HFM

artykulylista3

 

Maria Koterbska – czułość piosenki

070 073 Hifi 02 2021 Strona 1 Obraz 0001Jest to bodaj pierwsza powojenna polska pieśniarka, która umiała zwykłą piosenkę podnieść do godności sztuki.
Lucjan Kydryński (1959, „Wierzę piosence”)

Kochałam to, co robiłam. Kochałam swój zawód, gdy wychodziłam na scenę i widziałam uśmiechniętych ludzi, to czułam, że ogarniam ich wszystkich swoją czułością.
Maria Koterbska (lipiec 2020, „Kronika Beskidzka”)



Biografia artystyczna piosenkarki obfitowała w nagrania, występy, trasy koncertowe krajowe i zagraniczne, natomiast jej życie osobiste było spokojne, od początku do końca uporządkowane i związane z jednym miejscem na ziemi. I chyba właśnie ta stabilizacja zapewniła szczęście, poczucie spełnienia i pogodę ducha.

070 073 Hifi 02 2021 Strona 2 Obraz 0001

 


Mały Wiedeń
Maria Koterbska od urodzenia do śmierci mieszkała w Bielsku-Białej – pięknym mieście, świetnie wykorzystującym potencjał swego położenia i historii. Jako Bielsko-Biała istnieje ono oficjalnie dopiero od 1951 roku; wcześniej było organizmem nieformalnie zszytym z dwóch miejscowości: Bielska, należącego do Śląska Cieszyńskiego, i Białej – uważanej za część Małopolski. Od połowy XIX wieku rozwijał się tu przemysł, zwłaszcza włókienniczy, przynosząc miastu miano „śląskiego Manchesteru”. Ale bardziej przyjął się przydomek „mały Wiedeń” (Kleines Wien; zresztą do Wiednia jest stąd dokładnie tak samo blisko jak do Warszawy: 360 km). Bielską architekturę wzorowano na Wiedniu. Budowano tu okazałe mieszczańskie kamienice i wille. Wzniesiono gmach teatru miejskiego. Za przykładem Lasku Wiedeńskiego postanowiono zorganizować wielki nowoczesny park leśny – Cygański Las, z trasami narciarskimi i szlakami na beskidzkie szczyty.
Przed pierwszą wojną światową z pobliskiego Żywca przyjechał do Białej dziadek Marii Koterbskiej. Dla rodziny zbudował dwupiętrowy dom; sześciorgu dzieciom zapewnił wykształcenie. Dwie ciotki Marii zostały farmaceutkami; a jej matka – Janina Mierowska – ukończyła klasę fortepianu w miejscowym konserwatorium. Ojciec Marii, Władysław Koterbski, studiował w konserwatorium w Krakowie w klasie skrzypiec i kompozycji. Następnie był tam wykładowcą, ale prowadził także działalność koncertową. Na zaplanowanym występie Władysława w Bielsku Janina zastąpiła niedysponowanego akompaniatora. Wkrótce Władysław poślubił miłą i zdolną dziewczynę. Przeniósł się do Bielska i w tamtejszym konserwatorium objął posadę nauczyciela śpiewu i kompozycji. Wraz z żoną stali się animatorami życia kulturalnego. Założyli amatorski teatr, a w jego działania wciągali dzieci.

 


Na stole i przy mikrofonie
Maria Koterbska, średnia z trojga rodzeństwa, urodziła się w 1924 roku. Śpiew, gra na fortepianie, taniec, deklamacja – te zajęcia były dla niej tak naturalne jak codzienne czynności. Bawiła się w teatr w domu, a na prawdziwej scenie występowała już jako trzylatka w spektaklach przygotowywanych przez rodziców. Matka przykładała wielką wagę do mówienia składnego i wyraźnego – to dlatego dykcja dorosłej artystki stała się legendarna. Maria umiała też melodyjnie gwizdać.
Gdy wybuchła II wojna światowa, ojcu, jako inteligentowi i patriocie, groziło aresztowanie i wywózka do Auschwitz. Ostrzeżony przez uczniów, musiał się ukrywać. Kamienicę Koterbskich zajęli Niemcy, a właścicielom pozwolono zamieszkać na strychu, pod warunkiem sprzątania posesji i usługiwania nowym lokatorom. Narzeczony siedemnastoletniej Marii zginął w obozie koncentracyjnym. Dwa lata później poznała przyszłego męża. Jan Frankl, ze znanej w Bielsku rodziny cukierników, w czasie okupacji pracował jako kierowca. Po wojnie ukończył studia na Politechnice Łódzkiej jako inżynier włókiennik i powrócił w rodzinne strony.
Przyszła piosenkarka, aby uniknąć wywiezienia na roboty do Niemiec, zatrudniła się w szwalni. W przerwie śniadaniowej na prośbę koleżanek tańczyła i śpiewała na wielkim stole roboczym. Zawsze sprawiało jej wielką radość to, że sama może sprawić ludziom radość swoimi występami.
Gdy nastał pokój, wszyscy próbowali nadrobić stracony czas. Maria uczyła się w liceum i równolegle w szkole baletowej, prowadzonej przez Elwirę Czech-Kamińską. Kamińska wspólnie ze Stanisławem Hadyną założyła później Zespół Pieśni i Tańca „Śląsk” – ale wtedy, w 1953 roku, kariera solowa Marii nabrała już rozpędu i piosenkarka nie skorzystała z zaproszenia do pracy w zespole. Nota bene jej trochę młodsza koleżanka – Irena Santor – przeszła odwrotną drogę – od śpiewania w „Mazowszu” do kariery solowej. Współcześnie wielką popularnością w sektorze muzyki pop cieszy się Teresa Werner, ongiś wieloletnia solistka „Śląska”.070 073 Hifi 02 2021 Strona 2 Obraz 0001

 


W 1948 roku Koterbska zdała maturę. Marzyła o studiach w szkole teatralnej w Krakowie. Miała zresztą za sobą debiut na profesjonalnej scenie w bielskim Teatrze Polskim (w 1945 roku wystąpiła tam w „Krakowiakach i góralach” Jana Nepomucena Kamińskiego w reżyserii Rudolfa Luszczaka).
Niestety, sytuacja finansowa rodziców nie pozwalała na utrzymywanie córki przez kilka dalszych lat nauki. Z pomocą przyszły ciotki aptekarki – zgodziły się wesprzeć siostrzenicę pod warunkiem, że podejmie studia… farmaceutyczne w Katowicach. Maria zgodziła się, oczywiście bez entuzjazmu. Zdążyła wysłuchać niewielu wykładów. Zauważyła bowiem ogłoszenie o koncercie sylwestrowym na rzecz odbudowy Warszawy. W programie imprezy, organizowanej w katowickim Teatrze Śląskim im. Wyspiańskiego, mieli wystąpić znani aktorzy i ochotnicy studenci. Dziewczyna zgłosiła się bez wahania. Traf chciał, że jej występ w piosence „Stary młyn”, przedwojennym przeboju m.in. Chóru Czejanda, oglądał dyrygent i pedagog śpiewu Stanisław Bursa, wychowanek Władysława Koterbskiego. Nie miał wątpliwości, że może zaprotegować śpiewającą z nienaganną intonacją i dykcją studentkę swojemu znajomemu, kompozytorowi Jerzemu Haraldowi. Harald, po jej przesłuchaniu, powiedział: „Znalazłem skarb”. Te słowa zabrzmiały dwuznacznie. Po pierwsze, wyrażały podziw dla świeżego talentu wokalnego. Po drugie, oznaczały, że Harald znalazł zastępstwo za jedną z członkiń tercetu Nas-Troje, który nagrywał właśnie piosenkę z filmu „Skarb”. A że miał właśnie na warsztacie piosenkę „Brzydula i rudzielec”, Maria dostała szansę wylansowania swego pierwszego wielkiego hitu. Kiedy wkrótce w czasie koncertu matka Koterbskiej zobaczyła reakcję widowni na występ córki, rozpłakała się z dumy i z radości. Temat przerwanych studiów farmaceutycznych zniknął.070 073 Hifi 02 2021 Strona 2 Obraz 0001

 


Porywające rytmy
Koterbska miała wszelkie dane, by zdobyć popularność. Była młoda, ładna, bezpretensjonalna; ujmująco się uśmiechała i poruszała z gracją. Jej ciepły, miękki głos potrafił delikatnie wibrować jak dzwoneczek – może dlatego ktoś nazwał ja „słowikiem dla mas”. Chodziło o tłumy słuchaczy przychodzących na koncerty i reagujących żywiołowo, nie zaś o pieśń masową. Koterbska nie uprawiała tego wiodącego w latach stalinowskich gatunku pieśni zagrzewających do budowy socjalizmu. Ona śpiewała o codziennych radościach zwykłych ludzi, spacerach zakochanych par, zabawie na karuzeli, meczu futbolowym. Teksty o zwykłych sprawach zyskiwały atrakcyjną oprawę muzyczną. Koterbska uwielbiała swing; nazywaną ją nawet „królową swingu”. Ten nurt jazzu, który pojawił się w USA w latach 30. XX wieku, opierał się na synkopach – przeniesienie akcentu ze zwyczajowej pierwszej nuty w takcie na drugą dawało wrażenie kołysania się (swing) rytmu. Do tego bigbandowe brzmienie orkiestry, opartej na instrumentach dętych i perkusyjnych sprawiało, że swing dosłownie porywał słuchaczy. W repertuarze Koterbskiej w latach 50. i 60. XX wieku znajdowało się też wiele piosenek opartych na rytmach latynoskich: cha-cha, rumba, samba, bossanova.
Swing, kojarzący się władzom komunistycznym z amerykańskim imperializmem, nie znalazł ich uznania. Koterbską wezwano do Warszawy, do Ministerstwa Kultury. Od wysokiej urzędniczki usłyszała, że radio nie będzie nadawać piosenek ze „szwingowaniem”, bo „po co to komu?”. Jako przykład pożądanego repertuaru odtworzono płyty z piosenkami sowieckimi. Maria miała szczęście, że nie zabroniono jej występować poza stolicą, choćby i ze „szwingiem”. Towarzyszyły jej najlepsze orkiestry – Jerzego Haralda, Jana Cajmera i Konrada Bryzka. Od połowy lat 50. zdjęto embargo na swing i jazz w radiu.
Koterbska usiłowała nie dać się zamknąć w kategorii wykonawczyni wpadających w ucho szlagierów. Ciągnęło ją do teatru. Na dwa sezony (1952-1954) stała się jednym z filarów krakowskiego Teatru Satyryków (na scenie Teatru Starego), specjalizującego się w kabarecie literackim. Stawiano przed nią zadania aktorskie. Występowała w skeczach. W latach 1956-68 była częścią zespołu Kabaretu Wagabunda, a wśród kolegów miała takie znakomitości, jak Zbigniew Cybulski, Bogumił Kobiela, Edward Dziewoński czy Jeremi Przybora. Kabaret ten premierowe spektakle pokazywał w Zakopanem, lecz wyjeżdżał na tournée m.in. do USA, Kanady, Izraela, Czechosłowacji i ZSRR. Koterbska też wyjeżdżała. Była to okazja, by zasilić budżet domowy, choć z trudem znosiła rozłąkę z mężem (z Janem pobrali się w roku 1950) i dzieckiem (syn Roman urodził się w 1954) i starała się jak najczęściej dzwonić do domu.070 073 Hifi 02 2021 Strona 2 Obraz 0001

 

 


Odejdź, smutku
Miała w repertuarze 1500 piosenek, z tego ponad 400 uwieczniła w nagraniach radiowych i płytowych. Jedna z nich budziła w niej wiele emocji, zwłaszcza smutku – i tylko tyle, bowiem frustracji Koterbska nie dopuszczała do siebie. Tytuł tej piosenki brzmi, nomen omen, „Odejdź, smutku”, a napisali ją Jerzy Miller (słowa) i Marek Sart (muzyka). Artystka wykonała ją na międzynarodowym festiwalu w Sopocie w 1963 roku, w tzw. półfinale, czyli konkursie piosenek polskich.
Uwagę zwraca tekst, od tytułu począwszy. „Odejdź, smutku” to aluzja do tytułu głośnej na przełomie lat 50. i 60. XX stulecia francuskiej powieści „Witaj smutku” Françoise Sagan. W powieści tragiczne wydarzenia kładą się cieniem na pierwszej miłości nastolatki, każąc jej szybko wydorośleć. W piosence tytułowy smutek staje (jako „trzeci ktoś”) pomiędzy kochankami z długim stażem. Ten smutek to ich „dojrzały wiek”, czyli rutyna, nuda i chłód. Bohaterka piosenki rozpaczliwie woła: „Odejdź, smutku”, lecz raczej nie wierzy, że coś się zmieni. Postać słowno-muzyczna piosenki odchodzi od formy zwrotka-refren; odejścia od regularnych rymów podkreślają intymny, niedoskonały charakter wyznania. Interpretacja wymaga cieniowania nastroju, zróżnicowania dynamiki i ekspresji. To trudna piosenka, dająca jednakże wykonawczyni pole do zaprezentowania kunsztu aktorstwa wokalnego w minimonodramie muzycznym. Maria z pewnością postrzegała ją jako okazję do pokazania się w zupełnie nowej odsłonie. To mógł być początek nowego etapu, tworzenia nowego repertuaru, adresowanego do węższej, wybrednej publiczności. Tę piosenkę traktowała jako coś wyjątkowego i miała nadzieję, że jury doceni jej wspaniałą (bez wątpienia!) interpretację. Druga nagroda oznaczała dla niej porażkę. We wspomnieniach o Sopocie ’63 Koterbska nie mówi, kto dostał pierwszą nagrodę. Nie wspomina, z kim podzieliła się drugą nagrodą ex aequo ani z kim jeszcze rywalizowała. Cieszyły ją słowa uznania po konkursie i zapewnienia, że była najlepsza (zdaniem jednego z jurorów, Jana Brzechwy), ale najbardziej utkwiło jej w pamięci stwierdzenie jurora Władysława Szpilmana, że nie przyznał jej pierwszej nagrody, ponieważ piosenka za bardzo przypominała mu pewien włoski szlagier. Wykonawczyni „Odejdź, smutku” lapidarnie charakteryzuje Szpilmana: „Dziwny to był człowiek”.070 073 Hifi 02 2021 Strona 2 Obraz 0001

 

 


Subiektywnie odczuwana sopocka porażka prawdopodobnie podcięła piosenkarce skrzydła. Co prawda w latach 60. XX wieku włączyła do repertuaru kilka piosenek równie, nazwijmy to, ambitnych, jak „Odejdź smutku”, ale całkiem nowego emploi nie zbudowała. Może zabrakło jej odwagi i motywacji, by po Sopocie zmienić absolutnie wszystko?
Sięgała po covery piosenek amerykańskich. Potrafiła zaśpiewać jak Ella Fitzgerald (rewelacyjne wykonanie „Wołam cię”, kompozycji Sammy’ego Cahna; to, jak i dziesiątki innych nagrań, jest dostępne na portalu YouTube). Nie odkryła siebie po raz drugi. Występowała do lat 90. Nagrywała nowe piosenki. Śpiewała w duecie z synem, lecz jej utrwalony artystyczny wizerunek pochodził wciąż z lat 50. XX wieku.


A co do Sopotu ’63, trzeba podać kilka faktów. W konkursie polskim oceniano nie wykonawców!, lecz utwory, czyli walory literackie i muzyczne piosenek. Jeśli Szpilmanowi (obdarzonemu niesamowitą pamięcią) jakiś motyw zabrzmiał jak zapożyczenie z zagranicznego przeboju, to nic dziwnego, że nie popierał przyznania kompozytorowi pierwszej nagrody. W Sopocie wystąpiła m.in. Ewa Demarczyk z piosenkami „Karuzela z Madonnami”, „Pejzaż” i „Czarne anioły”. Uważane dziś za genialne utwory, wtedy nie zdobyły żadnej nagrody.
Równorzędną z Koterbską drugą nagrodę przyznano piosence wykonywanej przez Annę German „Tak mi jest źle”, natomiast pierwszą nagrodę wyśpiewała Regina Pisarek za „Nie pamiętam”. Obie piosenki są bardzo dobre, choć „Odejdź, smutku” wydaje się jeszcze lepsza. Przypuszczalnie opinia Szpilmana, oparta na mocnym argumencie, przesądziła o wynikach.
Nawiasem mówiąc, Koterbska zaśpiewała 1963 roku w Sopocie dwie piosenki. Oprócz „Odejdź, smutku”… „Rudy rydz”. Dziwaczny zestaw. Żywiołowy twist o absurdalnie banalnym tekście stal się potem wielkim przebojem, ale… nie w wykonaniu Koterbskiej, lecz Heleny Majdaniec. Nastawała epoka big-beatu i artystów o pokolenie młodszych.


Mały i duży Wiedeń
Syn Marii Koterbskiej, Roman Frankl, który młode lata spędził w „Małym Wiedniu”, dorosłe życie zawodowe i osobiste związał z prawdziwym Wiedniem. Uczył się grać na fortepianie. Ukończył Wyższą Szkołę Teatralną w Krakowie (1976) i po siedmiu latach występów w polskich teatrach i filmach, jak również po nagraniu longplaya „Mężczyzna na niepogodę” wyjechał na stałe do Austrii. Do Polski wraca co pewien czas, na plan serialu „Klan”, w którym od dwudziestu lat gra rolę serbskiego pisarza.
Dla polsko-austriackiego portalu Elipsa Frankl powiedział: „Oczywiście zawsze będzie mi łatwiej i swobodniej poruszać się w języku polskim, moim ojczystym, moim urodzonym i wrodzonym, który nie ma też przede mną tajemnic, ale z kolei moim językiem scenicznym stał się w międzyczasie język niemiecki i mam takie wrażenie, że na scenie (szczególnie kabaretowej) jest mi on bliższy i łatwiejszy w szybkim znajdywaniu właściwej pointy”. Pisze scenariusze w języku niemieckim. Komponuje piosenki kabaretowe. Jest też autorem książkowej biografii swojej matki, pod tytułem „Maria Koterbska. Karuzela mojego życia” (2008).
Synowie Romana kontynuują rodzinne tradycje artystyczne. Zawodowo zajmują się filmem (reżyseria, zdjęcia) i fotografią.


Rodzice Romana pozostali wiernymi mieszkańcami Bielska-Białej. Oboje uczestniczyli w wielkiej fecie jubileuszu 90. urodzin Marii, uczczonych przez miasto plenerowym koncertem gwiazd. Maria opiekowała się mężem, gdy podupadł na zdrowiu. Jan odszedł w roku 2020, na kilka miesięcy przed 70. rocznicą ślubu.
Maria Koterbska zmarła 18 stycznia 2021 w szpitalu w Bielsku-Białej. Została pochowana obok męża na cmentarzu parafii św. Mikołaja. Chociaż był to pogrzeb państwowy, a nad urną odczytano list od ministra kultury, Roman Frankl nie zgodził się na kilka ceremonialnych ekscesów, w tym warty wojskowe. Zdobył się na wzruszające wyznanie, że gdyby miał się urodzić po raz drugi, chciałby być synem Marii Koterbskiej. Posępną atmosferę uroczystości rozjaśnił występ młodzieżowej grupy wokalnej, która zaśpiewała „Parasolki”.
Maria Koterbska jeszcze parę dni przed śmiercią śpiewała w szpitalu pielęgniarkom. Była pogodna i spokojna, bo jej bilans i osobisty, i artystyczny zdecydowanie wypada dodatnio. Swoje życie podsumowała następująco: „Nie osiągnęłam wielu celów, które zamierzałam na początku mojej artystycznej drogi. Przecież chciałam być aktorką. Szkoda, że nigdy nie zagrałam w filmie muzycznym”.
Rzeczywiście, taki film nie powstał. Dwie piosenki, ważne dla atmosfery i akcji filmu, lecz nie czyniące z niego musicalu, zaśpiewała Koterbska w komedii „Irena do domu!” (1955, reż. Jan Fethke). Drodzy Czytelnicy, obejrzyjcie te fragmenty, a najlepiej cały film, przez pamięć o Piosenkarce i jej nie do końca wykorzystanym talencie.

 



Evergreeny Marii Koterbskiej (wybór):
„Augustowskie noce” (muz. Franciszka Leszczyńska, sł. Andrzej Tylczyński i Zbigniew Zapert)
„Brzydula i rudzielec” (muz. Jerzy Harald, sł. Eugenia Wnukowska)
„Chłopcy z obcych mórz” (muz. Ryszard Sielicki, sł. Andrzej Bianusz)
„Deszcz” (muz. Jerzy Wasowski, sł. Jeremi Przybora)
„Do grającej szafy grosik wrzuć” (muz. Günter Oppenheimer, sł. Mirosław Łebkowski)
„Karuzela” (muz. Witold Krzemiński, sł. Ludwik Starski)
„Mój chłopiec piłkę kopie” (muz. Jerzy Harald, sł. Eugenia Wnukowska)
„Serduszko puka w rytmie cza cza” (muz. Romuald Żyliński, sł. Janusz Odrowąż-Wiśniewski)
„Wrocławska piosenka” (muz. Jerzy Harald, sł. Eugenia Wnukowska)

 

Hanna Milewska

Hi-Fi i Muzyka 02/2021