HFM

artykulylista3

 

Mark Tajmanow – gra na czarnych i białych

074 078 Hifi 001„Najlepszy muzyk wśród szachistów i najlepszy szachista wśród muzyków”
(Władimir Waszewnik, „Sport Weekend”)

Na jego wizytówce widniał napis: „Mark Tajmanow. Arcymistrz, pianista”. Spytano, czy to znaczy, że uważa się przede wszystkim za szachistę. Osiemdziesięciopięciolatek odparł, że wciąż nie wie, które ze swoich wcieleń postawić na pierwszym miejscu, więc o kolejności na wizytówce zadecydował po prostu alfabet.



Podwójny dar
Nazywał siebie „wdzięcznym sługą dwóch panów”, bowiem muzyka i szachy stały się niezbywalnymi sferami jego życia. Rozwijał i serce (przy klawiaturze), i rozum (przy szachownicy). Sukcesami w jednej dziedzinie rekompensował sobie chwilowe porażki na drugim polu. I udawało mu się nie wzbudzać środowiskowej zazdrości. Muzycy uważali go za szachistę, a szachiści – za muzyka, Tajmanow natomiast obie aktywności podporządkował nie rywalizacji, lecz współpracy. Jako pianista-połowa duetu fortepianowego musiał wspólnie z połową drugą kreować interpretację utworu. Jako zawodnik w meczu szachowym widział w przeciwniku partnera pięknej gry, stanowiącej swoiste dzieło sztuki.
Płodozmian w zajęciach miał też inną ważną zaletę: zapewniał nieustanny odpoczynek. Tajmanow mawiał żartobliwie, że grając na fortepianie, odpoczywa od szachów, a przy szachownicy może odpocząć od muzyki.
Szachy to często spotykane hobby muzyków. Zapalonymi szachistami byli kompozytorzy Dymitr Szostakowicz i Sergiusz Prokofiew oraz skrzypek Dawid Ojstrach. Wśród szachowych mistrzów również zdarzają się amatorscy pianiści, jak sławny Michaił Tal, którego do klawiatury nie zniechęcił nawet wrodzony brak dwóch palców prawej dłoni. W historii znany jest jednak bodajże jeden przypadek, z XVIII wieku, współposiadania wybitnego talentu muzycznego i szachowego. To Philippe Philidor, ale jego dokonania kompozytorskie nie najlepiej zniosły próbę czasu i tylko sława szachisty dalej błyszczy.
Jeśli zaś próbować szukać analogii między stylem gry szachowej a warsztatem kompozytorskim, zdaniem Tajmanowa można zestawić pary: José Raúl Capablanca i Wolfgang Amadeus Mozart, Akiba Rubinstein i Ludwig van Beethoven, Aleksandr Alechin i Piotr Czajkowski. Z kolegów muzyków, z którymi zdarzyło mu się zmierzyć na pionki i figury, najwyżej cenił umiejętności Ojstracha.
Mark Tajmanow przez ćwierćwiecze (1946-1971) utrzymywał się w rankingach dwudziestu najlepszych szachistów świata. Duet fortepianowy, który współtworzył z żoną – Lubow Bruk, został uznany za jeden z dwóch najlepszych tandemów pianistycznych XX wieku; dwupłytowy album z jego archiwalnymi nagraniami wydano w ramach słynnej serii fonograficznej firmy Philips „Great Pianists of the 20th Century” (album nr 15; 1999). Drugi uczczony w tej edycji duet to Josef & Rosina Lhévinne – też małżeństwo i też wykształcone w Rosji, tyle że cztery dekady wcześniej.
Pasją Tajmanowa było także dziennikarstwo. W prasie i telewizji komentował rozgrywki szachowe. Miał swoją rubrykę w wysokonakładowym tygodniku „Ogoniok”. Oprócz tego pisał podręczniki i wspomnienia. Dzielił się osobistymi doświadczeniami z turniejów, w których uczestniczył. Popularyzował szachy wśród dzieci. Z entuzjazmem i profesjonalizmem podchodził do wszystkiego, co robił.

 



 

074 078 Hifi 002

 

 

Talent, praca, szósty zmysł
Mark Tajmanow (Марк Евгеньевич Тайманов; Mark Taimanov) urodził się w Charkowie w 1926 roku. Wkrótce po narodzinach synka rodzina przeprowadziła się do Leningradu (nazwa Petersburga w czasach sowieckich). Ojciec, w którego żyłach płynęła krew kozacka i żydowska, inżynier, znalazł pracę w kombinacie metalurgicznym, a matka, pochodząca z prawosławnej rodziny rosyjskiej, absolwentka klasy śpiewu, ze względu na rodzinne obowiązki nie podjęła kariery śpiewaczki, lecz zatrudniła się w konserwatorium jako pedagog fortepianu. Tajmanowowie doczekali się jeszcze dwójki dzieci: Roalda (dziś – profesor fizyki) i Iriny (reżyserka operowa, prezenterka telewizyjna i profesor konserwatorium petersburskiego).
Czystki stalinowskie w latach 30. XX wieku dotknęły również krewnych Marka. Stryj trafił do więzienia, więc ojciec, czyli brat „wroga ludu”, zrezygnował z posady w sztandarowej fabryce socjalizmu na rzecz pracy w obsłudze technicznej uczelni i teatrów. Mały Mark zaczął regularne lekcje fortepianu pod okiem matki i na początku lat 30. został przyjęty do specjalnej szkoły muzycznej (z pionem ogólnokształcącym) przy konserwatorium. Mało brakowało, a nie zdałby egzaminu wstępnego. Okazało się, że chociaż ma słuch absolutny, nie potrafi czysto zaśpiewać podanego dźwięku; rzadka anomalia. Na szczęście znakomicie zagrał utwór przygotowany na egzamin: „Babę Jagę” z „Albumu dla młodzieży” Czajkowskiego.
Pedagogiem fortepianu Tajmanowa był Samarij Sawszynski. W tej samej klasie uczyła się Lubow Bruk. Sawszynski zauważył, że tych dwoje małych pianistów stanowi swoje przeciwieństwo – energiczny, żywiołowy, obdarzony bujną wyobraźnią Mark i spokojna, delikatna, zrównoważona Luba. A przy tym oboje utalentowani i pracowici, więc połączenie ich cech prawdopodobnie dałoby dobry efekt artystyczny. Profesor polecił uczniom przygotować Sonatę D-dur Mozarta na dwa fortepiany. Intuicja go nie zawiodła. Od tej pory Mark i Lubow zaczęli wspólnie poznawać repertuar na dwa fortepiany – dzieła Bacha, Mozarta, Chopina (dość rzadko wykonywane Rondo C-dur), Mendelssohna, Busoniego, Poulenca (jako pierwsi w ZSRR wykonywali jego muzykę), Milhauda, Rachmaninowa, Saint-Saënsa, Areńskiego, Brittena – i wspólnie występować.
W czasie wojny studenci i pedagodzy konserwatorium zostali ewakuowani do Taszkientu, a po powrocie do Leningradu Mark i Lubow byli pewni, że chcą tworzyć duet nie tylko na estradzie, lecz również w życiu. W 1946 roku dwudziestoletni artyści wzięli ślub. Wkrótce urodził im się syn Igor, również pianista, profesor konserwatorium w grodzie nad Newą.
Artystyczno-małżeński duet Luby i Marka rozpadł się po 27 latach.

 



 

074 078 Hifi 002

 

 

„Koncert Beethovena”
Na początku 1936 roku w szkole muzycznej pojawili się filmowcy. Szukali kandydatów na odtwórców ról dziecięcych w planowanej produkcji. Nic w tym dziwnego – uczniowie takich szkół słyną z kreatywności i od najmłodszych lat ćwiczą pamięć, systematyczność i panowanie nad tremą. Ale reżyserzy Michaił Gawroński i Władimir Schmidthof mieli nakręcić film o dzieciach, które umieją już nieźle grać na różnych instrumentach i śpiewać w chórze. Główni bohaterowie to zdolni skrzypkowie w wieku 11-12 lat, przyjaciele w muzyce i w zabawie. Mieszkają na Białorusi i uczą się u tego samego profesora. Janka [imię męskie] jest synem rzeczonego profesora, a Władik – maszynisty kolejowego. Obaj jadą na konkurs muzyczny do Moskwy. Niestety, Władik, który w wyniku nieporozumienia nie mógł się przygotowywać do konkursu tak intensywnie jak Janka, odpada w eliminacjach. Janka, w geście solidarności z przyjacielem, chce zrezygnować z występu w finale (i nawet jego ojciec popiera tę decyzję), ale Władik prosi, by tego nie robił. Jako że Janka ma zagrać Koncert skrzypcowy Beethovena, Władik ofiarowuje mu skomponowaną przez siebie efektowną kadencję. Janka wygrywa konkurs, a Władik dostaje nagrodę specjalną za kompozycję.

 



 

074 078 Hifi 002

 

 

Jak przystało na film nakręcony u progu najczarniejszej nocy stalinowskiego terroru i propagandy, „Koncert Beethovena” realizuje założenia socrealizmu: bohaterowie są pionierami. Reprezentują ojczyznę i kolektyw. Bawią się w bohaterskiego Czapajewa, atakującego białogwardzistów. Wszelkie ich poczynania muszą być zatwierdzane przez oślizłą drużynową-politruczkę, a pionierzy śpiewają pieśń masową z tekstem: „Jak dobrze jest mieszkać w sowieckim kraju; jak dobrze jest być kochanym przez sowiecki kraj; z dumą nosić czerwoną chustę”. Ale jest tu też humor (lokalizowanie lokomotywy, na którą Władik zrzucił nuty, na podstawie wysokości dźwięku jej gwizdka) i sporo melodyjnej, sprawnie zaaranżowanej muzyki (fachowiec Izaak Dunajewski; to on napisał kadencję). Dyrygentem (w nagraniu audio i na ekranie) był Karl Eliasberg, który pięć lat później, w oblężonym Leningradzie, poprowadził pierwsze w tym mieście wykonanie VII symfonii Szostakowicza.
Najbardziej zdumiewa fakt, że wątkiem scalającym dramaturgię filmu jest dzieło Beethovena, a nie któregoś z kompozytorów sowieckich lub rosyjskich – wszak Koncert skrzypcowy Czajkowskiego cieszy się nie mniejszą renomą. Jeśli film „Koncert Beethovena” miał reklamować sowiecką otwartość na szacowną kulturę Europy – odniósł sukces. Zdobył dyplom na Wystawie Światowej w Paryżu (1937) i przez sześć tygodni wyświetlany był przy pełnych salach w kinach na Broadwayu.

 



 

074 078 Hifi 002

 

 

Markowi Tajmanowowi film „Koncert Beethovena” przyniósł wielką popularność, bowiem to on wcielił się w rolę Janki. Sympatyczny, żywy chłopiec z burzą kręconych włosów miał tylko jedną wadę: grał na fortepianie, a nie na skrzypcach. Ale dla twórców filmu nie stanowiło to przeszkody. Dali mu pół roku i nauczyciela, aby błyskawicznie nauczył się trzymać skrzypce, smyczek i palce na strunach w odpowiedniej pozycji. Reżyserzy unikali ujęć w zbliżeniach, w których można „podstawić” rękę profesjonalisty. Dominuje plan ogólny i pełny, czasem średni. I ułożenie lewej ręki Marka, i ruchy smyczka zgadzają się z przebiegiem muzyki Beethovena. W jednym Tajmanow-skrzypek jest niewiarygodny: nie stosuje wibrata. Gdyby solista zagrał bez wibrata, usłyszelibyśmy koszmarnie płaski, ostry dźwięk półnut i całych nut. Ale, na szczęście, to nie Tajmanowa słychać na ścieżce dźwiękowej, lecz wirtuoza Mirona Poliakina.
Wiele lat później Tajmanow rozmawiał ze sławnym amerykańskim skrzypkiem Isaakiem Sternem, który przyjechał do ZSRR prowadzić kursy mistrzowskie. Mark spytał go, co sądzi o poziomie młodych rodzimych wiolinistów. Stern wysoko ocenił ich umiejętności, nie podobał mu się natomiast sposób trzymania instrumentu – sztywny, nieelegancki. Stwierdził, że tylko raz widział sowieckiego skrzypka, który urzekł go pięknym, swobodnym ułożeniem skrzypiec i był to bohater filmu „Koncert Beethovena”. Tajmanow wyjaśnił: „To nie był skrzypek, to byłem ja”.
Udziałowi w „Koncercie Beethovena” Tajmanow zawdzięcza karierę szachową.

 



 

074 078 Hifi 002

 

 

Szachy i polityka
Premiera filmu odbyła się w lutym 1937 roku i wkrótce potem jedenastoletni Mark został zaproszony na uroczyste otwarcie leningradzkiego Pałacu Pionierów. Po zwiedzeniu wszystkich pracowni, dających dzieciom możliwość rozwijania zainteresowań, dyrektor zapytał Tajmanowa, do której sekcji chciałby się zapisać. Na chłopcu największe wrażenie zrobiła… cisza panująca w klubie szachowym, wybrał więc te zajęcia. Jego ojciec lubił grać w szachy i nauczył malca reguł gry, aby mieć czasem partnera do domowej partyjki.
Szkółkę szachową w Pałacu Pionierów prowadził Michaił Botwinnik (1911-1995), sześciokrotny mistrz ZSRR i wieloletni mistrz świata. Mark okazał się wielkim talentem, rychło trafił zatem do grupy, którą Botwinnik zajmował się osobiście, a miał wielki dar pedagogiczny. Nie uczył, jak trzeba grać w szachy, lecz jak się uczyć, by grać coraz lepiej. Zadawał młodym kolegom zadania szachowe do rozwiązania, a potem omawiał z nimi zaproponowane pomysły. Przestrzegał, by nie podporządkowywać całego życia wyłącznie szachom. Mawiał, że poza czasem spędzonym na turniejach trzeba mieć czas na myślenie o szachach. Od tej zasady Tajmanow nigdy nie odstępował. W okresie swojej największej dwupolowej aktywności rozgrywał rocznie około osiemdziesięciu meczów i tyleż dawał koncertów.
Piętnastoletni Mark został młodzieżowym mistrzem Leningradu (1941). W roku 1950 zdobył tytuł mistrza międzynarodowego, w 1952 – arcymistrza międzynarodowego, w 1955 zdobył mistrzostwo świata studentów, a rok później – mistrzostwo ZSRR. Czterokrotnie wraz z kolegami wygrywał drużynowe mistrzostwa Europy. W 1970 roku zakwalifikował się do tzw. turnieju pretendentów, którego zwycięzca zdobywał prawo do zmierzenia się z aktualnym mistrzem świata – Borysem Spasskim. W ćwierćfinale trafił na Amerykanina Roberta Fishera (1953-2008). Nadciągała największa klęska jego życia i lawina problemów, które to życie przewrócą do góry nogami i, według słów samego Tajmanowa, zamienią je w piekło.

 



 

074 078 Hifi 002

 

 

Sukcesy na szachownicy nie przynosiły oszałamiających profitów. Przynależność do narodowej ekstraklasy zapewniała stałe stypendium sportowe, nagrody na zawodach krajowych i dostęp do zagranicznych publikacji szachowych. Wygrane na turniejach zagranicznych trafiały do kasy państwowej; szachistom pozostawał splendor i duma z reprezentowania socjalistycznej ojczyzny. W 1955 roku ówczesny pierwszy sekretarz partii komunistycznej, Nikita Chruszczow, spytał Tajmanowa o zarobki i ze zdumieniem przyjął informację o „ideowej” gratyfikacji za zwycięstwa za granicą. Stwierdził, że trzeba to zmienić i rzeczywiście zmienił. Dewizowe dochody z pewnością windowały status materialny mistrzów, lecz, jak z goryczą zauważył po latach Mark, były (relatywnie) niższe niż honoraria za pokazowe symultanki w czasach nam współczesnych. Stawka za wygraną w meczu z Fisherem (czerwiec-lipiec 1971, Vancouver) wynosiła 2000 dolarów. pokonany miał otrzymać 1000 $. Władze sowieckie przyznały dietę na codzienne wydatki w wysokości 11 $. Tajmanow ani razu nie zjadł posiłku w hotelowej restauracji; żywił się produktami z supermarketu. Oszczędzał dewizy; wszyscy tak robili. I nie głodowanie, co sugerowali niektórzy, stało się przyczyną spektakularnej porażki w Kanadzie.
Bobby (bo powszechnie funkcjonowało to zdrobnienie) Fisher, uchodzący za geniusza, ekscentryka i gbura, tkwiącego po uszy w swoim świecie figur i pionków, był niemal o generację młodszy od sowieckiego pretendenta. W przeddzień pierwszej partii zadeklarował: „Postaram się udowodnić, że Tajmanow to tylko pianista”. I prawie mu się udało. Wynik 6:0 dla Amerykanina mógłby świadczyć o fatalnej grze, o przepaści umiejętności między zawodnikami, ale z Fisherem po prostu nie dało się wygrać. Do takiego wniosku doszedł Rosjanin, bo czy można wygrać z bezbłędną maszyną? Zastanawiał się jedynie, czy klęska musiała być totalna – i tu odpowiedź nie była jednoznaczna. Fisher twierdził, że Tajmanow byłby w stanie urwać mu kilka punktów. Zaważył jednak czynnik psychologiczny. Cóż, nie był to ani walkower, ani bułka z masłem nawet dla genialnego Bobby’ego.
Dla władz sowieckich przegrana szachisty reprezentującego dumny Kraj Rad była szokiem i hańbą. Nikt nie wierzył w obiektywną przewagę Fishera. Hipoteza KGB brzmiała: Tajmanow sprzedał mecz kapitalistom. Nawet w opinii Botwinnika, jakże doświadczonego szachisty, wynik dowodził machlojki. Przypuszczał, że jego były wychowanek obstawił w zakładach bukmacherskich własną porażkę i celowo do niej doprowadził. Gdy Tajmanow wrócił do ojczyzny, celnicy na lotnisku przetrząsnęli jego bagaż (podczas gdy zazwyczaj elitę sportowców traktowano pobłażliwie) i znaleźli wydane za granicą książki Aleksandra Sołżenicyna, dysydenckiego pisarza. I oto znalazł się oficjalny powód do represji. Tajmanowowi założono podsłuch i ustalono, że nie zgłosił wwozu 1100 guldenów – a było to honorarium przekazane przez redaktora holenderskiego pisma dla znajomego Tajmanowa – szachisty, którego artykuł właśnie wydrukowano. Kolejny pretekst do szykan.
Tymczasem w społeczeństwie krążyły dowcipy. Żartowano, że w bagażu Sołżenicyna znaleziono książkę Tajmanowa „Obrona Nimcowicza” (ceniona przez znawców publikacja o pewnym klasycznym sposobie otwarcia rozgrywki). Opowiadano o celniku, który chętnie przymknąłby oko na walizkę z dziełami zebranymi Sołżenicyna, a nawet osobiście zaniósł ją za Tajmanowem do taksówki, gdyby tylko pokonał on Fishera.
Markowi jednak wcale nie było do śmiechu. Zabroniono mu wyjazdów z kraju. Odebrano dostęp do zachodniej literatury fachowej i możliwość publikacji w prasie. Cofnięto stypendium i niedawny przydział na dom (szczęście w nieszczęściu, że Tajmanowowie nie zdążyli się tam wprowadzić). Miał zakaz startów szachowych i zakaz występów pianistycznych.

 



 

074 078 Hifi 002

 

 

Ostatnia z nałożonych kar zabolała najbardziej. Uderzyła nie tylko w Marka, lecz także w Lubę. Od zawsze występowali jako duet. Embargo na koncerty dla męża oznaczało śmierć artystyczną żony; brak środków do życia, złą atmosferę wokół małżonki osobnika łamiącego prawo i hańbiącego ojczyznę. I pomyśleć, że Tajmanowowi nigdy nie przyszło do głowy, by emigrować z Sowietów, nie wrócić z którego z turniejów w państwach zachodnich.
Żądza odwetu straciła impet, gdy władze zorientowały się, że z Fisherem przegrywają wszyscy. Duński arcymistrz Bent Larsen został rozgromiony identycznie jak Mark, czyli 0:6, a przecież kapitalista nie sprzedałby meczu kapitaliście…
Dwie dekady później Tajmanow napisał książkę „Byłem ofiarą Fishera”. Nie miał żalu ani kompleksów wobec arcymistrza-maszyny. Przeanalizował cały mecz. Wiedział, gdzie popełnił błędy, a gdzie sytuacja była do uratowania. Spotykał się z Fisherem przy różnych okazjach. Co ciekawe, rozmawiali po… serbsku, ponieważ Bobby przez kilka lat mieszkał w Jugosławii, a i Mark był tam kilka razy.
Uczucie frustracji było Tajmanowowi obce. Uważał, że historia z Vancouver dostarczyła mu ważnych przeżyć i spostrzeżeń, w sumie – wzbogaciła jego biografię i osobowość.

 



 

074 078 Hifi 002

 

 

Muzyka i miłość
Zrehabilitowany Tajmanow długo pozostawał zdruzgotanym człowiekiem. Duet fortepianowy z Lubow Bruk przestał istnieć. Małżeństwo się rozpadło. Karierę szachową mógł kontynuować dzięki obecności w światowych rankingach, natomiast jako pianista zaczynał od nowa – dobrze, że nie całkiem od zera. Miesiącami ćwiczył repertuar solowy, by móc występować indywidualnie; już nie tak intensywnie jak z Lubow. Ograniczył koncerty do kilku rocznie. Dawał też recitale dla kolegów szachistów przy okazji turniejów.
Lubow zrekonstruowała duet, zapraszając do współpracy syna, Igora. Nie powtórzyli jednak sukcesu małżeńskiego tandemu fortepianowego. Po śmierci matki Igor występował w duecie z ojcem, a czasem dołączała do nich Kira – wnuczka Marka i powstawało rodzinne międzypokoleniowe trio.
Duet Bruk i Tajmanowa był ewenementem. W czasie licznych podróży koncertowych dotarli do wszystkich regionów Związku Sowieckiego, między innymi na Zakaukazie, na Syberię, do Karelii, do zachodnich krańców Ukrainy. Poza obóz socjalistyczny wyjechali tylko raz: do Holandii.
Chętnie włączali do repertuaru dzieła współczesnych kompozytorów sowieckich (Dymitr Szostakowicz, Aram Chaczaturian, Wieniamin Basner, Aleksandr Harutiunian, Arno Babadżanian, Eugen Kapp, Władisław Uspienski – nota bene mąż siostry Marka, Iriny), a twórcy ci często dedykowali utwory duetowi z Leningradu. Tajmanowowie przyjaźnili się z tak wybitnymi postaciami ówczesnej muzyki, jak Dawid Ojstrach, Mścisław Rostropowicz, Światosław Richter i, last but not least, Dymitr Szostakowicz.
W latach 50. i 60. XX wieku duet nagrał ponad dziesięć płyt analogowych; wybór z tych rejestracji znalazł się na wspomnianym albumie serii Philipsa. Sekret niezwykłych kreacji Bruk i Tajmanowa tkwi w ich perfekcyjnym zgraniu. Tempo (a bywa szalone) i jego zmiany, rytm, frazowanie, długość pauz, niuansowanie dynamiki i artykulacji, słowem: każdy element interpretacji jest zsynchronizowany w najdrobniejszym szczególe, tak aby słuchacz miał wrażenie, że gra jeden organizm o cudownie rozmnożonych rękach, jeden fortepian o pogłębionym brzmieniu. Czasem można ulec złudzeniu, że słychać orkiestrę – tak zróżnicowane kolorystycznie obrazy maluje para pianistów, którzy grają ze sobą od dzieciństwa. Jeden jest dyrygentem i metronomem dla drugiego; gdy jeden się potknie, drugi wywróci się razem z nim – obowiązuje zasada absolutnego zaufania i gra do jednej bramki. Wspaniała symbioza w sztuce i, w tym przypadku, także w życiu. Trudno powiedzieć, co wynika z czego.
Czy ta jedność mogła trwać? Czy kiedyś nastąpiłoby zmęczenie, znudzenie, wyjałowienie? Czy gdyby nie brutalna interwencja polityki, nic by się nie zmieniło? A może Tajmanowowie czuli, że osiągnęli już apogeum duetowego artyzmu? Próbowali urozmaicić koncerty przy pomocy… szachów. Mark ustawiał na estradzie pomiędzy fortepianami kilka szachownic i zapraszał ochotników z widowni do rozegrania z nim symultanki. Kolejne posunięcia wykonywał między utworami, wstając od instrumentu. Tak więc szachy, które do tej pory szły drogą równoległą do muzyki, nagle wyszły muzyce naprzeciw i zaproponowały wsparcie. Czy z tego spotkania wynikłoby coś więcej niż show? Nigdy się nie dowiemy. Tajmanow zawiesił projekt szachowych atrakcji w chwili, gdy w mieście Złatoust w roku 1961 przegrał partię z dziesięciolatkiem, a w miejscowej gazecie ukazała się recenzja z koncertu pod tytułem „Jaki pianista – taki szachista”. Prawdę mówiąc, wtedy Mark nie miał się czego wstydzić. Przegrał z Anatolijem Karpowem – przyszłym mistrzem świata!

 



 

074 078 Hifi 002

 

 

Wszystkie pory życia
Lubow Bruk nie wyszła ponownie za mąż. Skupiła się na pracy pedagogicznej w leningradzkiej szkole im. Musorgskiego. Słynęła ze świetnego kontaktu z uczniami; nie dzieliła ich na mniej i bardziej zdolnych, lecz w każdym starała się uruchomić maksimum możliwości. Oczywiście kładła też nacisk na granie w duecie jako podstawę pracy zespołowej muzyków. Zorganizowała konkurs fortepianowych duetów dziecięcych „Brat i siostra”. Od śmierci Lubow Bruk (1996) konkurs nosi jej imię.
Po rozstaniu z Bruk Tajmanow nie chciał być sam. Żenił się jeszcze trzykrotnie. Druga żona, architektka Lula, zmarła na raka po dziewięciu wspólnie spędzonych latach. Mark rozpaczał i wpadł w depresję. Trzecie małżeństwo, z Jane, córką znanego szachisty Jurija Awerbacha, zakończyło się rozwodem. Cóż, z alkoholiczką trudno wytrzymać. Za czwartym razem wybrał bezbłędnie. Nadieżda, młodsza o 35 lat – piękna, inteligentna i opiekuńcza – dała mu dwoje dzieci – bliźnięta Maszę i Dimę. Siedemdziesięcioośmioletni tata Tajmanow stwierdził, że nigdy w życiu nie był tak szczęśliwy. Harmonijnie łączył opiekę nad malcami z „seniorską” karierą szachową, publicystyką szachową i popularyzacją szachów. W 1993 i 1994 roku zdobył tytuł mistrza świata szachowych „weteranów”. Otworzył w Leningradzie szkółkę szachową swojego imienia, powierzając sprawy organizacyjne żonie. Ale z kalendarzem się nie dyskutuje. Dziewięćdziesięcioletni Tajmanow odszedł z tego świata 28 listopada 2016. Osierocił dwunastoletnie dzieci; cieszył się, że podzielają jego zainteresowania: syn lubi szachy, a córka – muzykę.
Mark Tajmanow spoczął na starym leningradzkim cmentarzu Literatorskie Mostki.
W wywiadzie udzielonym pod koniec życia wyznał, że za największe swoje osiągnięcia uważa mecz z Fisherem (mimo wszystko) i album z serii „Wielcy pianiści XX wieku”.

 

 

 

Hanna Milewska