HFM

artykulylista3

 

Nowe rozdanie

Jeśli wziąć pod uwagę, że „gdzie dwóch Polaków, tam trzy zdania”, trudno się dziwić, że i co do kryzysu zdania są podzielone. Jedni twierdzą, że dusi nas jak ta lala, i że to, co uważamy za wiosenną ruń zieloną, to wywalony agonalnie język Polski, a dlatego zielony, że agonia miała miejsce już dość dawno temu.

Inni (zwłaszcza ci, co mieli przyjemność z musu być partycypantami wdrażania kolejnych etapów tzw. reformy gospodarczej w latach 80.) twierdzą, że tym pierwszym w głowach się przewróciło i że w istocie żyjemy w umiarkowanym, ale jednak dobrobycie. Oczywiście, na co dzień interesują nas te kwestie ogromnie, ale przecież nie raz w miesiącu, gdy ukazuje się numer naszego magazynu. W tym dniu interesuje wszystkich w Polsce głównie tematyka hi-fi. Taki jest nasz wpływ na opinię publiczną.
Jak się zatem mają te kryzysy-niekryzysy do produkcji i rynku hi-fi w Polsce i jak tym negatywnym zjawiskom zaradzić? Produkcja sprzętu stereo w Polsce jest trochę dziwna.

Z jednej strony – zainteresowanie jest ogromne. Przynajmniej tak wynika z frekwencji na Audio Show (kolejne w listopadzie, jak zwykle w Warszawie). Tysiące potencjalnych klientów (czyżby?), setki wystawców, z czego połowa ze sprzętem krajowym. Zagłębie hi-fi, żyć nie umierać, a w tym życiu nic, tylko słuchać Bacha, prosto z rozmówek z Piwnicy Pod Baranami. Z drugiej strony, znam sporo byłych producentów, a kajecik mam wypełniony po brzegi nazwami nieżywych lub tylko nominalnie żywych marek. Ciągle widzę debiuty, ale jakoś mało dojrzałych, dużych firm.
Z obserwacji wynika, że najłatwiej założyć firmę z kolegą i wypuścić klawy produkt, który nawet znajdzie nabywcę. Najtrudniej natomiast przejść z kategorii jednoosobowej firmy zarządzanej metodami rodzinnymi do statusu producenta zatrudniającego dziesięć osób, nie licząc podwykonawców, z własnym magazynem i stałymi punktami sprzedaży precjozów. Ta sztuka udała się dosłownie paru polskim firmom w ciągu ostatnich 20 lat.
W czym problem? Nie mam pojęcia, ale czy to moja sprawa? Mnie interesują wyniki, a nie problemy egzystencjalne. Ja (czyli klient) mogę kupić tanio w USA albo za Chińskim Murem niekiedy całkiem przyzwoite produkty, więc polscy producenci robiący to samo, tylko z biało-czerwoną flagą, mogą mnie interesować średnio. Jednak czasy się powoli zmieniają i wydaje się, że preferencje rynku mogą się zmienić. Moda na użytkowanie oryginalnych urządzeń, nie noszących nachalnego piętna najtańszej masowej produkcji, umacnia się również w naszym kraju. Z drugiej strony, koszt produkcji w Chinach rośnie i niektóre firmy już się stamtąd zwijają, bo w domu jest już niewiele drożej, a oszczędza się na transporcie i kontroli jakości, która przy masowej produkcji w Chinach nadal musi być bardzo staranna. Zatem klimat jakby się zmienia i nawet jeśli jest to ocieplenie, to ocean może nas nie zalać.
Co zatem zrobić, żeby wykorzystać wyskoki klimatu i nie stracić dużego potencjału, jakim są liczne polskie firmy, produkujące sprzęt hi-fi. Mamy przecież kilku wytwórców zestawów głośnikowych, kilku wytwórców kabli i akcesoriów, mamy niekiedy wręcz rewelacyjne wzmacniacze, mamy źródła cyfrowe i nawet analogowe. Chyba poza wkładkami gramofonowymi w Polsce produkuje się wszystko. Jednak większość tych rzeczy powstaje w jednostkowych ilościach, a ich wytwórcy słabo ciągną, ewentualnie nastawili się na odbiór w krajach bogatszych i tam od razu kierują swoją ofertę.
Wydaje mi się, że obiecującym rozwiązaniem byłby koncern lub jakaś forma spółdzielni. Sytuacja powoli dojrzewa do tego, aby jakiś poważny człowiek interesu zawiązał grupę producentów lub wręcz kupił kilka małych firm i, korzystając z ich dorobku, stworzył konglomerat produkujący sprzęt hi-fi wyższej jakości. To byłby pierwszy krok, a może drugi. Krokiem drugim (a może jednak pierwszym) byłoby znalezienie świetnego konstruktora elektroniki wśród tych, którzy już odgwizdali walkower i w związku z tym są do wzięcia, i zaprojektowanie pod jego kierunkiem w ramach nowej marki nowej linii elektroniki, tym razem niedrogiej. Rzeczy tanich, w solidnych ale prostych obudowach (zamawianych na masową skalę, ale niekoniecznie w Chinach). Oferty eleganckich, świetnie grających, solidnie wykonanych w Unii Europejskiej gratów, które mogłyby być sprzedawane w niemal każdym sklepie hi-fi, a nawet w supermarketach AGD. Odpowiednika dawnych NAD-ów i Cambridge Audio albo współczesnych francuskich Atolli, tylko tańszych, bo u nas robocizna mniej kosztuje. Moda na super-duper kino domowe w każdej klitce raczej zwiędła i do łask wracają niedrogie urządzenia stereofoniczne pod warunkiem, że da się do nich podłączyć pendrajw ze skompresowaną muzyką. A to przecież dla polskich wytwórców betka, mylę się?
Sądzę, że najbliższe lata są ostatnim momentem na taki krok. Ludzie częstokroć z dobrymi pomysłami, mający w portfolio świetnie grające projekty, które zostały kiedyś docenione przez klientów, odchodzą z branży lub rozdrabniają się, wykonując jakieś klepane w piwnicy pędzidła na groszowe zamówienia. Okres bezrobocia czy kryzysu to niezły czas na rozwinięcie interesu dla człowieka mającego wolne środki i pomysły. Przypuszczam, że prędzej czy później moje przewidywania się spełnią. A przynajmniej powinno się tak stać, jeśli chcemy, żeby Polska miała dobrą markę wśród producentów hi-fi. To naprawdę da się zrobić.

Autor: Alek Rachwald
Źródło: MHF 02/2013

Pobierz ten artykuł jako PDF