HFM

artykulylista3

 

Światła na Kravitza

2.LennyKravitzLenny Kravitz miał wystąpić w Atlas Arenie już w listopadzie 2014. Ta wiadomość zelektryzowała wszystkich jego fanów. Koncert się jednak nie odbył. Wprawdzie wykonawca przyjechał do Łodzi, ale choroba mocno go osłabiła i zdecydował, że nie zaśpiewa. Pomieszkał w hotelu, rozdał parę autografów i wyjechał.



Na szczęście, miał jeszcze wolny termin w połowie grudnia i tym razem nic nie przeszkodziło mu wystąpić. Sala Atlas Areny wypełniła się po brzegi. Zgromadzoną publiczność rozgrzewał Gabriel Garzón-Montano – młody amerykański wykonawca o kolumbijsko-francuskich korzeniach. Pierwszą EP-kę, zatytułowaną „Bishouné: Alma del Huila”, wydał w wieku zaledwie 19 lat. Jego występ mógł się podobać. Zabrzmiał łagodny rock z elementami funky. Świetne wprowadzenie do tego, co miało nastąpić.



Po jego secie zaplanowano kilkunastominutową przerwę. Gdy dobiegła końca, pogasły światła, zapłonęły estradowe jupitery, a na scenie pojawiła się gwiazda wieczoru. Lenny Kravitz tym razem był w pełni sił. Zaczął od piosenki „Dirty White Boots” z najnowszego albumu „Strut”. Od razu zrobiło się gorąco. Zapowiadało się wspaniałe widowisko.

1.LennyKravitz


Amerykański multiinstrumentalista i wokalista zabłysnął w 1989 roku albumem „Let Love Rule”. Płytę zdominowały brzmienia stare, ale sprawdzone, nawiązujące do najlepszych lat rockandrolla. Trochę gitary w stylu Hendriksa, trochę psychodelicznej ballady, a wszystko okraszone funkowymi rytmami i maestrią znaną z płyt Prince’a. Nawet sposób akustycznej realizacji nawiązywał do nagrań z lat 60. XX wieku. Do tego wpadające w ucho melodie i dobre teksty. Lenny Kravitz od razu zapunktował. Na razie jeszcze nie w rodzinnych Stanach, ale w Europie. Szybko zakręciła się wokół niego telewizyjna stacja MTV, a teledyski debiutanta zrobiły furorę. Clip do „Let Love Rule” prawie nie schodził z anteny. Przystojny muzyk w plenerze, z dziećmi i członkami zespołu, prezentował się w nim wyjątkowo dobrze. Również hity „I Built This Garden For Us” i „Mr. Cab Driver” cieszyły się popularnością. Narodziła się nowa gwiazda.

3.LennyKravitz


Druga płyta okazała się jeszcze lepsza. „Mama Said” to prawdziwy majstersztyk. Dziś nie brakuje krytyków Kravitza. Zarzucają mu pogoń za muzycznymi modami, ganią za brak artystycznej konsekwencji. Analizując zawartość dziesięciu krążków, zwłaszcza tych ostatnich, z niektórymi uwagami można się zgodzić. Ale jeśli komuś nie podobają się dwa pierwsze longplaye, to chyba nie poświęcił im dostatecznej uwagi.
Utwór „American Woman” zabrzmiał w Atlas Arenie jako drugi. To hit z repertuaru kanadyjskiej formacji The Guess Who. Kravitz nagrał go na potrzeby ścieżki dźwiękowej komedii „Szpieg, który nie umiera nigdy” – drugiej części przygód agenta Austina Powersa, z Mikiem Myersem w roli głównej. To zresztą nie jedyna przygoda artysty ze srebrnym ekranem. Jako aktor debiutował w obrazie „Precious” (2009). Później jeszcze kilka razy pojawiał się w filmach i serialach telewizyjnych, np. w „Igrzyskach śmierci”.

4.LennyKravitz


Kravitz na ogół sam komponuje i wykonuje większość partii instrumentalnych, czasem tylko zapraszając do studia muzyków sesyjnych. Pełni również funkcję producenta nagrań. Bywa, że w tej ostatniej roli pomaga innym artystom. Współpracował z Madonną (napisali razem m.in. utwór „Justify My Love”), rozsławił francuską wokalistkę, Vanessę Paradis, pisząc repertuar, który ukazał się na jej trzecim, w pełni anglojęzycznym, albumie. Zagrał także na większości instrumentów, towarzyszących piosenkarce. Wziął ponadto udział w sesji solowej płyty Micka Jaggera („Goddess in the Doorway”), komponując wspólnie z wokalistą The Rolling Stones utwór „God Gave Me Everything”. Wreszcie, słychać go w nagraniu „Guns and Roses” z krążka „The Blueprint 2: The Gift & The Curse” Jaya-Z (2002).

 

5.LennyKravitz


Na koncercie publiczność rozkręciła się już przy „American Woman”. Potem przyszła pora na album „Mama Said” i pochodzącą z niego kompozycję „It Ain’t Over Till It’s Over”. Za takie piosenki lubimy Kravitza najbardziej, a on o tym doskonale wie, więc się nie oszczędzał. Włożył w utwór całą swoją energię. Nic dziwnego, że szybko zdjął skórzaną marynarkę i został w niebieskiej koszuli. Wtedy wrócił do albumu „Strut” i wykonał utwór tytułowy. Po jego zakończeniu rozległy się gromkie brawa.
Kravitz może nie należy do najstarszego pokolenia rockmanów, ale ma już za sobą ćwierć wieku działalności i sporo hitów w dorobku. Jest też rekordzistą pod względem zdobytych nagród Grammy (1999-2002) w kategorii „męskie wykonanie rockowe”. Ma ich w kolekcji aż cztery. Taki sukces nie przypadł w udziale żadnemu innemu wykonawcy. Owszem, są artyści z większą liczbą statuetek, ale otrzymać Grammy przez cztery lata z rzędu nikomu przed Kravitzem się nie udało.

 

7.LennyKravitz


Łódź przyjęła piosenkarza entuzjastycznie. Oczywiście, największe owacje zebrały starsze piosenki, które najlepiej się utrwaliły w pamięci fanów. Przed „Always on the Run” (znów z płyty „Mama Said”) wykonawca podkreślił, że współautorem piosenki jest jego kolega ze szkoły średniej, Slash, były gitarzysta Guns ‘N’ Roses. Jaki ten świat mały.
Kompozycja „Let Love Rule” wybrzmiała w Atlas Arenie w wersji wyjątkowo długiej, bo blisko półgodzinnej. Była kulminacyjnym punktem wieczoru. To taki miłosny numer, nawiązujący klimatem do ery „dzieci kwiatów” i czasów Woodstock. „Wróćmy do pierwszego albumu, do roku 1989” – powiedział Kravitz, zanim zaczął śpiewać. Rozpoczął sam, jedynie przygrywając sobie na gitarze. Wolno, jakby spodziewał się owacyjnego przyjęcia. I się nie zawiódł. Już po pierwszych taktach rozległy się oklaski i gwizdy zachwytu. Wkrótce dołączyli pozostali muzycy. Publiczność wpadła w trans, a wtedy Kravitz zszedł ze sceny i chwilę krążył po sektorach, ściskając ręce fanów i podpisując płyty. Rzadko zdarza się, aby artyści tej klasy rozdawali autografy w trakcie koncertu. Istne szaleństwo!

8.LennyKravitz


Podkreślić należy talent zespołu akompaniującego. Wyróżniał się zwłaszcza gitarzysta, Craig Ross. Dobrze spisywała się też perkusistka, Cindy Blackman. Fani zapewne wiedzą, że jest ona żoną Carlosa Santany. Na basie zagrała Gail Ann Dorsey (dawna współpracownica Davida Bowie), a na saksofonie Harold Todd. Z Kravitzem do Łodzi przyjechali też inni zdolni muzycy oraz żeński chór.
Artysta stanął na wysokości zadania. Do tego wykazał się wyjątkową uprzejmością. Nie zapomniał grzecznie przeprosić, że przełożył o ponad miesiąc występ w Polsce.
Na zakończenie zaśpiewał jeszcze „Fly Away”, a po przerwie dwa bisy, które znów porwały publiczność do tańca. Przed „The Chamber” (znów z albumu „Strut”) zaproponował, aby widzowie zapalili światła w swoich telefonach komórkowych.
Atmosfera była doskonała. Kravitzowi najwyraźniej nie chciało się schodzić ze sceny. Dlatego zaraz po „The Chamber” uderzył w „Are You Gonna Go My Way” – przebój z trzeciego albumu. Trudno o lepszy finał!

10.LennyKravitz


Szkoda tylko, że na ekranie za artystami nie zawsze było widać, co się działo na scenie. Chwilami obraz był zbyt przetworzony. Nie zaszkodziłby też obszerniejszy repertuar. Tylko 13 piosenek, razem z bisami, to trochę skromnie. Fakt, że niektóre utwory w Łodzi bardzo się rozrosły w porównaniu z wersjami płytowymi, ale większa liczba tytułów z pewnością ucieszyłaby fanów.


W sumie jednak Kravitz wypadł fantastycznie. Pokazał, że jest świetnym wykonawcą i showmanem. Tryskał energią. Ktoś obok mnie stwierdził, że chciałby tak dobrze wyglądać w wieku 50 lat. Podobno w tym roku artysta ma zamiar wrócić do Polski, więc jeśli ktoś nie zdążył się nim nacieszyć w Atlas Arenie, to następna okazja pewnie nadarzy się wkrótce.

 

LennyKravitz Strut 1



Albumy studyjne:
1989 Let Love Rule
1991 Mama Said
1993 Are You Gonna Go My Way
1995 Circus
1998 5
2001 Lenny
2004 Baptism
2008 It Is Time for a Love Revolution
2011 Black and White America
2014 Strut


 
Źródło: HFM 01/2015

Pobierz ten artykuł jako PDF