HFM

artykulylista3

 

Jan Sztwiertnia – długa pamięć o krótkim życiu

062 067 Hifi 09 2020 001
„Wakacje 39 roku spędził w Wiśle. Komponował. Tam zastała go wojna. Ten skromny, najmniej niebezpieczny dla kogokolwiek, a zwłaszcza dla Wielkiej Rzeszy człowiek, wielki talent z przeczuwalną tylko wielką przyszłością traci życie, a Polska jedną z nowych możliwych pereł swojej kultury…”
Stanisław Hadyna



Przed wpływem historii na los społeczności i jednostek nie ma ucieczki. Fatalny splot okoliczności wikła też muzyków, brutalnie przestawiając zwrotnicę ich artystycznej kariery.
Dygresja o historii
Jesienią 1939 Mieczysław Wajnberg, utalentowany student warszawskiego konserwatorium, miał wyjechać do USA, do Curtis Institute of Music, szlifować talent w klasie Józefa Hofmanna. Po perypetiach spowodowanych wybuchem II wojny znalazł się w Mińsku. Tam zdążył skończyć studia i zagrać egzamin dyplomowy tuż przed atakiem Hitlera na ZSRR w czerwcu 1941. Przetrwał wojnę, został kompozytorem i nie wrócił już do Polski. Mimo wszystkich lęków i niepowodzeń, których nie szczędziła mu sowiecka rzeczywistość, żył i tworzył.

062 067 Hifi 09 2020 002

Przetrwać II wojnę i spędzić twórczo resztę życia udało się też Michałowi Spisakowi. Świeży absolwent, a wcześniej prymus katowickiego konserwatorium, w 1938 roku dostał stypendium władz województwa śląskiego na roczne studia podyplomowe w Paryżu, u Nadii Boulanger. Słynna pedagog była tak zadowolona z wyników pracy z młodym Polakiem, że poparła jego starania o przedłużenie stypendium o kolejny rok. Wybuch wojny zastał zatem Spisaka we Francji. Kompozytor osiadł tam już na stałe, po wojnie zachowując ścisły kontakt z krajowym środowiskiem muzycznym.
Gdyby przed 1 września 1939 wrócił do rodzinnej Dąbrowy Górniczej, prawdopodobnie padłby ofiarą Intelligenzaktion Schlesien – planowej likwidacji polskiej elity intelektualnej na Śląsku i w Zagłębiu. Śmierć w więzieniach i obozach koncentracyjnych poniosło około 2000 nauczycieli, urzędników, duchownych i artystów.
Wśród ofiar Intelligenzaktion Schlesien znalazł się Jan Sztwiertnia, absolwent tego samego co Spisak Śląskiego Konserwatorium w Katowicach. Jesienią 1939 roku, dzięki stypendium lokalnych władz, miał jechać do Paryża, aby szlifować warsztat kompozytorski, przypuszczalnie również pod okiem Nadii Boulanger. Los nie napisał mu tak pomyślnego scenariusza jak Spisakowi. W kwietniu 1940 aresztowano go i wysłano do obozu w Dachau, a następnie do Mauthausen-Gusen na terenie Austrii.

062 067 Hifi 09 2020 002

29 sierpnia 1940, po kilku tygodniach harówki przy utwardzaniu drogi, Sztwiertnia upadł i skonał po serii kopniaków esesmanów.
Miał zaledwie 29 lat, a już pokaźny dorobek jako kompozytor, dyrygent chórów, nauczyciel i organizator życia muzycznego w Beskidzie Śląskim. Tadeusz Prejzner, wykładowca konserwatorium, wróżył mu międzynarodową karierę słowami: „Ten się w Europie nie zmieści!”. Do czego doszedłby Sztwiertnia przy swoim talencie i niepospolitej pracowitości – nie wiadomo. Na podstawie zachowanych utworów można tylko mieć nadzieję, że pięknie by się rozwijał. Jest uważany za największy talent kompozytorski, jaki wydała ziemia cieszyńska. Śląski świat muzyczny kultywuje jego pamięć. Dba o edycje nut i nagrania. Niestety, w Encyklopedii Muzycznej PWM nie ma hasła „Jan Sztwiertnia”. Nie do wiary!

062 067 Hifi 09 2020 002

Oparcie w Bogu i w samym sobie
Jan Maklakiewicz, ceniony kompozytor, organista i dyrygent, napisał o 25-letnim kompozytorze: „Swoje wykształcenie muzyczne zawdzięcza Sztwiertnia samemu sobie, własnej pracowitości, zapałowi i miłości do sztuki”. A przyjaciel i współpracownik Sztwiertni Jerzy Drozd wspominał po latach: „Oprócz wrodzonego talentu odznaczał się niezmordowaną pracowitością. Miał zawsze wspaniale zorganizowany czas pracy i planu tego ściśle przestrzegał”. Nacisk na etykę pracy charakterystyczny jest dla wyznania ewangelicko-augsburskiego, a Sztwiertnia był luteraninem, tak jak znacząca część ludności Śląska Cieszyńskiego. W Wiśle, w której mieszkał i pracował jako dorosły człowiek, luteranie stanowią wręcz większość (dziś to jedyna taka miejscowość w Polsce). Szacunku dla pracy uczył się Sztwiertnia w kościele i w sierocińcu prowadzonym przez wspólnotę luterańską; cnotę pracowitości doskonalił też sam czując, że to najpewniejszy punkt oparcia.
Urodził się 1 czerwca 1911 roku w Hermanicach – wsi, która dziś jest jedną z dzielnic Ustronia (powiat cieszyński). Matka, Marianna Sztwiertnia, była robotnicą w hucie żelaza w Trzyńcu (w 1920 roku miasteczko znalazło się w granicach Czechosłowacji). Z romansu z inżynierem Janem Dominikiem Marianna miała dwóch synów, lecz ojciec biologiczny nie dał im ani nazwiska, ani żadnego wsparcia. Kiedy urodził się młodszy brat, Oskar, Jan trafił na wychowanie do wuja, lecz czasy tuż po I wojnie były trudne (chaos, inflacja) i dziesięcioletni chłopiec został oddany do Ewangelickiego Domu Sierot w Ustroniu. Matka, która bardzo go kochała, regularnie odwiedzała syna. Zmarła, gdy skończył 14 lat.

062 067 Hifi 09 2020 002

Oskarem zajął się wuj, a Jan dalej mieszkał w sierocińcu. Tam właśnie spotkał wychowawców, którzy zauważyli jego zdolności muzyczne i odkryli, że ma słuch absolutny i znakomitą pamięć muzyczną. Często się zdarzało, że w myślach ułożył i zapamiętał utwór tak perfekcyjnie, że potem mógł go od razu zanotować na czysto, wyraźnym, niemal kaligraficznym pismem. Zdecydowano, że powinien kontynuować naukę w seminarium nauczycielskim, czyli liceum pedagogicznym, w Cieszynie.
Tam rozwinął skrzydła. Uczył się grać na skrzypcach, wiolonczeli, fortepianie i organach pod okiem takich pedagogów, jak Karol Hławiczka i Alfred Nohel. Na ćwiczenia z harmonizacji melodii i pierwsze próby kompozytorskie wykorzystywał czas oczekiwania na pociąg i przejazdów między Ustroniem a Cieszynem, zaś w czasie wakacji mógł bez reszty poświęcić się pisaniu. Przy takim tempie i samozaparciu teka 18-letniego artysty zawierała już dwie pieśni na głos solowy z fortepianem (do słów Leona Rygiera), osiem pieśni na chór mieszany do słów poetów śląskich (Emanuela Grima, Jana Kubisza), etiudy, wariacje i duety fortepianowe oraz kwartet smyczkowy.
Pierwsze utwory publikował w wydawanej co miesiąc gazetce szkolnej. Sztwiertnia zamieszczał tam też teksty o muzyce, rysunki, szarady i rebusy. W kościele ewangelickim Apostołów Piotra i Pawła w Wiśle grał na organach i prowadził chór. Wspólnie z grupą kolegów owładniętych ideą samokształcenia i krzewienia kultury lokalnej założył Stowarzyszenie Akord.

062 067 Hifi 09 2020 002

Nauczać i wciąż się uczyć
Pracy nauczyciela nie traktował jako dopust czy jedynie źródło utrzymania, choć była to bardzo ważna kwestia; wreszcie mógł sobie kupić radio, rower i pianino. Przeciwnie – uważał ją za misję. Kontakt z dziećmi i ich rodzicami – mieszkańcami Beskidu Śląskiego (a sam przecież tu się urodził i wychował), kontakt z wiejskimi artystami (notował zasłyszane melodie ludowe), kontakt z piękną przyrodą – wszystko to dawało mu siłę i inspirację. W czasie samotnych górskich spacerów mógł się wyciszyć, modlić, medytować i czytać. Jak bezpośredni związek łączył w jego biografii naturę i sztukę widać choćby w cytacie z listu do przyjaciela, napisanym po powrocie z narciarskiej eskapady: […] siadłem bez wieczerzy i zacząłem pisać. Nie wiem, co się ze mną stało. Nad ranem całość była gotowa. Zdaje się, że pisałem tę pieśń w ekstazie”.
Po maturze w 1930 roku zatrudnił się w jednoklasowej szkółce w Wiśle-Równem. Z zapałem wymyślał gry i zabawy edukacyjne, które zachęciłyby niesforne siedmiolatki do skupienia na poznawaniu liter i cyfr. Pedagogiczne umiejętności rozwijał potem w szkole powszechnej w Wiśle-Głębcach, a na końcu – w Wiśle-Centrum.
Opracował program nauki dla samego siebie. Pisał o tym do kolegi: „Jestem samodzielny, nikt mi po piętach nie gania, ułożyłem własny plan nauki i według niego postępuję. Wolny czas spędzam na studiowaniu lektury pedagogicznej – śliczna książka to »Psychoanaliza« Costera – oraz studiowaniu form muzycznych, zwłaszcza fugi i sonaty”. W miejscowej bibliotece „Macierzy Szkolnej” mógł znaleźć literaturę piękną i podręczniki, ale nie nuty. Ze skromnych nauczycielskich dochodów kupował więc partytury – np. opery „Tannhäuser” Wagnera – i pilnie analizował wieczorami.

062 067 Hifi 09 2020 002

Prowadził dwa chóry: młodzieżowy w Wiśle-Czarnem i męski chór „Echo” w Wiśle-Centrum. Był też parafialnym organistą. Utwory – nota bene niełatwe wykonawczo – które pisał dla swoich zespołów, były publikowane i zyskiwały ogólnopolską popularność w ruchu chóralnym. Jako aktywista Związku Polskiej Młodzieży Ewangelickiej prowadził teatr amatorski, w którym grał i reżyserował, choćby „Pana Jowialskiego” Fredry.
Kiedy w Cieszynie powstała filia konserwatorium katowickiego, Jan Sztwiertnia został studentem wydziału pedagogicznego w roku akademickim 1935/36. Po roku zapisał się równolegle na wydział kompozytorski i zaczął dojeżdżać do Katowic. Jego wykładowcami byli m.in. pianista Aleksander Brachocki, znawca folkloru Tadeusz Prejzner i kompozytor Bolesław Szabelski. Pedagogikę muzyczną ukończył Sztwiertnia wiosną 1939 roku. Spotkał go wtedy wielki zaszczyt: władze uczelni zorganizowały koncert, poświęcony wyłącznie jego utworom. Następne takie wydarzenie w dziejach katowickiego konserwatorium – swoisty benefis studenta, a nie zasłużonego profesora – miało miejsce dopiero dwadzieścia lat później i dotyczyło… Henryka Mikołaja Góreckiego. Nie sposób powstrzymać się od refleksji, że gdyby Janowi Sztwiertni dane było przeżyć obóz w Gusen, stałby się jednym z filarów zjawiska zwanego „śląską szkołą kompozytorską”.

062 067 Hifi 09 2020 002

Do dyplomu w dziedzinie kompozycji brakowało mu roku studiów – i ten właśnie rok miał spędzić w Paryżu, na stypendium za wybitne osiągnięcia w nauce. Wojna wszystko zniszczyła. Według świadectwa współwięźnia, luterańskiego biskupa Andrzeja Wantuły, Sztwiertnia w obozie w Gusen zapisywał pomysły muzyczne na strzępach papieru. Skomponował nawet „Hymn więźniów”, ale nie wiadomo, czy ktokolwiek to zaśpiewał; nuty się nie zachowały.

062 067 Hifi 09 2020 002

Opera ludowa
Zdaniem kompozytora Ryszarda Gabrysia, przeznaczeniem Jana Sztwiertni była opera. Fascynował go Wagner. Bliska mu była idea Gesamtkunstwerk – syntezy sztuk w jednym dziele, w tym przypadku – operowym. Sam uprawiał, na skromną, amatorską skalę, poezję, malarstwo, aktorstwo i reżyserię, lecz jako kompozytor czuł się już profesjonalistą. Wagner szukał tematów i bohaterów w mitologii germańskiej i religii chrześcijańskiej. Sztwiertnię interesował folklor jego małej ojczyzny – Śląska Cieszyńskiego i… chorały protestanckie; technika orkiestracji Richarda Straussa i… jazz; cenił Strawińskiego i Hindemitha, a z kompozytorów polskich – Szymanowskiego, Karłowicza i Chopina.
Mając zaledwie 21 lat, Sztwiertnia rozpoczął komponowanie „Sałaszników”. Zrazu określał gatunek tego utworu jako „coś regionalnego, coś a la operetka w 1 akcie”, po kilkunastu miesiącach pomysł rozrósł się do rozmiarów dwuaktowej opery komicznej. W tytule Sztwiertnia rozwiązał kwestię gatunku następująco: „Sałasznicy – Wiślanie, wodewil – widowisko ludowe ze śpiewami i tańcami na tle życia górali wiślańskich”.

062 067 Hifi 09 2020 002

Fragmenty wykonywali okoliczni muzycy amatorzy (instrumentaliści, soliści i chór czterogłosowy) pod dyrekcją kompozytora w 1932 roku, w trakcie serii koncertów w różnych dzielnicach Wisły, w zamkniętych salach i w plenerze. Co ciekawe, jedną z partii solowych śpiewał Jerzy Pilch, zapewne przodek niedawno zmarłego popularnego pisarza – przedstawiciela zacnego rodu z Wisły. Przez następne sześć lat Sztwiertnia szlifował partyturę, ale wykonania całości ani nigdy nie poprowadził, ani nawet nie usłyszał. Skompletowanie pełnowymiarowej orkiestry przekraczało bowiem beskidzkie możliwości organizacyjne.
Po wojnie, w 1946 roku grupa przyjaciół Sztwiertni przedstawiła fragmenty „Sałaszników” w wiślańskim hotelu Piast i wtedy użyto określenia „opera ludowa”. Muzykolog Józef Michałowski uważa jednak, że: „«Sałasznicy» Jana Sztwiertni nie są operą w przyjętym rozumieniu tego terminu. To raczej wodewil zarówno z racji ludowego języka i fabuły, jak i z powodu stosowania zwrotkowych pieśni w stylu ludowym zamiast arii. Ale partia orkiestry, choć na ogół mało samodzielna, używana raczej jako akompaniament, jest napisana na pełną obsadę symfoniczną z ambicjami na coś poważniejszego niż wodewil”. Gabryś natomiast chwali zalety „[…] skromnej śpiewogry, tradycyjnej w muzycznym języku, acz potoczystej, wartkiej, zadziwiającej inwencją melodyczną i jakby «chorałowymi» nieco (pisał to... «luter spod Cieszyna»!) chórami i harmoniami”.

062 067 Hifi 09 2020 002

Za libretto posłużyła Sztwiertni komedia Ferdynanda Dyrny, miejscowego pisarza ludowego, aktora amatora, działacza patriotycznego, a z zawodu – księgowego. Sam zgłosił się do kompozytora z tekstem o problemach i obyczajach sałaszników, czyli właścicieli beskidzkich górskich pastwisk i zagród dla owiec. Sceniczna prapremiera utworu odbyła się dopiero w 1966 roku w Cieszynie, z okazji tysiąclecia polskiej państwowości. Spektakl pokazano 15 razy, także w telewizji. Zespół Pieśni i Tańca „Śląsk”, który nosi imię Stanisława Hadyny, krajana i młodszego kolegi Sztwiertni, przedstawił „Sałaszników” w 2010 roku, z partyturą rozszerzoną o tańce śląskie z własnego repertuaru, z efektowną choreografią i zmianami w orkiestracji.

062 067 Hifi 09 2020 002

Muzycy pamiętają
Sztwiertnia uwielbiał samotność jako stan najwyższego skupienia i kreatywności, lecz potrzebował ludzi do dzielenia się radością muzyki i życia. Marzył o szybkim założeniu rodziny, bo pół młodego życia spędził w sierocińcu. Ewa Wantulak, góralka z Wisły, mieszkała obok jednej ze szkół, w których uczył. Pobrali się w 1933 roku i mieli dwóch synów: Jana Juniora i Bolesława. Sztwiertnia opowiadał malcom bajeczki i improwizował dla nich na pianinie.
Wdowa po Janie otrzymała z Gusen urnę z prochami męża. Spoczęły na wiślańskim cmentarzu ewangelickim na Gróniczku.
Tragizm wojennych losów w rodzinie Sztwiertniów i Wantulaków nie zatrzymał się na aresztowaniu i śmierci Jana. W 1943 roku ojciec i brat Ewy zostali aresztowani i ścięci; Ewę i jej siostry wywieziono do obozu w Auschwitz, potem do Ravensbrück.
Chłopcami zaopiekowała się dalsza rodzina. Ewie udało się przeżyć. Powróciła w rodzinne strony, lecz nie była w stanie utrzymać dzieci. Los Jana Sztwiertni powtórzył się jak echo. Matka musiała oddać Janka juniora do domu dziecka, a Bolka – do krewnych. Na szczęście więzi rodzinne przetrwały. Chłopcy usamodzielnili się; Janek został elektrykiem, Bolek – ślusarzem. Na emeryturze Ewa Sztwiertnia zamieszkała u starszego syna.

062 067 Hifi 09 2020 002

We wrześniu 2015 roku Jan Sztwiertnia junior, odsłaniając pamiątkową tablicę, uczcił pamięć swojego ojca i polskich ewangelików-więźniów KL Mauthausen- Gusen. Tablica ta jest częścią miejsca pamięci, o którego powstanie zabiegał u władz Austrii Władysław Bartoszewski od 2001 roku, kiedy był ministrem spraw zagranicznych. W muzeum w Sankt Georgen an der Gusen otwarto wystawę poświęconą kompozytorowi, a w miejscowym kościele odbył się koncert jego utworów, wykonanych przez artystów polskich i austriackich.
Nie zabrakło wśród nich Huberta Miśki, tenora, solisty Opery w Bytomiu i wykładowcy katowickiej Akademii Muzycznej. Śpiewak nie tylko posiada w swym stałym repertuarze utwory wokalne Jana Sztwierni, lecz także wydał o nich książkę („Solowa twórczość wokalna Jana Sztwiertni – charakterystyka stylistyczna i aspekty wykonawcze”) i dokonał rejestracji płytowych. Miśka należy do coraz liczniejszej drużyny, dzięki staraniom której muzyka Sztwiertni ożywa, dźwięcznie wylatuje z kart manuskryptów schowanych w Archiwum Śląskiej Kultury Muzycznej przy Bibliotece Głównej Akademii Muzycznej w Katowicach. Jest wykonywana, wydawana (edycja partytury „Sałaszników”), nagrywana (m.in. dwie płyty pianistki Agaty Adamczyk), analizowana, dyskutowana. Powstał też film dokumentalny „Muzyka i cisza” w reżyserii Dagmary Drzazgi. W Ustroniu i w Wiśle stanęły pomniki Sztwiertni. W Cieszynie odbywa się konkurs kompozytorski jego imienia.

062 067 Hifi 09 2020 002

Najważniejszym do tej pory opracowaniem dotyczącym życia i twórczości Jana Sztwiertni jest książka wydana w stulecie urodzin kompozytora „Jan Sztwiertnia 1911-1940. Człowiek i dzieło” pod redakcją Huberta Miśki (Wydawnictwo Uniwersytetu Śląskiego, Katowice 2012). Ta cenna książka zbiorowa zawiera bibliografię publikacji o Sztwiertni, fotografie i skany fragmentów rękopisów nutowych; bez niej nie byłoby artykułu, który Czytelnicy mają teraz przed oczami.
W pięknym, błyskotliwym eseju „Symfonia niedokończona” Ryszard Gabryś doszedł do wniosku, że gdyby nie śmierć, młody Sztwiertnia podążyłby drogą dodekafonii; był na granicy twórczego przełomu stylistycznego. O pokoleniu swoich rówieśników Gabryś (ur. 1942) mówi: „[…] zaczynaliśmy tam, gdzie stoi Jan Sztwiertnia w opusie ostatnim: cudownych i ulotnych, jakby na przekór okupacyjnemu już czasowi powstałych pieśniach do poezji Leopolda Staffa”.

062 067 Hifi 09 2020 002


Wybrane kompozycje Jana Sztwiertni:
„Śpiący rycerze w Czantorii” – poemat symfoniczny
Symfonia organowa (rekonstrukcja: Julian Gembalski)
Fugi fortepianowe (nr 1, nr 2)
„Sałasznicy” – opera ludowa
„Rycerze” – kantata na chór męski
Pieśni na chór mieszany (do słów poetów śląskich)
Pieśni na głos z fortepianem (m.in. do słów Leopolda Staffa)

 

 

 

Hanna Milewska
Źródło: HFM 09/2020