HFM

artykulylista3

 

Pożegnanie z Karelem Gottem

096 112019 001
Kiedy miałem jedenaście lat, a w Polsce kończyła się demokracja ludowa, obśmiewałem wszystko, co chciało błyszczeć po tej stronie żelaznej kurtyny. Wśród obiektów moich drwin któregoś razu znalazł się Karel Gott, jako symbol typowego dla RWPG obciachu.




Ojciec skarcił mnie wtedy wzrokiem i powiedział: „Synu, repertuar Karela Gotta jest bardzo różny i często zbyt estradowy, ale z tak pięknym głosem mógłby on spokojnie śpiewać w Deep Purple”. To odmieniło moje podejście. Posłuchałem tych piosenek uważniej i uznałem, że tata miał rację.
Sam Karel Gott prawdopodobnie również myślał o sobie jako o relikcie przeszłości; chciał nawet zakończyć karierę. Uważał, że w nowej rzeczywistości nie będzie zapotrzebowania na jego talent. Bardzo się pomylił. Publiczność ubłagała go, by śpiewał dalej i wciąż czarował swoją osobowością. A był facetem, którym każdy z nas chciałby być. Przystojnym, eleganckim, szarmanckim i niezwykle sympatycznym. Do tego dysponował głosem tak pięknym, że Polacy uwielbiali go słuchać, nawet bez zwyczajowych podśmiewanek z języka czeskiego.
On zaś uwielbiał Polskę. Czuł się u nas znakomicie, nie tylko w 1964 roku, kiedy śpiewał w naszym języku piosenkę o Kocie Teofilu. Często przyjeżdżał na  koncerty. Najczęściej do Sopotu, bo przecież dla nas był międzynarodową gwiazdą.
Uwielbiali go również Niemcy, traktując trochę jak swojego człowieka, związanego z kulturą czeską. Słynną piosenkę o pszczółce Mai, którą u nas wykonywał Zbigniew Wodecki, w Niemczech śpiewał właśnie Karel Gott. I to nie tylko we wschodniej części tego kraju. A przypomnijmy, że w tamtych czasach do tej zachodniej trudno się było dostać jakiemukolwiek artyście z bloku wschodniego. Karel nie miał z tym problemu. W 1968 roku wystąpił nawet na Eurowizji, reprezentując… Austrię.
Dobrze znał niemiecki, angielski, rosyjski, francuski i włoski. Ze świetnym słuchem muzycznym i znakomitą pamięcią, śpiewał w tych wszystkich językach, porywając publiczność wielu krajów.
Ale Karel Gott to nie tylko Eurowizja, Kot Teofil i Pszczółka Maja. To blisko 60 lat spektakularnej kariery, w trakcie której nagrał około stu albumów. To łącznie ponad 100 mln sprzedanych płyt. Nie liczby są jednak najważniejsze, a serce. A ten wspaniały głos pozostanie w sercach wielu z nas.
Zmarł 1 października 2019 roku.

096 112019 002

 

Michał Dziadosz
Źródło: HFM 11/2019