HFM

artykulylista3

 

Niepotrzebne minimonitory

Przedstawione poniżej opinie mają charakter subiektywny. Podkreślam jednak, że całe dalsze rozumowanie opiera się na ścisłym przestrzeganiu audiofilskiej zasady o pierwszoplanowym znaczeniu jakości dźwięku.

Moim zdaniem, kształt części oferty producentów zespołów głośnikowych kłóci się ze zdrowym rozsądkiem. Mam na myśli aspekt techniczny, bo analiza wyników sprzedaży prawdopodobnie doprowadziłaby do innych wniosków. Chodzi o sporą popularność minimonitorów. Od dłuższego czasu sceptycznie patrzę na takie konstrukcje. Na swój użytek definiuję je jako zestawy o roboczej objętości obudowy poniżej 10 litrów. Miniaturyzacja prowadzi do zmniejszenia sprawności lub ograniczenia pasma przenoszenia, a w konsekwencji także do zmniejszenia dynamiki.
Skutki miniaturyzacji są nieuniknione. Wybór 10 litrów jako granicznej objętości nie wynika ze ściśle zdefiniowanych przesłanek technicznych. Nie chodzi też o to, by na siłę wybrać okrągłą liczbę. Ten wybór jest subiektywny i bazuje na wieloletnim doświadczeniu. Kolumny o objętościach powyżej 10 litrów z reguły są w stanie spełnić wymagania stawiane przed sprzętem audiofilskim, przy czym pomijam tu zgodność z indywidualnymi upodobaniami. O głośnikach mniejszych najczęściej tego powiedzieć nie mogę.


Miniaturowe zestawy są oczywiście potrzebne. Ich zastosowania widzę jednak poza rynkiem hi-fi, na przykład w mobilnych reżyserkach, w audio komputerowym, w branży instalacyjnej czy w sektorze tanich produktów masowych. W systemie wysokiej jakości nie można upchnąć kolumn gdzieś w ciasnej przestrzeni pomiędzy półkami czy w innym upośledzonym akustycznie położeniu. A skoro potrzebujemy trochę wolnego miejsca, to po co walczyć o ekstremalną miniaturyzację skrzynek? Żeby uzyskać roboczą objętość 10 litrów, wystarczy skrzynka o wymiarach około 35/20/28 cm. Gdy będziemy się starali zapewnić warunki akustyczne, spełniające choćby minimum przyzwoitości, to zmniejszanie poszczególnych wymiarów o kilka centymetrów nie poprawi ustawności zestawów, nawet jeśli sprzęt pracuje w małym pokoju. W przypadku, kiedy ktoś chce stworzyć zestaw inspirowany studyjną koncepcją monitorów bliskiego pola (NFM – near field monitor), daleko idąca miniaturyzacja również nie jest konieczna. Do odsłuchu w konfiguracji NFM potrzebne jest dobre sumowanie promieniowania głośników w niedużej odległości. Zmniejszenie objętości do kilku litrów nic tu nie zmienia. Swego czasu słuchałem dobrze działającego systemu inspirowanego NFM. Wykorzystano tam monitory Point Source 5.1 o objętości ponad 15 litrów.
Znana jest stara zasada, według której miniaturyzacja pomaga redukować podbarwienia. Im większa powierzchnia ścianek obudowy, tym więcej pasożytniczego promieniowania może zniekształcić dźwięk. Ale tu znów pojawia się kwestia osobistych doświadczeń. Moje odczucie jest takie, że dobrze wykonane skrzynki o objętości rzędu mniejszych kilkunastu litrów nie są zauważalnie gorsze od miniaturek. Zresztą, wyraźne podbarwienia można też spotkać w małych kolumnach. Problem koloryzacji nie znika automatycznie wraz ze zmniejszeniem gabarytów. Nawet w minimonitorach trzeba zadbać o redukcję drgań skrzynki.
Jest też linia myślenia, według której można się pogodzić z mniejszą sprawnością, zachować przyzwoite pasmo przenoszenia i zastosować mocniejszy wzmacniacz. To nie jest takie proste. Koncepcja małych zestawów, zdolnych do pracy z dużą mocą, zawiera wewnętrzną sprzeczność. W miniaturowych kolumnach siłą rzeczy mamy małe głośniki i małe przestrzenie. To w naturalny sposób utrudnia chłodzenie cewki i pracę z wysoką mocą. To samo dotyczy aspektu akustycznego – trudno zwiększać zakres wychyleń małej membrany. Dochodzą do tego jeszcze pewne subtelności projektowe. Elementy zwrotnicy muszą być zdolne do pracy z wyższą mocą. Parametry głośników i elementów pasywnych zależą od uzyskiwanych temperatur, co prowadzi do większej modulacji zachowania kolumn w zależności od poziomu głośności. Wytracanie dużej ilości ciepła wiąże się z dodatkowymi komplikacjami technicznymi. Z audiofilskiego punktu widzenia powinno nas to żywo interesować, bo przecież mówimy o zjawiskach, które wpływają na jakość dźwięku.
W jakimś stopniu można walczyć z ograniczeniami minimonitorów, ale nie jest to ekonomiczne. Co prawda, koszt wykonania dobrej skrzynki 10-litrowej będzie wyższy od kosztu wykonania skrzynki nieco mniejszej, ale różnica nie jest duża. Natomiast jeśli dla miniaturyzacji kolumn poniesiemy koszty mocniejszego wzmacniacza i większego układu napędowego przetwornika, to wydatki mogą wzrosnąć znacząco. W takim porównaniu wersja z droższą stolarką będzie z reguły bardzo atrakcyjna.
Gdybyśmy zignorowali aspekt ekonomiczny, można by przyjąć, że minimonitory są odpowiednim rozwiązaniem dla użytkowników słuchających z umiarkowanym poziomem głośności. Mimo wszystko uważam, że i w takiej sytuacji kalkulacja kosztów przeważy. Nawet jeśli jedyną korzyścią ze zwiększenia objętości obudowy byłby wzrost efektywności i zmniejszenie wymagań dotyczących wzmacniacza, to według mnie jest to wystarczający powód takiego działania.
Konkluzja jest dość radykalna. Minimonitory wydają mi się niszowym gatunkiem dla nietypowych gustów i zastosowań. Z punktu widzenia typowych systemów audiofilskich są właściwie kategorią zbędną.

Autor: Grzegorz Swiniarski
Źródło: MHF 1/2013

Pobierz ten artykuł jako PDF