HFM

Graj-End Holophony 1

mhfm2 2014 003Graj-End jest z nami już od kilku lat. Kilkakrotnie obserwowałem ich produkty na warszawskich wystawach, aż wreszcie w ubiegłym roku jakoś tak chwyciły mnie za serce, że umówiliśmy się z panem Andrejczukiem na odsłuchy i recenzję.
Potem mówiono, że występ w 2013 roku był najlepszą z dotychczasowych prezentacji tych kolumn na Audio Show, nic więc dziwnego, że wielu osobom się spodobały. Na temat wcześniejszych prezentacji opinie słyszałem różne. Same kolumny prezentują się świetnie.





Elegancka, choć masywna sylwetka, złożona z dwóch oddzielnych brył, wywołuje skojarzenia z niektórymi topowymi konstrukcjami z USA. Obudowy są pokryte dobrej jakości lakierem strukturalnym, który podkreśla efekt. Widać staranność, zarówno w ogólnym projekcie, jak i w wykończeniu detali. Kolumny wyglądają uderzająco, są też raczej duże - mnie jednak bardzo przypadły do gustu.


Holophony 1 to konstrukcja czterodrożna, z osobnymi przetwornikami na każdy podzakres, w tym na ponadakustyczny (superwysokotonowiec). W związku z fizycznym rozdzieleniem na sekcję średnio-wysokotonową oraz bas, konieczne było zastosowanie osobnych terminali, a co za tym idzie - podwójnego okablowania. Na szczęście, nie ma pełnego podziału głośników, bo cztery przebiegi przewodu głośnikowego to byłby już poważny koszt, zwłaszcza gdyby były to kable Graj-Endu, o których za chwilę.
Same gniazda głośnikowe to WBT starego wzoru (bez plastikowych obłóżek itp. bibelotowania). Z kolei supertweeter wciska się po prostu w podwójne gniazdo na szczycie obudowy i tak już się trzyma. Precyzyjna robota.
Co do pozostałych głośników, to mamy pełny vintage albo, jak mówią Niemcy, "retro". Komplet, poza superwysokotonową wstęgą, to autentyczne wintydżowe przetworniki Saby z membranami z lekkiego papieru, zawieszonymi na fałdach. Żadnych gumowych mocowań, a zwłaszcza żadnej pianki. Dzięki temu mogą bez trudu wytrzymać kilkadziesiąt, a pewnie i sto lat. Konstruktor twierdzi, że od kiedy po raz pierwszy usłyszał muzykę odtwarzaną przez tego typu papierowe głośniki, nie bardzo był w stanie wrócić do słuchania współczesnych wyżyłowanych konstrukcji z ciężkimi membranami, które wymagają wysokich mocy, a mimo to tracą wiele szczegółów. Przyszłość pokaże, że w jakimś stopniu będę się musiał z tą opinią zgodzić.

mhfm2 2014 001


Kolumny przybywają bez zainstalowanych nóżek czy kolców, jednak Graj-End dołącza do nich własnej produkcji patent w postaci aluminiowych bloczków z wyfrezowanym zagłębieniem, w którym znajduje się hebanowa kulka, obdarzona pewną swobodą ruchu. Zdaniem konstruktora, jest to odsprzężenie optymalne akustycznie. W trakcie testu kolumny stały na komplecie takich nóżek, a dalsze trzy podpierały sekcję średnio-wysokotonową. Poza prawdopodobnym wpływem na akustykę powodowało to, że przy mocniejszym dotknięciu obudowy lekko pływały.

mhfm2 2014 002


Okablowanie do kolumn stanowiły przewody Dreamlink Model Jeden. Jest to (podobnie jak kolumny) najwyższa linia w trójpozycyjnym katalogu Graj-Endu, w cenach od 2800 zł za kabel cyfrowy do 10 800 zł za głośnikowe. Otrzymałem przewody kolumnowe z opcją bi-wiringu, łączówkę RCA oraz XLR, kabel USB do przetwornika oraz kilka zasilających. Do tego dodano listwę filtrującą Furutecha. Wszystkie odsłuchy odbywały się z użyciem tych akcesoriów. Aby w pełni pokazać zalety kolumn, producent dostarczył jeszcze polski wzmacniacz lampowy Audio Akustyk OTL na lampach 6S33S. Do tego doszedł przetwornik Audio-GD oraz notebook Maca z biblioteką nieskompresowanych plików. Wszystkie urządzenia, nie wyłączając PowerMaca, stały na firmowych nóżkach z kulkami z hebanu. Test rozpocząłem, korzystając z całego zestawu, jednak w czasie odsłuchów podłączałem również inne urządzenia, w tym nowy odtwarzacz SoundArt Rock II. Nadarzyła się okazja, by porównać dźwięk systemu zasilanego ze źródła CD i z gramofonu ze źródłem plików nieskompresowanych.

Alek Rachwald



mhifi 5 opinia1
Na pierwszy ogień poszła konfiguracja z kolumnami zasilanymi przez wzmacniacz OTL. W tym towarzystwie kolumny pokazały zestaw cech bardzo niepospolitych. Pod pewnymi względami brzmienie było wyśrubowane do poziomu niemal kosmicznego, jednak, jak to czasem bywa, plusom dodatnim towarzyszyły plusy ujemne. Trudno było jednoznacznie wartościować to brzmienie.
Kolumny zadziwiają szczegółowością, kontrolą oraz stereofonią. Głębia, szerokość sceny i dokładność lokalizacji instrumentów były przepiękne. Może pozytywną rolę odgrywa tutaj stożkowy profil głośnika wysokotonowego, o lepszych charakterystykach kierunkowych od typowej kopułki. Liczba szczegółów jest oszałamiająca. Przypominała mi to, co słyszałem z Avalonów z ceramicznymi przetwornikami, okablowanych Nordostem. Czy to dobrze? Majakowski powiedziałby: "Dobrze!", ale ja przyznaję, że odczuwałem też trochę embarras de richesse.

mhfm2 2014 005

Z drugiej strony pasma - kontrola niskich tonów. Wybitna, ale też bas był subtelny i inaczej nie mógłbym go określić. A czy bas powinien być subtelny? Brzmieniu orkiestry symfonicznej oraz organów brakowało masy. Nie odnotowałem w ogóle charakterystycznego "gotowania się" niskich tonów przy kotłach czy w zamierającym odgłosie wielkich piszczałek organowych. Te kolumny trzymają bas po prostu za gardło. Nie tylko porządkują, ale również filtrują z najniższych składowych. Co ciekawe, efekt był różny z różnymi źródłami i wzmacniaczami (chociaż zawsze było lekko), ale najwyraźniej wystąpił przy zalecanej amplifikacji lampowej.
Najbliżej właściwego brzmienie było z elektroniką SoundArtu, zwłaszcza w połączeniu ze źródłem tej firmy, które dodało masy i rytmu. Nadal jednak dźwięk nie był pełny. Również źródło analogowe w postaci gramofonu Ad Fontes z wkładką ZYX i lampowym phonostage'em ModWrighta "urealniało" nieco brzmienie Holophonów 1. Nie odnotowałem za to żadnej przewagi odtwarzacza z gęstymi plikami, co sugeruje, że w przypadku źródła większość sukcesu to dobry stopień wyjściowy, a format odgrywa mniejszą rolę.
Ze wzmacniaczem hybrydowym SoundArtu i gramofonem niespodziewanie wspaniale wypadła płyta Stockfischa. Brzmienie nagrań tej wytwórni jest dość masywne, gładkie, z dużym basem. Jak ulał pasowało, czy raczej uzupełniało się z kolumnami. Było nasycenie, barwa i dynamika. Była stereofonia i powietrze, zaś słyszalne na innych płytach trzaski powierzchniowe zostały znacząco zredukowane. Tego albumu naprawdę dało się słuchać. Jednak w życiu recenzenta i melomana nie sam "Sztokfisz" występuje. Czasem trzeba mieć do czynienia z różnymi bandyckimi nagraniami z lat 80., a wtedy nie jest już tak wesoło. Typowe realizacje jazzowe (lata 60-80, płyty nie zużyte lub nowe) wypadały mniej spektakularnie ze względu na pewną lekkość brzmienia. Część naturalnej masy dźwięku została wymieniona na zwiększoną detaliczność. Z kolei na nieco bardziej zużytych krążkach na pierwszy plan wysuwały się trzaski, normalnie mniej słyszalne.

mhfm2 2014 006


Po pewnym czasie wróciłem do wzmacniacza OTL i podłączyłem własne źródło (przetwornik Tent Labs). Dobre wrażenie robiła symfonika. Pełne nagranie "Dziadka do orzechów" (dyrekcja S. Tilson Thomas) imponowało rozmachem, dobrą paletą barw oraz gładkością. Kolumny świetnie rozplątywały fakturę nagrań dużej orkiestry symfonicznej. Nadmierna ostrość nie zwracała uwagi, a brzmienie określiłbym raczej jako dźwięczne. Wolałbym nieco więcej masy, ale słuchałem tej płyty z przyjemnością. Brzmienie triangla w "Walcu płatków śniegu" było urzekające. Dźwięk uderzeń zegara w "Przybyciu ojca chrzestnego" wywoływał ciarki. Bardzo dobre efekty osiągnąłem również z dość ciężko nagraną płytą "Yola" Eleanor McEvoy. Kolejny raz okazało się, że kolumny dają wysoką jakość ogólną przy jednoczesnym zachwianiu proporcji na linii góra-dół. Za dużo jednego, za mało drugiego. Płyta nagrana z przesunięciem w drugą stronę dawała w tym systemie najlepszy efekt. W dobrze nagranych albumach, dopóki do głosu nie doszły krytyczne podzakresy, efekty były wręcz wybitne. Jazzowa trąbka, a zwłaszcza saksofon budziły mój podziw. W "My Song" gra Garbarka dostarczała wielu pozytywnych wrażeń, ale już bas brzmiał za lekko. Całość była poruszająca, choć nie w pełni prawdziwa. Po raz kolejny wielkie kolumny zaskoczyły delikatnością.
Holophony w dostarczonej do testu wersji grały dość specyficznie. Większość świata stara się zaprojektować zestawy podstawkowe brzmiące jak podłogowe; Graj-Endowi udała się sztuka odwrotna. Uczucia miałem mieszane, ale przyznam, że trudno mi się było oderwać od wyrazistej szczegółowości tych kolumn. Przypominały mi słuchane kiedyś duże Avalony (nie pamiętam modelu) połączone Nordostem Valhallą. Przez swoją supernaturalistyczną detaliczność nie był to w pełni naturalny dźwięk, ale gdy Valhalle zmieniono na "zwykły drut", zabrakło połowy szczegółów. Spodziewam się podobnej sztuczki, gdy w miejscu Holophonów staną moje własne pudła.
Niewątpliwie najlepszy efekt osiągnąłem, łącząc te kolumny z elektroniką SoundArtu. Wbrew wcześniejszej opinii konstruktora, zestawienie z bardzo przejrzystym wzmacniaczem OTL odbiera im niezbędną masę. Te kolumny potrzebują mięsa, basu i pewnego złagodzenia i nawet mój wzmacniacz w pełni im tego nie zapewniał. Stąd moje mieszane uczucia. We wszystkich konfiguracjach dawała się zaobserwować nadmierna aktywność w zakresie wysokiej średnicy. Skutkowało to przesadnym podkreśleniem sybilantów, a w przypadku płyt winylowych wydobywało na wierzch trzaski płyt, normalnie słabiej słyszalne. Pomimo tych odchyleń od normy dźwięk był wciągający, co nie jest typowe w przypadku wyostrzonych kolumn. Tych zestawów chce się słuchać; może dlatego, że brzmienie, choć rozjaśnione, jest gładkie i dynamiczne.

mhfm2 2014 007

W wyniku tych odsłuchów uznałem, że Holophony 1 to niepospolite kolumny o własnym charakterze, które na pewno nie nadają się dla mnie, ale znajdą amatorów takiego właśnie balansu słabych i mocnych stron.
Na tym etapie testu odebrałem telefon od konstruktora, że jest gotowa zmodyfikowana wersja zestawów, częściowo w reakcji na kwękania recenzentów, a częściowo jako wynik normalnych prac konstruktorskich. I że jeśli chcę, to te kolumny zaraz u mnie będą. Normalnie takich rzeczy nie robimy, bo gotowy produkt, gdy raz trafił do testu, pozostaje w nim do końca. Ale przyznam (możecie mnie Państwo potępić), że pokusa była silna. Zgodziłem się więc na propozycję dokończenia testu ze zmodyfikowanymi kolumnami.
Szare obeliski zostały zastąpione skrzyniami z litego drewna. Według konstruktora drewno daje lepsze efekty, zwłaszcza z niskimi tonami. Zniknął supertweeter, ale poza tym kolumny wyglądały tak samo.
Główne zmiany nastąpiły w zwrotnicy, która została zaprojektowana od nowa, z uwzględnieniem m.in. przecieków z tego testu, a także odsłuchów i pomiarów wykonanych w międzyczasie przez projektanta. Tym razem nie było wzmacniacza OTL, a testowanie odbyło się za pomocą mojej elektroniki, która nieźle się sprawdziła z wcześniejszą wersją zestawów. Okablowanie nadal pochodziło z Graj-Endu.
Powiem jedno: było warto. Brzmienie uległo istotnej, powiedziałbym: decydującej poprawie. Zachowane zostały przejrzystość i stereofonia, natomiast z jednej strony nieco zmniejszyła się irytująca wcześniej nadanalityczność, z drugiej zaś wreszcie pojawił się bas. Wróciła równowaga.

W niskich tonach miał miejsce pewien niewielki "trade-off". Pożądane zwiększenie masy odbyło się kosztem lekkiego puszczenia cugli w dziedzinie dotąd nadludzkiej kontroli niskich tonów. Nie pojawiła się rozlewna ciągnąca się masa, natomiast dała się zauważyć pewna miękkość. Dźwięk na tym zyskał. Na marginesie, tym razem kolumny nie stały na 5-cm płytach, tylko bezpośrednio na dywanie.
Jeśli chodzi o główny zakres średnich tonów, to nie zauważyłem szczególnej zmiany. Nadal brzmiał bardzo dobrze: przejrzyście i całkiem gładko. Nie jest to dźwięk organicznie wilgotny, ale ma inne zalety i słucha się go przyjemnie. Średnica przypominała trochę dźwięk przetworników ceramicznych. Pewnemu złagodzeniu uległy wysoki środek i soprany. Zakres ten był dotąd nadmiernie podkreślony. Sybilanty nadal czasem syczą, ale nie jest to wrażenie dominujące. Zmiana, która tu nastąpiła, nie jest może obiektywnie wielka, ale jest kluczowa.
Holophony 1 nie straciły swego charakteru i sumarycznie muszę ocenić tę wersję zdecydowanie wysoko. Są to wciąż szybkie, przejrzyste zestawy, teraz już grające dźwiękiem pełnym i wprawdzie "podanym naprzód", ale już nie agresywnym. Jest dużo blasku i szczegółów, ale bez zaburzenia równowagi tonalnej. A że kobieta czasami syknie? To jak w życiu, proszę Państwa.

mhfm2 2014 008

Jak czysto i przejrzyście podaje muzykę ten głośnik, przekonałem się, wpinając z powrotem w system swoje ARM-y. Różni recenzenci w takich razach piszą na przykład: "wydawało mi się, że ogłuchłem" czy inne, podobnie sensacyjne kawałki. Nie zdawało mi się, że ogłuchłem, ale nie rozpoznałem płyty, której słuchałem wcześniej. Moje kolumny przyciągały uwagę do zupełnie innych aspektów muzyki. Dopiero po jakimś kwadransie słuch się zaadaptował do nowego przekazu. Spadek szczegółowości i dźwięczności był dotkliwy. Średnica nieco przygasła, a i niskich tonów było jakby mniej. Cóż, inna szkoła, inna technologia i inna też cena. Swoją drogą, pamiętam dobrze, że po zainstalowaniu u mnie ARM-ów poprosiłem konstruktora o lekkie przygaszenie wysokotonowej wstęgi. Góra wydawała mi się wówczas nadmiernie wyeksponowana. Chyba nadeszła pora powrotu do ustawienia fabrycznego. Moje zestawy są bardziej relaksujące od Holophonów. Są również na swój sposób gładkie, raczej angielskie w charakterze. Jednak Holophony 1 pokazały, że można dojść do satysfakcji również inną drogą.

Konkluzja? Pomimo początkowych przygód, wybitne zestawy. Trzeba koniecznie posłuchać i nie dać się przekonać, że to tylko do lampy. I koniecznie żądajcie Państwo nowej wersji zwrotnicy.

Alek Rachwald

mhifi 5 opinia2


Był to nietypowy test, ponieważ przebiegał dwutorowo. Kolumny były odsłuchiwane zarówno w systemie odniesienia, jak i drugim, skonfigurowanym przez ich konstruktora.
Zmiany wprowadzane zmianą wzmacniacza (raz mocny tranzystor, raz lampa OTL) były widoczne jak na dłoni, tym niemniej próba wskazania lepszej konfiguracji przypominałaby osiołka postawionego pomiędzy żłobami z owsem i sianem. Muzyka z lampy brzmiała rozdzielczo, bezkompromisowo i bezpośrednio, choć niekiedy odbywało się to kosztem komfortu słuchania. Z tranzystorowym Gryphonem Holophony brzmiały łagodniej, plastyczniej i milej dla ucha, co nie znaczy, że prawdziwiej.
Przestrzeń, jaką tworzą kolumny, jest bezkonkurencyjna i nie przypomina niczego, co słyszałem do tej pory. Scena jest przeogromna, a dźwięki mogą zaskoczyć słuchacza niemal z każdej strony. Rozciągnięcie sceny i odwzorowanie głębi są ograniczane jedyne sposobem, w jaki reżyser dźwięku rozplanował ustawienie zespołu. To naprawdę robi wrażenie, zwłaszcza w dużych składach.

Większość zespołów głośnikowych pokazuje przestrzeń w z góry określony sposób. Holophony są wolne od tego ograniczenia. Muzyka może wybrzmiewać przed linią bazy, czyli blisko słuchacza, na linii bazy lub daleko za nią, tworząc perspektywę koncertową. Wszystko zależy od tego, czego słuchamy i jak zgrano materiał.

mhfm2 2014 009

Barwę można z grubsza określić jako "analogowo-papierową". Dźwięk jest namacalny, mięsisty i nasycony, a charakterystyczna "miękko-szeleszcząca" sygnatura celulozowych przetworników sprawi zapewne, że niejeden starszy audiofil przypomni sobie początki swoich przygód z hi-fi. Okazuje się, że mimo wszystkich ograniczeń papier w membranach nadal ma rację bytu. Jego największym atutem jest naturalność brzmienia i trzeba przyznać, że konstruktor umiejętnie ten fakt wykorzystał.
Numerem popisowym Holophonów jest średnica, a zwłaszcza sposób reprodukcji ludzkiego głosu. Zakres ten jest lekko wysunięty i dogrzany. Wokale kwartetu Il Tempo na płycie z kompozycjami Wacława z Szamotuł były nie tylko nasycone i plastyczne, ale też organicznie spójne. Czterogłosowa faktura była przy tym na tyle czytelna, że bez trudu dało się śledzić każdą partię z osobna. Przyznaję, że z tą właśnie płytą spędziłem dużą część testu i cieszyłem się jak dziecko, kiedy udało mi się wychwycić w głosie wokalistów drżenie, zmianę barwy czy drobną niedoskonałość. Holophony potrafiły bezbłędnie przekazać zawarte w utworach emocje, umożliwiając głęboki, niemal realizatorski, wgląd w nagranie.
Cechą, która z pewnością podzieli potencjalnych słuchaczy, będzie przełom wyższej średnicy i góry. Zasypuje nas ona bogactwem informacji podanych bezkompromisowo i w przypadku niejednej płyty sprawi, że poczujemy się zmęczeni natłokiem wrażeń. Głoski syczące w wykonaniu Diany Krall czy Cassandry Wilson nie zostaną złagodzone, choć dużo będzie zależeć od amplifikacji. Nie ma też co liczyć na litość przy rozbuchanych perkusjonaliach, talerzach czy wyższych rejestrach trąbki. Jeśli ma być ostro, to będzie ostro i kropka. Wszelkie dywagacje na temat miodopłynnych sopranów czy jedwabistych smyczków nie mają tu zastosowania. Czy warto przenosić do pomieszczenia odsłuchowego cechy, które w warunkach koncertowych, w dużej sali, przyjmujemy z dobrodziejstwem inwentarza? To pytanie otwarte, na które każdy musi sobie odpowiedzieć sam.

mhfm2 2014 010


Ostatnia kwestia - bas. Jest równie przepastny jak skrzynie, z których się wydobywa, lecz nie ma w tym efekciarstwa. Dźwięk kontrabasu jest po prostu przełożony w skali jeden do jednego, włącznie z najniższymi składowymi (przypuszczam, że objętość pudła rezonansowego kontrabasu i subwoofera Holophonów są zbliżone). Choć na tylnej ściance znalazł się mikry otwór bas-refleksu, charakter niskich tonów kojarzy się raczej z obudową zamkniętą; są szybkie, zwarte i twarde, a jednocześnie nasycone.
Niestety, spójność tego zakresu z resztą pasma nie jest idealna - bas lubi sobie pohasać, mocno dociążając niższą średnicę, przez co Holophony brzmią często jak połączenie subwoofera z monitorami. Niemniej są nagrania, jak choćby "Picking up the Pieces" Agi Zaryan, w które bas Holophonów potrafi tchnąć nowe życie.

mhfm2 2014 011


To niewątpliwie jedna z ciekawszych propozycji w ostatnim czasie. Holophony nie są wolne od wad, ale może się okazać, że ich wybitne cechy, takie jak przestrzenność, rozdzielczość czy reprodukcja średnicy, okażą się dla wielu końcem poszukiwań. Warto także pamiętać, że kolumny lubią duże pomieszczenia. Są wrażliwe na ustawienie i najlepiej zagrają w dobrze wytłumionym pokoju.
Bartosz Luboń

 

mhifi 5 t

 

 


Źródło: Magazyn HiFi 01/2014

Pobierz ten artykuł jako PDF