HFM

artykulylista3

 

Pali się!

„Budynek, w którym mieści się kabina bezechowa składa się z dwóch pomieszczeń. Pierwsze z nich to zewnętrzne o wymiarach 14,9x17,9x15,3 m i objętości 4080 m³, którego ściany o grubości 30 cm wykonano z betonu i usadowiono na specjalnym fundamencie. Drugie, mieszczące się wewnątrz pierwszego, ma wymiary 11,7x14,7x11,7m i objętość 2012 m³. Ściany o grubości 30 cm postawiono również na betonowych fundamentach i wytłumiono z zewnątrz pianką poliuretanową o grubości 20 cm. Waga kabiny wynosi 700 ton i osadzono ją na 52 zestawach amortyzatorów po 10 sprężyn każdy. Wewnętrzne powierzchnie charakteryzują się bardzo wysokim współczynnikiem pochłaniania dźwięku 0,99 w możliwie najszerszym zakresie częstotliwości. Został on osiągnięty dzięki elementom dźwiękochłonnym, jakie stanowią kliny z pianki poliuretanowej o długości 1,65 m. Właściwie zaprojektowana i wykonana izolacyjność kabiny gwarantuje bardzo niski poziom szumów własnych, około 15 dB. O wartości tej decyduje nie tylko grubość ścian i fundamentowanie całego budynku, ale również wykonanie otworów wentylacyjnych, kablowych i drzwiowych. Wymagane warunki pracy związane z utrzymaniem odpowiedniej temperatury i wilgotności uzyskuje się za pomocą układu klimatyzacyjnego.”

Tak pisał o swojej komorze bezechowej Tonsil. Wówczas nikt się we Wrześni nie spodziewał, że na miejscu tej perły pozostanie kupa gruzu. No, chyba że wybuchnie wojna. Tymczasem klucz bombowców okazał się niepotrzebny, by sojusznicy z Unii mogli odetchnąć z ulgą i zalać nasz rynek swoimi produktami. Nikt już im nie będzie bruździł; zwłaszcza fabryka o potencjale spokojnie dorównującym największym światowym graczom.
Byłem w Tonsilu, kiedy jeszcze wszystko działało. Kombinat robił przytłaczające wrażenie. Kilkanaście ogromnych hal produkcyjnych, własna elektrownia (!), no i wspomniana komora bezechowa – największa na świecie. Taka by była do dzisiaj, ale z komentarzy na naszym fanpage’u na facebooku dowiedziałem się, że spłonęła. Gęsty dym z pianek izolacyjnych spowił okolicę i „dusił całe miasto”, jak piszą internauci.
Można powiedzieć, że firma jest sama sobie winna, bo kiedy wiele mówiło się o jej reaktywacji, zarząd hojnie płacił za badania naukowców (skądinąd znakomitych). Powstawały prototypy głośników, jak niesamowity tweeter z biocelulozy, przenoszący pasmo do 200 kHz. Był w tym czasie, a jakże, „najlepszy na świecie”, bo zachodniej konkurencji (KEF) udało się osiągnąć „zaledwie” 100 kHz. Prototyp dostał stertę nagród i… Nie został wdrożony do produkcji. Podobnych pomyłek było mnóstwo, nikt nie wpadł za to na pomysł, żeby stworzyć linię tanich i ładnych głośników, przeznaczyć jak najwięcej pieniędzy na reklamę w kilku dużych krajach i stworzyć tam skuteczną sieć dystrybucji. Moloch mógł zalać skrzynkami pół świata i obecnie spokojnie konkurować z chińskim smokiem. Przecież to było możliwe. Skoro inni sobie poradzili, to dlaczego nie Tonsil? Stolarnie miał lepsze – jako jedna z pierwszych na świecie, tonsilowska opanowała technologię gięcia MDF-u na skalę przemysłową. Za granicą tę umiejętność traktowano jako sensację i tylko nieliczni stosowali ją we flagowych liniach. Tonsil mógł to robić w budżetówce. Z tej okazji przyjechali na rozmowy panowie z B&W. Sami nie potrafili, więc szukali wykonawcy. Wizyta podobno przebiegała ze słowiańską fantazją. Gości nakarmiono, napojono, przyjęto po królewsku. Do tego stopnia, że wsiedli do samolotu z ciężkimi głowami, a o biznesie nie zdążyli porozmawiać. Na hasło Tonsil, rzucone podczas naszej wizyty na Wyspach, zareagowali: „to chyba fabryczka w Polsce”. Fabryczka? Spójrzcie sobie, nadęte Angole na zdjęcia, najlepiej satelitarne. Wasze hale wyglądają przy niej jak budka stróża.
W kwestii grania – wystarczyło zatrudnić kilku konsultantów z dobrym uchem, skoro ówczesny prezes mówił: „możemy zrobić dźwięk, jaki kto chce, ale ludziom podobają się Altusy”. Podobnie zaważyła bierność („hurtownie nie zamawiają”). Ale przecież restrukturyzacja nie musiała polegać na kierowaniu funduszy, tylko na wymianie kilku głów.
A może o to chodziło, żeby Tonsil umarł? Coś w tym musi być, skoro na stronach National Geographic znajdziemy akapit: „Tonsil to potężna firma zajmująca się produkcją głośników, mikrofonów oraz akcesoriów audio, jego świetność umarła między innymi poprzez chciwość i nieczyste układy finansowe”.
O tym, że może być inaczej, świadczy przykład zza południowej granicy. Powstają tam nadal gramofony (w czasach żelaznej kurtyny Czechosłowacja była potentatem w tej dziedzinie), lampy, a obecne fabryki są w prostej linii potomkami państwowych „zakładów pracy”. Wykorzystują ich potencjał, a raczej – zostały na nim zbudowane od nowa. Nadal działa tłocznia Gramofonove Zavody. Oczywiście, to już nie ta skala, bo „powrót winylu” brzmi na papierze dumnie, ale to faktycznie nisza. Wypada zapytać, gdzie są Polskie Nagrania? Obecnie nie wiem. Podejrzewam, że w d…
Pożar komory ma znaczenie symboliczne. Oto już definitywnie pożegnaliśmy się z dumą polskiego hi-fi z czasów młodości. O reaktywacji nie może być mowy, bo pozostanie tylko znak firmowy, może już nawet sprzedany. To nieważne, bo bez ciągłości historii jest nic niewart, a pisanie „since 1948” byłoby nadużyciem. Na zgliszczach Diory i Unitry też hula wiatr przemian.
Symboliczne znaczenie ma również „zagospodarowanie terenu”, które pożar ułatwił. Na miejscu fabryki powstanie galeria handlowa i osiedla mieszkaniowe. Byli pracownicy Tonsilu, czyli klienci, będą mogli sobie spokojnie kupić kolumny „made in UE” w miejscowym supermarkecie. Bez konieczności koczowania przed sklepem firmowym w namiotach. Prawda, jaka to wygoda? Zresztą, co tu narzekać. Polska jest częścią Unii, więc dobro Unii to nasze dobro. Chociaż, pewnie znowu odezwą się malkontenci: „skoro Unia chciała naszego dobra, to trzeba było to dobro gdzieś schować”. Ale i to się przecież udało. Nawet nie schować, ale pochować. Wobec tego poproszę o minutę ciszy.

Autor: Maciej Stryjecki
Źródło: HFiM 09/2013

Pobierz ten artykuł jako PDF