, których pomoc może się okazać bezcenna. Szymanowski jest studentem Akademii Muzycznej w Bydgoszczy w klasie fortepianu Katarzyny Popowej-Zydroń. Tę zacną uczelnię, pod kierunkiem tego samego pedagoga, ukończył Rafał Blechacz.
Szymanowski jest laureatem kilku krajowych konkursów pianistycznych. Zapewne doszedł jednak do wniosku, że wizytówką pianisty powinny być nie medale, a nagrania. I oto pojawił się sponsor ze Szwajcarii, nota bene ksiądz, rektor polskiej misji katolickiej, który wyłożył środki na wydanie płyty w dobrej wytwórni, z zapewnioną dystrybucją międzynarodową. Dodajmy dla porządku, że rejestracja ma bardzo dobrą jakość techniczną.
Szymanowski ułożył recital z dzieł trzech kompozytorów: Paderewskiego, Chopina i oczywiście Karola Szymanowskiego. Zaskakuje kolejność programu: zaczyna się od typowego bisu, menueta Paderewskiego, ale jak zinterpretowanego! Młody artysta wykonuje ten samograj jak najsubtelniejsze miniatury Schumanna, pochylając się nad każdą nutą, łuczkiem, pauzą, aż słuchacz przeciera uszy ze zdumienia. Podobne zauroczenie można przeżyć przy nokturnie Des-Dur op. 27 nr 2, otwierającym blok utworów Chopina. I przy etiudzie b-moll Szymanowskiego. Niepospolity talent, po którym można wiele oczekiwać.
Autor: Andrzej Milewski
Źródło: HFiM 3/2012
Grzegorz Olkiewicz (flet)
Teresa Worońko (fortepian)
Maria Szwajger-Kułakowska (fortepian) Mirosław Gąsieniec (fortepian)
Andrzej Jungiewicz (fortepian)
Dux 2011 (nagrania z lat 1992-93)
Formuła przyjęta przy układaniu tego albumu zapewniła upieczenie trzech pieczeni na jednym ogniu. Wrocław wykorzystał szansę zaprezentowania kompozytorów współczesnych związanych z miastem. Melomani zyskali możliwość poznania rzadko wykonywanych utworów. Wykonawcy, a zwłaszcza wirtuoz fletu, Grzegorz Olkiewicz, dostali szansę sprawdzenia się w ciekawym repertuarze.
Na kompakcie znalazły się utwory sześciorga kompozytorów. Najmłodszy z nich i najbardziej „awangardowy“ to Jacek Rogala. Jego „Litoral“ jest dziesięciominutową fascynującą narracją. O czym? Podsuńmy interpretację: o locie ptaka nad wodą, szumie wiatru wśród trzcin; o wolności, zagrożeniu i walce o byt – a wszystko opowiedziane dźwiękami preparowanego fortepianu i fletu.
Olkiewicz okazuje się czarodziejem barwy. Artykulacyjne triki, przedęcia i niuanse dynamiki tworzą sugestywny krajobraz sonorystyczny. W „Echu“ Grażyny Pstrokońskiej-Nawratil technika nagraniowa zręcznie wspomaga naturalne brzmienie fletu. W „Preludiach“ Leszka Wisłockiego i „Sonatinie“ Jadwigi Szajny-Lewandowskiej (najstarszej w tym gronie) instrumentaliści kładą nacisk na zróżnicowanie nastroju kolejnych części utworu. Efektownym zwieńczeniem recitalu Olkiewicza są dwa utwory Mirosława Gąsieńca („Capriccio“ i „Taniec hiszpański“), występującego tu także w roli akompaniatora. Brawo!
Autor: Hanna i Andrzej Milewscy
Źródło: HFiM 3/2012
The Deutsche Kammerphilharmonie Bremen RCA Red Seal 2010
Dystrybucja: Sony Music
Interpretacja symfonii Schumanna to zawsze stąpanie po kruchym lodzie. Równie kruchym jak psychika kompozytora, który w obłędzie zmarł w przytułku. Nagłe kontrasty dynamiki, niedokończone myśli, a przy tym kipiący wir pomysłów rodzących się niemal w każdej sekundzie to prawdziwy tor przeszkód dla każdej orkiestry i dyrygenta.
Czy szukać w tym logiki, czy może iść na żywioł? Pokazać liryzm czy raczej dramat? Paavo Järvi wybrał wersję ognistą, pełną temperamentu, choć zagraną z niemiecką precyzją. Ordnung Schumannowi i pomógł, i zaszkodził. Precyzja każdego pasażu to radość dla ucha wielbiciela muzyki symfonicznej. Z drugiej strony jest to kaganiec dla emocji. Otrzymaliśmy zatem wieczór przy gazowym kominku, bez popiołu, bez dymu, ale też bez zapachu i odgłosów trzaskających szczap. Ten Schumann może się podobać, może wciągać i przykuć uwagę. Jest to jednak przeżycie ulotne, jakby niepełne. Nie takie, do którego chciałoby się wracać.
W odbiorze interpretacji wyraźnie przeszkadza też jakość nagrania. Eksponując instrumenty brzmiące wysoko, jak skrzypce, flety, klarnety czy trąbki, reżyser dźwięku po macoszemu potraktował basową podstawę. Słychać te instrumenty we fragmentach bardziej kameralnych, ale w tutti zlewają się z sobą, tworząc ledwo słyszalny, buczący element tła. To zachwianie proporcji męczy i denerwuje. Każe też zadać pytanie, ile więcej Järvi pokazał, czego nigdy nie usłyszymy?
Płyta czekała na polską premierę do października 2011. Dziś łatwiej zrozumieć, dlaczego. Niewiele straciliśmy.
Autor: Maciej Łukasz Gołębiowski
Źródło: HFiM 3/2012
Vivaldi - Arie per basso
- Kategoria: Klasyka
Lorenzo Regazzo (bas)
Concerto Italiano/Rinaldo Alessandrini Naïve 2006
Dystrybucja: Universal Music Polska
Lorenzo Regazzo pochodzi z Wenecji. Zna tu niemal każdy kamień, a w czasie wędrówek po mieście wyobraża sobie, że spotyka innego wenecjanina, tworzącego tu trzysta lat wcześniej – Antonio Vivaldiego. Podobnie jak „rudy ksiądz”, Regazzo czerpie energię z malowniczej architektury Wenecji. Słuchacze zaś mogą ją czerpać z płyty z ariami basowymi Vivaldiego w wykonaniu włoskiego śpiewaka, bowiem żywiołowość to jedna z głównych cech jego interpretacji.
Album składa się z recytatywów i arii z oper „Tito Manlio”, „Orlando furioso”, „Semiramide”, „Il Farnace”, „La Silvia”, „L’Adelaide” i „L’Olimpiade”. To utwory efektowne, popisowe, o najwyższej trudności technicznej. Wymagają ruchliwości głosu, świetnej dykcji, idealnej precyzji intonacyjnej i artykulacyjnej, ekwilibrystyki w gospodarowaniu oddechem – a wszystkie te umiejętności mają służyć wyrażeniu prawdy psychologicznej postaci.
Regazzo to wyborny śpiewak o soczystym brzmieniu wszystkich dźwięków skali. Potrafi być drapieżny i delikatny; ma poczucie humoru. Operuje szeptem i krzykiem, liryczną kantyleną i charkotem.
Swój aktorski kunszt pokazuje nie tylko w ariach, lecz także w recytatywach. Jego najlepsze kreacje na tej płycie to Orlando („Ah sleale, ah spergiura” – scena szaleństwa z II aktu) i Farnace (aria „Gelido in ogni vena”). Orkiestra pod batutą Alessandriniego – jak zawsze w dobrej formie – świeża i żywiołowa – współtworzy sukces solisty.
Autor: Hanna i Andrzej Milewscy
Źródło: HFiM 4/2012
Orchestre des Champs-Elysees Archiv 2012
Dystrybucja: Universal Music
Żyjąc w epoce postromantycznej trudno sobie wyobrazić coś bardziej pożądanego przez publiczność sal koncertowych niż wirtuozowski koncert solowy z orkiestrą. A jednak jeszcze w czasach Haydna pojawiały się głosy, że koncerty to jedynie rodzaj wprawek dla kompozytorów i wykonawców. Cel był jeden – napisać wspaniałą symfonię.
Haydn poważnie potraktował te społeczne oczekiwania i dziś, obok ponad 100 symfonii, możemy słuchać zaledwie nieco ponad 30 koncertów, w tym aż 24 fortepianowych. Skrzypcowe napisał cztery, ale po jednym z nich ślad zaginął. Carmignola mógł więc bez problemu zamieścić wszystkie na swojej płycie.
Słuchając tego wykonania, trudno nie mieć powodów do zachwytu. Oto bowiem słowiczymi trelami pieści uszy Stradivarius z 1732 roku. Towarzyszy mu zgrany, genialnie zbalansowany i perfekcyjnie stylowy zespół instrumentalistów. Frazy są dopieszczone; każdy ozdobnik zagrany, jak trzeba. Każdy pasaż opanowany i wyprowadzony bez najmniejszego trudu. Pod tempa można regulować metronomy, a z rozkładu akcentów zrobić wykład o rytmach parzystych i nieparzystych. I gdy już nacieszymy tym ucho, pojawia się wątpliwość. Z początku tylko majaczy gdzieś z tyłu głowy, by na koniec przeobrazić się w najsilniejsze wrażenie po wysłuchaniu tej płyty.
Czy naprawdę taka ma być ta muzyka? Czy należy grać ją niczym film o montażu układów scalonych? Czy precyzja i zgranie to wszystko, czego powinniśmy oczekiwać? Moja odpowiedź od zawsze brzmi: nie.
Autor: Maciej Łukasz Gołębiowski
Źródło: HFiM 4/2012
Malagueña - Recital for two pianos
- Kategoria: Klasyka
Tamara Granat, Daniel Propper (fortepian)
Dux 2011
Dwa fortepiany i dwoje sprawnych pianistów-dyrygentów, zdolnych uruchomić potencjał tkwiący w strunowo-młoteczkowym mechanizmie – to dopiero orkiestra! Wizytówką duetu Granat-Propper stała się wydana przed kilku laty płyta z muzyką francuską od Bizeta do Milhauda – kalejdoskop barw pobudzających wyobraźnię.
Album „Malagueña” to zupełnie inny świat. Jedenastoma utworami (część z nich stanowią transkrypcje na dwa fortepiany) rządzą żywiołowe rytmy i mocne środki wyrazu. Kilku kompozytorów znalazło inspirację w folklorze Ameryki Południowej („Brazileira” Dariusa Milhauda, „Paseo” i „Choro” Williama Bolcoma) bądź Orientu („Blue Rondo à la Turk” Dave’a Brubecka). Recital otwierają i zamykają XX-wieczne opracowania fortepianowe klasyki sprzed stuleci – Vivaldiego (dziwacznie brzmiąca „Burza” z „Pór roku” w transkrypcji Konstantina Vilenskiego) oraz Paganiniego (zgrabne wariacje Lutosławskiego).
Granat i Propper bardzo dobrze czują się w tym repertuarze.
Pewne, silne – acz nie agresywne – uderzenie, zegarmistrzowska dokładność rytmiczna,taneczny„feeling”,aprzedewszystkim emanująca z ich interpretacji radość grania i radość ze wspólnego muzykowania – to słychać na pierwszy rzut ucha. Chwała im za śmiałe zestawienie programu z klasyki, jazzu i bluesa; za sięgnięcie po mniej znane pozycje, jak np. „Fantazja” Percy’ego Graingera na tematy z opery „Porgy and Bess” Gershwina.
Autor: Andrzej Milewski
Źródło: HFiM 4/2012