HFM

Harbeth Monitor 40.1

78-86 11 2009 01Harbeth to dziś jedna z najbardziej szanowanych, choć wcale nie największych wytwórni zestawów głośnikowych. Specjalizuje się w monitorach; tak do użytku domowego, jak i studyjnego. Nie mogło być inaczej, skoro jej założycielem był Dudley Harwood – inżynier BBC i kolega z pracy niejakiego Spencera Hughesa, znanego szerzej jako twórca innej brytyjskiej legendy – Spendora.

Harwood pracował w BBC dłużej od Hughesa, który zdecydował się odejść w 1969 roku. Nie z pustymi rękami i nie bez pomysłu na przyszłość. W teczce zabierał patent na materiał o nazwie bextrene.

Jego skład opracował, prowadząc badania właśnie pod kierownictwem Harwooda.
Zaraz po opuszczeniu macierzystej placówki Hughes rozpoczął działalność na własny rachunek. Zarejestrował firmę Spendor, która zawdzięczała nazwę imionom Spencera i jego małżonki – Dorothy.

BBC
Harwooda bextrene nie satysfakcjonował. Doceniał tłumienie wewnętrzne, ale struktura fizyczna i właściwości mechaniczne materiału nadal budziły jego wątpliwości. Postanowił więc szukać dalej. Było mu tym łatwiej, że w latach 60. BBC prowadziło bezprecedensowy, zakrojony na szeroką skalę program badawczy nad materiałami, z których dałoby się wykonać membrany przetworników w monitorach studyjnych, a także nad ich zachowaniem w obudowie, propagacją fal i rezonansami. Brano pod uwagę dosłownie każdy parametr i interakcję, mogącą przybliżyć konstruktorów do zbudowania prawdziwie naturalnego głośnika do pracy w reżyserce.
Rozgłośnie radiowe i stacje telewizyjne potrzebowały kolumn, na których mogłyby polegać. Takich, które poradziłyby sobie z przekazaniem dokładnej charakterystyki wydarzeń rozgrywających się w studiu. Bez zniekształceń i podbarwień, będących zmorą niedoskonałych głośników kontrolnych.
Harwood brał w tym programie czynny udział i pozostał na państwowym garnuszku jeszcze przez osiem lat po odejściu Hughesa. Kiedy wreszcie zdecydował się odejść, również zabrał ze sobą patent. Nie był to jednak udoskonalony bextrene, ale coś, jego zdaniem, znacznie lepszego – polipropylen.
W 1977 zarejestrował firmę Harbeth, od swego nazwiska i imienia, a jakże, jego małżonki – Elisabeth. Garażowa manufaktura działała w South Norwood i systematycznie zdobywała uznanie kolejnymi wersjami monitora HL. Mk1, Mk2 i Mk3 były dwudrożnymi konstrukcjami, w których wykorzystano polipropylenowy przetwornik nisko-średniotonowy i miękką kopułkę operującą w górze pasma.
Ale w 1984 roku Audax zaprezentował membranę TPX. Zapoznawszy się z nią, Dudley był tak wstrząśnięty nową jakością, że czym prędzej sprzedał patent na polipropylen firmie CBS, a sam zaczął kupować głośniki od Francuzów. Już rok później światło dzienne ujrzały monitory HL Mk4, wyposażone w nowy driver nisko-średniotonowy. I pewnie wszystko toczyłoby się dalej niespiesznie, gdyby nie pewien 29-latek.

78-86 11 2009 03     78-86 11 2009 02

To idzie młodość
Pracujący wówczas dla NEC-a Alan Shaw również zetknął się z BBC. Jednak nie jako szef zespołu łebskich inżynierów, ale jako wolontariusz, wykonujący wiele nieskomplikowanych, za to śmiertelnie nudnych czynności. Jako 13-latek odpowiedział na ogłoszenie lokalnej rozgłośni BBC Brighton, która szukała pomocy przy realizacji audycji dla nastolatków, nadawanej w soboty około południa. Alan stawił się w wyznaczonym terminie i niedługo potem zaczął spędzać dużo czasu w studiu i reżyserce. Przechodząc z jednego pomieszczenia do drugiego, niemal bezwiednie porównywał dźwięk na żywo z tym, co słyszy przez głośniki realizator nagrania.
Tamte doświadczenia pozostawiły w nim trwały ślad. Do dziś, projektując kolumny, porównuje ich brzmienie do naturalnego wzorca – ludzkiego głosu. Jak twierdzi – jeżeli głos brzmi prawdziwie, wszystko inne znajdzie się na swoim miejscu. Ten sam test wykonuje w czasie autorskich prezentacji – najpierw odtwarza nagranie własnego głosu z płyty, po czym powtarza ten sam tekst na żywo. Obie próbki powinny brzmieć niemal identycznie. Niemal, ponieważ Alan jest realistą i ma świadomość, że identycznie po prostu się nie da.
Epizod w BBC sprawił, że Shaw zaczął się hobbystycznie interesować techniką głośnikową. Zaczął od złożenia BBC Symphony – monitora LS 3/5A w wersji do samodzielnego montażu. Jako że nie było go wówczas stać na kompletny zestaw, kupił przetworniki, a zwrotnicę i obudowę wykonał sam. Później zajął się sprzedawaniem hobbystom przetworników i innych części do budowy kolumn. Zajęcie musiało przynosić stały dochód i nie wymagać poświęcenia dużej ilości czasu, ponieważ Shaw kontynuował je nawet wtedy, kiedy zaczął pracować dla NEC-a; zresztą również jako handlowiec. Ten fakt tylko z pozoru wydaje się błahy. W historii Harbetha nabiera bowiem kluczowego znaczenia. Otóż przebywając w jednej z podróży służbowych, Shaw postanowił zrobić coś konstruktywnego w czasie pomiędzy spotkaniami. Założył czapkę z nazwą swojej firmy wysyłkowej – Sound Box – i wybrał się do Rogersa, by poprosić o hurtowy cennik głośników. Zamiast niego otrzymał jednak opryskliwą odmowę. Nie miał tu czego szukać, ale z Mitcham było niedaleko do Norwood. W tej sytuacji zdecydował się odwiedzić Harbetha. Jak dziś wspomina: gdyby w Rogersie potraktowano go poważnie, wszystko potoczyłoby się inaczej.
Tego dnia stanął jednak przed drzwiami firmy Harwooda. Stanął i mocno się zdziwił. Czytając techniczne opracowania podpisane nazwiskiem konstruktora, widząc jego kolumny i reklamy w specjalistycznych magazynach, spodziewał się dużego, sprawnie działającego przedsiębiorstwa. Tymczasem zobaczył coś, do czego idealnie pasowało określenie „wytwórnia garażowa”. Dudley prowadził zakład sam (w szczycie koniunktury zatrudniał jednego pomocnika) i powitał Shawa z dymiącą lutownicą w dłoni.
Właśnie wtedy Alan zdecydował, że musi coś z tym zrobić. Nie wiedział jeszcze co, ale był pewny, że nie dopuści, by spuścizna BBC poszła w zapomnienie. Po pierwszej wizycie w Harbecie nastąpiły kolejne. W końcu Shaw złożył Harwoodowi propozycję odkupienia firmy. Negocjacje zakończyły się w 1986 roku. 30 października 1986 Alan został nowym właścicielem Harbeth Acoustics.

78-86 11 2009 04     78-86 11 2009 05

Radial
Pod jego kierownictwem firma zaczęła się rozwijać. Produkcję przeniesiono do strefy przemysłowej w Haywards Heath i stopniowo rozszerzano katalog. Prawdziwy przełom nastąpił jednak po opracowaniu nowego materiału na membrany, nazwanego Radialem (Research and Development in Advanced Loudspeakers). Wieńczył on, rozpoczęty w 1991 roku, trzyletni projekt, współfinansowany przez brytyjską Science and Engineering Research Council. Shaw nie lubił polipropylenu, ponieważ – jego zdaniem – brzmiał nudno i oprócz rezonansów pochłaniał szczegóły istotne dla realistycznego przekazu muzyki. Przy okazji chciał uniezależnić Harbetha od kaprysów poddostawców.
Projekt, na który się zdecydował, nosił wszelkie znamiona pracy naukowej – takiej samej, jaką przed laty wykonał Dudley Harwood. W zamian za dofinansowanie Harbeth zobowiązał się zatrudnić za pół stawki (drugą połowę dokładał rząd) trzech absolwentów uniwersytetu w Brighton z kierunku mechanicznego i chemicznego. Miał też partycypować w kosztach zakupu aparatury, która po trzech latach przechodziła na rzecz uczelni. Zgodnie z umową wyniki prac pozostawały własnością Harbetha.
Po zgromadzeniu bogatej dokumentacji pomiarowej i spisaniu pożądanych cech fizycznych rozmaitych materiałów na membrany, zespół przeszedł do drugiego etapu. Na tydzień wypożyczono maszynę do wytwarzania granulatu plastikowego i z jej pomocą stworzono i skatalogowano setki mieszanek. Celem było znalezienie substancji łączącej najwięcej pożądanych cech. Na samym końcu metodą wtryskową wykonano prototypy membran. W efekcie powstał nowy materiał, który, zdaniem badaczy, prezentował optymalne właściwości fizyczne i brzmieniowe. Alan Shaw niezwłocznie zgłosił się do urzędu patentowego.
Dziś charakterystycznie połyskujące membrany z Radialu znajdziemy we wszystkich konstrukcjach Harbetha. Od tego roku nawet w najmniejszych HL-P3ESR, będących najdoskonalszym z dotychczasowych wcieleń klasycznego minimonitora LS3/5a.
Aktualny katalog Harbetha tworzy dziewięć modeli. Wszystkie to monitory, przeznaczone zarówno do użytku domowego, jak i do studia. Na szczycie stoi bohater dzisiejszego spotkania – Monitor 40.1.

78-86 11 2009 06     78-86 11 2009 07

Budowa
Monitor 40.1 występuje w wersji domowej i profesjonalnej. Pierwsza jest pasywna i wykończona naturalnym fornirem. Do wyboru mamy wiśnię albo eukaliptus, ale niewykluczone, że wkrótce paleta się poszerzy. Na samym początku produkcji Harbeth wykonał dwie pary w hebanie, ale ze względu na gwałtowny wzrost ceny u stolarza zawiesił jego dostępność.
Wersja profesjonalna jest aktywna, szara i brzydka. Po bokach zamontowano praktyczne uchwyty do przenoszenia.
M40.1 to bezpośredni następca produkowanego od 1998 roku Monitora 40. Powodem zmiany było wycofanie z produkcji 12-calowego przetwornika basowego Vify. Jako że Duńczycy uczynili to bez zapowiedzi, Harbeth nie zdążył zgromadzić zapasów. Jak mówi Shaw, gdyby nie to, M40 produkowano by do dziś.
Oficjalna premiera M40.1 odbyła się na CES-ie w Las Vegas w styczniu 2008, ale pierwsza wzmianka pochodzi już z października 2007. Na Rocky Mountain Show w Denver prezentowano jedną z dwóch przedprodukcyjnych par. Druga stała u Alana. Do zasilania wykorzystano wzmacniacze DNM o mocy... 23 W. Gdyby taką amplifikację podłączono do Monitorów 40, w sali panowałaby zapewne niezmącona cisza. Zmuszony do opracowania nowej wersji czterdziestek Shaw postanowił przy okazji wprowadzić kilka udoskonaleń. Jednym z nich była właśnie kompatybilność ze wzmacniaczami. Uprościł zwrotnice, by pochłaniały jak najmniej energii, a co najważniejsze – ucywilizował bas. Podobno poprzedni flagowiec sprawdzał się tylko w porządnym budownictwie i suchej akustyce studia. Jeżeli ściany były solidne – nie działo się nic złego, ale w amerykańskich domach, wykonywanych w technologii szkieletowej, dochodziło do problemów i słuchacze narzekali na wzbudzające się niskie tony. Jako że i tak Harbeth stanął przed koniecznością skonstruowania nowego woofera, zdecydowano się rozwiązać także ten problem. Monitory 40.1 miały być znacznie łatwiejsze do poskromienia w warunkach domowych, a przy okazji oferować niżej schodzący i lepiej kontrolowany bas.
Prace nad następcą Vify trwały ponad rok. Firma nie chciała już ryzykować z kolejnym dostawcą, więc postanowiła wykonać woofer we własnym zakresie. Kształt obudowy pozostawiono bez zmian. Różniły się jedynie otwór maskujący kosz głośnika basowego – ze zbliżonego do kwadratu stał się okrągły – oraz usytuowanie otworów bas-refleksu – teraz znajdują się nad wooferem, a nie pod nim. Poza tym Monitor 40.1 wygląda od frontu jak starsza wersja.
To potężny zestaw, wykonany w zgodzie z pryncypiami BBC i wykorzystujący klasyczne już dziś rozwiązania Harbetha. Jeżeli dodamy, że oryginalny M40 powstał jako zastępca monitora BBC LS5/8, osadzenie w tradycji brytyjskiego hi-fi staje się kompletne.
Trójdrożny układ zbudowano w oparciu o trzy przetworniki. Sprawca całego zamieszania – basowy – ma 30 cm średnicy i membranę z tworzywa sztucznego. Wypukły resor z gumy umożliwiłby pracę z dużym wychyleniem. W tym przypadku nie ma jednak takiej potrzeby. 12-calowa membrana ledwie drga, ale ciśnienie akustyczne, które wytwarza, poruszy dębową komodę.
Średnica pasma to domena 20-cm głośnika radialowego. Jeżeli jej brzmienie Wam się spodoba – przepadliście z kretesem. Nic innego nie gra jak Harbeth.
Głośnik średniotonowy pracuje we własnej komorze. Pozwala to uzyskać pożądaną charakterystykę, a przy okazji izolować go od wpływu drgań wytwarzanych przez duży woofer.
Górę pasma powierzono 25-mm miękkiej kopułce Seas Excel. Podobną stosowano w poprzednich Monitorach. W obecnej zmodyfikowano wzór siateczki ochronnej.
Wymiana przetwornika niskotonowego pociągnęła za sobą konieczność przebudowy zwrotnicy. Nowa jest prostsza, a i pochłania mniej energii. Zmontowano ją na płytce drukowanej ze złoconymi ścieżkami. Sygnał do głośników prowadzi splotka z miedzi beztlenowej.
Ostatnią różnicę miedzy starą a nową wersją widać na ściance tylnej – zamiast trzech par terminali, umożliwiających zasilanie każdej sekcji osobno, w M40.1 pozostawiono tylko parę gniazd. Dylematy, czy lepiej zasilać kolumny dwiema/trzema parami kabli, rozwiązują się same.
Na desce frontowej wykonano wyżłobienie do mocowania maskownicy. Dzięki niemu stanowi ona z przednią ścianką kolumny jednolitą powierzchnię i ma pozostawać neutralna dla dźwięku. Rozwiązanie to Harbeth określa jako Frameless Frame.
Jako spadkobierca tradycji BBC Alan Shaw pozostaje wierny klasycznej sztuce montowania obudów. Przednia i tylna ścianka nie są klejone, ale przykręcane do wewnętrznej ramy – Super Tuned Structure. Moment obrotowy, z jakim odbywa się montaż, ma istotne znaczenie dla mechanicznych właściwości skrzynki. Z tego względu lepiej kolumn samodzielnie nie rozbierać, a ewentualne naprawy zlecać tylko autoryzowanemu serwisowi. Użycie wartości innych niż fabryczne zmieni brzmienie kolumn.
Ścianki są stosunkowo cienkie, za to obficie tłumione. Obudowa Harbetha jest akustycznie strojona, co oznacza, że – podobnie jak w przypadku instrumentu muzycznego – jej ścianki delikatnie drżą, pełniąc funkcję zbliżoną do pudła rezonansowego. Jest to wyjątkowo niebezpieczna metoda, ponieważ zastosowana nieumiejętnie prowadzi do podbarwienia dźwięku. Nawet Alan Shaw, zapewne chcąc uciszyć nieprzychylne spekulacje, zaczął informować, że firma stosuje akustycznie głuche i sztywne obudowy, niewnoszące do brzmienia nic od siebie. To stwierdzenie pasuje do mainstreamu, ale jest... zupełnie „nieharbethowe”. Głuche obudowy klei się z grubego MDF-u, a nie skręca śrubami cienkie panele fornirowanej płyty. Widocznie jednak Shaw uznał, że lepiej mieć święty spokój i robić swoje, niż wdawać się w jałowe dywagacje ze zwolennikami powszechnie obowiązującej koncepcji.
Na szczęście zmiana komunikacji marketingowej nie pociągnęła za sobą zmiany filozofii projektowania. Obudowy nadal wytwarza się metodą tradycyjną, choć jest to znacznie bardziej skomplikowane i droższe niż klejenie konwencjonalnych skrzynek. Tutaj obudowa ma współbrzmieć z głośnikiem, a nie pozostawać tak neutralna, jak to możliwe. To fundamentalna różnica pomiędzy Harbethem a niemal całą resztą kolumnowego świata. Ze względu na tę specyfikę, produkcja odbywa się w starannie wyselekcjonowanym zakładzie w Wielkiej Brytanii. Wszystkie grubości, rozmieszczenie materiałów tłumiących i siła dokręcenia śrub muszą pozostać zgodne z fabryczną specyfikacją.
W kontekście tej dbałości o jakość stolarki dziwi trochę nonszalanckie podejście Alana do kwestii stendów. W jednej z wypowiedzi stwierdził, że z dobrym skutkiem używał podstawek... z Ikei. Trudno się zgodzić z takim podejściem. Doświadczenie pokazało, że dedykowane podstawki StandArtu wydobyły zalety modelu Super HL5 i wykazały swą wyższość zarówno nad lekkimi konstrukcjami otwartymi, jak i nad blokami odlewanymi z betonu. Dlatego – wyjątkowo wbrew projektantowi – polecam porządne stendy pod Monitory 40.1. Ich wysokość powinna zostać dobrana tak, żeby głośnik wysokotonowy znalazł się na wysokości uszu słuchacza. Alan Shaw deklaruje, że charakterystyki kierunkowe są bardzo dobre i nawet spora odchyłka od idealnej wysokości nie powinna spowodować znaczącej zmiany brzmienia. Może i tak, ale kiedy się wydaje na głośniki 36000 zł, warto dbać o szczegóły.

78-86 11 2009 09     78-86 11 2009 08     78-86 11 2009 13

Konfiguracja
Dla potrzeb recenzji Monitory 40.1 pracowały w dwóch konfiguracjach i dwóch pomieszczeniach. Warunki odsłuchowe różniły się skrajnie, dzięki czemu łatwiej było oddzielić cechy kolumn od pozostałych czynników.
Pierwszy system nagłaśniał dość dobrze wytłumiony pokój o powierzchni 16,5 m2. Pracował tu 30-watowy wzmacniacz Accuphase E-550 (klasa A) i odtwarzacz CD Ayon CD2 na zmianę z Accuphase DP-500. Drugi system grał na ponad 60-metrowym poddaszu o żywej akustyce. Wzmacniacz Gryphon Callisto 2200 dysponował niebagatelną mocą 2 x 200 W, a sygnał dostarczał Audio Research CD8 na zmianę z gramofonem Clearaudio Champion Level II z wkładką Sumiko Pearwood Celebration i przedwzmacniaczem korekcyjnym Manley Steelhead. W obu przypadkach prąd rozprowadzała Shunyata – filtr sieciowy Hydra V-Ray i sieciówki Anaconda Helix Alpha. Pierwszy zestaw był okablowany Fadelem Aphrodite; drugi – Tarą Labs The One i The Two. Monitory stanęły na podstawkach StandArtu, „pożyczonych” od modelu Super HL5. Docelowo powinny pracować na jeszcze niższych stendach, ale SHL5 wyraźnie im się spodobały.

78-86 11 2009 14     78-86 11 2009 15     78-86 11 2009 17

Wrażenia odsłuchowe
Próby odsłuchowe potwierdziły kompatybilność M40.1. Niezbyt mocny Accuphase E-550 robił z dużymi wooferami, co chciał. W czasie odsłuchu „The Eminem Show” ciśnienie akustyczne w niewielkim pomieszczeniu osiągnęło taki poziom, że nie sposób było wytrzymać dłużej niż dwie minuty. Było bardzo głośno, a przy tym krystalicznie czysto; najmniejszych oznak zniekształceń. Swoboda, zapas i bezpieczny odstęp od granicy przesterowania.
To zdradliwy efekt i lepiej zachować umiar. Zazwyczaj przed przekroczeniem bezpiecznego dla naszych uszu poziomu głośności ostrzegają gwałtownie narastające zniekształcenia. Tutaj nic podobnego się nie dzieje i trzeba zachować czujność, żeby w porę ściszyć wzmacniacz. Jeżeli tego nie zrobimy, system to wytrzyma; nasze uszy – niekoniecznie.
Efektowi, którego doświadczają realizatorzy w dobrych studiach, trudno jednak się oprzeć. Do naszego pokoju przenosi się pewna specyficzna suchość akustyki i namacalność pierwszego planu. Dźwięk jest niemal dotykalny i wyjątkowo bezpośredni. Czujemy się, jakbyśmy sami siedzieli przy konsolecie i rejestrowali odbywające się za szybą nagranie.
A już zupełnie niesamowity okazuje się bas. Alan Shaw mówi, że Harbeth oferował swego czasu dwa subwoofery, przeznaczone do uzupełniania pasma najmniejszych monitorów. Nic jednak nie zastąpi 12-calowego woofera, promieniującego dźwięk bezpośrednio w kierunku słuchacza. I rzeczywiście: bas Monitora 40.1 robi co najmniej takie samo wrażenie, jak widok emitujących go przetworników. Uderza z mocą i odczuwamy go nie tylko ciałem, ale także... fotelem odsłuchowym, na którym się wygodnie rozsiedliśmy. Impulsy są odmierzane miarowo i z zegarmistrzowską precyzją. Podłoga pod stopami lekko drży, ale bas pozostaje sprężysty i zwarty. Nic się nie luzuje ani nie wymyka spod kontroli. To precyzyjne, a zarazem naturalne granie, które sprawia fizyczną przyjemność.
Kiedy już nasycimy się decybelami i miarowo odmierzanymi porcjami energii, docenimy spójność zakresów. Wyraźnie słychać, że całe pasmo „idzie z tego samego” – wydobywa się z tej samej obudowy; płynnie dopełnia średnicę. Jednorodność pasma nie budzi cienia wątpliwości. Tylko najbardziej zaawansowane układy sub/sat będą w stanie się do niej zbliżyć. Powiedzmy sobie jednak szczerze: ani kompatybilność, ani świetnie kontrolowany i energiczny bas nie stanowią największych zalet Monitorów 40.1. Gwiazdami przedstawienia są średnica i przestrzeń. O ile pierwszego po Harbecie można się było spodziewać, o tyle drugie to nie lada niespodzianka. Tym większa, że stereofonia nie jest świetna „jak na tak szerokie kolumny”. Ona jest znakomita obiektywnie. Po studyjnym monitorze spodziewalibyśmy się uprzywilejowanego pierwszego planu i z grubsza nakreślonej głębi. Nic z tych rzeczy. Szczytowe Harbethy pięknie budują scenę w głąb, a pierwszy plan cofają delikatnie za linię bazy. Nie byłby to może powód do zachwytu, bo w końcu konstruktorowi mogła się bardziej podobać pewna estetyka, która przypadnie nam do gustu albo i nie. Rzecz w tym, w jaki sposób brytyjskie zestawy ową głębię kreślą. Widok robi wrażenie precyzją lokalizacji, a zarazem ujmuje łatwością przeniesienia akustyki nagrania do pokoju odsłuchowego. Monitory niezadawalają się określeniem pozycji źródeł i zdefiniowaniem relacji pomiędzy planami. One wyjmują studio albo salę koncertową z płyty, po czym wstawiają je do naszego pokoju razem z przypisaną im aurą pogłosową. Przestrzeń staje się oczywista i zamiast śledzić geometryczne relacje, zaczynamy ją po prostu chłonąć. Naturalnie, w każdej chwili możemy wrócić do analizy, ale z przyjemnością odwlekamy ten moment. Wiemy, że wszystko jest jasne, stabilne i takie po-zostanie niezależnie od zagęszczenia faktury.
Czterdziestki grają swobodnie i zawsze mają trochę zapasu, by zaakcentować wejście waltorni albo kotłów. Nie potrzebujemy się jednak nad tym zastanawiać. Wśród wszystkich miłych niespodzianek zgodne z oczekiwaniami są chyba tylko harmonia panująca na scenie i umiar w prezentacji rozmiarów źródeł pozornych. Instrumenty otacza tyle powietrza, ile trzeba, a ich wielkość nie zostaje wyolbrzymiona. Taką pokusę rodziły wymiary skrzyń, ale Harbeth zachowuje w tym sensie umiar godny brytyjskiego gentelmana. Głosy nie rozrastają się do rozmiarów pałacu Buckingham, a instrumenty stronią od wynaturzenia naturalnych proporcji. Wyraźnie widać, że konstruktorowi nie zależało na oszołomieniu słuchacza pierwszym wrażeniem. Kiedy gra kameralny skład barokowy albo jazzowy, to raczej nie osiąga on gabarytów wahadłowca. Amerykanie zapewne byliby innego zdania i wycisnęli z dużych obudów więcej. Jeżeli kogoś bawi John Lee Hooker wielkości słonia afrykańskiego, to zapewne znajdzie sobie inne kolumny. Ale jeżeli priorytetem jest wierność przekazu, scena budowana przez Harbetha zasługuje na uznanie.
Na marginesie, wybitne wrażenia przestrzenne z głośników o szerokości 43 cm stawiają pod znakiem zapytania teorię o konieczności budowania kolumn z wąską ścianką przednią. Monitor 40.1 jest jednym z najszerszych głośników dostępnych na rynku hi-fi, a oferuje jedne z najlepszych wrażeń przestrzennych. Inne kolumny, których stereofonię pamiętam do dziś, to KEF-y Maidstone. Firma inwestuje teraz w fikuśne projekty, ale jeżeli kiedyś wróci do Maidstone’ów, z przyjemnością znów ich posłucham.
Wracając do Monitorów 40.1, ciekawostką jest fakt, że realistyczne wrażenia przestrzenne uzyskano przy cofniętej górze pasma. Dobrą stereofonię zwykło się łączyć z aktywnością tweeterów, a tymczasem Monitory 40.1 wysokie tony dawkują oszczędnie. Czy ich natężenie uznamy za wystarczające, pozostanie kwestią indywidualnych preferencji. Osobiście wolę zestrojenie modelu Super HL5 z jego selektywnym, jasnym i mocniej zaznaczonym górnym skrajem pasma. W czterdziestkach jest go zauważalnie mniej. I znów niespodzianka, bo przecież akustyka i pogłos zostały odwzorowane wiernie. Może zatem Seas nie jest nadaktywny, ale pokazuje tylko to, co potrzeba? Tę zagadkę każdy rozwiąże na własne potrzeby. Harbethy oferują tak wiele obiektywnych zalet, że chyba mogą pozostawić w sferze indywidualnych upodobań jeden aspekt prezentacji. Zalety są niekwestionowane, ewentualna wada – subiektywna.
I na koniec duma i sława Harbetha, czyli średnica, reprodukowana przez niepowtarzalny przetwornik radialowy. Pozwólcie, że ujmę to krótko: recenzowaniem sprzętu hi-fi zajmuję się od 1998 roku. Przez cały ten czas nie słyszałem lepszego środka pasma. Już w porównaniu z modelem Super HL5 większość kolumn, nawet znacznie droższych, wypada blado. Ale Monitor 40.1 to wzorzec, niezależnie od ceny. Alan Shaw twierdzi, że nie ma ludzi, środków ani czasu, by nawracać odbiorców na swoje pojmowanie naturalności w hi-fi. Chętnie mu pomogę. Wokale na Monitorach 40.1 brzmią tak prawdziwie, że już płyty CD nie chce się wyjmować z odtwarzacza. Kiedy przechodzimy na winyl – pojawia się magia. To samo dzieje się w przypadku dowolnego instrumentu akustycznego, operującego głównie w średnicy. Od jazzu czy kameralistyki trudno się oderwać. „Blue Train” Coltrane’a i „Mesjasz” Haendla, w obłędnej interpretacji Dunedin Consort & Players, sprawią, że zaczniecie lewitować. Co z tego, że nie są to wymarzone zestawy do ciężkiego rocka w rodzaju Faith No More czy Rammstein? Co z tego, że Sepultura na innym systemie wypadnie efektowniej? Jeżeli jednak szukacie naturalnego odtworzenia głosu i słuchacie różnorodnego repertuaru z wyłączeniem ekstremów – posłuchajcie koniecznie. Helen Merril, Betty Carter, Janis Joplin, Phil Collins, Mick Jagger, nawet Beastie Boys – wszyscy oni brzmią na Harbethach jak marzenie. Realizacje studyjne i koncertowe. Składy minimalistyczne i rozbudowane. Jeżeli na srebrnym, czarnym bądź błękitnym krążku zapisano muzykę – Monitor 40.1 pokaże, jak powinna zabrzmieć. I nawet wady koszmarnych realizacji staną się łatwiejsze do zniesienia. Mnie udało się wytrwać bez przewijania do połowy „Unforgettable Fire” U2...

Reklama

Konkluzja
Znakomita przestrzenność i wybitna średnica. Do tego bas, który przesuwa pomniejsze elementy umeblowania. Sporządzone według tradycyjnej receptury, ale z nowoczesnych składników Monitory 40.1 oferują kulturę i precyzję godne spadkobierców BBC. Wygrzejcie starannie, kupcie dobre podstawki i cieszcie się muzyką.

78-86 11 2009 T

Autor: Jacek Kłos
Źródło: HFiM 11/2009

Pobierz ten artykuł jako PDF