HFM

artykulylista3

 

Brinkmann Taurus – gramofon z pilotem

012 015 Hifi 01 2020 0005

Europejska premiera gramofonu Brinkmann Taurus miała miejsce w czasie Audio Video Show 2019. Kilka tygodni później reprezentujący firmę Matthias Lück wrócił do Warszawy, by zademonstrować nowy model w bardziej kameralnych okolicznościach.


Zanim przejdziemy do Taurusa, kilka słów o Brinkmannie. Firma powstała w 1985 roku z inicjatywy Helmuta Brinkmanna. Wcześniej był on właścicielem Audiolabora, którego sprzedał w 1984 roku. Jak widać, siedzenie z założonymi rękami nie leży w jego naturze. Jako wykształcony inżynier, a zarazem pasjonat dobrego dźwięku, Herr Brinkmann miał głowę pełną nowych projektów, które po prostu musiał zrealizować. Matthias Lück dołączył do firmy 20 lat później. Robił doktorat z cyfrowego przetwarzania sygnału wideo, a później, w Harmanie, był szefem zespołu piszącego oprogramowanie dla sektora motoryzacyjnego. Prywatnie jednak interesował go sprzęt grający i słuchanie muzyki w możliwie wysokiej jakości. Mówiąc prościej – Matthias był stuprocentowym audiofilem. Któregoś dnia jego uwagę zwrócił sprzęt Brinkmanna. Właściwie to podobało mu się wszystko, co wychodziło spod ręki Helmuta, ale wiedział też, że firma nie powinna ignorować rosnącej popularności streamingu. W 2015 roku postawił wszystko na jedną kartę. Porzucił dobrze płatną posadę w korporacji i dołączył do Helmuta Brinkmanna.

012 015 Hifi 01 2020 0006Na wyniki ich współpracy nie trzeba było długo czekać. W 2016 roku na wystawie High End w Monachium zaprezentowano DAC/streamer Nyquist. Dwa lata później światło dzienne ujrzał Nyquist mkII, dostosowany do nowych formatów dźwięku i wyposażony w jeszcze lepsze zasilanie. I tutaj warto wspomnieć o kluczowym założeniu filozofii Brinkmanna. Sprowadza się ono do prostego stwierdzenia, że klient nie może zostać na lodzie. Urządzenia – nawet te należące do bardzo szybko zmieniającego się świata cyfrowego – projektuje się tak, aby nie zamykać sobie ani odbiorcom drogi do ich ulepszania i wyposażania w nowe funkcje. Koronnym dowodem są tu pierwsze egzemplarze gramofonu Balance z 1985 roku, które wciąż można odesłać do fabryki, gdzie zostaną poddane gruntownej modernizacji. Nie inaczej będzie zapewne z Taurusem, ale to dopiero za wiele lat. Po pierwsze, to zupełna nowość w katalogu. Po drugie (i chyba ważniejsze) – Helmut Brinkmann z rozbrajającą szczerością przyznaje, że to najlepszy gramofon z napędem bezpośrednim, jaki potrafił zbudować.

 

W projekcie uwzględniono nie tylko doświadczenia zgromadzone przy budowie innych gramofonów, ale również teorię i praktykę konstruowania zasilaczy. Te ostatnie uznawane są zresztą w firmie za wyjątkowo istotne dla dźwięku urządzenia, niezależnie od tego, czy będzie to gramofon, wzmacniacz czy zegar taktujący w DAC-u. Obecnie Brinkmann produkuje pięć modeli gramofonów: dwa z napędem paskowym (Balance/Balance 33 i Spyder) oraz trzy z bezpośrednim. Taurus jest najwyższy w drugiej grupie. Poza nim do wyboru są Bardo oraz Oasis. Ten ostatni jako limitowana do 100 egzemplarzy Final Edition. Gramofony direct drive nie cieszyły się względami kręgów audiofilskich. Postrzegano je jako sprzęt dla radiowców i DJ-ów. Do domu chętniej wybierano napędy paskowe. Przyczyn tego stanu Helmut Brinkmann upatruje w ich konstrukcji, wymuszonej specyfiką zastosowań. Gramofon profesjonalny musiał wystartować i osiągnąć prędkość docelową w ułamku sekundy, w związku z czym łączono silniki o bardzo wysokim momencie obrotowym z lekkimi talerzami. Efektem było duże kołysanie i drżenie dźwięku, wynikające m.in. z pomijalnie niskiej bezwładności. Chcąc obniżyć wahania prędkości, zakładano napędom kaganiec w postaci układów kontrolnych. Działały one inwazyjnie, co poprawiało stabilność, ale – zdaniem niemieckiego konstruktora – na dźwięk wpływały podobnie do pętli sprzężenia zwrotnego we wzmacniaczach. Postrzegano go jako ściśnięty, zamknięty i pozbawiony oddechu. Tyleż poprawny technicznie, co nie angażujący w odbiór muzyki. Brinkmann podszedł do zagadnienia inaczej.

012 015 Hifi 01 2020 0007

W Taurusie silnik charakteryzuje się niskim momentem obrotowym, za to talerz jest bardzo ciężki (10 kg). Ma się tylko rozpędzić do docelowej prędkości, ale nie startuje w mgnieniu oka. Później wystarczy delikatnie podtrzymywać obroty i pozwolić działać bezwładności. Taka konstrukcja ma zdjąć z napędu bezpośredniego odium sprzętu dla DJ-ów i wprowadzić go na high-endowe salony. I słychać, że się sprawdza, ponieważ brzmienie Taurusa okazuje się muzykalne, zróżnicowane i stabilne w przestrzeni. Napęd osadzono na duraluminiowym chassis o grubości 4 cm. Zapewnia ono pożądaną stabilność i izolację od drgań podłoża. Dalszą poprawę przyniesie podłożenie pod gramofon granitowej płyty, dostępnej za dopłatą. W standardzie Taurus jest wyposażony w podstawę do mocowania jednego ramienia (9- albo 12-calowego) oraz zasilacz półprzewodnikowy. Nie zapomniano także o opcjach. Użytkownik może dokupić drugi armboard oraz… lampowy zasilacz RöNt II. Wbrew przypuszczeniom, jego podłączenie nie poprawia stabilności obrotów – wersja solid-state działa równie dobrze. Ale brzmieniowo jest to wyższa półka i różnicę słychać od razu. RöNt II daje lepszą głębię i wypełnienie. Najbardziej wpływa na barwę i zwiększa wrażenie namacalności. Ciekawostkę stanowi pilot. W okrągłej aluminiowej obudowie znajdują się trzy przyciski. Służą do uruchomienia i zmiany prędkości obrotowej, a z gramofonem komunikują się na podczerwień. To taki gadżet, dodawany do sprzętu, z którym się zwykle nie kojarzy. Ale jak wspomnieliśmy, Helmut Brinkmann ma głowę pełną pomysłów, więc postanowił zrealizować także ten. Taurus to przemyślany projekt, wykonany starannie i z dobrych materiałów. Wygląda schludnie i elegancko. Niestety, nie jest tani. Sam napęd ze standardowym zasilaczem kosztuje 13000 euro. Do tego trzeba dokupić ramię – na przykład firmowe za 5000 euro – i ewentualnie lampowy RöNt II za 3200 euro (jeśli kupimy go od razu z gramofonem). Cenę wkładki ogranicza tylko fantazja nabywcy. Nie warto jednak przesadnie oszczędzać – Taurus na pewno się za to odwdzięczy.

 

 

 

 

Jacek Kłos